{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Wielki szum wokół walki Tysona z Royem Jonesem. Felieton Piotra Jagiełły
Piotr Jagiełło /
Długo zapowiadany w mediach społecznościowych powrót Mike’a Tysona do boksu stał się faktem. 12 września w Los Angeles zmierzy się w pokazowym pojedynku z Royem Jonesem Juniorem. Szokujące wiadomości, bowiem chyba nikt nie spodziewał się takiego zestawienia i to na dystansie ośmiu rund. Na cały projekt należy spojrzeć szerzej.
Absurdalna walka podczas gali w Kalifornii. Nokaut w... siedem sekund! [WIDEO]
Tyson ostatni oficjalny występ zaliczył w 2005 roku, przegrywając w przygnębiającym stylu z Kevinem McBridem. Wtedy z "Bestii" zostały już tylko spodenki, był cieniem samego siebie, człowiekiem zmagającym się z demonami i totalnie wyniszczającym trybem życia. Po 15 latach zapragnął wrócić. Choć idea ma być tylko pokazowa, to sam nie jestem zwolennikiem takich wydarzeń. Boję się, że widok Tysona w ringu może być dla widzów przykrym zjawiskiem, na pewno nie mającym nic wspólnego z dawnym mistrzem. W wieku 54 lat między liny po prostu się nie wychodzi.
Z drugiej strony należy oddać Tysonowi wielki szacunek, bowiem wyszedł z życiowych kłopotów, dbając równolegle o formę fizyczną. Z otyłego mężczyzny w średnim wieku stał się atletą. Wygląda imponująco, również na krótkich filmikach z przygotowań. W dalszym ciągu nie można mieć jednak złudzeń – Amerykanin mógłby robić wiele innych rzeczy, ale powrót do sportu jest ryzykowny.
Z zasady starcie z o trzy lata młodszym i mocno porozbijanym Royem Jonesem Juniorem ma oczywiście nie być walką na śmierć i życie. Co jednak, gdy starszych panów poniesie? Boks nie jest teatrem, w którym każdy może wykuć swoją rolę. Tego wykluczyć nie możemy, bowiem mamy dowody na to, że Tyson wciąż bywa nieprzewidywalny. W 2006 roku stoczył pokazowy pojedynek z Coreyem Sandersem, byłym rywalem Andrzeja Gołoty. Miała być delikatna zabawa, ale… Tyson w pewnym momencie trafił Sandersa bardzo mocnym i dynamicznym ciosem. Uderzenie było na tyle wymowne, że musiał ratować rywala przed deskami. Chwycił go mocno i obyło się bez niepotrzebnego liczenia.
Pozytyw płynący z pokazówki Tysona z Royem Jonesem Juniorem? Medialny szum, który już zdążył się wytworzyć. Jestem przekonany, że nawet część sceptyków przekona się do tego, by włączyć telewizor i to zobaczyć. Ze względu na sentymenty, na w pewien sposób magiczny powrót do przeszłości. Trudno o wielki entuzjazm, ale prawdopodobnie jeszcze trudniej o obojętność. Stara gwardia znowu pobudzi wyobraźnię.