W trakcie sezonu Rafael Lopes został kapitanem Cracovii, a w piątek podniósł w górę Puchar Polski. – To moje pierwsze trofeum w karierze. W dodatku w roli kapitana. Czego chcieć więcej? – mówi Portugalczyk w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Rozmawiamy w sobotnie wczesne popołudnie. O 6:20 wróciliście do Krakowa z Lublina. Jak się czujesz?
Rafael Lopes: – Jestem bardzo zmęczony. Świętowaliśmy całą noc, ale było warto, bo działy się rzeczy historyczne. Za nami niesamowita noc.
– Zdradzisz, jak wyglądała podróż powrotna do Krakowa?
– Połowa z nas była bardzo zmęczona, bo mieli w nogach 120 minut meczu i niekoniecznie mieli siłę na świętowanie. Ale fetowanie, które rozpoczęło się na stadionie trwało także w drodze powrotnej. A w Krakowie czekali na nas nasi fani. Coś niezwykłego.
– To twoje pierwsze trofeum w profesjonalnej karierze, prawda?
– Tak. Grałem też w finale mistrzostw świata U20, ale wtedy przegraliśmy z Brazylią. W piątek, dzięki Bogu, udało się wygrać. To nasze pierwsze trofeum, a mam nadzieję, że drugim będzie Superpuchar, o który zagramy już niedługo.
– Gdzie powiesisz medal?
– Pojedzie ze mną do Portugalii. Wraz z koszulką z piątkowego meczu powieszę go w ładnym miejscu i będzie mi przypominał te niesamowite chwile.
– Grałeś z kontuzją. Co dokładnie ci dolega?
– Mam problem z plecami. W ciągu ostatnich czterdziestu dni rozegraliśmy wiele meczów, za nami liczne podróże. Z Lechią zagrałem z blokadą, ale potem ból przeniósł się na mięśnie nóg. Nie byłem w stanie dać swojego maksa, ale bardzo chciałem pomóc zespołowi. Około 80 minuty stwierdziłem, że to koniec, że już więcej nie dam rady. To był czas, by na boisko wszedł inny piłkarz. Tak się stało i Tomas zanotował fantastyczną zmianę.
– To była twoja decyzja, by zagrać w tym meczu?
– Rozmawialiśmy na ten temat z trenerem. W ostatnich dniach trenowałem normalnie, ale wiedziałem, że nie jestem gotowy na sto procent. Dałem z siebie tyle, ile tego dnia mogłem. Najważniejszy jest końcowy sukces.
Witaj w DOMU 🏆🏠 pic.twitter.com/SDpSBWuoUs
— CRACOVIA (@MKSCracoviaSSA) July 25, 2020
– Minuty po twoim zejściu straciliście gola na 1:2. Wierzyłeś, że uda się to jeszcze odwrócić?
– Nie wierzyłem. Była 85 minuta... Powiedziałem, że to koniec. Byłem pewien, że już po wszystkim. Że przegramy, choć zasłużyliśmy na wygraną. A potem padł gol na 2:2... Radość była ogromna. Pierwsza połowa była kiepska w naszym wykonaniu. Graliśmy nerwowo. Lechia broniła tytułu, a u nas wielu zawodników po raz pierwszy grało w finale. Miało to spory wpływ na przebieg pierwszej połowy. Lechia umiała to wykorzystać. W przerwie odbyliśmy rozmowę z trenerem. Najpierw my powiedzieliśmy o swoich odczuciach, potem głos zabrał trener. Powiedział, że musimy zagrać dla siebie, dla swoich rodzin. One też zasłużyły na tę wygraną. Wróciliśmy na boisko ze świetnym nastawieniem. Zepchnęliśmy Lechię w ich pole karne. Cisnęliśmy aż do końca.
– No i złotego gola zdobył Mateusz Wdowiak, który w półfinale dwukrotnie trafił do siatki. Jemu ten puchar należy się wyjątkowo mocno.
– To była właśnie Cracovia w tym sezonie. Gdy potrzebowaliśmy kogoś, on wchodził na boisko i rozwiązywał problem. ″Wdówka″ ma za sobą świetny sezon. W ostatnich dwóch miesiącach grał z wielką jakością i pewnością siebie. Dziś uczciwie możemy go nazwać bohaterem meczu finałowego. Jestem pewien, że dla kibiców Cracovii będzie bohaterem do końca życia. Będą go pamiętali aż do kolejnego trofeum.
– Oby znów nie trzeba było czekać 72 lata.
– Teraz celujemy w Superpuchar. Chcemy iść za ciosem. Oczywiście, nie będzie ławo, bo gramy z Legią, ale zrobimy wszystko, by zdobyć i ten puchar. Pojawią się nowi zawodnicy, którzy pomogą nam rozwijać nasz zespół.
– Odebrałeś puchar jako kapitan. Co to dla ciebie znaczy?
– Pierwsze trofeum, a do tego opaska na ramieniu. Czego chcieć więcej? Obudziłem się w sobotę po dwóch, trzech godzinach snu i mówię sam do siebie: ″To była prawda czy sen? Czy my naprawdę wygraliśmy Puchar Polski?″. Niesamowita sprawa. Bycie kapitanem tego zespołu to dla mnie ogromny zaszczyt. Mamy świetnych piłkarzy i świetny sztab szkoleniowy. Za nami ciężka walka, w lidze i pucharze. Uważam, że zasłużyliśmy na tę wygraną.
– Droga do złota nie była łatwa. Cztery dogrywki, jeden wygrany konkurs rzutów karnych.
– Tak, droga była bardzo trudna. A zwróćmy jeszcze uwagę, że w poprzednich meczach pucharowych trener wystawiał piłkarzy, którzy zazwyczaj nie grali w podstawowym składzie. Oni wchodzili do składu i wykonywali fantastyczną pracę. W finale zagraliśmy normalną jedenastką, ale nie możemy zapomnieć o piłkarzach, którzy grali w poprzednich rundach. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Jestem bardzo dumny z naszej drużyny i każdego z nas.
– Jakie plany na resztę dzisiejszego dnia?
– Sporo czasu spędzę na rozmowach z rodziną. Są w Portugalii, gdzie kilka dni temu na świat przyszła nasza córeczka. Pojadę ją zobaczyć dopiero we wtorek. Reszta soboty upłynie pod znakiem odpoczynku i wspominania piątkowego meczu. Trzeba dobrze wypocząć, bo nowy sezon rusza lada chwila. Musmy wrócić silniejsi i walczyć o kolejne trofea dla Cracovii.