| Inne zimowe / Łyżwiarstwo

Wspomnienia Erwiny Ryś-Ferens: ten jeden medal byłby cenniejszy od wszystkich innych

Legenda polskiego łyżwiarstwa szybkiego, Erwina Ryś-Ferens, zmarła w wieku 67 lat. Choroba w ostatnich latach życia pozbawiła ją możliwości chodzenia. Przypominamy wywiad z panczenistką, który w 2020 roku przeprowadził Dawid Brilowski. Ryś-Ferens opowiada w nim nie tylko o walce z nowotworem kości, ale także o bogatej karierze. – Czasem tłumaczę sobie, że zbyt eksploatowałam nogi na treningach i w końcu organizm upomniał się o odpoczynek – mówiła była zawodniczka w rozmowie z TVPSPORT.PL.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Kłopoty ze zdrowiem zaczęły się trzy lata temu. – Wtedy zdiagnozowano u mnie raka piersi. Ale przeszłam chemioterapię i wydawało się, że wszystko było dobrze. Bolała mnie jedynie pachwina. Nie uznawałam tego jednak za cokolwiek groźnego – opowiada.

Później zaczął się ból w nogach, który utrudnił chodzenie. – W końcu kilka miesięcy temu zrobiłam badania, które wykazały, że mam raka kości. To prawdopodobnie przerzut – wyjaśnia. – Wcześniej wykonałam też badania na polineuropatię (choroba nerwów obwodowych o podłożu neurologicznym - red.). Z nogami było coraz gorzej, a od kwietnia w ogóle nie chodzę – przyznaje.

Dla osoby, która całe życie była bardzo aktywna, przymusowe leżenie bądź przemieszczanie na wózku inwalidzkim jest tym bardziej problematyczne. – To dla mnie bardzo dziwne. Wręcz niezrozumiałe. Czasem tłumaczę sobie, że zbyt eksploatowałam nogi na treningach i w końcu organizm upomniał się o odpoczynek – mówi.

Jak przyznaje, najważniejsza w takich chwilach jest akceptacja zaistniałego stanu rzeczy. – U mnie ona przyszła po dwóch miesiącach. I teraz mogę powiedzieć, że czuję się dobrze – poza tym, że nogi mam jak plastelina – wyjaśnia. – Ale proszę, nie mówmy o chorobach. Gdy chorowała Szewińska, nikt nie wiedział na co. Bo i po co? Porozmawiajmy o łyżwiarstwie… – proponuje.

Na zachodzie trenowali, a myśmy się katowali. Sama tak robiłam, bo wierzyłam w te bzdury...

Na ratunek idei olimpijskiej. Czym były międzyigrzyska?

Czytaj też

"Dyskobol" Myrona i stadion, na którym rywalizowano podczas międzyigrzysk w Atenach (fot. Getty Images)

Na ratunek idei olimpijskiej. Czym były międzyigrzyska?

Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Często wraca pani myślami do sportowej kariery?
Erwina Ryś-Ferens – Oczywiście. Myślę o tym, co było i uważam, że dałam z siebie za dużo. Zawsze trzeba mieć jakiś umiar i rozwagę, a ja poświęciłam sportowi wszystko. Było za dużo wysiłku, za dużo pracy. Za dużo przeciążenia dla ciała i psychiki.

– Zbyt dużo startów?
– Nie, treningów. Łyżwiarstwo różniło się znacznie od tego, które mamy dziś. Wierzyliśmy w toporny trening – taka była tendencja. Myśleliśmy, że sukcesy osiągają ci, którzy ćwiczą najwięcej i najciężej. I że to jedyna droga.

– Myślę, że było to charakterystyczne dla sportowców z krajów wschodnich.
– Tak było. Na zachodzie trenowali, a myśmy się katowali. Sama tak robiłam, bo wierzyłam w te bzdury, że im więcej, tym lepiej. Nie dopuszczałam myśli, że są jakiekolwiek ograniczenia. Szkoda, że nie byłam mądrzejsza. Ale kto miał mi to wybić z głowy, gdy byłam sama jedna? Musiałam znosić trud, nieprzespane noce przed zawodami.

– Nieprzespane ze stresu?
– Pewnie. Stres był ogromny. Oczekiwania kibiców w kraju mnie przytłaczały.

– Były jakieś zawody tak stresujące, że nadal śnią się pani po nocach?
– Jedne konkretne nie. Mogę powiedzieć ogólnie o igrzyskach olimpijskich. One niosły za sobą wiele różnych emocji. Naprawdę byłam świetnie przygotowana na każde z nich. Ale to jeden start – chwila, od której zależy wszystko. Trzeba mieć w niej szczęście, które nigdy nie było mi dane.

– Być może stres robił swoje? Bardzo pani na tym medalu zależało.
– Medal olimpijski był wręcz moją obsesją.

Na ratunek idei olimpijskiej. Czym były międzyigrzyska?

Czytaj też

"Dyskobol" Myrona i stadion, na którym rywalizowano podczas międzyigrzysk w Atenach (fot. Getty Images)

Na ratunek idei olimpijskiej. Czym były międzyigrzyska?

Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)
Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)

* * *

Przypomnijmy olimpijskie próby Ryś-Ferens wraz z jej komentarzem:

Okazje były cztery. Pierwsza pojawiła się na igrzyskach w Innsbrucku (1976). – Czułam, że jestem w kapitalnej formie. Podczas obozu w Davos wygrywałam ze wszystkimi. Byłam lepsza od dziewczyn, które potem stały na podium – opowiada. Za szybko zapadła jednak decyzja o zejściu z wysokości. Rywalki zrobiły to później, tuż przed zawodami i ostatecznie były lepsze. – W rezultacie cała para poszła w gwizdek, a ja zostałam z niczym – mówi.

W Lake Placid, w 1980 roku, była piąta na 3000 metrów. – Było trudno z aklimatyzacją. Podobnie jak w Innsbrucku mieszkaliśmy w budynkach przeznaczonych na więzienia. Nie mogłam się odnaleźć – przyznaje. Dał o sobie znać także stres i… fakt niezbyt profesjonalnego zadbania o zawodników ze wschodu. – Zrobiłam głupotę, bo źle się ubrałam. A nie miałam nikogo, kto by mógł mi zwrócić uwagę. Mróz był straszny i… nic nie szło już po mojej myśli – kwituje.

Warunki atmosferyczne dały się we znaki także na kolejnych igrzyskach, w Sarajewie. – Nie było mnie na zawodach, poprzez które mogłabym się zakwalifikować do lepszej grupy. W rezultacie jechałam na końcu. W trakcie zawodów zaczął padać śnieg i wiadomo było, że już po wszystkim – wspomina. Mimo to walczyła do końca. Linię mety przekroczyła z piątym czasem, wykazując się nadludzkim wysiłkiem. – Przypłaciłam to tym, że tuż po starcie wymiotowałam. Z wysiłku. Podeszła do mnie Karin Enke z trenerem, poklepała po biegu i przyznała, że miałam pecha. No miałam, ale co z tego? Za to nie dają medali – mówi.

Erwina Ryś-Ferens na warszawskich Stegnach (fot. PAP)
Erwina Ryś-Ferens na warszawskich Stegnach (fot. PAP)

Mimo to, to właśnie zawody w Sarajewie uznaje za swoje ulubione. – Dlatego, że było tak fajnie, słowiańsko – tłumaczy. – Zresztą najlepsze warunki organizatorzy zagwarantowali właśnie tam i w Calgary. Kanadę wspominam mimo wszystko gorzej, bo to chyba tam miałam największego pecha… – dodaje.

Przed igrzyskami 1988 zatrudniła na własną rękę specjalistę od… akupunktury. – Dużo czytałam o tym, jak działają meridiany – że człowiek jest po tym zrelaksowany, zmobilizowany. Stwierdziłam, że spróbuję. I to był strzał w dziesiątkę! Rewelacyjna rzecz na zakwasy – śmieje się Ryś-Ferens. Mimo to nie uniknęła ani stresu, ani nieszczęścia na torze.

– Wiedziałam, że więcej szans nie będzie. Teraz albo nigdy. Jechałam w ostatniej parze, sama. Niemki stały przy lodowisku i obserwowały do końca. Bynajmniej nie dlatego, że mi kibicowały. Widziały we mnie zagrożenie. A ja jechałam po medal. On był już tak blisko. I nagle jakby ktoś mi nogi podciął – relacjonuje. Polska panczenistka upadła na półtora okrążenia przed metą. – Wstałam i siłą woli dobiegłam w takim tempie, że pobiłam jeszcze rekord kraju – opowiada. Ale medalu znów nie było.

* * *

Chciałam wystartować na letnich igrzyskach w Seulu. Kolarstwo nie było abstrakcją...

– Na każdych igrzyskach było tak blisko…
– I na każdych działo się coś niedobrego.

– Mimo to nie poddawała się pani. To prawda, że po niepowodzeniu w Calgary chciała pani spróbować w kolarstwie?
– To prawda. Skoro ciężko trenowałam i nie zdobyłam medalu, chciałam wykorzystać tę energię na letnich igrzyskach w Seulu. Kolarstwo nie było abstrakcją. To nasz podstawowy środek treningowy, więc parę łyżwiarek uprawiało też tę dyscyplinę. Chciałam mieć ten medal. Albo chociaż kolejną szansę, żeby go mieć. Dlatego zaproponowałam PZKol, że pojadę. Ale nie było zgody.

– Ma pani niedosyt?
– Ten jeden medal byłby cenniejszy od wszystkich innych, które zdobyłam.

– Myślę, że stres, o którym mówiliśmy wcześniej, odegrał dużą rolę.
– Z pewnością. Przed każdym startem myśli w głowie buzowały tak, że nie dało się spać. Przydałby mi się wtedy psycholog, który by mnie jakoś poprowadził.

– Rozumiem, że w kadrze nikogo takiego nie było?
– Żartuje pan? My na wschodzie nie mieliśmy wtedy nic. Bieda z nędzą. Brakowało nawet podstawowych suplementów. Dostawało się kostkę cukru i hop – sto kilometrów na rowerze. To też szargało psychikę – takie poczucie, że nie mamy nic i jesteśmy gorsi. Buntowałam się przeciwko temu.

– Odczuwaliście to podczas zawodów?
– Czułam coś w rodzaju ostracyzmu społecznego. Mieliśmy gorsze ubrania, gorsze jedzenie, gorsze wszystko. Na zawody do Holandii jechałam pociągiem, a następnego dnia po nieprzespanej nocy miałam start. Zawodnicy z zachodu otwierali szeroko oczy, jak tak można. Takie były początki. Oni – bogaty zachód i my – gorszy sort ze wschodu.

– Traktowano was gorzej?
– Nie, proszę nie zrozumieć tego źle. To nie była złośliwość ludzi z zachodu. Oni podchodzili do nas bardziej z żalem czy współczuciem. A my tego nie chcieliśmy, bo właśnie to pokazywało, że jesteśmy gorsi. Takie były fakty. Patrzyliśmy na inne reprezentacje, przy których kręcili się lekarze, fizjoterapeuci i całe sztaby. A my byliśmy zostawieni samym sobie.

– Jak wyglądała polska kadra?
– Trener i zawodnik. Czasem też lekarz, ale to tylko na najważniejsze imprezy.

Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)
Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)
Amerykańska heca. Rasizm i błędy, które mogły zabić igrzyska

Czytaj też

Igrzyska w St. Louis (fot. Getty Images)

Amerykańska heca. Rasizm i błędy, które mogły zabić igrzyska

– Byliście pionierami.
– Ten, który przeciera szlaki, zawsze najmocniej obrywa. I teraz siedzę sama na wózku albo na łóżku i staram się w jakiś sposób uruchomić do życia.

– Czuje się pani niedoceniona?
– Nie. Ludzie mnie doceniają, nawet mimo tego, że nie mam medalu olimpijskiego. I jestem im za to bardzo wdzięczna.

– Ma pani poczucie, że sportowe życie wpłynęło na to dalsze?
– Z pewnością. Każdy sportowiec spędza większość czasu poza domem. Nie za bardzo ma możliwość, żeby się dokształcić i poprowadzić karierę zawodową. Życie rodzinne też nie jest łatwe. Szczególnie dla kobiet. Życie sportowca to życie samotne.

– Trudno wszystko połączyć.
– Miałam szczęście o tyle, że zdobyłam wykształcenie. Choć kosztowało to sporo wysiłku. Podczas matury jeździłam z jednego końca Polski na drugi, na zawody. Potem skończyłam jakoś AWF, choć nie miałam żadnej taryfy ulgowej. Ale wtedy człowiek miał energię, zdrowie, pasję i wszystko jakoś szło.

– Jeszcze podczas kariery planowała pani życie po karierze?
– Nie.

– A trudno było skończyć z łyżwami?
– Dla mnie nie. Na tamtym etapie byłam już zmęczona sportem – tym siedzeniem na walizkach, wiecznymi wyjazdami. To też był mój problem, że po zakończeniu kariery w ogóle nie chciało mi się ruszać. Sport to reżim – robienie wszystkiego zgodnie z zegarkiem. Później poczułam luz i chciałam wreszcie być wolna.

– Mimo takich odczuć, potrafi pani oglądać dziś sport z przyjemnością?
– Nie zafiksowałam się na jednej dziedzinie i dzięki temu mogę. Czasem oglądam łyżwiarstwo lub lekkoatletykę, ale nigdy się nie zmuszam. Moją pasją po zakończeniu kariery stał się przede wszystkim ogród. Tego jest mi teraz najbardziej żal – że nie mogę tam popracować.

– Pasja do ogrodnictwa pojawiła się już po zakończeniu kariery?
– Znacznie wcześniej. Ale gdy jest się sportowcem, nie ma się za dużo czasu. Nie można zresztą marnować energii na coś, co nie jest treningiem.

Amerykańska heca. Rasizm i błędy, które mogły zabić igrzyska

Czytaj też

Igrzyska w St. Louis (fot. Getty Images)

Amerykańska heca. Rasizm i błędy, które mogły zabić igrzyska

Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)
Erwina Ryś-Ferens (fot. PAP)

– Zastanawiam się, czy teraz jest większy reżim treningowy niż wtedy?
– Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno różnica polega na tym, że dziś zawodnicy przechodzą wiele badań i jak tylko coś się dzieje, komputer to wykazuje. Wiadomo, czego potrzeba organizmowi i jest to dostarczane. My działaliśmy na oślep. Brakowało nam suplementów. Wykańczali nas.

– A jest coś, co wówczas było lepsze niż teraz?
– Pewnie! Przede wszystkim atmosfera. Po każdych zawodach spotykaliśmy się, śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Było przyjemnie, a nie jak teraz: słuchawki na uszy, koń idzie na wybieg, robi swoje i do hotelu. Nie ma już takich spotkań, tej rozmowy. A u nas zawsze handel, dżinsy, kawior i wszystko grało.

– Dla was było to też poznanie innego świata.
– Byłam zafascynowana poznawaniem nowych krajów, innych kultur.

– Ludzie z zachodu byli jak kosmici?
– Kosmosem było dla nas to, co było na półkach w sklepach. I że w ogóle one były pełne. Ludzie wszędzie są tacy sami.

– O tym przekonywaliście się też w trakcie imprez.
– Nagle ludzie ze wschodu i z zachodu mogli bawić się razem.

– Największe imprezy miały miejsce w wiosce olimpijskiej?
– A skąd! Przed zawodami nikt nigdzie nie wychodził, a po nich szybko zmykał do domu. Igrzyska wcale nie były takie wesołe. Może dla działaczy, którzy rzeczywiście potrafili tam balangować.

– Wioska nie była miejscem spotkań?
– Czasem na posiłkach można było wpaść na kogoś znanego. Ja poznałam Christophera Deana – tego od słynnego bolero.

– Mimo wszystko igrzyska wiązały się bardziej ze stresem niż z radością?
– Z ogromnymi oczekiwaniami. Miałam wrażenie, że każdy w kraju czeka na medal. Ja sama chciałam go zbyt bardzo.

Zawsze bardzo zależało mi na tym, żeby nie zawieść kibiców...

***


Choć w dorobku zabrakło "wisienki na torcie" w postaci medalu olimpijskiego, Ryś-Ferens była wybitną panczenistką – jedną z najlepszych na świecie. W 1978 (Lake Placid) i 1985 (Heerenven) roku zdobywała brązowe medale mistrzostw świata w wieloboju sprinterskim, a w 1988 w Skien zdobyła brąz MŚ w wieloboju.

Przez lata z dumą (i z sukcesami) reprezentowała biało-czerwone barwy. Gdy poważnie zachorowała, fani postanowili się odwdzięczyć. W zbiórce na rehabilitację i leczenie Ryś-Ferens zebrano blisko 150 tysięcy złotych. Pomogli jej też przedstawiciele Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Walka z chorobą zakończyła się 20 kwietnia 2022 roku. Elwira Ryś-Ferens zmarła w wieku 67 lat..

Legendarna panczenistka nie żyje. Dzielnie walczyła z nowotworem
Erwina Ryś-Ferens (fot. TVP)
Legendarna panczenistka nie żyje. Dzielnie walczyła z nowotworem

Zobacz też
Mistrz olimpijski chce zmienić dyscyplinę
Peder Kongshaug chce zostać kolarzem (fot. Getty).

Mistrz olimpijski chce zmienić dyscyplinę

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Igrzyska coraz bliżej. Seria obozów panczenistów
Władimir Semirunnij (fot. Getty)

Igrzyska coraz bliżej. Seria obozów panczenistów

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Powrót, problemy zdrowotne i... maraton. Przed legendą kluczowy rok
Natalia Czerwonka (fot. Getty Images)

Powrót, problemy zdrowotne i... maraton. Przed legendą kluczowy rok

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Wyznanie medalistki olimpijskiej. Ukrywała to przez 12 lat
Martina Sablikova (fot. Getty Images)

Wyznanie medalistki olimpijskiej. Ukrywała to przez 12 lat

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
"Budujemy historię". Rośnie nowa zimowa siła polskiego sportu
Nikola Mazur (fot. Getty)

"Budujemy historię". Rośnie nowa zimowa siła polskiego sportu

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Niemcy przejmą "nasz" PŚ. A Zakopane może mieć problem
Budowa toru lodowego w Zakopanem (fot. PAP)

Niemcy przejmą "nasz" PŚ. A Zakopane może mieć problem

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Polska straciła ważną międzynarodową imprezę!
Natalia Maliszewska nie powalczy o punkty PŚ na polskiej ziemi (fot. Getty).

Polska straciła ważną międzynarodową imprezę!

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Maliszewska wyróżniona prestiżową nagrodą
Natalia Maliszewska (fot. Getty)

Maliszewska wyróżniona prestiżową nagrodą

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Świetna wiadomość! Kolejna kwalifikacja olimpijska dla Polski
Władimir Samojłow wywalczył kwalifikację olimpijską dla Polski (fot. Getty).

Świetna wiadomość! Kolejna kwalifikacja olimpijska dla Polski

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Amerykanie obronili tytuł mistrzów świata
Madison Chock i Evan Bates (fot. Getty Images)

Amerykanie obronili tytuł mistrzów świata

| Inne zimowe / Łyżwiarstwo 
Polecane
Najnowsze
Srebro i brąz! Świetne występy polskich wioślarzy
pilne
Srebro i brąz! Świetne występy polskich wioślarzy
| Inne 
Czwórka podwójna mężczyzn (fot.
Wisła znów popełnia te same błędy? "Takie są nasze możliwości"
Piłkarze Wisły Kraków przed sparingiem z Puszczą Niepołomice (fot. Wisła Kraków)
nowe
Wisła znów popełnia te same błędy? "Takie są nasze możliwości"
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
Jest finał! Popis polskich siatkarzy przed własną publicznością
Bartosz Łosiak i Michał Bryl awansowali do finału turnieju w Starych Jabłonkach (fot. Getty Images)
Jest finał! Popis polskich siatkarzy przed własną publicznością
| Siatkówka 
Skandal w Śląsku. Gwiazda uciekła ze zgrupowania!
Assad Al Hamlawi w środku (fot. Śląsk Wrocław)
Skandal w Śląsku. Gwiazda uciekła ze zgrupowania!
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Zadecydował jeden rzut... Polki powalczą o brąz MŚ
Polki zagrają o brązowy medal mistrzostw świata (fot. TVP Sport).
Zadecydował jeden rzut... Polki powalczą o brąz MŚ
| Koszykówka / Reprezentacja 
MŚ koszykarek 3x3: Polska – Mongolia, 1/2 finału [MECZ]
MŚ w koszykówce 3x3, Mongolia, Polska – Mongolia, 1/4 finału, Ułan Bator (fot. TVP SPORT)
MŚ koszykarek 3x3: Polska – Mongolia, 1/2 finału [MECZ]
| Koszykówka 
Wrócił do Lecha po trzech latach. "Zawsze są jakieś obawy"
Bartłomiej Barański (fot. 400mm.pl)
Wrócił do Lecha po trzech latach. "Zawsze są jakieś obawy"
Radosław Laudański
Radosław Laudański
Do góry