Zamiast podboju Ligi Mistrzów Stocznia Szczecin pozostawiła po sobie długi i bardzo złe wrażenie w środowisku siatkarskim. W czwartek sąd zadecydował, że nie otrzyma ona dziewięciu milionów odszkodowania.
Walka o PlusLigę? "Mierzymy się z dużym zagrożeniem"
Sprawa Stoczni Szczecin przed dwoma laty rozgrzewała całą sportową Polskę i stanowiła dość dużą antyreklamę dla dyscypliny. Klub tytułował się pretendentem do medali, pozyskał gwiazdy dyscypliny w osobie Bartosza Kurka, Łukasza Żygadły Mateja Kazijskiego czy Radostina Stojczewa i snuł plany podbicia Ligi Mistrzów w kolejnych sezonach. Jak szybko „włączono prąd”, tak szybko go wyłączono. Okazało się, że klub już na początku działalności miał problemy z uregulowaniem zobowiązań, co urosło do na tyle poważnego poziomu, że wycofał się z ligi.
Niewiadomą pozostawało to, jak do całej sprawy doszło. Przecież żaden logicznie myślący człowiek nie oferowałby sportowym gwiazdom wysokich kontraktów, nie mając zapewnienia otrzymania pieniędzy od sponsorów. Ostatecznie sprawa rozbiła się o to, że wsparcie finansowe miało płynąć między innymi od Stoczni Szczecińskiej, ale według umów była to stosunkowo niska kwota. Reszta miała być uzgodniona, ale jeszcze nie podpisana w formie aneksu i o te pieniądze toczył się sądowy spór.
Jak podało Radio Szczecin, w czwartek Sąd Okręgowy w Szczecinie zadecydował, że klubowi nie należy się kwota dziewięciu milionów żółtych , którą jego władze chciały otrzymać od sponsora w formie odszkodowania. Tym samym długi nie zostaną uregulowane. Z tego, co udało nam się dowiedzieć od byłych członków drużyny, ich wypłaty do dziś nie zostały w pełni wypłacone.
Adwokat Stoczni Szczecin potwierdził, że w najbliższym czasie zaplanowane jest odwołanie od wyroku.