Kiedy masz za dużo pieniędzy, zaczynasz się gubić, nie rozpoznajesz, co jest dobre, a co złe, co zrobić. Koncentrujesz się na tym, na czym nie powinieneś. Na pewno nie na piłce nożnej – wyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Fabio Paim. Kilkanaście lat temu chcieli go potentaci, poszedł do Chelsea. Dziś gra w czwartej lidze w Polsce.
Starowice. Ani pod Wrocławiem, ani pod Opolem. Po wjeździe na niewielką drogę wyłania się kościół. Kilkuset mieszkańców, jadąc dalej drogą boisko – ponadprzeciętne jak na wiejskie warunki. Ale człowiek, którego wychwalał Cristiano Ronaldo, który trenował w drużynie finalisty Ligi Mistrzów, wciąż pasuje tu jak pięść do nosa.
Kilkadziesiąt minut do treningu. Zjeżdżają się piłkarze. On siedzi już w szatni z innym Portugalczykiem, Heldinho Rodriguezem. Ten włada aż sześcioma językami. Polski kaleczy, ale dogaduje się bez problemu. Tłumaczy, jak Fabio znalazł się w Starowicach. Dlaczego czwarta liga w Polsce
– Reprezentuje nas portugalski agent. Od 30 lat mieszka w Niemczech, kiedyś dokonywał wielkich transferów do Benfiki, Sportingu, brazylijskiego Santosu. W Polsce gra już kilku piłkarzy, którzy po pewnym czasie pokazują mocniejszym klubom. Rozmawialiśmy z trenerem, powiedział, że brakuje nam napastnika. Zapytał mnie, ja skontaktowałem się z menedżerem, a on odezwał się do Fabio, czy chciałby tu przyjść. Nie grał od dwóch lat, ale tego się nie zapomina. Wciąż wierzę, że może osiągnąć dobry poziom. Wiem, na co go stać. Znamy się od dzieciństwa. Chciałem, żeby przyjechał do Starowic. Bo to mu też pomoże oderwać się od kłopotów, zacząć od nowa – wyjaśnia Heldinho.
– Kiedy zapytałem go, czy zagra w Starowicach, był w szoku. Ale dałem mu czas do namysłu. Odpowiedział: dobra, spróbujemy – ciągnie pomocny Rodriguez. Zaraz zacznie przekazywać pytania koledze. A potem je tłumaczyć. Fabio po angielsku mówi średnio.
Kiedy jesteś piłkarzem, kiedy pojawiają się pieniądze, pojawiają się też różni ludzie. Jedni chcą dla ciebie dobrze, inni źle. I mogą sprowadzić cię na złą drogę. Akademia była zamknięta. Ale kiedy zacząłem wychodzić, zobaczyłem inny świat.
– Powiedział wtedy: jeśli myślicie, że jestem dobry, poczekajcie, aż zobaczycie Paima. Te słowa zawsze będą się za tobą ciągnąć.
– To dla mnie niesamowite, że tak się o mnie wypowiadał. Trenowałem, mieszkałem z nim przez dziesięć, a nawet więcej lat. Znakomicie się znamy. Mnie jako pierwszego ściągnął agent Jorge Mendes. Jako pierwszy byłem twarzą Umbro w Portugalii. To miłe, że Cristiano mówił o mnie coś takiego. Ale to też przestroga dla młodych zawodników. Żeby dostać się na szczyt, nie wystarczy talent. Trzeba na to pracować. Trzeba myśleć o tym poza boiskiem.
– Kim był dla ciebie Ronaldo? – pytam.
– Jeśli mówimy o talencie, nikt nie miał większego ode mnie w akademii Sportingu. Cały świat o tym wiedział. Pytał się o mnie Manchester United, ale Sporting nie chciał mnie sprzedawać. Cristiano był normalnym zawodnikiem, ale ciężko pracował. Oczywiście, miał talent, ale nie taki jak ja. Tylko że ja popełniłem błędy. Nie pracowałem tak ciężko. I to jest ta różnica między mną a Cristiano.
Heldinho przerywa:
– Kiedy szedłem do akademii Sportingu, słyszałem tylko nazwisko Paima. Nigdy nie słyszałem o Cristiano. Wiedziałem, że jest taki piłkarz.
Wiem, że już nigdy nie zagram w pierwszej lidze. I nie ma żadnego znaczenia, że tego, co robić z piłką, się nie zapomina. Nie ma. Co było, to było. Nie da się cofnąć czasu. Raz zdarza się coś dobrego, raz złego. Trudno to połączyć. Takie jest życie.
– Szedłeś do Chelsea jako wielki talent, a nawet nie zagrałeś jednego meczu w pierwszej drużynie. To podziałało demotywująco?
– Wiedziałem, że bardzo ciężko będzie łapać się w zespole, który właśnie wystąpił w finale Ligi Mistrzów. Ale zawsze trenowałem z pierwszą drużyną, a grałem z drugą. Dlatego chciałem wrócić do Sportingu. Tylko nie koncentrowałem się na piłce. Byłem głupi. Robiłem to, czego nie powinienem. W końcu odszedłem z Chelsea i wróciłem do Sportingu. Nasze relacje z Jorgem Mendesem nie były wtedy najlepsze.
– W Londynie od piłki też oddaliły cię pieniądze i imprezy?
– Oczywiście... Trenowałem w tygodniu, w weekend leciałem na imprezę do Lizbony.
– Kiedy zaczęły się największe problemy? Po wypożyczeniu do Chelsea?
– Kiedy wróciłem z Chelsea, nie chciałem już grać w piłkę. I wtedy zaczęły się te kłopoty.
– Ale dlaczego?
– Bo byłem tak głupi. Miałem za dużo pieniędzy, przyjaciele namawiali mnie do imprezowania. Ale pieniądze się skończyły. Nie ma grania, nie ma pracy, nie ma kasy. Byli przyjaciele, nie ma przyjaciół. Zostałem sam z dziećmi. Wpadłem w tarapaty. Zacząłem dużo pić, kłopoty narastały. Na boisku szło mi fatalnie.