Kiedy czujesz, że kiedyś coś się sprawdzało, trudno tak nagle wymazać to z pamięci, powiedzieć sobie, że to już było, minęło – przyznaje Gregor Schlierenzauer w rozmowie z TVPSPORT.PL. Jeden z najlepszy skoczków w historii wierzy, że wróci na podium Pucharu Świata. Opowiada też o pracy z Wernerem Schusterem, fascynacji golfem i cytacie Paulo Coelho.
Nikt nie wygrał tylu konkursów co on. Zwyciężał aż 53 razy. W 2013 roku, w wieku 23 lat, pobił rekord wszech czasów Mattiego Nykaenena. Osiągnął właściwie wszystko, co w skokach można osiągnąć. Nie zdobył tylko złotego medalu olimpijskiego – indywidualnie. Miał nadal wyznaczać granice ludzkich możliwości na skoczniach. I nagle wszystko się posypało.
W 2016 roku poczuł się wypalony, w dniu 26. urodzin zawiesił karierę, zrezygnował z udziału w mistrzostwach świata w lotach w Austrii, przed własną publicznością. Na nartach uszkodził kolano, czekał dwanaście miesięcy, by wrócić do Pucharu Świata. Na podium czeka jeszcze dłużej. Od 13 grudnia 2014 roku. Niebawem minie sześć lat. I dalej wierzy, że jeszcze na nim stanie. Po raz 89. w karierze.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Zacznę od zdrowia. Masz za sobą pewne kłopoty. Czy wszystko już dobrze?
Gregor Schlierenzauer: – Z moim zdrowiem już całkiem dobrze. Faktycznie, miałem trochę problemów w ostatnich tygodniach. Nie mogłem trenować, teraz walczę. Wszystko, co negatywne, już odeszło. Wróciłem na skocznię i wracam do formy.
– Jak dużo czasu straciłeś?
– Przez 21 dni nie byłem w stanie ciężko trenować. Robiłem jedynie lekkie ćwiczenia, ale w ogóle nie skakałem. Niezbyt przyjemna sytuacja, ale to już za mną.
– Musiałeś czuć głód skoków.
– Tak, jasne! Zresztą to dla nas wszystkich ciekawa sytuacja. Wróciliśmy do treningów później, jeszcze później weszliśmy na skocznię. Mieliśmy dużo czasu w domu. Można było zatęsknić za skokami narciarskimi. Cieszę się, że znów mogłem stanąć na skoczni. Wierzę, że jeszcze się poprawię i wrócę do wysokiej formy.
– Macie bardzo silną drużynę na czele ze zdobywcą Kryształowej Kuli Stefanem Kraftem. To chyba dobra okazja do konfrontacji na treningach.
– Zawsze dobrze mieć w zespole aktualnego zwycięzcę klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Łatwiej wtedy wyznaczyć, na jakim aktualnie poziomie się znajdujesz, jak wiele brakuje ci do podium. Sporo trenowaliśmy w Austrii na Bergisel w Innsbrucku oraz w Stams. Oczywiście, dla mnie liczy się, żeby wrócić na szczyt. Ale czekam już na zawody, bo tak naprawdę dopiero wtedy zobaczę, w jakiej formie jestem. Tym bardziej, że mowa o konkursach w Polsce.
– Sporo ważnych momentów przeżyłeś na polskich skoczniach. W 2017 roku wracałeś do Pucharu Świata w Wiśle, w Zakopanem wiele razy wygrywałeś. Pewnie cieszysz się na przyjazd do Wisły.
– Nie chcę mówić o samej Wiśle, wolę o całej Polsce. W końcu Polska, Niemcy, Austria, Norwegia i Słowenia to najwięksi gracze w skokach. Polska jest wspaniała, także pod względem wsparcia od kibiców. Ja także je otrzymuję. Kibice darzą mnie ogromnym szacunkiem. Właśnie dlatego czuję się tu tak komfortowo. To zawsze wielka frajda skakać w Wiśle czy Zakopanem. Nie mogę się już doczekać.
– To mogą być jedyne letnie zawody.
– Właśnie, Polska zdecydowała się zorganizować konkursy w Wiśle. To znak dla innych krajów, że potrzebujemy zawodów, potrzebujemy Pucharu Świata.
Kiedy dorastamy, mamy już za sobą coraz większy bagaż doświadczeń. Każdy z nas. Oczywiście, kiedy mowa o sportowcu, zawsze liczy się ostatni wynik. Ale to bardzo ważne by dostrzec, że nie można się koncentrować tylko na sporcie.
– Czy nadal trenujesz z Wernerem Schusterem?
– Tak, oczywiście. Jest moim doradcą. W praktyce wygląda to tak, że przez tydzień pracuję z Andreasem Widhoelzlem w reprezentacji, przez tydzień z Wernerem. Jest między nimi dobra komunikacja i postawili sobie taki sam cel – żebym wrócił do formy i znów rywalizował na najwyższym poziomie. Żebym wykonał ten kolejny krok, który pozwoli mi wrócić na podium Pucharu Świata. Podoba mi się to połączenie. A nowy trener Andreas Widhoelzl to naprawdę dobry fachowiec.
– Czujesz za sprawą pracy z Schusterem, jakbyś wracał do korzeni, do czasów gimnazjum w Stams?
– Oczywiście. Kiedy byłem młodym zawodnikiem, Werner bardzo mnie wspierał. Gdy przeskoczyłem z rywalizacji młodych skoczków do Pucharu Świata, on mnie prowadził. I teraz znów mi doradza. Ma teraz ogromne doświadczenie, był już pierwszym trenerem reprezentacji Niemiec. Myślę, że trafiłem w dobre ręce. Teraz ruch należy do mnie, by wrócić na szczyt.
– Ale do skoków z 2006, 2007 czy 2008 roku nie musisz wrócić. Skoki sprzed dziesięciu lat, które wtedy dawały zwycięstwa, teraz pewnie nie wystarczyłyby do podium.
– Jasne, że nie. Sport cały czas się rozwija, konkurencja jest mocniejsza. Podobnie wygląda to w Formule 1. Trzeba nieustannie stawać się jeszcze lepszym, szybszym. W skokach na przestrzeni ostatnich lat doszło do wielu zmian, łącznie z tymi regulaminowymi. Należy na nowo odnaleźć się w tych realiach. Porównywanie swoich skoków do tych sprzed lat nie do końca ma sens.
– Nie miałeś problemów, żeby zapomnieć o przeszłości, starych skokach i wprowadzić nową technikę?
– Szczerze mówiąc, to wcale nie takie proste. Kiedy czujesz, że kiedyś coś się sprawdzało, trudno tak nagle wymazać to z pamięci, powiedzieć sobie, że to już było, minęło. To wielkie wyzwanie w naszym sporcie. Myślę, że z tego powodu skoki są tak wyjątkowe. Musisz odnaleźć czucie w powietrzu, żeby dobrze skakać. Potrzebuję czasu, ale myślę, że jestem na właściwej drodze. W zeszłym roku miałem kilka wyskoków, naprawdę niewiele brakowało mi do podium. I to mnie motywuje do dalszej pracy. Chcę wrócić na podium.
– Nie czujesz się dziwnie z tym, że kiedyś twoją motywacją były najcenniejsze trofea, a teraz to powrót na podium, na którym stałeś już tyle razy?
– Jest inaczej. W zeszłym roku wiedziałem, że jeśli moje skoki będą dobre, jest duża szansa na udany wynik. Oczywiście, że to dwie różne sprawy. Tak jednak wygląda kariera sportowca. Ale chodzi też o mnie samego, o pisanie swojej historii.
– Czyli pojęcie sukcesu zmienia się wraz z upływem lat? Sukces oznacza co innego na każdym etapie życia?
– Niewątpliwie. Kiedy dorastamy, mamy już za sobą coraz większy bagaż doświadczeń. Każdy z nas. Oczywiście, kiedy mowa o sportowcu, zawsze liczy się ostatni wynik. Ale to bardzo ważne by dostrzec, że nie można się koncentrować tylko na sporcie. Warto spojrzeć szerzej, na całe życie. Z drugiej strony, to wspaniałe, że moja pasja nadal może być moją pracą. Świetnie się z tym czuję.
– Chodzi o to, żeby cały czas stawać się lepszą wersją samego siebie?
– Myślę, że zawsze tak powinno być. Każdego dnia powinniśmy starać się rozwijać, doświadczać nowych rzeczy, sięgać do naszych rezerw, odnajdować nowe pokłady sił. Moim zdaniem, to powinien być życiowy cel.
Co oznacza sukces? Sukces odnosisz, kiedy codziennie kładziesz się spać ze spokojną głową. To cytat Paulo Coelho. Bardzo mnie inspirują te słowa. Na końcu liczy się przecież to, jakie ci towarzyszą uczucia.
– Grasz w golfa. Czy to tylko pasja czy także jeden ze sposobów na rozwój osobisty?
– Po prostu lubię ten sport, zawsze mnie interesował. Moim idolem od dawna był, wciąż jest, Tiger Woods. Golf to bardzo przyjemna gra, także od strony psychologicznej. Jego natura sprawia, że można znaleźć trochę podobieństw do skoków narciarskich. I nie jest aż tak wyczerpujący fizycznie dla skoczków, więc to dobry wybór na uprawianie czegoś obok skoków.
– Nie brakuje ci w golfie prędkości i adrenaliny, czyli tego, co wyzwala latanie po 200 metrów?
– Nie, nie do końca. Adrenalinę i szybkość mam na skoczni. Całą zimę rywalizujemy w Pucharze Świata, więc potrzeba jakiejś odskoczni, żeby się zrelaksować. Lubię próbować innych sportów, a golf to narzędzie, które pozwala inaczej spędzić czas. Można pójść z rodziną, grać w niego na całym świecie.
– Wspomniałeś Tigera Woodsa. Wzorujesz się na nim, bo też miał problemy, oczywiście innej natury, i potrafił wrócić?
– Niekoniecznie. Oczywiście, ma ciekawą historię. Podziwiam go między innymi za jego profesjonalizm, talent. To jeden z najlepszych zawodników na świecie. Dobrze przyjrzeć się, jak przebiegają kariery innych sportowców.
– Koncentracja, ułamki sekund, które decydują o wszystkim... Jakie dostrzegasz podobieństwa między golfem a skokami?
– Myślę, że to także sport, który wymaga bardzo dobrej koordynacji całego ciała. Trzeba być bardzo dobrze skoncentrowanym. Kiedy grasz w golfa na wysokim poziomie, uderzenie musi być dopieszczone. To czyni go podobnym do skoków.
– Wróćmy na skocznię. Mówiłeś, że miałeś okazję porównać się do Stefana Krafta. Mniej więcej wiesz, na czym stoisz. Jakie są twoje cele na najbliższą zimę?
– Moje cele? Chcę wrócić do dobrych technicznie skoków, odnaleźć to czucie. A później skakać na wysokim poziomie. Kiedy tak się stanie, mogę myśleć o podium Pucharu Świata. Wierzę, że stać mnie jeszcze na rywalizację na najwyższym poziomie. To jest cel.
– Jak bardzo wierzysz, że wrócisz na podium w następnym sezonie? Jeśli tak się nie stanie, nie zabraknie ci silnej woli?
– Wszystko, czego potrzebujesz, to silna wola. Gdybym jej nie miał, powinienem powiedzieć "dzięki, kończę ze skokami". Oczywiście, mam chęci, ale najpierw muszę skakać najlepiej, jak potrafię. To podstawa. Mam motywację, jestem dobrze nastawiony i czekam na sezon zimowy. Może już nigdy nie stanę na podium, tego nie wiem. Nikt tego nie wie.
– Czy będziesz się czuł bardziej spełnionym zawodnikiem, jeśli wrócisz na podium? Dołożysz kolejny sukces?
– Co oznacza sukces? Sukces odnosisz, kiedy codziennie kładziesz się spać ze spokojną głową. To cytat Paulo Coelho. Bardzo mnie inspirują te słowa. Na końcu liczy się przecież to, jakie ci towarzyszą uczucia. Kiedy możesz powiedzieć, że obrałeś właściwą drogę i dobrze ci z tym. Oczywiście, to byłaby ładna historia wejść z powrotem na podium Pucharu Świata. Ale tego nie mogę obiecać. Na pewno będę ciężko na to pracował.
– Pewnie marzysz, żeby stojąc na podium powiedzieć sobie: to była ta dobra droga. Nikt nie chce twojego podium tak bardzo jak ty.
– Dokładnie.
Rozmawiał Antoni Cichy