| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Pandemia COVID-19 wstrząsnęła światem sportu. Wstrzymane bądź zmniejszone wypłaty, do tego renegocjacje kontraktów. Takimi sprawami w futbolu najczęściej zajmują się agenci. Adam Szmajdziński jest jednym z nich i opowiada TVPSPORT.PL o ostatnich miesiącach i perspektywie na kolejne, które mogą być równie trudne…
Maciej Piasecki, TVPSPORT.PL: – Było zapewne pracowicie?
Adam Szmajdziński: – Chwilami działo się więcej, niż w okienku transferowym. Zazwyczaj marzec i kwiecień to czas, w którym jest trochę luźniej, nie ma takiego natłoku negocjacji. Rok 2020 zapamiętam jednak inaczej.
– Polskie kluby trzymały fason w negocjacjach?
– Tak, chociaż niektóre chciały sobie poradzić po swojemu. Choć było je stać na więcej, trwało przeciąganie liny pod pretekstem koronawirusa. Przy obcinaniu pensji piłkarzom nie ma sytuacji dramatycznych, bo z dnia na dzień mój klient nie ma co włożyć do garnka. Jeśli zarabiałeś jedenaście tysięcy i tracisz tysiąc, też jest to mało odczuwalne. Jeśli jednak pensja wynosiła 80-100 tys. złotych, to obcięcie jej o połowę, rodziło już większe problemy.
– Przestawało się chcieć?
– Zaczęło się analizowanie. Ważne, żeby piłkarz miał przeświadczenie, że nie został oszukany. Do tego istotne było też, żeby klub przetrwał, wylizał się z ran i miał dalszą perspektywę. Musimy zdawać sobie sprawę, że jesienią będziemy mieć ponowne nasilenie pandemii. Wiem, że niektóre kluby już się zabezpieczyły na taką ewentualność odpowiednimi zapisami. To też była kość niezgody w negocjacjach. Za kilka miesięcy może się bowiem okazać, że wrócimy do wypłat w wydaniu pandemicznym. Wiele było przypadków, w których zawodnicy mieli wynegocjowane umowy w styczniu lub lutym. Ci, którzy podpisali kontrakty przed wybuchem pandemii, mogą czuć się zwycięzcami. Znam jednak sporo przykładów, w których decydowały dni… Nastąpiło nawet podanie ręki, dogadanie i negocjacje brały w łeb.
– A nie jest czasem tak, że niektóre kluby zasłaniają się pandemią?
– To trudne do oceny. Jedna z najistotniejszych kwestii przy takich rozważaniach, to wsparcie ze strony samorządów, już po zderzeniu z COVID-19. Dofinansowanie, a nawet pożyczki dla klubów, bywają kluczowe, ale wcale nie są takie oczywiste w nowych realiach. Inna sprawa, że niektóre przedsiębiorstwa nie tylko przeszły suchą stopą, a dokupiły nawet kalosze. Sądzę, że dobrym potwierdzeniem będą kolejne okienka transferowe. Nagle może się okazać, że sponsor zaoszczędził pieniądze, koronawirus nie okazał się aż tak straszny dla budżetu i większa kwota zostanie przeznaczona na poważny transfer. Teraz nie spodziewam się jednak szaleństwa. W obliczu realnego zagrożenia wydawanie pieniędzy jest strzałem w kolano. Zobaczymy, kto potrafi zarządzać klubem. Skutki koronawirusa poznamy dopiero za kilka lat. Piłkarz musi z kariery wycisnąć jak najwięcej, ale to też są ludzie, którzy mają serce. Miałem kilka przykładów, że zawodnicy sami sugerowali, chcieli zgodzić się na cięcia, które pomogą klubowi przez kilka miesięcy. Mogło się bowiem tak zdarzyć, że pracodawca wykazał się czymś, co zapamiętał mój klient. Czasem nawet małe gesty bywają zapamiętane. Kiedyś dostał 500 złotych więcej, a teraz potrafi zrezygnować nawet z kilku tysięcy. To zawsze jest wynik dobrych relacji.
– Po głowie dostało się piłkarzom zagranicznym.
– Nie dziwię się im. Oni przyjeżdżają i chcą zarobić to, co mają zapisane w kontrakcie. Sprawdzają, który mamy dzień miesiąca, czy pieniądze są na koncie i tyle. Oczywiście, podchodząc przy tym w pełni profesjonalnie do obowiązków. Ale nie ma co generalizować. Pozytywnym przykładem jest Mark Tamas ze Śląska Wrocław. Jako jeden z pierwszych zdecydował się na obniżkę, rozumiejąc realia.
– A jakie są realia agenta piłkarskiego? To opłacalny biznes w Polsce?
– Nie ma reguły. Miałem już dobre okienka transferowe, ale były też takie, po których można tylko kręcić nosem. Na pewno najwięcej zależy od kontraktów, które podpisało się kilka lat wcześniej. One procentują. Moja działalność zaczęła się jednak w czasach, kiedy byli tzw. menedżerowie do spraw piłkarzy. Trzeba było zdawać płatny egzamin, bez znajomości przepisów nie było nawet sensu do niego podchodzić. Przez wiele lat obowiązywania tego wymogu licencję menedżera uzyskało mniej niż sto osób. A po uwolnieniu tego zawodu grupa rozrosła się do 350.
– Polskie kluby są teraz konkretniejsze w oczekiwaniach, czy nadal mamy hasła – chcemy dobrego pomocnika!
– Tamte czasy odeszły w niepamięć. Teraz dostajemy informacje, że potrzeba nam "szóstki" z dobrą lewą nogą, do zadań bardziej ofensywnych…
– I odpowiednią grubością portfela.
– Paradoksalnie warunek finansowy schodzi na dalszy plan. Klub chce przy mnogości opcji na rynku znaleźć dla siebie najlepsze rozwiązanie. Na końcu zaczyna się dopiero rozmowa o tym, dlaczego rożni nas kwota, powiedzmy, 500 euro. Na tym polega rola agenta, musimy pójść na ustępstwa, zabezpieczając przy tym interes klienta.
– A kto ma największe wzięcie?
– Gracze uniwersalni. Przykładem niech będzie Artur Jędrzejczyk, który może grać na każdej pozycji w obronie. Takich piłkarzy jest nadal mało.
– Ale jak już są, to zarabiają za trzech?
– Proporcjonalnie do liczby pozycji, na których mogą zagrać. Inna sprawa, że jeśli trafią się zawodnicy uniwersalni i mogą z powodzeniem radzić sobie na środku obrony, wahadle, albo w pomocy, to w Polsce długo nie pograją.
– Często kluby mają pretensje o klientów, którzy się im nie sprawdzają?
– Nie przypominam sobie takich sytuacji.
– Może są rzadko artykułowane?
– Może być w tym trochę prawdy… Trzeba jednak pamiętać, że na końcu to klub podejmuje decyzję o podpisaniu umowy z piłkarzem, a nie agent. My też nie mamy pretensji, że ktoś nie decyduje się na naszego klienta. Możemy tylko dokuczać w prywatnych rozmowach, pokazując potem dyrektorom sportowym, że kogoś mieli do wzięcia i nie skorzystali, a teraz nasz klient błyszczy w innej drużynie.
– Jakieś spektakularne przykłady?
– Byliśmy bardzo blisko zakontraktowania w Wiśle Kraków Martina Dubravki. Rozbiło się o kilka tysięcy euro. Skończyło się fiaskiem, a Martin wylądował niedługo później w Newcastle United. A Krisztian Nemeth był o krok od podpisania kontraktu w Śląsku Wrocław. Pamiętam, że kłóciliśmy się z prezesem Żelemem o 500 euro i Węgier wylądował w MLS. Takich przykładów jest w polskiej lidze mnóstwo. Nam pozostaje mała satysfakcja, kiedy proponowani piłkarze okazują się potem wartościowi.
– A może coś o nowym kontrakcie Piotra Celebana?
– Piotrowi bardzo zależało, żeby zostać we Wrocławiu. Śląsk wiele zrobił dla Celebana przez lata, ale piłkarz też oddawał zdrowie za WKS. Żaden człowiek nie młodnieje. Przyznaję, to były jedne z najdłuższych negocjacji. Dyskutowałem z wieloma w klubie, od dyrektora sportowego, poprzez prezesa, na wiceprezesie kończąc… Dużo rozmów, jeszcze więcej emocji.
– I wydawało się już, że Celeban nie dogada się z klubem.
– Pierwsza propozycja Śląska nie współgrała z tym, jak widzieliśmy z Piotrkiem dalsze pozostanie we Wrocławiu.
– Tak daleko jej było do dobrej?
– W punkt. Piotr w tym trudnym położeniu pokazał jak bardzo zależy mu na profesjonalnym wykonywaniu zawodu. Nie machnął ręką, nie obrażał się na słabą ofertę. Traktował każdy trening tak samo, jak wcześniej. Nie było złośliwości, a przecież ludzie mają różne charaktery i można się było spodziewać innego scenariusza. Po kilku tygodniach trudniejszych każda ze stron zrobiła krok we właściwym kierunku. Stało się to, co było najbardziej zdrowe.
– W Arce Gdynia doszło do ciekawej wolty z rodziną Kołakowskich. Jak oceniać takie rozwiązania właścicielskie?
– Nie traktujmy tego tak, bo to byłoby nie fair w stosunku do trenera Ireneusza Mamrota.
– Nie sugeruję bynajmniej ustalania składu przez prezesa lub faktycznego właściciela. Ale to jest coś nowego w polskich realiach.
– Ważne dla trenera jest żeby być pewnym, iż gra się w jednej drużynie z prezesem. Na pewno będzie tak, że do Arki zaczną trafiać piłkarze z agencji pana Kołakowskiego. I to nie będzie nic dziwnego. Jest wielu agentów, którzy z pewnymi klubami są bliżej, a do innych mają większy dystans w negocjacjach. Fabryka Futbolu i Lech Poznań to jeden z takich przykładów. Dlatego uważam, że rozwiązanie jak w Gdyni, to ciekawy kierunek. Choć nie sądzę, żeby w Polsce było stać kluby na to, by trener był menedżerem jak w Premier Leauge, mającym zupełnie inne obowiązki. Tam powiązania z agentami piłkarskimi są dużo bardziej ścisłe i nie są niczym złym.
– Polski rynek to nadal okazyjny teren?
– Na pewno jest chłonny. Coraz więcej naszych piłkarzy decyduje się też na wyjazd z kraju. Promocyjny pozostaje, ale jak długo będziemy wypadać szybko z europejskich pucharów, to tak długo nie ma co liczyć na większe pieniądze na stole dla klubów. Drużyny z ogona ligi portugalskiej śmiało mogłyby rywalizować w naszej ekstraklasie. Najlepsze zespoły, jak FC Porto czy Benfica Lizbona, są w stanie sprzedawać gwiazdy za dziesiątki milionów euro. Stać ich na rozwój, grają w Europie i starcza im na dalsze szukanie talentów oraz działanie, o którym my możemy teraz tylko pomarzyć.
– Jesteśmy po transferze Przemysława Płachety do Norwich. Dobry interes Śląska?
– Jak najbardziej. To była atrakcyjna oferta i krok w dobrą stronę Płachty. To też przy okazji pokazuje, gdzie jesteśmy, skoro klub z drugiej ligi angielskiej bez problemu sięga po jednego z najlepszych młodzieżowców w ekstraklasie. Michał Karbownik, gdyby regularnie grywał w lepszej lidze niż polska, kosztowałby o jedno zero więcej już na tym etapie. Młodzi będą uciekać z krajowego podwórka, szukając dalszego rozwoju i lepszych pieniędzy. Trzeba to zaakceptować i robić swoje, w oparciu o szkolenie. Trzeba też wzmacniać ligi wewnętrznymi transferami. Wtedy pieniądze zostaną w środku i będzie można myśleć zarówno o rywalizacji w Europie, jak i o większym zarobku w przypadku transferów zagranicznych z Ekstraklasy.
Adam Szmajdziński – od blisko dekady aktywnie działa na rynku piłkarskim. Najpierw w roli licencjonowanego menedżera do spraw piłkarzy, a obecnie w roli pośrednika transakcyjnego. Ma za sobą wiele transferów krajowych oraz międzynarodowych. Współpracuje z piłkarzami z Polski oraz zza granicy (ma około 40 stałych klientów).
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.