Choć Ligue 1 jest jedną z pięciu najsilniejszych lig w Europie, to nie zawsze traktowana jest przez kibiców z należytym szacunkiem. Niektórzy z nich, nazywają ją nawet "ligą farmerów", wyśmiewając poziom rozgrywek. Ostatnie wyniki francuskich klubów przeczą jednak tej niepochlebnej opinii. Olympique Lyon dotarł do półfinału tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, a Paris Saint-Germain zagrało o trofeum. Choć finalnie obie ekipy musiały uznać wyższość rywali, to pokazały, że nad Loarą w piłkę grają nie tylko "farmerzy".
Świadczyć o tym mogą jednak nie tylko tegoroczne wyniki. Rokrocznie francuskie kluby zasilają topowe europejskie zespoły setkami utalentowanych piłkarzy. Ukończenie akademii jednej z drużyn Ligue 1, epizod w krajowym centrum szkolenia w Clairefontaine bądź – po prostu – Paryż jako miejsce urodzenia, są niejako certyfikatem jakości.
Sprawę zdają sobie z tego nie tylko największe kluby świata, ale i te dopiero aspirującego do tego miana. Leicester City nie wygrałoby przecież Premier League, gdyby nie wkład Riyada Mahreza i N'Golo Kante. Dwóch piłkarzy, ściągniętych w sumie za mniej niż dziesięć milionów, a sprzedanych z dziesięciokrotną przebitką.
Świadome ogromu talentu francuskich piłkarzy jest także Brentford. Sztab szkoleniowy klubu walczącego o awans do angielskiej elity uważa zresztą, że Francja jest studnią, która nie wysycha. Można z niej czerpać, ile się tylko chce.
O sukcesie takiego podejścia świadczy nie tylko wielomilionowy transfer Neala Maupaya do Brighton, ale i świetna postawa Saida Behrahmy i Briana Mbeumo w Championship. Ci gracze w niedalekiej przyszłości pozwolą klubowi zarobić z nawiązką.