W niedzielę 23 sierpnia Robert Lewandowski wygrał Ligę Mistrzów z Bayernem Monachium. W piątek polski napastnik na konferencji prasowej odpowiedział dziennikarzom o odczuciach związanych z tamtym spotkaniem. – To, że nie zjawię na zgrupowaniu reprezentacji, jest efektem zmęczenia fizycznego i mentalnego – przyznał napastnik w rozmowie z dziennikarzem TVP Sport Jackiem Kurowskim.
Jacek Kurowski, TVP Sport: – Powiedz, ile pamiętasz z tego, co się działo po finale Ligi Mistrzów?
Robert Lewandowski (Bayern Monachium): – Dużo. Już w trakcie pobytu w Portugalii zdałem sobie sprawę, że nadszedł czas, w którym warto dobrze zapamiętać, co się dzieje. Chodzi nawet o takie rzeczy jak droga na stadion, przejazd autokarem czy to, co robiliśmy w pokojach. Wiedziałem, że chcę zachować to w głowie jak najdłużej i jak najgłębiej.
– Jak to się stało, że po finale puchar Ligi Mistrzów trafił do twojego łóżka. Rozumiem, że miałeś pełną kontrolę nad sytuacją i wydarzeniami.
– Nie, to nie do końca tak. Powiem szczerze, że w takich chwilach emocje trzymają niezależnie od tego, jak się długo się bawisz. Jednak mimo zabawy, uśmiechów i wariactw, uczucie spokoju pozostało.
– Można było odnieść wrażenie, że Bayern i ty, ale ty w szczególności, jesteście gotowi na zdobycie tego pucharu, czy było mylne?
– Nie jest to mylne wrażenie. Rozmawialiśmy wcześniej z chłopakami zespołu pytaliśmy się nawzajem: "kto wygra Ligę Mistrzów?" lub "czy to my tego dokonamy?". I wszyscy mówili, że zwyciężymy. Nasza pewność siebie była bardzo duża, oczywiście ja też się tak czułem. Sam byłem bardzo optymistycznie nastawiony po rozmowach z kolegami. Przed ćwierćfinałem z Barceloną Serge Gnabry i Joshua Kimmich pytali mnie nie tylko, czy ich pokonamy, ale czy ostatecznie to my zatriumfujemy w rozgrywkach. Od razu powiedziałem, że tak. Na pewno wiedzieliśmy, że nie będą to łatwe spotkania, a pewność siebie i arogancja to dwie różne rzeczy, choć czasem nikt nie potrafi ich od siebie odróżnić. Zdawaliśmy sobie sprawę, że losy sukcesu są zależne tylko od nas.
– Jerzy Dudek powiedział do ciebie po finale "witaj w elicie". W piłce klubowej zdobyłeś już wszystko, jakie to uczucie?
– Niesamowite, wspaniałe, ekscytujące... Naprawdę to takie emocje, które czasem trudno opisać słowami. Zarazem to coś, co powoduje dumę, spełnienie, urzeczywistnienie marzenia i radość z tego, że mimo wielu niepowodzeń, przeciwności losu, wiatru w plecy, zdobyło się ten puchar, który trafi na półkę w domu. Myślę, że zacznę uzmysławiać sobie te wrażenia dopiero z biegiem czasu, kiedy wrócę do domu w Monachium i normalnego rytmu, a ostatnio go nie miałem. Teraz czekają mnie krótkie wakacje, wcześniej byliśmy w Portugalii, więc będąc w Warszawie przez kilka dni, nie wróciłem jeszcze do codzienności.
– Nie zobaczymy cię podczas zgrupowania reprezentacji Polski. Czy to efekt zmęczenia emocjonalnego czy fizycznego?
– I jedno, i drugi. Ten sezon naprawdę był bardzo trudny, nie tylko pod kątem fizycznym, ale także psychicznym i emocjonalnym. Musieliśmy przygotowywać się dwa razy, teraz czeka nas trzeci okres na pracę, choć krótszy. Nie mam na myśli jedynie sytuacji piłkarskiej, lecz także to, co się działo na świecie, ile było tragedii, ile osób musiało przejść przez kwarantannę. W trakcie zakazu wyjścia każdy z nas poznawał siebie samego i wszystkich wokół, bo wcześniej nie zawsze był na to czas. W tym niełatwym okresie mamy powód do szczęścia i dumy.
– Jak oceniasz reprezentację Holandii, z którą Polska nie wygrała od lat siedemdziesiątych XX wieku?
– Biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców tego kraju i to, w ilu sportach drużynowych są mocni, to trzeba przyklasnąć i brać przykład. Niezależnie od słabszego okresu, w którym nie awansowali na Euro i mundial, stworzyli świetną reprezentację z młodych zawodników i mogą z nią powalczyć o najwyższe cele. Jeśli przyjrzeć się, w jakich klubach grają ich zawodnicy, to daje to odpowiedź, dlaczego ich drużyna jest tak mocna.
W trakcie konferencji prasowej Lewandowski odniósł się także do sprawy związanej z odwołaniem tegorocznego plebiscytu "France Football". – Złotą Piłkę przyznałbym sobie, bo wygraliśmy wszystko, co się dało, a ja zdobyłem tytuł króla strzelców w każdym z turniejów i lig – podkreślał napastnik. – Czasem nacisk na triumf jednego piłkarza może być większy, ale jeśli ktoś osiągnąłby dokładnie to samo co ja, to czy nie dostałby tej nagrody? – argumentował.
Lewandowski rozwiał także ewentualne plotki transferowe łączące Leo Messiego z Bayernem. – Moim zdaniem nasza wspólna gra to byłby trudny i ryzykowny krok. To ewentualna decyzja samego Argentyńczyka, niełatwo mi więc powiedzieć, czy na pewno odejdzie z Barcelony. Nie jestem tego pewien, a jeśli tak się stanie, to gdzie pójdzie? Powiem szczerze, nie budzi to we mnie większych obaw – dodał.