Kiedy Tomasz Gollob sięgnął w 1999 roku po srebro IMŚ, został najlepszym sportowcem Polski w Plebiscycie Przeglądu Sportowego i Telewizji Polskiej. Jerzy Szczakiel, światowy champion z Chorzowa, był przed 48 laty na trzecim miejscu najpopularniejszych. W czwartek skończyłby 72 lata.
– Faktycznie, to ciekawa sprawa. 1 września, w sobotę, Szurkowski został w Barcelonie mistrzem świata, a Szozda zajął drugie miejsce. Oglądałem to wieczorem i pomyślałem sobie – oho, a ja chyba jutro będę z tyłu. I dzień później zdobyłem złoto, a w plebiscycie wyprzedzili mnie właśnie Szurkowski i Szozda – mówił mi jakiś czas temu Jerzy Szczakiel. Mistrz zmarł nad ranem 1 września 2020 roku...
Niektórzy powiadają, że w sporcie drugi to pierwszy przegrany. Albo inaczej – twierdzą, że porażka jest gorsza od śmierci. Bo po porażce trzeba się obudzić. Jerzy Szczakiel na zawsze pozostanie i pierwszy, i nieśmiertelny. W czym spory udział siostry.
– Prawda, prawda. Moja przygoda ze speedwayem zaczęła się od tego, że w 1955 roku siostra, startując w wyścigach rowerowych, wygrała trzy motocykle. Na jednym z nich zacząłem się uczyć jeździć pod okiem brata – oczywiście gdy rodzice byli poza domem. Jak sąsiedzi na mnie naskarżyli, to byłem przez ojca bity. Ale po dwóch dniach, kiedy siniaki na tyłku zanikały, znów siadałem na motor. A im ojciec mocniej bił i więcej zabraniał, ja tym częściej tę maszynę ujeżdżałem. Już na drugim treningu w Kolejarzu Opole pojechałem ślizgiem kontrolowanym – wspominał nam przed laty.
Czytaj także: Nie żyje sześciokrotny mistrz świata – Ivan Mauger
Fortuna wyskoczył po swoje złoto aż do Sapporo, a Szczakiel po swoje za miedzę, do Chorzowa. W mniej więcej tym samym czasie, a na pewno w tej samej epoce. Czy obaj mieli szczęście? Bez wątpienia furę, niemniej – jak mawiał Kazimierz Górski, inna posągowa postać tamtych czasów – jak się szczęście zaczyna powtarzać, to już nie jest szczęście. A Szczakiel wielokrotnie potrafił mu pomagać. Choć ma też w CV białe plamy.
– Tak, podobno miałem szczęście, ale też nikt nigdy mi nie powiedział, że tytuł zdobyłem fuksem. Zresztą, dwa lata wcześniej jako jedyny Polak awansowałem do finału IMŚ w Goeteborgu. Przebrnąłem wtedy przez eliminacje na Wembley. W mistrzostwach świata par, kiedy na mnie i Andrzeja Wyglendę nikt nie stawiał, wygraliśmy wszystkie biegi. Bo ja nigdy nie odpuszczałem. Zresztą, pamiętam jak trener Czesław Czernicki, podczas jakiegoś młodzieżowego czwórmeczu, zebrał chłopaków i powiedział: "jeśli zawsze będziecie walczyć jak Jurek Szczakiel do ostatniego metra, to będziecie mistrzami". Bardzo mądre słowa – wspominał pierwszy polski indywidualny mistrz świata. A dziś jeden z trzech, obok Tomasza Golloba (2010) i Bartosza Zmarzlika (2019, 2020).
– Po finale w Chorzowie to ojciec stawiał całym Grudzicom - mojej rodzinnej wsi. Ale ja wódki nie dotykałem i nie dotykam. Dopiero na trzeci dzień po mistrzostwie stuknąłem się lampką szampana z naszym proboszczem. Nie piję, nie palę i humor mam. Mauger też nie pije, i też żyje – dodawał niespodziewany zwycięzca z 1973 roku.
Wspomniany Mauger był już wtedy osłuchany z trudnym do wymówienia nazwiskiem – Szczakiel. W 1971 roku opolanin, do spółki z Andrzejem Wyglendą, sięgnął przecież w Rybniku po złoto mistrzostw świata par. I był to występ perfekcyjny. Kompletny (30 punktów). Szczakiel miał – 15 (3,3,2,2,2,3), a Wyglenda bardzo podobnie – 15 (2,2,3,3,3,2). Za Polakami uplasowali się Nowozelandczycy (25) Barry Briggs 13 (3,2,1,3,0,3) i Ivan Mauger 12 (2,3,3,2,1,2) oraz Szwedzi (22) Anders Michanek 13 (0,2,2,3,3,3) i Bernt Persson 9 (1,3,0,2,2,1). W tamtych czasach, gdy nie tylko mentalnie, lecz przede wszystkim sprzętowo gniliśmy za żelazną kurtyną, był to wielki wyczyn. Podobnie jak chorzowskie złoto wyciągnięte z Kotła Czarownic.
Dziś na mistrzostwo świata składa się cykl kilkunastu imprez, ewentualnie kilku, jak w trwającym pandemicznym sezonie. W każdym razie jest to seria, która w sprawiedliwy sposób ma wyłonić rzeczywiście najlepszego w przekroju roku. Do 1994 roku obowiązywały jednak inne reguły gry. Wystarczyło zostać królem jednego wieczoru. No, rzecz jasna, należało też wejściówkę na tę wieczerzę sobie wywalczyć.
Jak Szczakiel dał sobie radę z rywalami i ze stresem? W końcu na Stadionie Śląskim musiał się ścigać z plecakiem, który na barki zarzucił mu stutysięczny tłum.
– Za moich czasach była taka pani psycholog, dr Polakowa. Niby dawała jakieś wskazówki, ale ja nie wiem czy coś mi to pomagało. Moją receptą był sen. Finał w Chorzowie rozpoczynał się jakoś o 14.30, a ja jeszcze w południe położyłem się spać. To właśnie ona mnie wtedy obudziła, bo bym zaspał. Koledzy się dziwili, bo nie potrafili zasnąć przed taką imprezą. A ja mogłem – opowiadał nam mistrz Jerzy o kulisach występu. W dodatkowym biegu o złoto zmusił do błędu wielkiego Maugera, wtedy mającego już cztery (Goeterborg 1968, Londyn 1969, Wrocław 1970, Londyn 1972) z sześciu triumfów w IMŚ. Nowozelandczyk upadł przy próbie ataku, a opolanin pognał po życiowy triumf.
Czytaj także: Zachęcamy do śledzenia najświeższych informacji dotyczących żużla
Szczakiel to jednak nie tylko złoto z Rybnika i Chorzowa. To także kawał historii krajowego speedwaya. Mnóstwo przyjaciół z toru, ale też zapiekłych rywali. Cała masa zdarzeń i skrajnych emocji.
– Pamiętam m.in. 1969 rok, taki deszczowy Srebrny Kask w Zielonej Górze. W decydującym biegu jechałem z Markiem Cieślakiem. Na ostatnim łuku dostałem potężną szprycę w twarz, nic nie widziałem, ale napędziłem się po szerokiej jadąc zupełnie na wyczucie. I wygrałem. Pamiętam też rybnicki finał IMP z 1971 roku. Jan Mucha na pierwszym torze, ja na drugim. Po starcie zaczyna mnie wyprzedzać. Położyłem swoją lewą nogę na haku jego motocykla i tak go przytrzymywałem przez cały łuk. A na wyjściu odepchnąłem się od niego. Janek do dziś to wspomina. Zawsze, jak mnie spotka, pyta z niedowierzaniem – jakżeś to wtedy zrobił?! Zostałem wówczas wicemistrzem Polski – opowiadał nam raz Szczakiel.
Właśnie. Indywidualne Mistrzostwa Polski. To biała plama.
– Dawno temu, podczas jednego z wywiadów, zapytano Pawła Waloszka, który z tytułów ceni sobie najbardziej. Odpowiedział tak: "Najbardziej cenię sobie tytuł indywidualnego mistrza Polski, którego... nigdy nie zdobyłem". I ja Pawła doskonale rozumiem – obrazowo tłumaczy selekcjoner Marek Cieślak, prawdziwy kolekcjoner metali szlachetnych i kolorowych, który złota IMP nigdy jednak na klatce piersiowej nie widział. I Szczakiel również. Wtedy, w 1971 roku, zgromadził 13 punktów (1,3,3,3,3), ulegając miejscowemu matadorowi, Jerzemu Grytowi – 14 (3,3,2,3,3). Poza tym zajmował jeszcze w finałach IMP miejsca piąte, szóste i ósme.
Czytaj także: Speedway Grand Prix: Maciej Janowski wygrał drugą rundę we Wrocławiu
A więc można zostać indywidualnym mistrzem świata, jak Jerzy Szczakiel, a nie mieć w kolekcji złota IMP. A można też być jak Adam Skórnicki – dane mu było stać na najwyższym stopniu podium IMP, choć nigdy nie należał do najściślejszej krajowej czołówki. O światowej nie wspominając. Gdy chodzi o innych wielkich, którym nie udało się nigdy zostać krajową jedynką, należy wymienić obok Waloszka (srebro IMŚ Wrocław 1970) i Cieślaka trzykrotnego brązowego medalistę IMP – Andrzeja Pogorzelskiego, 14-krotnego finalistę rozgrywek – Joachima Maja, Henryka Gluecklicha i wreszcie czterokrotnego medalistę DMŚ – Jerzego Rembasa. A z kolejnych pokoleń Piotra Śwista i, nade wszystko, Bartosza Zmarzlika, który już w poniedziałek wybierze się po brakujący łup do Leszna, by powalczyć m.in. z miejscowymi Bykami.
O pojedynkach ze Szczakielem niezwykle efektownie opowiadał też inny legendarny zawodnik tamtych czasów – Józef Jarmuła. O nim mówiono, że nigdy w życiu nic nie wygrał, choć wielu zalazł za skórę – par excellence, bo ma na sumieniu kilka połamanych kości. I desek w bandzie. Na motocyklu był kozakiem i ułanem jednocześnie, a kibice walili na stadiony właśnie dla jego szarż.
– Skąd się wziął ten mój styl? Po prostu. Bo ja całe życie musiałem o szybki motor walczyć. Gdybym taki miał, to bym siedział jajami na baku i pilnował przodu. Nie byłoby wariata Jarmuły i całej tej legendy. Ale ja wciąż musiałem tylne koło dociążać i jak dżokej siedzieć, a czasem nawet batem maszynę poganiać – w swoim stylu przekonywał nas Józef Jarmuła. Barwnie, bo takie było i wciąż jest jego życie. Tyle że dziś te kolory w szarość wpadają.
Czytaj także: Marek Cieślak żegna się z żużlową reprezentacją Polski
Ale wracając do Szczakiela. Jarmuła: – Nie wiem, kto bał się mnie najbardziej. Wiem, że Jerzy Gryt z Rybnika narzekał wciąż, że brawurowo jeżdżę, a gazety pisały "jedzie Jarmuła, uciekajmy" i że trzeba mi zabrać licencję. W końcu jednak trafiła kosa na kamień. Ścigaliśmy się w Opolu z Jurkiem Szczakielem, wtedy już miałem weslake'a, którego Marek Cieślak z Anglii przywiózł. I Szczakiel wygrał start, lecz na wejściu w drugi łuk szedłem już za nim. Wywrócił się jednak Józek Kafel i sędzia przerwał wyścig. A w powtórce jakby ktoś puścił ten sam film – znów wygrał start Jurek, a ja zamierzałem go machnąć po dużej, już na wejściu w drugi łuk. Szczakiel przeciągnął mi prostą, próbowałem jeszcze przestawić swoje przednie koło z prawej na lewą stronę, za jego tylnym. Zahaczyłem jednak, sczepiliśmy się i siła odśrodkowa wpakowała nas w dechy. Jurek złamał wtedy nogę i już nigdy do życiowej formy nie wrócił. A ja połamałem kilka żeber. Straciłem wtedy na chwilę kontakt ze światem, dusiłem się pod maską jakimiś kawałkami żużla, a nade mną pojawili się kibice. Do dziś pamiętam słowa jednego z nich "byś zdechł!". Z Jurkiem jesteśmy jednak kumplami, odwiedzamy siebie, choć to przeciągnięcie prostej, które wtedy zrobił to jak zabójstwo kolegi. Bo wiesz, że on wyjścia nie ma, więc albo narażasz go na ciężkie kalectwo, albo na wizytę w niebie u Najświętszej Marii Panny.
Czytaj także: Żużel z 30 metrów nad ziemią. Odwiedziliśmy "podniebny sektor" Motoru Lublin
Ta złamana noga istotnie skomplikowała karierę Szczakiela, który wielkie sukcesy i nieliczne porażki dzielił z jedną kobietą – małżonką Stefanią.
– Mówią, że od chrztu jesteśmy razem. I żeby pan wiedział, że to prawda. Oboje jesteśmy z Grudzic. I z tego samego miesiąca. Żeby więc było taniej, to na chrzest do pobliskiej wioski jechaliśmy tą samą, wynajętą bryczką. Nasze rodziny tak się dogadały. Parą zostaliśmy w wieku 19 lat. Ja poszedłem do technikum mechanicznego, a żona była mądrzejsza, lepiej jej nauka szła i została ekonomistką. Ale i ja zdobyłem tytuł magistra – skończyłem 3-letnie studium trenerskie na wrocławskiej AWF. Oczywiście, przy pomocy Stefanii – chwalił się nam champion.
W zawodzie trenera spełnienia jednak nie znalazł. Nie okazało się to jego kolejnym powołaniem po karierze zawodniczej. – Tak wyszło. Ale jestem na każdym meczu w Opolu i pomagam chłopakom. W 1986 roku w Chorzowie Anglik Kelvin Tatum skorzystał z moich rad i zdobył brąz IMŚ – dodawał. A dziś statuetki PGE Ekstraligi, rokrocznie rozdawane bohaterom sezonu na gali podsumowującej rozgrywki najlepszej ligi świata, nazywane są oficjalnie właśnie Szczakielami.
Justyna Kowalczyk potrzebowała w sportowym życiu Marit Bjoergen, Muhammad Ali – Joe Fraziera, Adam Małysz – Martina Schmitta, a Ben Johnson – Carla Lewisa, że przerzucimy też te bardziej mroczne karty historii. Przy Jerzym Szczakielu w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu znalazł się natomiast wielki Ivan Mauger, zmarły w kwietniu 2018 roku. Tak, z polskiego punktu widzenia ich dodatkowy wyścig o złoty medal IMŚ 1973 rzeczywiście okazał się biegiem po nieśmiertelność.
53 - 37
ebut.pl Stal Gorzów
46 - 44
KS Apator Toruń
60 - 30
Tauron Włókniarz Częstochowa
45 - 45
NovyHotel Falubaz Zielona Góra
55 - 35
Betard Sparta Wrocław
54 - 36
Zooleszcz GKM Grudziądz
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (982 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.