Proszę wybaczyć, ale przyznam się do myśli bluźnierczych. Oglądając mecz Ligi Narodów Niemcy – Hiszpania ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że dzieje się coś wielkiego. Gra przy pustych trybunach, z echem krążącym po stadionie, z krzykami graczy i trenerów jako jedynym akompaniamentem sprawiła, że wyglądało to jak okręgowa kopanina. Futbol bez opakowania fonicznego czyli kibicowskiego szumku traci wiele, naprawdę wiele.
CZYTAJ TEŻ: SYTUACJA LEO MESSIEGO JUŻ JASNA. WYDAŁ KOMUNIKAT
Nie on jeden. Guma do żucia bez kolorowego papierka też wygląda marnie. Są sytuacje, gdy szata zdobi. Wychodząc z takiego założenia piłkarska centrala proponuje kibicom elegancki przyodziewek w postaci reprezentacyjnych koszulek. Koszulka, jak koszulka. Poza kilkoma godzinami na trybunach na niewiele się zda. Ale kosztuje krocie. Gdyby nie to, że wiem po ile biegają takie koszulki w outletach, może bym się skusił. A tak – będę dalej występował po cywilnemu.
Redaktor Stefan Szczepłek zbiera koszulki. Ma ich setki, niektóre na prawach relikwii. Egzemplarze z lat 60. czy 70. dawno wyszły z mody. Mało tego – zbiegły się i zdefasonowały. Każdy, kto by je dziś włożył – wyglądałby śmiesznie. Chociaż – w krajach bardziej wyrobionych piłkarsko nie jest to takie pewne. W klubowym sklepiku FC Porto można nabyć mistrzowskie fasony z dawnych czasów. Nie wydać na to fortuny i korzystnie wyróżnić się na tle moderny.
W Argentynie też tak jest. Repliki modelu, w którym Boski Diego strzelił gola ręką da się kupić w każdym sklepie. Niedrogo. Trochę więcej wart jest aktualny uniform Messiego. Tak to, w czasach wojującego laicyzmu doświadczamy powszechnej wiary w przeistoczenie. Bo każdy z nazwiskiem Messi na plecach czuje się bardziej piłkarzem. Nawet największy łamaga.