Jako dziecko Vedad Ibisević obserwował, jak Serbowie zniszczyli jego wioskę i zabili setki ludzi. Z bliska widział śmierć dziadka, któremu rozłupali czaszkę, a sam musiał z 3-letnią siostrą ukrywać się najpierw w wykopanym przez matkę dole, a potem w prowizorycznym szałasie. Gdy jako piłkarz zaczął zarabiać poważne pieniądze, pomógł odbudować rodzinne strony, a teraz zdecydował, że całą pensję, wpływającą na konto w ramach kontraktu z Schalke, przeznaczy na cele charytatywne.
RZEŹ NA ULICACH
Nie pamięta z tamtych mrocznych czasów zbyt wiele, bo w końcu pamięć dziecka jest ulotna i krótkotrwała. Dla niego to pewnie o wiele lepiej, bo nawet jeśli w głowie pozostały jakieś migawki, nie ma na świecie twardziela, który nie chciałby wymazać ich z wyobraźni. Gdy reporterzy ESPN odwiedzili sześć lat temu jego rodzinną gminę Vlasenica, ich przewodnikiem był wujek piłkarza, Mirsad Fetahović. To on oprowadził ich po okolicy, opowiedział o tym, jak rodzina Ibiseviciów zdołała się wyrwać z piekła, jakim cudem Vedad przetrwał tę masakrę i dzięki sprytowi mamy zdołał uciec.
Ze spływającymi po policzkach łzami relacjonował wydarzenia związane z wojną w Bośni i Hercegowinie, która według statystyk pochłonęła około 100 tysięcy ofiar i doprowadziła do ucieczki blisko dwóch milionów cywilów. Według jego relacji Serbowie, którzy zaatakowali wieś Pijuke, przez megafon wywoływali kolejnych mieszkańców, obiecując przy tym, że nikt nie zostanie ranny. Gdy jednak ktokolwiek wychylał się z domu – ginął. Domy palono, do ludzi strzelano, na klatce piersiowej lokalnego muzułmańskiego sklepikarza wyrzeźbiono nożem krzyż, co z bliska widział niemyślący jeszcze wówczas o karierze piłkarskiej "Vedo".
Serbskie patrole krążące po ulicach były tak bezlitosne, że ukrywanie dzieci w domu okazało się zbyt ryzykowne. Matka Ibisevicia w krzakach wykopała własnoręcznie niewielki dół, który wypełniła kocami i poduszkami. Tam chłopak ukrywał się z 3-letnią siostrą, a jego największym zmartwieniem było zadbanie o to, by dziewczynka ani zbyt głośno nie płakała, ani zbyt głośno nie oddychała, co mogłoby zdradzić ich kryjówkę. Stamtąd widział, jak żołnierze włamali się do jego domu, słyszał krzyki i modlił się, by akurat wtedy mama nie wróciła z pracy.
Po splądrowaniu ich mieszkania nie było już jednak wyjścia – rodzina wiedziała, że musi jak najszybciej się spakować i uciec, bo kolejnego najazdu Serbów mogą nie przeżyć. Z dwiema torbami ruszyli w stronę położonej nieopodal wsi, gdzie kilka tygodni wcześniej zamordowano głowę rodziny Ibiseviciów. Tam ukryli się w lesie i czekali na ratunek w prowizorycznych szałasach stworzonych z liści i gałęzi. Czasami tylko do domu wymykała się babcia, by ugotować wnukom coś ciepłego, ale wkrótce porzuciła i ten pomysł. Wujek "Vedo" próbował w podobny sposób organizować bowiem posiłki, ale gdy pewnego dnia Serbowie dojrzeli wydobywający się z komina dym, bez namysłu go rozstrzelali.
PRZEZ SZWAJCARIĘ ZA OCEAN
Jak więc doszło do ocalenia rodziny? Fetahović opowiedział w rozmowie z ESPN o tworzonej przez Serbów liście osób z pozwoleniem na wyjazd do Tuzli, co miało być schronieniem dla muzułmańskich Bośniaków. Trafić tam mogli nieliczni, którzy w ich mniemaniu zasłużyli na tę szansę, reszta była wysyłana na pewną rzeź do Srebrenicy. Vedada, wraz z bliskimi, na wspomnianej liście nie było. Jego matka błagała jednak napotkanych żołnierzy, by pozwolili zabrać jej dzieci do autobusu i choć trochę to trwało, to w końcu przekonały ich klucze do domu rodzinnego Ibiseviciów, które oddała w zamian za wolność.
Potem była już tylko mozolna droga pośród leżących w rowach ciał, spanie w salach gimnastycznych i mieszkanie pod jednym dachem z czterema innymi rodzinami – co zresztą pamięta już sam zainteresowany. Właściwie to najwyraźniejsze obrazy malujące się przed jego oczami, gdy bywa pytany o dzieciństwo. Zazwyczaj stara się zbywać temat, przyznaje tylko że "miał szczęście", ale ślad na jego psychice widoczny jest do dziś. Nawet Zerina, żona zawodnika, zdradziła że zna go tylko w jakichś 20 procentach, bo trudno wydobyć z męża jakiekolwiek informacje. Zniesione w pierwszych latach życia piekło zrobiło z niego introwertyka, który boi się rozdrapywać stare rany.
Mieszkając w Tuzli "Vedo" poznał Nevzeta Hasanbasicia, byłego piłkarza-amatora, który wychowującej się lokalnie młodzieży opowiadał o pięknie sportu. Jak to zwykle bywa w środowiskach pozbawionych perspektyw, młodzi chłopcy szybko zrozumieli, że niewiele jest możliwości, które utorują im drogę do normalnego życia i pozwolą wyrwać się z nędzy. Ibisević zapałał więc miłością do futbolu, biegał za nią, gdy tylko było to możliwe i niewiele zmieniła nawet kolejna przeprowadzka rodzinna, tym razem do Szwajcarii.
Gdy był już z kolei nastolatkiem, przenieśli się za ocean, zamieszkując w Saint Louis w stanie Missouri, gdzie życie układać próbowała sobie całkiem spora bośniacka kolonia. Choć do USA trafili z mizerną znajomością języka, to Ibisević szybko zaczął łapać kolejne zwroty i dostał się do miejscowego liceum. Stamtąd wiodła prosta droga na uniwersytet i choć o karierze naukowej nie marzył, to próbował w ten sposób uzyskać przepustkę do uniwersyteckiej drużyny piłkarskiej.
Udało się, bo fizycznie przygotowany był jak mało kto – korzystając z czterogodzinnych przepustek w obozie dla uchodźców w Szwajcarii, biegał jak szalony, by w przyszłości nie mieć problemów z kondycją, czego wagę tłumaczył mu Hasanbasić.
W młodzieżowej lidze, jako 18-latek, strzelił 22 gole. Po latach koledzy wspominali go jako nieco zbyt egoistycznego, ale też przyznawali, że piłkarsko bezlitośnie nad nimi górował. Był kimś w rodzaju króla lokalnego podwórka, który dostawał piłkę, mijał kilku przeciwników i zdobywał bramkę. Wydarzenia z czasów wojny na Bałkanach pozostawiły na nim wyraźny ślad, bo nawet jego najbliżsi przyjaciele w Saint Louis nie dowiedzieli się o mrocznej przeszłości Bośniaka. Nie opowiedział o tym ani im, ani nauczycielom.
Na boisku błyszczał i stawał się centrum wszechświata, poza nim kroczył własnymi ścieżkami, uciekał od rozgłosu, chował się w cieniu. Sukcesy sportowe pozwoliły jednak wywalczyć stypendium, a latem 2004 roku ściągnąć do USA skautów Paris Saint-Germain. Nad Sekwanę dotarły wieści o piekielnie zdolnym 19-latku, który bił rekordy strzeleckie w rozgrywkach uniwersyteckich i uznany został jednym z 25 najlepiej zapowiadających się piłkarzy na tamtym poziomie.
Nad ofertą z Paryża długo się nie zastanawiał, bo po latach walki o normalność w końcu mógł pchnąć swoje życie na drogę pozbawioną dziur i wertepów. Dostał profesjonalny kontrakt, swój dach nad głową i możliwość spełniania marzeń. Zadebiutował już w pierwszej kolejce z Rennes, ale łącznie uzbierał w trakcie całego sezonu ledwie 111 minut na boisku. Nie znał realiów europejskiej piłki, przerosła go potęga klubu, miał też wymagających rywali do gry. Na treningach ścierał się bowiem z Danijelem Ljuboją, Pedro Pauletą czy Reinaldo i zimą skorzystał z propozycji wypożyczenia do Dijon, gdzie w 12 meczach strzelił cztery gole i został na dłużej. W kolejnym roku uzbierał sześć trafień, po czym odebrał telefon z Akwizgranu. Alemannia budowała ekipę na Bundesligę, szukała skutecznej "dziewiątki" i tym sposobem Ibisević zakotwiczył w Niemczech, które stały się jego domem na blisko dwie kolejne dekady.
W Bundeslidze zagrał od tamtego czasu w 340 meczach w barwach czterech klubów. Zaczynał w Alemannii, ale szybko trafił do Hoffenheim. Wejście z tym klubem na najwyższy poziom rozgrywkowy miał brawurowe – w 17 meczach strzelił aż 18 goli, a TSG rundę jesienną kończyło na pozycji lidera, zaraz po tym jak na wyjeździe ograło 2:1 Bayern Monachium. W styczniu jednak snajper zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i w tamtym sezonie już nie zagrał, a beniaminek osunął się na siódmą pozycję. Potem występował jeszcze w Stuttgarcie i Hercie BSC, gdzie rok temu wydawał się już skreślony. Miał 35 lat, Stara Dama poczuła potężny zastrzyk finansowy, zaczęła szarżować na rynku i wydawać duże sumy. Jesienią Ibisević zdobył jeszcze 3 bramki, ale wydawało się, że wiosną będzie mógł co najwyżej służyć radą Krzysztofowi Piątkowi. On jednak, po zatrudnieniu Bruno Labbaddii, jeszcze 4-krotnie pokonywał bramkarzy, co jednak nie pozwoliło mu wywalczyć nowego kontraktu.
PENSJA DLA POTRZEBUJĄCYCH
Latem Bośniak dostał sporo ofert, głównie z krajów piłkarskich peryferiów. Mógł powrócić do USA, mógł pokopać za podobne pieniądze co w stolicy, ale na znacznie mniejszej intensywności. Zdecydował się jednak wybrać ofertę Schalke, gdzie – jak poinformował "Kicker" – zarabiać ma około 100 tysięcy euro rocznie. Skąd taka decyzja? Jak sam przyznał, kierowała nim ambicja i miłość do piłki.
W rozmowie z "Bildem" podkreślił, że wciąż gra z pasji, a wielu jego młodszych kolegów nie docenia uroku tego zawodu, który pozwala im spełniać dziecięce marzenia i fantastycznie zarabiać. Zdecydował więc, że zostanie w Bundeslidze i zrobi wszystko, by wskoczyć na podium najskuteczniejszych obcokrajowców w jej dziejach. Liderem jest oczywiście Lewandowski (236 goli), na drugim miejscu plasuje się Claudio Pizarro (197), ale do trzeciego Giovane Elbera (133) traci tylko sześć trafień.
Co więcej – Ibisević przyznał, że nie będzie zarabiał wiele, a ponadto całą pensję przeznaczy na cele dobroczynne. Nie wie jeszcze na jakie, o tym zdecyduje wkrótce ze swoim menedżerem, natomiast co miesiąc będzie przelewał całą "podstawę" potrzebującym. Sam zarobi dopiero wtedy, gdy na to zasłuży, co w prostej linii wynika z bonusów zapisanych w umowie. Jeśli Schalke będzie punktować, a 36-latek zdobywać bramki – również na jego konto wpadnie trochę grosza.
Weteran niemieckich boisk pomaganie ma jednak we krwi. Gdy zaczął zarabiać poważne pieniądze, pomógł odbudowywać rodzinną okolicę. Postawił kilka domów, kaplicę, pomnik upamiętniający zamordowanych – w tym członków swojej rodziny. Mało która rodzina bośniacka powróciła w tamto miejsce z emigracji, większość mieszkańców to zupełnie nowi w regionie ludzie, ale gdy "Vedo" tylko może, stara się ich odwiedzać i pomagać. Sam ma tam dom, z dużym tarasem pozwalającym resetować się ze wzrokiem utkwionym na malowniczych górach.
MYŚLAMI W OJCZYŹNIE
– Kiedy zawodowo mi nie idzie, nie strzelam goli, a mój zespół przegrywa mecze, wracam myślami do czasów wojny. Wtedy zdaję sobie sprawę, że są na świecie znacznie gorsze rzeczy niż problem z pokonaniem bramkarza. To, co wydarzyło się wówczas w Bośni, zostanie już ze mną na zawsze, będę nosił to w sercu do końca życia – opowiadał.
Ojczyźnie odwdzięczył się nie tylko wkładem finansowym w odbudowę wioski, ale też wkładem sportowym. W październiku 2013 roku Bośniacy grali decydujący o ich losach mecz z Litwą. Reprezentacja, która nigdy wcześniej nie występowała na mistrzostwach świata, do 68. minuty męczyła się z rywalem w Wilnie, gdy piłkę ze skrzydła otrzymał Ibisević i, stojąc oko w oko z bramkarzem, precyzyjnie kopnął obok niego.
Pół godziny później na ulicę Sarajewa wysypało się ponad 50 tysięcy kibiców, którzy świętowali historyczny sukces. Tym smaczniejszy, że w 2011 roku FIFA zawiesiła tamtejszą federację, a drużynę tworzyły w dużej mierze dzieci uchodźców, właśnie takich jak Ibisević, którzy dzieciństwo pamiętają raczej z życia w innym kraju – "Vedo" wychowywał się w Stanach Zjednoczonych, Sead Kolasinac i Zvjezdan Misimović w Niemczech, Haris Medunjanin w Holandii, Senad Lulić w Szwajcarii a Miralem Pjanić we Francji.
Teraz przed nim prawdopodobnie ostatnie 12 miesięcy na boiskach Bundesligi. Nie wiadomo, ile w trakcie tego sezonu zarobi i czy w ogóle cokolwiek. To jest jednak sprawą drugorzędną, bo szczytem ambicji Ibisevicia nie jest w tym momencie kolejne zero na koncie, tylko zdobycie sześciu bramek i wskoczenie na podium najskuteczniejszych obcokrajowców w dziejach rozgrywek. Czy ma na to szansę? Biorąc pod uwagę skalę determinacji w walce o cel i formie, którą pokazywał wiosną – Elber powinien czuć bośniacki oddech na plecach.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.