Choć Lech Poznań nie był faworytem w starciu z Hammarby IF, to na szwedzkiej ziemi zaprezentował się kapitalnie. Pokonał gospodarzy 3:0 (0:0) i awansował do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy. W Sztokholmie pokazał, że polskie drużyny mogą grać nie tylko skutecznie, ale i ładnie.
Początek spotkania na Tele2 Arena nie zapowiadał jednak szczęśliwego zakończenia. Szwedzi zaczęli z wysokiego C, korzystając z przewagi własnego boiska. Tym razem nie był to jednak tylko wyświechtany slogan. Mecz rozgrywano bowiem na sztucznej murawie, do której Polacy musieli przywyknąć.
Nawierzchnia dała gospodarzom przewagę tylko przez pierwsze pół godziny. To wtedy gracze Stefana Billborna byli przy piłce dłużej od gości. Po upływie dwóch kwadransów sytuacja się odwróciła. Posiadanie Lecha w ostatnich piętnastu minutach pierwszej połowy wynosiło siedemdziesiąt procent. Po przerwie, dzięki czerwonej kartce Jeppe Andersena, poznaniacy przeważali jeszcze bardziej.
Wierni swojej strategii byli jednak od początku meczu. Podawali nie tylko krócej i szybciej od Szwedów, ale także dokładniej. Aż 89 procent zagrań na jeden kontakt dotarło do celu. Lechici podejmowali też więcej dryblingów, choć akurat w tym aspekcie skuteczniejsi byli rywale. Podobnie zresztą, jak w pojedynkach.
Te aspekty nie przełożyły się jednak na wynik końcowy. To Lech grał lepiej, tworząc więcej jakościowych sytuacji. Jego wskaźnik xG – goli oczekiwanych – wynosił po meczu 1,78. Szanse rywali wyceniono na zaledwie 0,85 bramki.
Praca Sykory z czasem zaczęła jednak przynosić efekty. Ten stoczył aż dziewięć pojedynków w obronie. Najwięcej obok Crnomarkovicia i Modera. Lech rezygnował więc z ataków jego flanką, decydując się na wykorzystanie drugiego skrzydła.
Tam znakomicie współpracowali Kamiński, Puchacz i Ramirez. Hiszpan aż dziewiętnastokrotnie podawał do lewego obrońcy, który był jednym z bohaterów meczu z Hammarby. To on dograł dwa kluczowe podania, a także zapewniał nieocenione wsparcie w ofensywie.
Kamiński schodził bliżej środka, zostawiając miejsce przy linii rozpędzonemu koledze. Taki wariant przyniósł Lechowi drugie trafienie. Puchacz napędził akcję, Moder dośrodkował ze skrzydła, a skrzydłowy wykończył akcję celnym strzałem. Gol spod znaku akademii Lecha Poznań.
Gdy wydawało się, że wszystko co najlepsze pokazali już gracze występujący bliżej lewej flanki, to przy trzeciej bramce przebili ich zawodnicy z prawego skrzydła. Bednarek wyrzucił piłkę do Czerwińskiego, który swoim ruchem zmusił Michała Skórasia do zejścia niżej.
Taki manewr pozwolił wyciągnąć defensora rywala, robiąc miejsce rozpędzonemu bocznemu obrońcy. Do kombinacji między tymi dwoma graczami włączył się Ramirez, który kapitalnym prostopadłym podaniem znalazł szarżującego Czerwińskiego. Temu zostało już tylko wycofać piłkę przed pole karne, gdzie niepilnowany był Filip Marchwiński. Piękny gol był okrasą nie tylko tej akcji, ale i całego spotkania.
Lech na Tele2 Arena pokazał, że odwaga popłaca. Bo choć zawodnicy Żurawia w Sztokholmie nie byli faworytami, to nie wyrzekli się swojej strategii. Zagrali efektownie, a przy tym skutecznie. Kibiców zaskoczyli nie tylko wynikiem, ale i stylem. Pokazali, że polskie drużyny mogą grać w Europie widowiskowy futbol.