Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka – śpiewał w "Plamach na słońcu" Kazik i można by właściwie powiedzieć, że w jednym zdaniu zamknął istotę futbolu. W piłce liczy się oczywiście szereg okoliczności, które rzutują na wynik – taktyka, przygotowanie fizyczne, nastawienie mentalne i cała reszta. Ale na końcu i tak o wszystkim może zadecydować przypadek. Jeden pozornie błahy detal, który wpłynie na bieg historii. Tak, jak miało to miejsce w kilku klubach z Bundesligi.
Co by było z Bayernem, gdyby... Beckenbauer nie został spoliczkowany?
Wspominając tę historię, cofamy się o prawie 60 lat. Jest rok 1958, mistrzem Niemiec zostało Schalke, które w finale pokonało Hamburger SV. W fazie grupowej liczyły się też takie zespoły, jak FC Nuernberg, Koeln czy Eintracht Brunszwik, a Bayern Monachium miał raptem jeden tytuł w gablocie – ten zdobyty w 1932 roku. Dość powiedzieć, że wygrywający Bundesligę od ośmiu lat klub miał nie być nawet zaproszony do inauguracyjnego sezonu tych rozgrywek i jego miejsce zajęło TSV 1860, wówczas marka znacznie bardziej poważana w niemieckim światku piłkarskim. Tak czy owak, jest końcówka lat 50., a 13-letni Franz Beckenbauer w barwach SC 1906 Monachium gra na turnieju do lat 14.
Młodziutki zawodnik próbował zatrzymać szarżującego rywala, ale według sędziego przekroczył przepisy. Sam miał na to inną optykę, wdał się w pyskówkę i z arbitrem, i z przeciwnikami. Ni stąd, ni zowąd jeden z nich spoliczkował młodego obrońcę. Wymierzył mu solidny strzał z otwartej dłoni i, jak głosi legenda, w "Cesarzu" coś pękło. Zdecydował się wówczas, że nigdy nie dołączy nawet do lepszego klubu, ale gromadzącego ludzi zachowujących się w tak haniebny sposób.
Jak pisał w książce "Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej" Ulrich Hesse, ten feralny policzek wymierzony w twarz 13-latka pozbawił TSV... trzech mistrzów świata. Rok później Beckenbauer dołączył do akademii Bayernu, a gdy w 1970 roku Uli Hoeness i Paul Breitner porozumieli się już z klubem z błękitnej części Monachium, do zmiany zdania przekonał ich Udo Lattek. Legendarny trener trafił do Bayernu tylko dlatego, że wcześniej polecił go tam sam "Cesarz".
Co by było z BVB, gdyby... Juergen Klopp nie nosił dżinsów?
Nigdy nie uchodził za modnisia, tak naprawdę momentami bliżej było mu aparycją do kloszarda niż gościa z żurnala. Niechlujny zarost, pożółkłe zęby, zaniedbana fryzura i ortalionowe dresy to przyczyny, które przesądziły o tym, że Hamburger SV... nie zatrudnił Jurgena Kloppa. Młody trener uchodził w Niemczech za utalentowanego, był gotów do opuszczenia FSV Mainz, a na północy kraju potrzebowali właśnie kogoś, kto przejmie schedę po Huubie Stevensie i poprowadzi klub na salony. Do HSV trafił akurat zaciąg utalentowanych Holendrów, bo kontrakty podpisali Vincent Kompany, Nigel de Jong oraz Rafael van der Vaart i brakowało tylko kogoś, kto poukładałby te klocki na boisku.
Klopp był jednym z głównych kandydatów na nowego trenera zespołu w 2008 roku. W domu rodzinnym odwiedzili go szefowie potencjalnego pracodawcy, zatrudnili nawet szpiega, mającego śledzić go przez cały dzień i nakreślić rys charakterologiczny Niemca. Tak w istocie było i po głębokich analizach uznano, że trener tak wyluzowany, wolący nosić porwane dżinsy i rozchełstaną koszulkę od wyprasowanej koszuli nie nadaje się na szefa poważnego projektu. Nie w smak było też im jego zamiłowanie do tytoniu, więc temat odpuścili. Kloppa wzięła więc Borussia i wygrała z nim dwa mistrzostwa Niemiec, w HSV sięgnęli zaś po Martina Jola. Pierwsi są obecnie drugą siłą w kraju, drudzy w drugiej grają, ale Bundeslidze.
Co by było ze Stuttgartem, gdyby... Christoph Daum potrafił liczyć?
VfB Stuttgart nie potrafi w ostatnim czasie ustabilizować swojej pozycji. To klub ogromny jak na niemieckie warunki, szanowany i relatywnie bogaty, ale mający problem z zarządzaniem kapitałem ludzkim. W weekend sezon rozpocznie jako beniaminek, a kto wie, gdzie byłby dzisiaj, gdyby jego były trener potrafił rachować na palcach jednej ręki. Był rok 1992, a VfB walczyło o awans do Ligi Mistrzów. Zespół Christopha Dauma wygrał u siebie 3:0 i choć w rewanżu przegrał 1:4, to powinien zwyciężyć dzięki bramce zdobytej na wyjeździe. Daum popełnił jednak katastrofalny błąd – na boisko wprowadził czwartego obcokrajowca. To powinno oznaczać dyskwalifikację Niemców, ale UEFA dała tylko walkowera i do wyłonienia zwycięzcy (3:3 w dwumeczu) trzeba było jeszcze jednego starcia, już na neutralnym terenie. To wygrali 2:1 Anglicy.
Co by było z Werderem Brema, gdyby nie... papierowa kulka?
W ostatniej dekadzie Werder był cieniem zespołu, który w poprzedniej wygrywał mistrzostwo Niemiec i występował w Lidze Mistrzów. Klub z północy popadł w marazm, tylko trzy razy skończył sezon w pierwszej dziesiątce, ale ani razu wyżej niż na ósmym miejscu. Być może jednak klub znad Wezery spisywałby się jeszcze gorzej i zajmowałby w drugiej lidze miejsce swojego znienawidzonego rywala, czyli Hamburgera SV. W sezonie 2008/09 losowanie półfinałów Pucharu UEFA było wyjątkowo gorące dla drużyn z północy Niemiec, bo los skojarzył ich właśnie ze sobą. U siebie bremeńczycy przegrali 0:1 po golu Piotra Trochowskiego i do Hamburga jechali z nożem na gardle. Jeszcze w 82. minucie, przy wyniku 2:1, mocno napierało HSV, któremu do awansu brakowało raptem gola. W zupełnie niegroźnej akcji nieatakowany Michael Gravgaard próbował podać do bramkarza, ale piłka podbiła się na papierowej kulce i wyleciała na rzut rożny. Po nim gola, mimo raptem czterech graczy w polu karnym, zdobył Werder i awansował do finału Pucharu UEFA.
Co by było z Bayerem Leverkusen, gdyby... Michael Ballack nie wykonał wślizgu?
Ostatnia kolejka sezonu 1999/2000. Bayer Leverkusen pojechał do niegrającego już o nic SpVgg Unterhaching, kilkanaście kilometrów dalej Bayern Monachium podejmował zaś Werder Brema. Przy zwycięstwie Bawarczyków, do mistrzostwa potrzeba "Pigułom" raptem punktu. W 20. minucie rozgrywa się jednak dramat. Dośrodkowaną z bocznego sektora piłkę próbuje przeciąć Michael Ballack, który robi to na tyle niezdarnie, że pokonuje Adama Matyska. W drugiej połowie przyjezdnych dobija Markus Oberleitner, a Bayern wygrywa równolegle 3:1. Wówczas piłkarze z Leverkusen wskoczyli na karuzelę pecha, która doprowadziła ich dwa lata później do przegrania sezonu w 10 dni (finał Ligi Mistrzów, Pucharu Niemiec i Bundesligi), a w mediach pozwoliła przykleić im łatkę Bayeru "Vizekusen" (bo zawsze byli wicemistrzem). Na BayArena mistrzostwa Niemiec nie świętowali do dziś, a pechowa interwencja Ballacka okazała się znacząca dla losów klubu w późniejszych latach.
Co by było z Schalke 04, gdyby... Mathias Schober nie złapał piłki?
Również w Gelsenkirchen do dziś zastanawiają się, jak potoczyłaby się historia, gdyby nie błaha pomyłka z 2001 roku. Czy mistrzowskie Schalke weszłoby w dwudziesty pierwszy wiek ze znacznie większymi pieniędzmi? Czy ściągałoby lepszych piłkarzy i potrafiłoby dłużej dotrzymać kroku Bayernowi? Gdzie byłoby dziś? Tego się nie dowiemy, choć do historycznego sukcesu (na triumf w lidze fani Die Koenigsblauen czekają od 1958 roku) zabrakło kilka sekund. Im z kolei wystarczyło w ostatniej kolejce sezonu 2000/01 zwycięstwo z Unterhaching. Gdy kończyli mecz przy wyniku 5:3, a w Hamburgu HSV ogrywało Bayern 1:0, spiker ogłosił dobrą nowinę, a kibice rozpoczęli świętowanie na murawie. Z radości płakali piłkarze, płakali działacze, ale do momentu, gdy na telebimie pojawiła się transmisja wciąż niedokończonego meczu. Po jednej z interwencji obrońcy Mathias Schober, wychowanek S04, rzucił się na piłkę, a Markus Merk odgwizdał rzut wolny pośredni. Czy podjął słuszną decyzję? Tego nie wiadomo do dziś, bo kontrowersji w sięgnięciu po gwizdek nie brakowało. Faktem jest jednak, że w ostatniej akcji sezonu Patrick Andersson trafił z kilku metrów i to Bawarczycy sięgnęli po paterę.
Co by było z Mainz, gdyby... Christiano Heidelowi nie znudziła się praca w salonie samochodowym?
Z czym przeciętny kibic może kojarzyć FSV Mainz? Ano przede wszystkim z tym, że to właśnie w tym klubie zapoczątkowano pewien trend. To trend dawania szansy młodym i niedoświadczonym trenerom, w których widzi się po prostu potencjał na skuteczną pracę w tym zawodzie. Klopp nie zdążył odetchnąć od futbolu po zakończeniu kariery, a przejął zespół, Tuchel z kolei został wyciągnięty z drużyny do lat 19 po raptem roku pracy w niej. Wcześniej zresztą też miał wyłącznie kontakt z nastoletnimi zawodnikami. Trudno jednak powiedzieć, gdzie byliby obaj, gdyby nie Christian Heidel. I co więcej, naprawdę wątpliwe, by jeden prowadził Liverpool a drugi Paris Saint-Germain, bo ich kariery nie rozpoczęłyby się tak dynamicznie. Wspomniany Heidel był synem burmistrza Moguncji, skończył studia, odbył szkolenie w banku i w końcu zajął się rodzinnym biznesem, czyli salonem samochodowym. Wiódł spokojne, dostatnie życie, które w końcu przestało mu jednak dostarczać adrenaliny. Wyrwał się więc ze strefy komfortu, zajął się lokalnym klubem, który w 1992 roku miał obroty w granicach 2 milionów euro. Teraz to suma prawie 50 razy większa, a sam bohater tej opowieści może pochwalić się niesłychaną wręcz intuicją w doborze szkoleniowców i stworzeniem na prowincji solidnego pierwszoligowca.
Co by było z Lipskiem, gdyby... Hoffenheim nie sprzedało Luiza Gustavo?
Można było być w niezłym szoku, gdy latem 2006 roku Ralf Rangnick przyjął ofertę TSG Hoffenheim. Wówczas był to klub grający w trzeciej lidze, a przecież niemiecki trener miał już w CV pracę w ośrodkach bardziej renomowanych – prowadził Schalke, Stuttgart i Hannover, a nawet trenowany przez niego SSV Ulm występował klasę wyżej. Tak czy owak jednak ta decyzja była korzystna dla wszystkich stron. Już w pierwszym sezonie TSG awansowało na zaplecze Bundesligi, w kolejnym do najwyższej klasy rozgrywkowej, a po historycznej rundzie jesiennej było nawet liderem. Kontuzja Vedada Ibisevicia, autora 18 trafień w 18 meczach, mocno pokrzyżowała plany i rozgrywki udało się ukończyć dopiero na siódmej pozycji. To i tak był wynik świetny, ale przygoda Rangnicka skończyła się pod koniec 2010 roku. Trener pokłócił się z szefem klubu Dietmarem Hoppem, a kością niezgody było sprzedanie bez jego aprobaty Luiza Gustavo do Bayernu. Rzucił więc ręcznik i odszedł, potem przez chwilę popracował w Schalke, a ostatecznie zgarnął go Red Bull, którego potęgę Rangnick w roli dyrektora stworzył. Stworzył dokładnie to, co planował stworzyć w Sinsheim.
Co by było z Koeln, gdyby... nie olano Szewczenki?
W 1994 roku Ronaldo miał trafić do Stuttgartu, dla którego wynalazł go w Brazylii skaut VfB... Ralf Rangnick. Uznano jednak, że 4 miliony euro to kwota za duża i sięgnięto po Giovane Elbera. Dwa lata później MSV Duisburg negocjował ze Spartą Praga pozyskanie Pavla Nedveda, ale piłkarz przełożył rozmowy na czas po mistrzostwach Europy. Tam zagrał na tyle dobrze, że zgłosiło się po niego Lazio. W międzyczasie z kolei FC Koeln mogło zakontraktować Andrija Szewczenkę. – Poproszono mnie żebym rzucił okiem na napastnika Dynama Kijów U23. Kosztował tylko 150 tysięcy marek, a to była prawdziwa rakieta! Nasz menedżer uznał jednak, że lepiej sięgnąć po Gorana Vucevicia z Barcelony... – wspominał po latach ówczesny trener Peter Neururer. Rok później "Szewa" była gwiazdą Europy, Vucević uzbierał jednego gola dla Kozłów. W dwóch sezonach...
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.