Przejdź do pełnej wersji artykułu

Upragnione złoto po raz pierwszy od dekad. Mija sześć lat od wielkiego sukcesu polskich siatkarzy

/

21 września 2014 roku to data, która przeszła do historii polskiej siatkówki. Po 40 latach oczekiwania, reprezentacja Polski zdobyła drugi tytuł mistrzów świata. W finale drużyna Stephane'a Antigi pokonała Brazylię 3:1. – Naszą siłą była grupa, nie tylko Mariusz Wlazły. Byliśmy kolektywem, który wiedział co chce zdobyć – mówi Krzysztof Ignaczak, który wraz z Michałem Winiarskim był gościem Sylwii Dekiert w poniedziałkowym wydaniu "Sportowego wieczoru".

Czytaj też:

Reprezentacja Polski siatkarzy

Cafe Volley: wspomnienia mistrzostw świata 2014, Antiga, Ignaczak i inni

Falowanie i spadanie

Ćwierćfinał igrzysk olimpijskich w Atenach w 2004 roku był iskierką nadziei dla pokolenia, które wychowywało się w nieporównywalnie trudniejszych warunkach niż młodzi, uzdolnieni z USA czy Włoch. Paweł Zagumny, Łukasz Kadziewicz, Robert Prygiel, Dawid Murek i inni musieli mierzyć się z początkami budowania systemu szkoleniowego w Polsce w momencie, gdy ten w innych krajach był bardziej zaawansowany. Mimo braków dwa lata później pojawił się medal. Srebro MŚ 2006 zbudowało podstawy popularności dyscypliny w kraju.
Kosok bez klubu. "Władze z pełną premedytacją kupiły innych środkowych" Wydawało się, że na tej fali będzie można wszystko. Udział w igrzyskach kadra Raula Lozano zakończyła jednak na ćwierćfinale. Argentyńczyk pożegnał się z pracą. Daniel Castellani w 2009 roku doprowadził polską drużynę – z Bartoszem Kurkiem na czele – do mistrzostwa Europy, czyli największego sukcesu na tym turnieju w historii. Rok później w czempionacie globu byli na miejscu trzynastym. Szkoleniowca zmieniono. Andrea Anastasi sięgnął z zespołem po brąz mistrzostw Europy i w 2012 roku po wygraną w Lidze Światowej. Przyszły igrzyska i znów kadra zakończyła zmagania na ćwierćfinale, a kolejne mistrzostwa Europy na dziewiątym miejscu.

Apetyty na medal

Czy coś zapowiadało, że poza wrodzonymi ambicjami Polaków i faktem wykorzystania atutu gospodarza, biało-czerwoni mają realne podstawy, by na tle takich zespołów jak USA, Rosja, Brazylia, Włochy czy Francja walczyć o medal? Od maja 2014 reprezentacja Polski pod okiem świeżo wybranego na trenera Antigi rozegrała 21 oficjalnych meczów. Wygrała z nich trzynaście, a osiem przegrała. Co więcej, rozgrywki Ligi Światowej zakończyła na ostatnim miejscu w grupie. Rywale byli utytułowani (Włochy, Iran, Brazylia), ale zaczęto się obawiać, czy nie pokazali biało-czerwonym miejsca w szeregu.

Nie zabrakło również wewnętrznych kontrowersji. Młody szkoleniowiec skreślił z listy powołanych Bartosza Kurka, który był podstawą kadry. Powód? Oficjalnie: nie zdołał dojść do formy, a trener nie zamierzał go zabierać na turniej tylko ze względu na zasługi dla kadry. Nieoficjalnie zawodnik wdał się w konflikt z Francuzem. Dlaczego to mogła być prawda? Bo jeszcze tydzień przed ostatecznymi powołaniami Antiga mówił, że najbardziej cieszą go postępy w treningu właśnie tego siatkarza. Znak zapytania nad polską kadrą się powiększył. Mimo to przed samym startem mistrzostw świata Antiga odważnie powiedział, że medal to cel jego zespołu. Wywołało to poruszenie, ponieważ taki sukces u trenera bez większego doświadczenia szkoleniowego byłby poczytany za sensację.

– Wydaje mi się, że polskie szanse na złoto wynosiły pewnie z 15-20 procent. Naszymi rywalami były Brazylia, USA, Francja, Włochy, Francja, Rosja… – mówi w TVPSPORT.PL Andrzej Wrona, który sięgnął wtedy po złoty medal siatkarskiego mundialu.

Apetyty na medal

Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Dawid Konarski, Paweł Zagumny, Karol Kłos, Andrzej Wrona, Mariusz Wlazły, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Krzysztof Ignaczak, Paweł Zatorski, Marcin Możdżonek, Mateusz Mika i Rafał Buszek – tych czternastu zawodników stanęło do rywalizacji w polskim turnieju. To była trochę objazdówka. Biało-czerwoni zwiedzili wtedy Warszawę, Wrocław, Łódź i Katowice, co przy luksusie reprezentacji Niemiec ówcześnie prowadzonej przez Vitala Heynena, która mogła zostać w jednym miejscu cały turniej (Katowice), było sporym utrudnieniem logistycznym.

Biało-czerwoni zmagania rozpoczęli dobrze. Na otwarcie na Stadionie Narodowym wygrali z Serbią 3:0. Później bez większych problemów pokonali Australię i Wenezuelę. Mały zgrzyt pojawił się po stracie pierwszego seta z Kamerunem, ale ostatecznie zespół prowadzony przez Antigę wygrał 3:1. Zwycięstwo z Argentyną w większości również było tylko formalnością.

Druga faza grupowa rozpoczęła się od porażki ze Stanami Zjednoczonymi. Zaczęło robić się trudniej, bo i Włochy nie zamierzały odpuścić. Udało się jednak pokonać rywali z Italii 3:1 po nerwowym pierwszym secie. Całego wachlarza emocji dostarczyły starcia z Iranem i Francją. Ostatecznie Polacy zajęli drugie miejsce w grupie i awansowali dalej.

To, co później działo się w Łodzi, przeszło do historii polskiej siatkówki. Dwa porywające spotkania z Brazylią i Rosją, których Polacy w opinii wielu nie mieli prawa wygrać, podekscytowana publiczność, która z całych sił wpierała swój zespół w Atlas Arenie i fantastyczne końcówki setów w wykonaniu biało-czerwonych sprawiają, że do dziś wspomnienia zwycięstw z tymi rywalami powodują dreszcze. W porównaniu do tych starć mecze półfinałowy i finałowy wydawały się o parę procent mniej ekscytujące niż wcześniejsze wyzwania. Niemcy zostali pokonani 3:1, a Brazylia w finale również 3:1 i to mimo słabego początku biało-czerwonych (pierwszy set przegrany 18:25).

– Na początku taki sukces nie dociera do tak młodego zawodnika, jakim byłem. Doświadczeni wygrali już swoje, a dla większości z nas była to pierwsza impreza tej rangi, na której od razu triumfowaliśmy. Chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, czego dokonaliśmy– zdradza Fabian Drzyzga. – Czasem może być trudno się po czymś takim zmotywować, ale jeśli chce się powtórzyć ten sukces, trzeba to zrobić jak najszybciej. Czym prędzej człowiek zapomni o zwycięstwie, tym lepiej. Jeśli żyje się myślą, że jest się mistrzem świata, na pewno nic więcej się nie wygra – przyznaje rozgrywający reprezentacji Polski.Świętowałem dwa, trzy dni. Po tygodniu wolnego wróciliśmy do klubów. Nie było na to za dużo czasu na cieszenie się tytułem – dodaje.

– To najfajniejszy turniej, w jakim brałem udział w życiu. Wspaniała przygoda, którą będę opowiadał przez całe życie. To spełnienie marzeń i udowodnienie sobie i wszystkim, że wszystkie lata treningów i ciężkiej pracy miały sens. Były momenty kontuzji i porażki, ale kiedy te medale zawisły na naszych szyjach, nie miało to już żadnego znaczenia – dodaje Andrzej Wrona. Nie widzę żadnych negatywnych skutków tego sukcesu poza tym, że raczej nie będzie mi dane go przeżywać kilka razy. Trochę zazdroszczę tym chłopakom, którym było dane przeżywać ten sukces ponownie cztery lata później – przyznaje.

– Nie wiem, czy pierwszy tytuł miał wpływ na zdobycie drugiego. Na pewno zawodnicy, którzy mieli udział w pierwszym mistrzostwie, zdobyli doświadczenie, które zaowocowało również przy drugim turnieju. Gdyby pierwszego medalu nie było, możliwe, że nie byłoby i drugiego – mówi dwukrotny mistrz świata Fabian Drzyzga.

21 września mija sześć lat od zdobycia przez Polaków mistrzostwa świata.

Czytaj też:
Michał Filip: marzenie o Korei? Jest nadal aktualne
Kibic jednorazowy. Coraz więcej klubów rezygnuje z karnetów. "Straty? Z niektórych rzeczy będziemy musieli zrezygnować"

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także