{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
El. Euro 2021: Polki przegrały z Czeszkami. Teraz do awansu potrzebują sportowego cudu
Dawid Brilowski /
Wtorkowy mecz w Bielsku brutalnie zweryfikował marzenia piłkarek o awansie na mistrzostwa Europy. Nie rozwiał ich kompletnie, ale z pewnością mocno osłabił. Biało-czerwone przegrały z Czeszkami 0:2 (0:1) i spadły na trzecie miejsce w tabeli.
Polki zawiodły w kluczowym meczu el. Euro. Przegrały z Czeszkami
Eliminacje zaczęły się fenomenalnie – od niespodzianki i wywalczenia punktu z Hiszpanią (0:0), a następnie pewnych zwycięstw z Mołdawią (5:0) i Azerbejdżanem (5:0). Dzięki temu Polki spędziły zimę jako liderki. Niezłą passę utrzymały nawet po przeszło półrocznej przerwie spowodowanej pandemią. W piątek zremisowały bezbramkowo z Czeszkami.
"Jesteśmy na dobrej drodze" do "potrzebujemy sportowego cudu" dzieliło jednak zaledwie 90 minut. Rewanżowe starcie z Czeszkami w Bielsku wypadło fatalnie. Na tyle, że może okazać się pogrzebem marzeń o awansie. Od pierwszych sekund błąd gonił błąd.
Nikt nie spodziewał się, że możemy tak fatalnie wejść w mecz. Pierwsza połowa to absolutny dramat
Presja, która splątała nogi
Przeogromna waga spotkania – jeszcze większa od tej, która związała Polkom nogi podczas początkowego kwadransa w Chomutowie – dała się we znaki. Już w pierwszej akcji mogły stracić bramkę. Paradoksalnie... to one rozpoczęły ze środka. Błąd popełniła Gabriela Grzywińska, oddając piłkę tuż przed polem karnym w 10. sekundzie. Sytuację cudem uratowała instynktowna interwencja Katarzyny Kiedrzynek.
– Ta okazja była kluczem. Zaczęliśmy się bać, a Czeszki uwierzyły, że idą po swoje. Nie udało nam się wyczekać tego momentu. Zaczęła się panika i nagle nikt nie chciał brać piłki. Pojawił się bałagan. Uważam, że to był punkt przełomowy, mimo że nastąpił już w pierwszej minucie – mówił na konferencji pomeczowej selekcjoner Stępiński.
Gra Polek przez pełne 45 minut wyglądała beznadziejnie. – Nikt nie spodziewał się, że możemy tak fatalnie wejść w mecz. Pierwsza połowa to absolutny dramat. Tak złej nie zagraliśmy jeszcze nigdy – przyznał szkoleniowiec.
Pojawiła się frustrująca bojaźliwość przy rozegraniu. Reprezentantki nie potrafiły uspokoić się i wkroczyć na poziom, jaki pokazywały w poprzednich spotkaniach. W ryzach próbowała trzymać je Kiedrzynek. Kapitan kilkukrotnie krzyczała do koleżanek: "głowy go góry!". Na niewiele się to jednak zdało. Przed przerwą jako jedyna była jasnym punktem kadry. Sama nie zdołała jednak powstrzymać naporu. Po strzale Andrei Staskovej z rzutu wolnego skapitulowała.
To miał być nasz zamek. Nie było go. Wyszedł zamek z piasku...
Zmiany miały pomóc, a zaszkodziły
Problemem Polek w pierwszej połowie było także ustawienie. Trener nie mając do dyspozycji Ewy Pajor i Aleksandry Rompy, które w poprzednich meczach stanowiły o sile ofensywnej, musiał eksperymentować. Zdecydował się dokonać zmian względem piątkowego starcia w Chomutowie.
– Szukamy życia bez Pajor. W strategii, którą przyjęliśmy, potrzebowaliśmy kogoś szybkiego z przodu – tłumaczył po meczu. Z tego względu zdecydował się wystawić na "dziewiątce" Weronikę Zawistowską, która w poprzednim spotkaniu błyszczała na... skrzydle. Nominalna napastniczka, Agnieszka Winczo, została ustawiona za nią, a na boku pojawiła się Anna Rędzia.
Założenie wydawało się logiczne. Boisko je jednak zweryfikowało. – Zakładaliśmy, że z tyłu staniemy pewnie i będziemy monolitem. To miał być nasz zamek. Nie było go. Wyszedł zamek z piasku. Wszystko się sypało – jedna patrzyła na drugą i były przestraszone – tłumaczył selekcjoner.
Wyszlibyśmy na idiotów. Patrząc z tej perspektywy nie żałuję decyzji...
W przerwie wycofał się z tego założenia. Na boisku pojawiły się Agata Tarczyńska i Adrianna Achcińska. Pierwsza zajęła miejsce z przodu, druga miała za zadanie uspokojenie środka pola (co zresztą zrealizowała bardzo dobrze). Zawistowska wróciła na skrzydło, gdzie czuła się znacznie lepiej.
– Mieliśmy przygotowane dwie strategie. Pierwsza była taka, żeby wyczekać, pograć trochę z kontry. W drugiej połowie przeszliśmy do drugiej – bardziej ofensywnej. Wyglądaliśmy w niej znacznie lepiej, ale i tak nie strzeliliśmy gola. Po meczu można się zastanawiać, czy nie opłacało się wybrać jej od razu. Ale w niej przecież też padła bramka. Gdybyśmy od początku wybrali tę strategię też byłyby pretensje o to, czemu zmieniliśmy coś, co działało. Wyszlibyśmy na idiotów. Patrząc z tej perspektywy nie żałuję decyzji – mówił Stępiński.
Było za mało piłki w piłce
Selekcjoner niemal przez cały mecz szalał tuż przy linii bocznej. Od pierwszej minuty wielokrotnie krzyczał do zawodniczek, żeby... grały w piłkę. I to był element, którego prawdopodobnie brakowało najbardziej. Polki całkowicie oddały pole. Nie były w stanie wymienić kilku podań, przytrzymać piłki i wykreować ciekawej akcji.
Grały w zupełności tak, jak chciały tego rywalki. Pozwalały na grę wysokimi piłkami, dawały możliwość do tworzenia zagrożenia ze stałych fragmentów. Akceptacja czeskiej dominacji była proszeniem się o kłopoty. W końcu z rzutu wolnego padła bramka.
Lepiej pod tym względem było w drugiej połowie. Nawet wtedy zabrakło jednak pomysłu na kreatywną grę w środku pola. Ofensywa opierała się na skrzydłowych, co de facto ograniczało się do zrywów Zawistowskiej.
Wychodzę z założenia, że dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe...
Teraz potrzebujemy cudu
Po porażce z Czeszkami 0:2 (0:1) Polki spadły na trzecie miejsce w tabeli. By znaleźć się choćby w barażach potrzebują sportowego cudu. – Wychodzę z założenia, że dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe. Naszą szansą jest to, że jeśli Czeszki nie pokonają Hiszpanii, a my wygramy wszystkie mecze, będziemy mieli to jedno spotkanie nadziei – podsumował sytuację selekcjoner.
Krótko mówiąc: zarówno przed Polkami, jak i przed Czeszkami starcia z Mołdawią, Azerbejdżanem i Hiszpanią. "Egzotyczne" rywalki powinny zostać gładko odprawione z kwitkiem. Cokolwiek zmienić mogą jedynie mecze na Półwyspie Iberyjskim.
Czeszki zagrają tam już w październiku i biorąc pod uwagę fakt, że z Hiszpanią przegrały u siebie 1:5, można optymistycznie zakładać, że wrócą bez punktów. W tej sytuacji Polki ratowałaby... ewentualna sensacyjna wygrana z liderkami grupy. Czy da się w nią wierzyć? Do meczu dojdzie pod koniec eliminacji – w sytuacji, gdy rywalki prawdopodobnie będą już pewne bezpośredniego awansu. Cóż, nadzieja umiera ostatnia.