| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Rafał Grodzicki jest grającym asystentem trenera Mirosława Hajdo w Motorze Lublin. Beniaminek ma spore aspiracje, chociaż na początku sezonu w drugiej lidze spisuje się przeciętnie. – Gram w pierwszym składzie, ale nie zamierzam się tego trzymać rękami i nogami – powiedział doświadczony piłkarz w rozmowie z TVPSPORT.PL. Transmisja z meczu Wigry Suwałki – Motor w sobotę od godz. 17:55 w TVP Sport, na TVPSPORT.PL i w aplikacji mobilnej.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Rok temu zamienił pan pierwszoligową Stal Mielec na trzecioligowy Motor Lublin. Dlaczego?
Rafał Grodzicki: – Mam już swoje lata. Po Stali chciałem powoli kończyć karierę. Trenerem Motoru został jednak Mirosław Hajdo, który zaproponował mi współpracę w charakterze grającego asystenta. Zgodziłem się wiedząc, że trener chce zbudować solidny zespół i rozwijać klub. W Lublinie jest świetny stadion, solidny budżet i bardzo rozsądny właściciel. Nie dziwi mnie, że planem na kolejne lata jest awans do Ekstraklasy. Chcemy, by zespół był budowany sensownie, by było jak najmniej nietrafionych transferów. Organizacyjnie też cały czas wygląda to coraz lepiej.
– Nie było szansy na to, by został pan na wyższym poziomie?
– Nie było ofert. W Ruchu Chorzów spadliśmy z Ekstraklasy. W klubie były wielkie problemy organizacyjne, trwała wojna o wpływy. Pod koniec pojawili się ludzie, którzy chcieli robić swoje prywatne interesiki. To rozbijało zespół, który personalnie nie był wcale taki zły i mógł utrzymać się w lidze. Po odejściu z Chorzowa miałem już 34 lata. Pojawiła się propozycja ze Stali Mielec, z której skorzystałem. Spędziłem tam bardzo fajny czas. Udało się dołożyć kilka cegiełek do miejsca, w którym ten klub jest dzisiaj. Potem przeniosłem się do Motoru, gdzie wizja udziału w dalszym rozwoju klubu bardzo mnie zaintrygowała.
– Miniony sezon był przełomowy? Klub po latach wreszcie wydostał się z trzeciej ligi. O ten awans nie było jednak łatwo, po zakończeniu rozgrywek trwała jeszcze batalia na regulaminowe paragrafy z Hutnikiem Kraków.
– Tak, to był bardzo ważny krok, być może kluczowy. Klub czekał na to bardzo długo. W trzeciej lidze boiska były bardzo słabe, dlatego łatwo było o gubienie punktów. Co do sporu o awans, to nie byliśmy pewni. Hutnik i pan Ryszard Niemiec, prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, grali nie fair. Według mnie, powinni skupić się na regulaminie, a ten przemawiał na korzyść Motoru. Awans był zasłużony, nie przy zielonym stoliku. Fajnie, że ostatecznie ktoś wpadł na pomysł promocji dwóch drużyn. To było najlepsze rozwiązanie. Szkoda tylko, że nie udało się dokończyć tamtego sezonu.
– Jak wygląda gra w trzeciej i drugiej lidze?
– Występuje mnóstwo młodych, którzy kładą wielki nacisk na przygotowanie fizyczne. Co do samej gry, to widać wiele chaosu. Jeśli jest już jakaś taktyka, to najprostsza. Druga liga nie różni się pod tym kątem zbyt mocno. Jest nieco więcej tej przemyślanej taktyki, ale i tak można łatwo oszukać rywala. Dużo lepsze są także boiska. W trzeciej lidze było nam ciężko, bo wszyscy rywale oddawali inicjatywę i bronili się.
– W pierwszych siedmiu spotkaniach tego sezonu zdobyliście siedem punktów.
– Na początku można było być zadowolonym z gry. W kilku meczach dominowaliśmy, graliśmy otwarty futbol. Oczywiście, popełnialiśmy pomyłki, które kosztowały nas utratę bramek. Tworzyliśmy wiele sytuacji, chociaż ich nie wykorzystywaliśmy. W ostatnich trzech meczach zdobyliśmy tylko dwa punkty. Wysoko przegraliśmy z KKS Kalisz. Tuż przed przerwą straciliśmy gola po indywidualnym błędzie, a druga połowa była totalnie do zapomnienia. Zachowujemy jednak spokój. Wiem, że mamy spore aspiracje, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy beniaminkiem, który uczy się tej drugiej ligi. Powinno wyglądać to coraz lepiej. Ważne, że jesteśmy dobrze przygotowani pod względem fizycznym, a to efekt pracy jeszcze z okresu, gdy nie mogliśmy trenować w grupie z powodu pandemii koronawirusa. Wtedy sztab opracował mocne rozpiski, jednostki treningowe były bardziej wymagające, niż w okresie przygotowawczym. Niektórzy zastanawiali się, czy nie jest za ciężko. Później, po powrocie do normalnych treningów tylko to podtrzymywaliśmy. Dzięki temu okres przygotowawczy nie był wcale jakiś mocno intensywny.
– Teraz czeka was mecz z jednym z najlepszych dotychczas zespołów w lidze.
– Liczę na to, że w spotkaniu z Wigrami pokażemy sportową złość i udowodnimy, że wysoka przegrana z KKS Kalisz była tylko wypadkiem przy pracy. Musimy spisać się zdecydowanie lepiej, nie widzę innej możliwości.
– Kibice wywierają presję i chcą awansu już w tym sezonie?
– Nikt z nas głośno nie mówi o pierwszej lidze, żeby niepotrzebnie nie pompować balonu. To na pewno by nie pomogło, czego przykładem są kluby, które w ostatnich latach to robiły. Co do kibiców, to jestem pod wrażeniem ich zachowania i wsparcia, jakie dostajemy. W każdym spotkaniu wspierają nas do ostatniej minuty, po meczach biją brawo na stojąco. Wiem jednak, że bardzo chcą, by o ich klubie wreszcie zrobiło się głośno w całej Polsce. To może tylko pomóc drużynie, bo fani wciąż będą naszym dwunastym zawodnikiem. W Lublinie presja musi się pojawić, ludzie są zmęczeni tułaczką klubu po niższych ligach. To naturalne, że zaczną oczekiwać sukcesu. Ich podejście powinno nas jednak tylko pozytywnie "nakręcać".
– Na razie potrzebny jest spokój?
– Oczywiście, przecież nie jesteśmy nawet na półmetku pierwszej rundy. Za nami dopiero kilka kolejek. Rozumiem kibiców, którzy chcieliby od razu dobrej gry. W tej lidze wystarczy jednak seria dwóch-trzech wygranych, by znaleźć się w czołówce. W poprzednim sezonie Resovia miała bardzo długi okres bez zwycięstwa, a i tak awansowała do pierwszej ligi. Na razie potrzebna jest cierpliwość i ciężka praca.
– Wciąż nadąża pan za młodszymi rywalami?
– Swoją grę opieram przede wszystkim na wieloletnim doświadczeniu. Fizycznie czuję się znacznie lepiej, niż w minionym sezonie. Oczywiście, nie wystrzegam się błędów. Pomyliłem się w meczu z Błękitnymi, gdy po moim faulu był rzut karny dla rywali. Staram się dawać to, co mogę: spokój, pewność w rozegraniu piłki, wygrywanie główkowych pojedynków.
– Mimo że za nami dopiero siedem kolejek, ma pan już za sobą zawieszenie z powodu nadmiaru żółtych kartek. W czterech pierwszych spotkaniach zgromadził pan cztery napomnienia.
– Jedną dostałem za niesportowe zachowanie. W innej sytuacji złą decyzję podjął sędzia, który później przyznał się do błędu. Gdy wróciłem do gry, w przedostatnim spotkaniu ze Śląskiem II Wrocław, poczułem kłucie w mięśniu czworogłowym. Zostałem zmieniony po pół godzinie gry. Nie chciałem ryzykować, go gdybym został na boisku, pewnie doszłoby do jego zerwania. Ostatecznie pauza trwała dwa tygodnie i już jestem do dyspozycji trenera.
– Jest pan grającym asystentem trenera. Trudno połączyć dwie role?
– To trudne od strony mentalnej. Mimo wszystko musisz być po dwóch stronach barykady. Drużyna ufa mi, mamy bardzo dobry kontakt, chociaż początkowo niektórzy mieli z tym problem. Udało mi się trochę pograć na najwyższym poziomie w Polsce, myślę, że chłopcy mają przez to do mnie szacunek. Mam satysfakcję z tego, że zawodnicy biorą do siebie moje wskazówki. Cieszę się z ich postępów. Przykładem jest Maksymilian Cichocki. Gdy przychodziłem, widziałem w nim potencjał. Teraz uważam, że już niebawem to on będzie liderem obrony.
– W trakcie kariery miał pan do czynienia z kilkoma klasowymi szkoleniowcami. Których wspomina pan najlepiej?
– Na pewno Oresta Lenczyka i Waldemara Fornalika. Obaj byli świetnymi psychologami, czasami bardziej wychowawcami, niż trenerami. Każdy z nich był znakomicie przygotowany do zawodu, nie bez powodu zdobywali mistrzowski tytuł w kraju. Swój wpływ miał także Artur Skowronek, który jest ode mnie starszy zaledwie rok. To on w Stali doprowadził do tego, że zacząłem mocno interesować się pracą trenera.
– O warsztacie treningowym Lenczyka krążą legendy. Słynął ponoć z zamiłowania do nietypowych ćwiczeń, zwłaszcza w okresie przygotowawczym.
– To prawda. Śmialiśmy się z tych ćwiczeń, ale wiele z nich jest wykorzystywanych teraz. Używa się tylko innego sprzętu, dlatego nikt nie musi skakać przez skrzynię. Pamiętam, że na rozgrzewkach często musieliśmy udawać, że kozłujemy piłkę, chociaż tak naprawdę… nie mieliśmy jej w ręku. "Wirtualnie" graliśmy też w tenisa. Serwowaliśmy, mimo że… nie mieliśmy rakiety tenisowej ani piłki. Można sobie z tego żartować, ale szły za tym powołania do reprezentacji. To wtedy powołania z Bełchatowa dostawali m.in. Radosław Matusiak i Łukasz Garguła. Jego pomysły przynosiły efekt, dlatego wszyscy szli w ciemno za Lenczykiem.
– Jak długo zamierza pan jeszcze grać?
– Widziałem wielu piłkarzy, którzy występowali nawet do czterdziestki. Marek Zieńczuk, Łukasz Surma… Grali długo, bo trening był dla nich świętością. Teraz wielu młodych rezygnuje z wyjścia na boisko, jak tylko lekko cokolwiek ich zaboli. W przeszłości było inaczej. Każdy z moich kolegów doradza mi, by grać jak najdłużej, bo kiedy skończę, będzie mi brakowało atmosfery szatni. Dopóki mogę grać i ktoś mnie chce, będę to robił. Jak już wspomniałem, w Stali Artur Skowronek zaczął zaszczepiać we mnie zainteresowanie pracą trenerską. Trener Hajdo pozwolił mi, by zgłębiać to jeszcze bardziej. Kiedy jestem na boisku, łatwiej mi kontrolować to, o czym rozmawiamy ze sztabem szkoleniowym. Wtedy staram się to wszystko układać. Gram w pierwszym składzie, ale nie zamierzam się tego trzymać rękami i nogami. Czekam, aż wychowamy kogoś, kto zostanie takim liderem. Jeśli tacy zawodnicy się pojawią, usiądę na ławce. Oczywiście, będzie we mnie sportowa złość. Poczuję też jednak satysfakcję, bo okaże się, że jako trenerzy wykonaliśmy świetną pracę.
– Należy pan do zawodników starszego pokolenia. Jak postrzega pan dzisiejszą młodzież? Jej podejście do pracy?
– W porównaniu do nas to przepaść. Chodzi przede wszystkim o świadomość. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym młodzi mają olbrzymi dostęp do różnych nowinek. Widzą jak pracuje Leo Messi, Cristiano Ronaldo czy Robert Lewandowski. Każdy skupia się na tym, żeby być jak najlepiej przygotowanym fizycznie. Dbają o odżywianie, kładą się spać o właściwej porze. Potrafią wszystko podporządkować temu, by coś osiągnąć. Młodzież jest bezczelna w pozytywnym sensie. Ci chłopcy nie są tak zahukani jak my. Mają większy dostęp do całego świata. Przykładem jest Lech Poznań. Czasami ich wywiady mogą się nie podobać, bo ich pewność siebie podchodzi pod butę. To jednak nie jest tak, a widać to chociażby po ich ostatnich wynikach w europejskich pucharach.
– Pana młodsi robiący sobie selfie po wygranych meczach albo nagrywający się przed meczem na boisku nie irytują pana?
– Kiedyś próbowałem z tym walczyć, ale z czasem uznałem, że nie ma to sensu. Zmieniłem podejście, sam zacząłem korzystać z mediów społecznościowych. Świat się zmienia, nawet pięćdziesięciolatkowie tak się zachowują. Ważne, by zachować przy tym umiar. Czasami mam wrażenie, że niektórym zależy tylko na tym, by zadebiutować w Ekstraklasie, a potem zrobić sobie fotkę na Facebooka albo Instagrama. Bywały sytuacje, że kiedy w klubie była jakaś akcja charytatywna i trzeba było pojechać do potrzebujących, niekoniecznie mieliśmy chętnych. Gdy z kolei pojawiała się możliwość zrobienia sesji zdjęciowej, od razu był las rąk.
– Seweryn Kiełpin powiedział mi niedawno, że Motor ma wszystkie warunki, by już występować w ekstraklasie. Zgodzi się pan z tym?
– Nie, w klubie jest bardzo dobrze, ale Motorowi wciąż wiele do tego brakuje. Wzorem ma być dla nas Raków Częstochowa. Oni teraz budują stadion, a my… drużynę. Chcemy wzorować się na tym klubie, bo wykonują tam bardzo dobrą pracę.
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.