Przejdź do pełnej wersji artykułu

"Ultras" z Kędzierzyna-Koźla, który wygrywa dla ZAKSY. Kamil Semeniuk

/ Kamil Semeniuk Kamil Semeniuk to objawianie ostatnich sezonów PlusLigi (fot. PAP)

Pochodzi z Kędzierzyna-Koźla, nie wyobraża sobie życia bez tego miasta i dla ZAKSY zdobywa kolejne punkty. Kamil Semeniuk to objawienie ostatnich dwóch sezonów PlusLigi, który w rozgrywkach 2020/2021 zdobył już dwie statuetki MVP.

Czytaj też:

Michał Kubiak siatkówka mistrzostwa świata 2018

Traktowano ich jak "brzydkie kaczątko", a zdobyli drugie złoto. Kubiak: wszyscy skazywali nas na porażkę

Kędzierzyński Pogorzelec, nie tak dawno temu. Blokowisko. Pomiędzy słupkami dwóch chłopców rozkłada siatkę, by razem z kolegami zagrać w siatkówkę. Nie patrzą na to, że za kilka godzin wrócą do domu ze zdartymi kolanami. Następnego dnia zrobią to samo, bo kochają sport. – Jestem chłopakiem z blokowiska. Graliśmy na nich nie tylko w siatkówkę, ale także w piłkę nożną na tak zwane "małe brameczki". Znosiło się jakoś ten beton na boisku, choć nie raz kolana były mocno obdarte i lała się krew – wspomina Kamil Semeniuk.
Cza-cza, ostatni turniej Agaty i złoto mistrzostw. Skowrońska-Dolata: wykrzyczenie niecenzuralnych słów nie przynosiło ulgi Miłość do sportu pchała go w różne sportowe strony. Był reprezentantem szkoły w wielu dyscyplinach i niejednokrotnie stawał przed trudnymi wyborami. Raz był na tyle zmęczony, że zrezygnował z wyjazdu na zawody w bieganiu. W szkole odbiło się to szerokim echem. Ostatecznie jego brat Sylwester poszedł w stronę piłki nożnej. Przyjmujący ZAKSY w ostatnim momencie zdecydował natomiast, że w gimnazjum trafi na profil siatkarski.

Nie ma jednak swojego siatkarskiego idola. Łatwiej mu wymienić tych piłkarskich. Moimi największymi sportowymi bohaterami byli Ebi Smolarek i Jacek Krzynówek. Pamiętam gole z reprezentacją Portugalii, gdzie piłka odbiła się od słupka i po plecach bramkarza wpadła do bramki. Była kilka smaczków – do dziś je wspominam! – przyznaje zawodnik z Kędzierzyna-Koźla.

Żetony, karty i albumy piłkarskie


Jak wyglądała codzienność małego Kamila? – Jestem dzieckiem przełomu. Wychowywałem się w czasach, gdy telefony i tablety nie były jeszcze tak popularne. Na rynek wchodziły dopiero żółte Siemensy i Sony Ericssony. Grałem w Pokemony i żetony na klatkach schodowych. Zbierałem naklejki do albumów przed imprezami piłkarskimi. Wtedy było ważne coś innego, a nie Facebook i Instagram – zdradził. Jego rodzice to ludzie pracy. Matka od lat pracuje na stacji PKP, a ojciec w zakładach koksowniczych.

– Tata jest dla mnie bardzo ważny. Za każdym razem, kiedy mam do podjęcia decyzję, pytam go o zdanie. Zazwyczaj stoi w opozycji, co kiedyś było źródłem małych spięć. Mama z kolei zawsze była moim "adwokatem". Babcia natomiast ogląda mecze i kiedy przyjeżdżam w odwiedziny fachowo ocenia moją grę. Jestem szczęśliwy, że wszyscy w rodzinie obserwują mnie na boisku. Wolę ich krytykę niż ciągłe chwalenie. Nie chcę obrosnąć w piórka i przestać się starać – mówi szczerze 24-latek.

Semeniuk przyznaje, że nigdy nie lubił się uczyć. Zdobył jednak wykształcenie, które może wykorzystać w przyszłości. – Rodzice naciskali na to, by mieć plan B na życie. Kiedy usłyszałem, że są chęci, by w liceum otworzyć profil siatkarski, bardzo się ucieszyłem. Mógłbym wtedy kontynuować to, co zacząłem w gimnazjum. Rodzice powiedzieli jednak, że muszę pracować nad alternatywą. Nie chcieli, bym ryzykował. Uznaliśmy, że pójdę do technikum i zdobędę zawód. Jestem ekonomistą. Skończyłem wtedy dwa kierunki, ale drugiego dokładnie nie pamiętam. Szkoła wyższa to z kolei nauka na menedżera sportu i turystyki – zdradza przyjmujący.

Mimo upływu lat niechęć do nauki jednak pozostała. – Nadal nie lubię się uczyć, ale jak trzeba, to trzeba. Nawet w podstawówce były ze mną problemy! Pamiętam, że mama siedziała i próbowała mi wytłumaczyć "po ludzku" podręcznik do historii! (śmiech) Najgorzej było, kiedy podchodziłem do matury. Dołączyłem do pierwszego zespołu i normalnie trenowałem dwa razy dziennie. To był bardzo trudny okres. Po ośmiu godzinach lekcji zamiast skupienia na treningu siadała mi głowa. Do domu wracałem tylko na obiad – dodaje zawodnik Nikoli Grbicia.

"Ultras" z kędzierzyńskiej "Żylety"


Pierwsze doświadczenia meczowe? – Tata zabierał mnie na spotkania piłki nożnej. Jeździłem razem z nim na ligę zakładową. Oglądałem wtedy wiekowych panów, którzy mimo że mieli swoje lata, chcieli się spotykać w hali i ze sobą rywalizować. To rzadko się zdarza. Siatkówka? Tylko z bratem. Byliśmy w klubie kibica kędzierzyńskiego klubu. Nie było mi daleko do boiskowego chuligana, bo na meczach domowych stałem i głośno śpiewałem, a nie siedziałem. (śmiech) Byłem "ultrasem" na "Żylecie" kędzierzyńskiej. (śmiech) Na wyjazdy nie jeździłem, ponieważ brat nie chciał brać za mnie aż takiej odpowiedzialności. Zawsze jak wracał, opowiadał mi jak było – dodaje.

A bywało ciekawie. Lata młodości Semeniuka to czas siatkarskiej "świętej wojny", czyli wyjątkowo emocjonującej rywalizacji pomiędzy AZS Częstochowa a klubem z Kędzierzyna-Koźla. – Brat opowiadał mi, że przed meczem z Częstochową klub kibica wpadł na pomysł, by do hali pójść jak na plażę. Ubrali stroje, czepki, koła ratunkowe i zabrali ze sobą dmuchane materace. Tacy to byli chuligani. (śmiech) To musiał być fantastyczny wyjazd! – mówi przyjmujący. – Ciemną stronę kibicowania znałem tylko z widzenia, kiedy ścierali się ze sobą kibice i zawodnicy z klasy B. Czasami nawet po meczu nie odpuszczali i sprawy ostatecznie rozstrzygali na betonowych boiskach. Ustawek wielkich nie było, ale z trzeciego piętra przez okno widziałem, że latała się krew – przyznaje.

W latach 2015-2018 grał w plusligowej ZAKSIE. To był jeden z najlepszych okresów w historii klubu. Zespół sięgał po mistrzostwa Polski, a Semeniuk czekał na swoją większą szansę. Dostał ją, ale… w klubie z Zawiercia, gdzie trafił na wypożyczenie. – W tamtym momencie była to dla mnie radość. Po paru sezonach byłem bardzo głodny gry. Chciałem zaprezentować się na boisku dłużej niż na kilka akcji. Kiedy dostałem zgodę na wypożyczenie, byłem bardzo szczęśliwy. Gdy powiedziano mi, że nie mogę zostać w Zawierciu na kolejny rok, odczuwałem natomiast lekki smutek, ponieważ podobało mi się w tym miejscu. Wiedziałem, że w ZAKSIE będzie mi trudno się dostać do pierwszej szóstki. Uznałem, że dam z siebie wszystko i poczekam aż trener mnie zauważy, zaufa i da mi szansę – przyznaje.

Tak się stało. W sezonie 2019/2020 zdobył dla swojego klubu 267 punktów. Na starcie trwającego "zgarnął" już dwie nagrody dla MVP. Wielu mówi, że jest siatkarzem kompletnym – przyjmującym, który nie tylko świetnie przyjmuje, ale i atakuje, a jego zagrywka potrafi odmienić losy setów. Czy myśli o reprezentacji Polski? – Z Vitalem Heynenem rozmawiałem kilka razy o Lidze Narodów i o tym, na który turniej miałbym jechać. Po wybuchu pandemii omawialiśmy to, czy będę uczestniczył w zgrupowaniach. Póki co nasze rozmowy są organizacyjne, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mógł grać w kadrze na stałe – kończy 24-latek.

Czytaj też:
Stephane Antiga: Wiedzieliśmy, że możemy zrobić coś fajnego. Złoto? Chyba nie, ale medal już tak
Upragnione złoto po raz pierwszy od dekad. Mija sześć lat od wielkiego sukcesu polskich siatkarzy

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także