Kiedy wjeżdżam na stadion, coś się we mnie przełącza. Nie wiem, skąd bierze się ta agresja, ale na pewno się bierze. Nie lubię przegrywać – przyznaje Gleb Czugunow w rozmowie z TVPSPORT.PL. Jeden z najzdolniejszych żużlowców w PGE Ekstralidze o rodzinie, muzyce, uczuciach i wsparciu dla Maksyma Drabika.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Czego dzisiaj słuchałeś w aucie?
Gleb Czugunow, Betard Sparta Wrocław: – Wczoraj wyszła nowa płyta "Nectar" wykonawcy Joji.
– Jaka to muzyka?
– Klimaty R&B, rap.
– To twoje klimaty?
– Słucham bardzo dużo muzyki. Potrafię sobie nawet włączyć skrzypaczkę. Ostatnio za dużo wszędzie basu 808. Czasami głowa musi odpocząć.
– A swojej muzyki czasami też słuchasz?
– Nie, nie lubię słuchać swojej muzyki.
– Nie lubisz?
– Nie. Nie jesteśmy profesjonalnymi muzykami. Po pół roku czy kilku miesiącach słucham tego i myślę sobie "kurczę, to w ogóle nie jest dobre".
– Rosyjskie utwory też masz w playliście?
– Zależy. Są utwory, które mi się podobają, są takie, które mniej lubię. Nie powiedziałbym, że słucham bardzo dużo rosyjskiej muzyki. Ale wiem, że w Polsce popularny jest Feduk, słyszałem go nawet kiedyś w radio. On jest właśnie z Rosji.
– A przed meczami co sobie puszczasz?
– To zależy od mojego nastroju. Nie mogę powiedzieć, że czegoś konkretnego. Ostatnio często 50 Centa.
– Ma cię nastroić do walki?
– Tak, mam parę takich kawałków, które dobrze mnie nastawiają.
– Kiedy wygrywasz bieg, z głośników leci Моложе.
– Poważnie? Nawet nie wiedziałem, muszę to zmienić!
– Ostatnio przyjechałeś pierwszy, a znajomy powiedział "słuchaj, to utwór Gleba".
– W kasku tego nie słyszę. Szkoda!
– Na jaką piosenkę chcesz zmienić?
– Nie wiem, muszę jeszcze pomyśleć.
– Ze sztuki kręci cię tylko muzyka czy szerzej pojęta kultura?
– Nie ma czegoś konkretnego. Po prostu, jak coś mi się podoba, to chętnie obejrzę. Sam nie wiem.
– Chodzisz na wystawy?
– Tak, lubię. Tylko nie zawsze wszystko rozumiem. Czasami stanę i się rozglądam. Niektórych malarzy trudno zrozumieć. Rok temu byłem w Kopenhadze. Szedłem po ulicy, zobaczyłem wystawę i wszedłem. Skandynawski styl malowania, w ogóle artystycznego wykonania, jest dość dziwny. Taki trochę straszny. W tym muzeum był czarny pokój, a w środku wisiał biały kwadratowy obrazek i leciała muzyka jak z filmu grozy.
– Taka instalacja?
– Tak, dokładnie. Było tam bardzo dużo instalacji.
– Skoro w Kopenhadze wszedłeś do muzeum, Ermitaż pewnie znasz.
– Byłem tam. Mają wiele obrazów rosyjskich malarzy. I ja właśnie zwiedzałem tę część zbiorów. Dużo natury, lasów, niedźwiedzi, choć nie wiem dlaczego akurat niedźwiedzi. Ale podobało mi się.
– Kto cię nastroił tak artystycznie? Tata czy mama?
– Nie wiem... Moi rodzice zawsze byli przeciwko. Mówili, że muszę trenować, dobrze się odżywiać. Trochę jak trenerzy. Chyba sam z siebie tak zainteresowałem się sztuką.
Mama na pewno się boi. Ale zawsze mówi mi "jak masz możliwość, napisz do mnie po wypadku z parku maszyn, że żyjesz". I wtedy piszę "żyję".
– Rodzice uprawiali sport?
– Nie. Tata kiedyś boksował, ale w Rosji w latach 90. chyba wszyscy boksowali! Nie, nie, nikt nie uprawiał sportu.
– Łatwiej czy trudniej młodemu, kiedy rodzice nie znają dobrze sportu?
– Myślę, że to zależy tylko od osobistego podejścia. Z tego wychodzi, jak to robisz, na ile się starasz. Nie wiem, czy dziecku łatwiej, jeśli rodzice sami zajmowali się sportem. Nie sądzę.
– Tata Maksyma Drabika też jeździł.
– Pytanie, czy te zdolności przekazuje się w genach. Rodzic, który nie zajmował się sportem, też może dobrze nastawić syna, córkę. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji, rodzica, dziecka, sportu, który uprawia. Nie da się wszystkiego wrzucić do jednego worka.
– Bali się, kiedy wsiadłeś na motor?
– Nie, raczej nie. Mama nawet tęskni w zimie za sezonem.
– Poważnie?
– Mówi "kiedy ten żużel się wreszcie zacznie!? Brakuje mi adrenaliny".
– Nie boi się o ciebie? Wypadki się zdarzają. Miałeś niedawno jeden we Wrocławiu w Grand Prix.
– Na pewno się boi. Ale zawsze mówi mi "jak masz możliwość, napisz do mnie po wypadku z parku maszyn, że żyjesz". I wtedy piszę "żyję".
– Uspokajasz ją, że nic złego się nie stało.
– Czasami wysyła mi esemesy w trakcie zawodów. Pomagają mi. Albo pisze "pozbieraj się!"
– To pomaga w trakcie zawodów?
– Mnie pomaga. Czuję, że nie jestem sam w parku maszyn. Wiele osób powiedziałoby, że to niedobre. Inni mówiliby, że coś innego jest złe. A moim zdaniem, musisz robić to, co czujesz, że ma na ciebie dobry wpływ. Wiedzieć, co ma dobry, a co zły. Dlatego nie robię tego, co mi przeszkadza, tylko to, co mi pomaga.
– A tata pomagał w karierze?
– Z pomocą taty przyjechałem do Polski i miałem środki, żeby się rozwijać. Pomagał mi finansowo i wspierał mnie w czasach dzieciństwa. Jestem wdzięczny, że dał mi możliwość stać się w jakimś stopniu niezależnym człowiekiem.
– Czego szukasz w muzyce?
– Kończy się sezon, trenujmy, chodzimy do sali, ale mamy dużo wolnego czasu. Po prostu mi się nudzi. A ogólnie lubię poznawać coś nowego, robić coś. Nie wiem, czy czegoś szukam. Chcę się czymś zajmować, a muzyka jest bardzo fajna. Można wiele się nauczyć. To wyłącza od innych rzeczy.
– Po zawodach też robisz muzykę? Nie wyszedł mecz, więc pod wpływem uczuć chcesz napisać piosenkę?
– Czasami tak. Czasami siadam i robię jakiś bit, sprzedam coś. Wszystko zależy od humoru, od chęci. Jak chcę pochodzić po mieście, idę pospacerować.
– Masz artystyczną duszę.
– Nie powiedziałbym tego. Po prostu staram się robić w jak największym stopniu to, czego chcę, a w jak najmniejszym to, czego nie chcę. Wszystkim to polecam, bo nigdy nie wiesz, kiedy życie się skończy.
my first painting pic.twitter.com/jYwa9XKFz1
— chugunov (@chugunov117) October 1, 2020
– Jak trafiłeś na motor? Tata ci kupił czy zobaczyłeś w telewizji Emila Sajfutdinowa?
– Byłem mały, mieszkałem w Saławacie. Wtedy klub z Saławatu jeszcze istniał i jeździł w rosyjskiej lidze. Nie wiem, miałem może pięć, sześć lat, jak tata zabierał mnie na mecze. Emil też pochodzi z tego miasta. Tata jakoś go poznał i tak się zaczęło. Najpierw dostałem quada dla dzieciaków.
– Emil ci pomagał, uczył?
– Tak, dużo pomagał, kiedy byłem młody. Jeździliśmy razem na treningi do Włoch. Wtedy pierwszy raz usiadłem na dużym motorze. Dużym, ale wciąż 250-tka. Pomagał, uczył niektórych rzeczy, jak sobie radzić na torze, co trzeba robić. Podpowiadał mi.
– W jednym programie mówiłeś, że chcesz nagrać utwór z kolegami, bo żyją za dziesięć złotych tygodniowo.
– Nadal tak jest. Niestety... Nie wiem, czy dokładnie za dziesięć złotych, ale bardzo biednie. Dużo pracują, żeby coś osiągnąć. Mam nadzieję, że się uda.
– Też zajmują się muzyką?
– Tak. Kiedy mówiłem o pracy, chodziło mi o muzykę. Starają się czegoś nauczyć. Bo nikt ci nie pomoże, nie będzie się tobą zajmował. Musisz sam się nauczyć większości, a to nie takie łatwe.
Nie potrafię nawet powiedzieć, że rozumiem Maksyma, bo go nie rozumiem. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. Opinie, które ludzi ślą pod jego adresem... wiele osób myśli, że wiedzą, co on czuje, jaki miał problem z rana, czy coś go boli, co dzieje się w jego życiu.
– Gdyby nie żużel, żyłbyś tak jak oni?
– Tak. Bardzo dużo czasu poświęcałbym muzyce. W życiu potrzebuję być do czegoś przywiązany. Do jakiegoś działania, do sportu. Zawsze bardzo się cieszyłem, że od małego mam żużel. Nie miałem nigdy w głowie innych pomysłów. Nie musiałem się nawet nad tym zastanawiać. To bardzo dobre. Jak patrzę na kolegów, swoich znajomych, wychodzą ze studia, mają 22 czy 23 lata i nie wiedzą, co będą robili w życiu. To strasznie niefajne uczucie. Nigdy mnie nie spotkało i mam nadzieję, że nie spotka.
– Do ludzi też lubisz być przywiązany? We Wrocławiu masz Maćka Janowskiego, Maksyma Drabika.
– (cisza) Nie tak, żebym był przywiązany. W Rosji mam kilku kolegów, ale bardzo niewielu. Może dwóch. W Polsce największy kontakt utrzymuję z Maćkiem, Maksymem. Bardzo fajne towarzystwo.
– W którym roku przyjechałeś do Polski?
– W 2017. Może nie na stałe, ale tak na dłużej.
– Bałeś się zaufać ludziom? Kontrakt ze Spartą podpisywałeś tuż po meczu reprezentacji. Podeszli i wręczyli ci papiery do podpisania.
– Dziwnie to wyglądało. Podeszli do mnie bardzo nieoficjalnie, po zawodach. Byłem tuż po zawodach, jeszcze w kewlarze, cały brudny, a kierownik drużyny przyszedł z kontraktem. Nie myślałem, że tak się podpisuje umowy, więc się przestraszyłem. Ale jeśli chodzi o zaufanie do ludzi, wszędzie jest chyba tak samo. W Rosji też można komuś zaufać i się pomylić.
– Wiele razy się myliłeś co do ludzi w Polsce?
– Nikt mnie w Polsce nie oszukał, ale były przypadki, że ktoś kłamał albo chciał wykorzystać. Tak się zdarza, to normalne. Na całym świecie tak jest. Trzeba to rozumieć, dostrzegać i jakoś sobie radzić.
– Mówiłeś kiedyś o rodzinie. Rodzice nie mieszkali razem. Czujesz, że masz gdzieś prawdziwą rodzinę?
– Tak... Wczoraj z dwie godziny siedziałem na telefonie i myślałem sobie "kiedy w końcu kupię mieszkanie, tak je sobie umebluję". Wybierałem sobie różne rzeczy. Chciałbym mieć swoje miejsce, swoją rodzinę. Myślę, że rodzina to nie są ludzie, którzy formalnie są rodziną. Mam kolegę i uważam go za moją rodzinę. Za bardzo bliskiego człowieka. Kłócimy się, tak samo jak czasem kłócę się z mamą, ale nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś urwał się nasz kontakt.
– Nie decyduje drzewo genealogiczne, a więzi, uczucia...
– Jasne, że nie. Czasami spojrzysz na siostrę czy brata albo kogoś jeszcze i widzisz, że jesteście zupełnie innymi ludźmi. A potem spotykasz kogoś z całkiem innego kraju, o innej mentalności, ale coś was zwiąże i jest ci bliższy niż ktoś z rodziny. Dla mnie rodzina to ludzie, którym możesz zaufać i którzy mogą zaufać tobie, których lubisz, z którymi jest ci fajnie.
– Zespół żużlowy może być rodziną?
– Raczej nie i to jest normalne. Przyjeżdżamy na stadion i powinno tak być, że jesteśmy bardzo bliskimi ludźmi, chcemy wspólnie coś osiągnąć. Można powiedzieć, że to taka sportowa rodzina.
Nie lubię przegrywać, nie lubię, jak ktoś się cieszy po fajnym meczu, a ja nie. Staram się robić wszystko, żebym to ja był najszczęśliwszy ze wszystkich. Kiedy wyjeżdżam na tor, nie chcę sobie pozwolić na porażkę.
– Rozmawiałeś ostatnio z Maksymem?
– Tak, rozmawiałem z nim. Ma bardzo ciężką sytuację. Trudno cokolwiek powiedzieć. Domyślam się, że naprawdę kocha żużel. Sama myśl, że mógłby to stracić, stracić możliwość jazdy, uprawiania tego, co tak bardzo kocha, przynosi mu w życiu najwięcej przyjemności, może go wystraszyć. Ale tylko się domyślam. Nie potrafię nawet powiedzieć, że go rozumiem, bo go nie rozumiem. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. Opinie, które ludzi ślą pod jego adresem... wiele osób myśli, że wiedzą, co on czuje, jaki miał problem z rana, czy coś go boli, co dzieje się w jego życiu.
– Nikt pewnie tego nie wie.
– Nikt nie wie. Każdy człowiek jest inny. Przeczytałem zbyt wiele bzdurnych komentarzy, artykułów na jego temat. To bardzo nieprofesjonalne, kiedy ktoś tak pisze. Fajnie byłoby, gdyby koniec był szczęśliwy. Maksym nie zasługuje na miesiąc, nawet na dzień kary.
Lol pic.twitter.com/ZVfgBXwuVJ
— chugunov (@chugunov117) September 22, 2020
– Skąd wziął się twój pseudonim w muzyce?
– Marzę, żeby kiedyś kupić Forda Mustanga Shelby i koledzy zaczęli na mnie mówić Shel. Żadna wielka historia się za tym nie kryje.
– A Loneballons?
– Loneballons to nazwa zespołu. Nie wiem, może kiedyś będzie marka zarabiająca miliony! Najważniejsze, żeby nie rubli ha ha!
– W ile osób tworzycie ten zespół?
– Trzy.
– Czyli DJ Chesus to nie ty?
– To chłopak, który robi część instrumentalną, bity.
– A ty za co odpowiadasz?
– Też to robię. Wspólnie się tym zajmujemy. Jest z tym pewien problem. Kiedy ludzie mnie pytają, nie potrafię im wytłumaczyć. W Rosji jest inna atmosfera wokół muzyki. Trudno się o tym wypowiadać w Polsce.
– Piosenki też piszesz?
– Tak.
Starsi mówili mi o pewnym panu, którego nigdy nie widziałem. Opowiadali "o kurczę, on to fajnie jeździł, bardzo fajnie jeździł". Zawsze pytałem "ale co on osiągnął?" "Nic, ale w lidze bardzo fajnie jeździł". Nie chcę, żeby któregoś dnia jakiś chłopak usłyszał, że był taki zawodnik Gleb Czugunow i za swoich czasów bardzo fajnie jechał. To byłoby fatalne.
– Zdarza się, że jedziesz smutny na trening, a żużel poprawia ci nastrój?
– Jak mam jakieś problemy i jadę na trening, odkładam telefon, bawię się na motorze. Ruszam spod taśmy, gadam z chłopakami. To bardzo pomaga. Tak samo z meczem. Zawsze cieszę się, kiedy jadę na tor. Lubię to przedmeczowe uczucie.
– Jedziesz, widzisz kibiców, którzy zmierzają na stadion, siedzą w ogródkach przy restauracjach.
– W jakimś stopniu to dodaje motywacji.
– Lubisz spacerować i patrzeć na tramwaje z reklamą Sparty?
– Po prostu lubię spacerować. Ale jeśli chodzi o reklamy, bardzo fajnie to wygląda. Cieszę się, że władze Sparty starają się spopularyzować żużel w mieście i pewnie im się to udaje. Przejeżdżam samochodem i widzę siebie na tramwaju albo patrzę, a gdzieś w centrum jest wizerunek na przykład Maćka. To fajne. Do Wrocławia ciągnie wielu turystów. Patrzą i pewnie zastanawiają się, co to za sport.
– Rozpoznają cię na ulicy?
– Szczerze mówiąc, w tym roku naprawdę wiele osób. Myślę, że to wynik tego, jak rozwija się popularność żużla w mieście. Wychodzę na miasto i na pewno ktoś mnie rozpozna. Czasami siedzę i widzę, że patrzą.
– Wiedzą, że to ty.
– Tak. I myślę sobie "czego chcecie?" ha ha! To śmieszne. Da się tym pobawić, to nie przeszkadza.
– Zawsze masz słuchawki na uszach, kiedy spacerujesz?
– Zależy. Czasami chcę posłuchać ulicy, miasta.
– Masz plany na karierę muzyczną?
– Nie, nie mam planów. I to fajne. Bo mam za dużo planów w żużlu. Strzała bez celu zawsze gdzieś trafi ha ha! Jeśli coś się uda, to super, jeśli nie, też okej. I to jest piękne. Nie muszę sobie niczego udowadniać. Po prostu się wyłączam. Tylko o to mi w tym chodzi.
– A te plany na żużlu? Mistrzostwo świata?
– Myślę, że to normalne. Chociaż niektórzy zawodnicy mówią, że super byłoby być w Top 10 I ligi czy Ekstraligi. Dla mnie to chore. Jeśli ktoś ma takie plany, powinien skończyć z żużlem. Jasne, że chodzi tylko o mistrzostwo świata, o to, żeby być najlepszym. Czasami sobie wyobrażam, że odchodzę z żużla w wieku 40 lat i nigdy nie zostałem mistrzem świata. Wychodzi wtedy, że uprawiałem sport przez 25 czy 30 lat i nigdy nie byłem najlepszy. Na pewno byłoby mi smutno.
– Ale ty chcesz być najlepszy.
– Pamiętam, jak byłem młody i starsi mówili mi o pewnym panu, którego nigdy nie widziałem. Opowiadali "o kurczę, on to fajnie jeździł, bardzo fajnie jeździł". Zawsze pytałem "ale co on osiągnął?" "Nic, ale w lidze bardzo fajnie jeździł". I to jest dziwne. Nie chcę, żeby któregoś dnia jakiś chłopak usłyszał, że był taki zawodnik Gleb Czugunow i za swoich czasów bardzo fajnie jechał. To byłoby fatalne.
Rozmawiał Antoni Cichy