W środę wieczorem 30 września Szymon Grabowski wszedł do swojego gabinetu i zaczął wynosić znajdujące się tam rzeczy. Chwilę wcześniej z e-maila dowiedział się, że stracił pracę w roli trenera Resovii Rzeszów. Bezrobotny był tylko przez jeden dzień. W piątek skruszony prezes z powrotem przyjął go na stanowisko.
Kilkadziesiąt godzin po meczu Resovii Rzeszów z Odrą Opole już na zawsze wpisze się w historię klubu. Trener zwolniony w środę, a w piątek przyjęty z powrotem? Takie sytuacje po prostu się nie zdarzają. Szymon Grabowski to człowiek, który Resovię ma w sercu. Przez lata był jej piłkarzem, a czerwcu 2017 roku został trenerem rzeszowskiego klubu. Wprowadził go najpierw do II ligi, a potem jeszcze o poziom wyżej. Wbrew wszystkim przewidywaniom, wbrew zdrowemu rozsądkowi, bo dziś Resovia nie ma ani stadionu, ani drużyny dość mocnej, by spokojnie utrzymać się w I lidze. Ma za to prezesa, który nie rozumie piłki. Nie rozumie klubu. Nie potrafi nawet bronić swoich decyzji. Jan Bieńkowski zwolnił Grabowskiego, a już kilkadziesiąt minut później musiał przyjąć go z powrotem, na zasadach stawianych przez trenera.
Bieńkowski objął fotel prezesa w lipcu tego roku. – Wizje mam, by piłka się rozwijała. Na tę chwilę uspokojenie w zespole, by głowy zawodnikom się się odświeżyły. Żadnych radykalnych zmian tutaj nie będzie, bo tu nie ma czasu, nie ma kiedy. Zostały cztery kolejki, ciągle się liczymy w grze o awans do I ligi – mówił w lipcu, zaraz po nominacji.
Potem był awans do I ligi i trudny początek sezonu. Po sześciu kolejkach Resovia miała na koncie trzy punkty i Bieńkowski postanowił zwolnić trenera. Wkrótce jednak musiał wycofać się z tej decyzji.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Zwolniony i przywrócony. Ochłonął już pan?
Szymon Grabowski, trener Resovii: – Myślę, że tak. Staram się nie rozpamiętywać tego. Na pewno nie była to łatwa i przyjemna sytuacja. Dziś rzeczywistość jest na tyle korzystna, że mogę spokojnie patrzeć w przyszłość i przygotowywać drużynę do kolejnych meczów.
– Pierwsze informacje o tym, że stracił pan pracę zaczęły pojawiać się w czwartek rano, dzień po meczu z Odrą Opole. Kiedy klamka zapadła?
– Już przed meczem wiedziałem, że jeśli nie wygram to tracę pracę. Przegraliśmy z Odrą więc dla mnie było jasne, że realizuje się scenariusz o którym przed wyjazdem powiedział prezes. Nie zostałem poinformowany o zwolnieniu osobiście – dostałem tę informację za pomocą e-maila. Odczytałem go w drodze do Rzeszowa.
– ″Drogi panie Szymonie...″?
– Już nie pamiętam formy. Nie chcę do tego wracać. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie tak to powinno wyglądać.
– Kiedy zdał pan sobie sprawę, że może zostać zwolniony?
– Jestem człowiekiem w miarę inteligentnym i rozgarniętym. Potrafię odczytywać zachowania ludzkie. Jeśli się ze mną nie rozmawiało. Jeśli szukało się czynników, które miały rzekomo świadczyć o tym, że zespół jest źle przygotowany motorycznie, że zespół mało biega, to czułem, że rozpoczęło się szukanie haków. Byłem więc przygotowany na taką okoliczność, ale nigdy nie spodziewałem się, że zostanie to załatwione w taki sposób.
– Dzień po meczu z Odrą jest pan bez pracy. Ale nagle zaczyna się coś dziać. Rusza proces odwoływania tej decyzji. Do akcji wkroczyli m.in. kibice. Jak to wyglądało z pańskiej perspektywy?
– Gdy dojechałem do Rzeszowa, w social mediach już rozpoczynała się mała burza. Zaczęło do mnie docierać, że to nie przejdzie bez echa. Byłem przekonany, że ludzie, którzy podjęli decyzję o zwolnieniu, nie spodziewali się aż tak dużego szumu. To co się działo w piątek, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Od ósmej rano do godzin wieczornych otrzymałem mnóstwo telefonów. Od kibiców, sponsorów, piłkarzy, klubowych działaczy – byłych i teraźniejszych. To był bardzo intensywny dzień.
– Kiedy pojawił się pierwszy sygnał od prezesa, że chciałby to odkręcić i przywrócić pana na stanowisko?
– To wyszło w trakcie rozmowy prezesa z kibicami, którzy pojawili się na treningu Resovii. Trening rozpoczął się o 16, a około 17 prezes zadzwonił i powiedział, że chce, abym został. Postawił jednak ultimatum – sześć meczów, sześć punktów.
– Czyli takie ultimatum teraz obowiązuje?
– Nie. Nie przystałem na tę propozycję, podziękowałem i odłożyłem słuchawkę. Prezes zaproponował, bym dał mu odpowiedź do godziny 10 w piątek, ale ja od razu podziękowałem.
– To co działo się potem?
– Będąc fair w stosunku do ludzi, którzy przekonywali mnie do powrotu, poinformowałem ich, że odrzuciłem ofertę prezesa. Napisałem im, że muszę szanować siebie, ale też po prostu zawód trenera. Jeśli sami nie będziemy się szanować, nadal będziemy traktowani w ten sposób. W odpowiedzi pod mój dom przyjechali kibice i zaczęli mnie namawiać do zmiany decyzji. Dużo było tych rozmów. Chyba za dużo... Powiedziałem, że jeszcze się nad tym zastanowię i tak się rozstaliśmy. Wtedy raz jeszcze porozmawiałem z moim sztabem. Powiedziałem im, że wrócę, jeśli prezes spełni moje oczekiwania. Po pierwsze – pracujemy na dotychczasowych warunkach, które zostały ustalone przed rozpoczęciem sezonu. Po drugie – nie ma żadnego ultimatum. Po trzecie – pewne rzeczy, które zostały zmienione w trakcie rozgrywek bez wiedzy rady drużyny zostaną przez prezesa odkręcone. Tak to przedstawiłem kibicom, sponsorom, działaczom i prezesowi.
– Prezes przystał na wszystko?
– Tak. Na początku próbował coś jeszcze ugrać, ale nic nie wskórał. Nie mogłem postąpić inaczej. Jeśli wrócić, to tylko na swoich zasadach.
– Te kilkadziesiąt godzin już na stałe wejdzie do historii klubu. Takie historie po prostu się nie zdarzają.
– Niestety tym razem taka historia się wydarzyła. Nikomu taki szum medialny nie był potrzebny. Owszem, chcielibyśmy, aby o Resovii było głośno, ale ze względu na wynik sportowy i na to, że budujemy tu coś praktycznie z niczego. Teraz żartuję sobie, że prezesi mieli taki pomysł, by było głośniej o klubie. Na pewno był to niełatwy okres dla mnie i dla wszystkich, którzy dobrze życzą Resovii. Nie był też łatwy dla mojej rodziny, bo to całe zamieszanie odbiło się też na mojej żonie. Cały czas mnie wspierała i jej też nie było łatwo. Mam nadzieję ta cała sytuacja pozwoli nam w Resovii jeszcze bardziej spiąć szeregi i działać jeszcze lepiej.
– Wspomniał pan o żonie. Potrafię to sobie wyobrazić. Wygląda przez okno, a tam tłum kibiców.
– Akurat wracała do domu z dziećmi i faktycznie nie wiedziała, co się dzieje. Ale żadnego tłumu nie było. Pod dom przyjechało tylko ośmiu kibiców – przedstawiciele reszty fanów. A żona doskonale wie, ile zaangażowania wkładam w tę pracę, dlatego też bardzo mocno to przeżywała.
– Znalazł się pan w dziwnej sytuacji. Wrócił do pracy z prezesem, który chwilę wcześniej pana zwolnił... Podejrzewam, że gdyby to nie była Resovia, a więc pański klub, to nie zdecydowałby się pan na powrót. Mylę się?
– Na pewno bym tego nie zrobił. Nawet teraz wahałem się, czy to dobry pomysł. Przecież ja już pożegnałem się z zespołem. Przez 3,5 roku w pokoju trenerskim zgromadziłem sporo rzeczy. Gdy tylko wróciłem z Opola, wszystko zabrałem ze sobą. Kilka pudeł się uzbierało… Dzięki kamerce internetowej widziałem, że na treningu pojawiło się ponad stu kibiców. Śpiewy, transparenty, nawoływania, bym wrócił... Gdyby nie to wsparcie, także w social mediach, to pewnie bym nie wrócił. Do tego jeszcze długie rozmowy ze sponsorami, którzy nadają rytm temu klubowi. Jeśli to nie byłaby Resovia, to bym nie wrócił. Ale myślę też, że po prostu zapracowałem na to, by ci ludzie stanęli za mną.
– Zapracował choćby tymi dwoma awansami – najpierw do drugiej, a potem do pierwszej ligi. Który był trudniejszy?
– Nie chcę porównywać, bo każdy awans jest trudny. Pierwszy awans wywalczyliśmy w pierwszym roku mojej pracy, więc był niespodziewany. Drugi – tym bardziej. O awans do I ligi walczyliśmy z lokalnym rywalem, który pod względem organizacji i wsparcia w mieście jest daleko przed nami (Stal Rzeszów – przyp. red.). Nikt na nas nie stawiał. Naszym celem w II lidze była pierwsza szóstka, a nagle gramy w barażach, a w finale pokonujemy Stal. To było coś pięknego. Każdy awans super smakował. Tym bardziej, że osiągnęliśmy je mniejszymi środkami niż konkurenci.
– Gdy w świat poszła informacja, że został pan zwolniony, zdążył zgłosić się jakiś klub z propozycją pracy?
– Nigdy bym się nie spodziewał, że w takiej sytuacji dostanę tak silne wsparcie od prezesów innych klubów. I to nie tylko tych, którzy zastanawiają się nad moją przyszłością. To wsparcie było bardzo budujące. Zastanawiałem się, czy wszyscy prezesi w takiej sytuacji też zwolniliby mnie z pracy. Szybko dostałem odpowiedź, że nie do końca. Wsparcie ludzi, którzy są w tym środowisku praktycznie całe życie było dla mnie bardzo ważne. Muszę im za to podziękować.
– Po awansie na razie płacicie frycowe. Wracając na stanowisko udało się zyskać gwarancję wzmocnień? A może uważa pan, że ta drużyna poradzi sobie w walce o utrzymanie?
– Mamy teraz pewien znak zapytania. W którą stronę to powinno pójść? Przed sezonem umówiłem się z prezesem na pewne rzeczy, które potem nie były realizowane. A na koniec to ja zostałem przedstawiony jako główny winowajca kiepskich wyników. Mamy zagwozdkę, co zrobić, aby ta drużyna nadal się rozwijała. Gdybym nie wierzył w tych chłopaków, tylko czekał na wzmocnienia, to nie wróciłbym na stanowisko. Wierzę w nich. A co do wzmocnień, to jeśli nie teraz, to mam nadzieję, że w zimie będziemy mogli dorzucić kilku zawodników, którzy podniosą naszą jakość piłkarską. Mam jednak nadzieję, że duże zmiany nie będą potrzebne. Wierzę, że ten zespół zapali i zacznie punktować. I zaczniemy wreszcie być chwaleni nie tylko za dobre fragmenty gry, ale też za zdobycze punktowe.
– Mecz z ŁKS to dobry prognostyk? Co prawda przegraliście, ale tylko 1:2. Postawiliście się łodzianom. To efekt dodatkowej mobilizacji, która pojawiła się u piłkarzy po pańskim powrocie?
– Myślę, że nie. Po prostu robili swoje. A jeśli chcieli coś udowodnić mi lub prezesom to mam nadzieję, że z podobnym nastawieniem podejdą do kolejnych spotkań. W wyjazdowych meczach z GKS Tychy czy Odrą Opole też mieliśmy dobre fragmenty. A mecz z ŁKS traktujemy jako dobry prognostyk. Łodzianie to drużyna, która u siebie gra z dużym rozmachem i stwarza sobie wiele okazji do zdobycia gola. A nam strzelili gole tylko z rzutów karnych. Na razie musimy szukać takich pozytywów.
Nieoficjalnie wiadomo, że w związku z zaistniałym zamieszaniem sponsorzy klubu oczekują zmian w zarządzie klubu.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.