Na takiego Marcina Tyburę czekali polscy fani MMA. Na gali UFC w Abu Zabi Polak w bardzo dobrym stylu wypunktował doświadczonego Bena Rothwella.
Pojedynek lepiej rozpoczął Amerykanin, zalewając przeciwnika serią czterech, pięciu, a nawet sześciu ciosów. Tybura nie opuszczał jednak gardy i wiele z tych uderzeń wylądowało na jego rękawicach. Polak przebudził się w drugiej minucie rundy, trafiając krzyżowym lewym, który czysto wylądował na szczęce Rothwella. W dalszej części pierwszego starcia wciąż bardziej aktywny był Rothwell, lecz wreszcie Tybura zaczął celnie kontrować, trafiając dobrymi podbródkami i sierpami. PO stronie Polaka warto też zapisać dwa mocne kopnięcia na korpus Amerykanina.
W drugiej rundzie Tybura urozmaicił swój arsenał, dokładając low kicki, które w połączeniu z szalonym tempem, jakie Rothwell narzucił w pierwszych pięciu minutach, znacząco spowolniły przeciwnika. Oznacza to, że Amerykanin przestał atakować. Obaj wciąż wymieniali cios za cios, często łącząc kombinacje podbródkowych i prostych. Po dziesięciu minutach Rothwell wyglądał na nieco bardziej rozbitego i ciężko oddychał w narożniku.
Trzecia runda zaczęła się świetnie dla Tybury. Wyraźnie spowolniony Rothwell wyprowadzał ciosy za wolno, Polak uskakiwał i skutecznie kontrował. Na niecałe trzy minuty trenujący w poznańskim Ankosie zawodnik obalił rywala i rozpoczął pracę w parterze, omijając gardę i wyprowadzając łokcie z góry. Rothwell dwukrotnie starał się odwrócić losy pojedynku, szukając trójkątnego duszenia nogami, ale nie był w stanie dopiąć tej techniki. Tybura kontynuował demolkę, a Amerykanin coraz bardziej zalewał się krwią. Przed ogłoszeniem werdyktu nie było wątpliwości, że Polak wygrał ten pojedynek. Tak też się stało. Wszyscy sędziowie wypunktowali pojedynek 29-27.
Po walce zawodnik stwierdził, że liczy na szybki powrót do oktagonu i starcie z kimś z pierwszej dziesiątki rankingu wagi ciężkiej. Nie ukrywał, że chętnie zrewanżowałby się Derrickowi Lewisowi za porażkę z 2018 roku.