| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Nie byłem sceptykiem. Przypominam sobie jednak, że w zeszłym roku również bardzo chorowaliśmy, a mój asystent trafił na SOR z zapaleniem płuc. Wiem, że wirusy mogą bardzo oddziałać na organizm, ale też nie jestem panikarzem – mówi w TVPSPORT.PL Jakub Bednaruk, trener plusligowego MKS Będzin. Zespół po kwarantannie we wtorek wrócił do gry. Póki co dysponuje jednym rozgrywającym, co oznacza, że na boisko może wejść też szkoleniowiec drużyny. – Biorę pod uwagę wszystkie możliwości – dodaje.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Faceci po czterdziestce niekiedy kupują sobie superszybkie auta, farbują włosy, stawiają kolejne domy. Pan postanowił wrócić do szaleństw młodości i ponownie zostać zawodnikiem. To tylko kadrowa konieczność, czy też trochę ciągnęło wilka do lasu?
Jakub Bednaruk: – Nie mam kabrioletu, ponieważ jeżdżę służbowym Fordem. Włosów nie farbuję – cały czas mam swoje czarne i tylko na brodzie jest trochę siwych. Mam 44 lata, ale na pewno na tyle nie wyglądam. Od początku przygody z trenerką zawsze uczestniczę w treningach, jeśli którykolwiek rozgrywający nie jest w stanie grać. Tak ustawiam zajęcia, bym miał najmniej biegania i skakania. Robię to po to, by zawodnicy mieli zachowaną płynność treningu.
– Był pan koronasceptykiem? Widziałam, że zablokował pan w mediach społecznościowych kogoś, ponieważ cytował pana poglądy po wykryciu zakażenia w zespole.
– Zablokowałem twitterowicza, ponieważ podważył mój profesjonalizm i zarzucił mi, że lekceważę zdrowie zawodników. Mogę się spierać, ale takie złośliwości i insynuacje można mówić sobie do lustra.
Nie byłem sceptykiem. Wirus jest i się rozprzestrzenia. Owszem, byłem zaskoczony tym, że tak łatwo. Przypominam sobie jednak, że w zeszłym roku również bardzo chorowaliśmy, a mój asystent trafił na SOR z zapaleniem płuc. Wiem, że wirusy mogą bardzo oddziałać na organizm, ale też nie jestem panikarzem. Dbam o siebie i swoją rodzinę. Nie spotykam się z moją mamą od kilku miesięcy, ponieważ ma ponad 70 lat i pali od pięćdziesięciu. Nie chodzę jednak i nie mówię, że zaraz wszyscy umrzemy. Uważam, że problemy są po to, by je rozwiązać. Jak to zrobić, to inna sprawa.
– Koszulka z nazwiskiem Bednaruk jest już wydrukowana?
– A nawet nie wiem. Prezes mi ją obiecał i powiedział, że będę musiał wybrać sobie numer. Naprawdę, nie jest to dla mnie próba szukania atencji. Nie chcę, by ktoś myślał, że mi odwaliło.
– Chyba nikt tak nie myśli?
– Takie opinie też słyszałem. Mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której będę musiał wejść na boisko, bo to oznaczałoby, że coś niedobrego dzieje się z moim zawodnikiem. Na ten moment musimy się asekurować, ponieważ Makowski ma kwarantannę do końca przyszłego tygodnia.
Co do samopoczucia, to wszystko jest ze mną ok poza tym, że wieczorami umieram ze zmęczenia, a rano mnie telepie. Zdrowie nie pozwala na wszystko. Mam jednak ciekawą perspektywę, ponieważ inaczej ogląda się treningi spoza boiska, a inaczej, kiedy uczestniczy się w nich na parkiecie. Nagrywam je jednak, by sprawdzić niuanse, które mi umknęły.
– Jak wkupił się pan do drużyny?
– Dzięki kibicom udało nam się wyremontować cały dół szatni w hali w Sosnowcu, dzięki czemu mamy bardzo fajne warunki między innymi do fizjoterapii. Postanowiłem w tym roku, że sami będziemy dbać o tę przestrzeń. Chłopaki bardzo fajnie się z tego wywiązują. Sami sprzątają prysznic, ubikację… Kiedy ostatnio byli na siłowni, uznałem, że im w tym pomogę i umyłem podłogi. Nazwaliśmy to "wkupieniem się do drużyny". Takie działanie jest dla mnie formą konsolidacji grupy. Wszyscy zawsze są w to zaangażowani.
– Mówienie o konieczności wejścia na parkiet jest też trochę przejawem buntu wobec tego, że pierwotnie liga bardzo szybko po kwarantannie kazała wam grać?
– Nie. Ostatnio bardzo często rozmawiam z Pawłem Zagumnym (prezesem Polskiej Ligi Siatkówki –przyp.red.) i wiem, jakie ma problemy. Przedstawiłem mu stanowisko zespołu, który jest z typowany do spadku. Ocena czy zespół nadaje się do siatkarskiej ekstraklasy, czy nie, nie może być przypadkiem, a w tym sezonie kolejność tabeli będzie wypadkową głównie jego. Dlaczego? Bo jeden trafi w dobrej formie na Skrę, a drugi po koronawirusie na Cuprum Lubin. Wiem, że można zarzucić, że przecież wcześniej zdarzały się kontuzje, ale rzadko kiedy uraz miało pięciu czy sześciu zawodników z jednej drużyny.
Nie mam w sobie buntu. Mieliśmy sygnał, że niezależnie od stanu zdrowia Makowskiego mamy grać w sobotę. Powiedziałem, że ok, ale albo z sobą, albo libero na rozegraniu. Na pewno jest to bardzo trudna sytuacja dla nas i dla ligi. PLS musi jednak zrozumieć, że we wtorek ja gram mecz o "życie" z GKS Katowice, a nasi rywale z kolei w niedzielę walczą w Warszawie. Jak w tej sytuacji ocenić zespoły? Ogólnym priorytetem jest siatkówka w Polsce i funkcjonowanie ligi. Dla mojego prezesa jest to jednak funkcjonowanie klubu. Kto ma spaść? Czy ten, który najczęściej choruje, czy ten kto ma pecha?
Czytaj też:
"Ultras" z Kędzierzyna-Koźla, który wygrywa dla ZAKSY. Kamil Semeniuk
Paweł Zagumny w "Cafe Volley": myślę, że uda się dokończyć ligę