Rozegrane w miniony weekend mistrzostwa Polski w short tracku były dla łyżwiarzy jedną z niewielu okazji do rywalizacji w 2020 roku. – Skoro ISU odwołała nam Puchary Świata i nie dała nic w zamian, staramy się sami organizować sezon tak, żeby mieć możliwość ścigania z najlepszymi – mówi Urszula Kamińska, trener reprezentacji Polski. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedziała o tym, jak będzie wyglądał ten "dziwny" sezon.
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL – Wszystkie Puchary Świata do końca roku zostały odwołane. Jak podchodzi pani do tej decyzji?
Urszula Kamińska – Nie możemy nic z tym zrobić. Pozostaje więc trenować i przygotowywać się do tych imprez, które jeszcze nie zniknęły z kalendarza. W dalszym ciągu znajdują się w nim mistrzostwa Europy, które w styczniu mają odbyć się w Gdańsku. Będziemy chcieli wypaść w nich jak najlepiej.
Startów zagranicznych w tym sezonie będzie bardzo mało. Dlatego też własnymi siłami, jako krajowe federacje łyżwiarskie, staramy się organizować wydarzenia, w których będą mogli wziąć udział reprezentanci krajów europejskich. Szukamy możliwości bezpośredniej konfrontacji z najlepszymi. Następny start już w przyszłym tygodniu w Holandii.
– Co to będą za zawody?
– W Holandii mają zostać zorganizowane dwa weekendy z cyklu Invitation Cup. Dostaliśmy także zapytanie, czy bylibyśmy w stanie zorganizować podobną imprezę u siebie. Będziemy prowadzić z Polskim Związkiem Łyżwiarstwa Szybkiego rozmowy, bo chcielibyśmy, żeby przed mistrzostwami Europy jeszcze jedne takie zawody się odbyły. Czekamy zresztą jak rozwinie się sytuacja. Pierwsze zawody pokażą, w jaki sposób mogą przebiegać i na ile będzie to bezpieczne. A dodatkowo zobaczymy podczas nich, jaki poziom sportowy w tej chwili prezentujemy.
– Ewentualne zawody w Polsce miałyby zostać rozegrane w Białymstoku czy Tomaszowie Mazowieckim?
– Nie wiem. Póki co padła luźna propozycja, a my ją rozważamy. Zobaczymy ile reprezentacji wyrazi chęć uczestnictwa i wówczas będziemy dobierać pozostałe czynniki, by zorganizować taki event jak najlepiej. Skoro ISU odwołała nam Puchary Świata i nie dała nic w zamian, staramy się sami organizować sezon tak, żeby mieć możliwość ścigania się z najlepszymi.
– Specjaliści od toru długiego byli niedawno w Inzell – siedem osób zostało zakażonych. Nie boicie się, że u was może być podobnie?
– W każdej chwili może być podobnie – niezależnie od tego, czy jesteśmy w Holandii czy w Polsce. Skala zachorowań rośnie, a my jesteśmy już pogodzeni z faktem, że sezon będzie dziwny. Musimy liczyć się z tym, że pewnego dnia, u któregoś z naszych zawodników zdiagnozowany zostanie Covid-19.
Trzeba oswoić się z tą myślą, zaakceptować to i nauczyć się z tym żyć. Uważam, że nie ma co panikować. Przestrzegajmy reguł rekomendowanych przez ministerstwo i idźmy do przodu, pamiętając przy tym o realizacji założonych celów.
– Wy, jako reprezentacja, zostaliście zaskoczeni przez pandemię jako jedni z pierwszych. Mistrzostwa świata odwołano, gdy byliście w Kazachstanie. Przygotowywaliście się chyba tak, jak nigdy wcześniej…
– I wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrej dyspozycji. Zresztą już ostatni Puchar Świata kończyliśmy ze świetnymi wynikami. A przygotowania kształtowały się tak, żeby szczyt formy osiągnąć na mistrzostwa świata. Byliśmy przygotowani do walki na naprawdę wysokim poziomie. Decyzja o odwołaniu imprezy była więc bolesna.
Ale z pewnością nie była bardzo zaskakująca. Wcześniej odwołane zostało Grand Prix w łyżwiarstwie figurowym. Naszymi dyscyplinami steruje ta sama organizacja międzynarodowa, więc liczyliśmy się z tym, że tutaj decyzje też będą drastyczne. Nie mnie oceniać, czy były słuszne. Jak widać Covid-19 ogarnął cały świat. Musimy się dostosować do nowej rzeczywistości, która nie będzie dla nas łatwa. Ale przecież nie możemy nic na nią poradzić.
– Od początku roku nie ma imprez międzynarodowych najwyższego szczebla. Ten fakt sprawia, że trudniej jest budować formę? Może być tak, że na igrzyskach w Pekinie zawodnicy będą słabsi niż w okresie przed pandemią?
– Pandemia sprowokowała nas, żeby zacząć działać inaczej – robić rzeczy, których do tej pory nie stosowaliśmy. Przebudowaliśmy nieco mezocykle. Mam świadomość, że to może odbić się w przyszłości, ale póki co nie widzę wielkich minusów. Uważam, że mimo wszystko dobrze przepracowaliśmy ostatnie miesiące.
Mam nadzieję, że wszyscy będą mieli podobne warunki i nawet jeśli zdarzy się, że na igrzyskach będziemy w słabszej formie – będą w niej wszyscy. Na ten moment najpoważniejszy problem ma chyba Kanada. Tam znowu wszystko jest zablokowane, nie można trenować na lodowiskach. Nasza sytuacja jest o tyle lepsza, że możemy z nich korzystać. Postaramy się wykorzystać to i popracować nad naszymi słabościami.
– Za nami mistrzostwa Polski. Wyniki są zadowalające?