| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn
Piłkarze ręczni Orlen Wisły Płock w ciągu niewiele ponad miesiąca rozegrali tylko jeden mecz. Dwukrotnie w tym czasie trafili za to na kwarantannę. – Trudno nie złapać "doła", ale musimy zaakceptować ten stan. Mam nadzieję, że ludzie mądrzejsi ode mnie wymyślą coś w końcu i zaczniemy grać – mówi Michał Daszek. 28-latek w rozmowie z TVPSPORT.PL poruszył tematy związane z przyszłością PGNiG Superligi, nadchodzącymi meczami reprezentacji Polski w el. ME 2022 i swoimi występami w roli rozgrywającego.
Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – Przed kilkoma dniami po raz drugi w ciągu niewiele ponad miesiąca trafiłeś wraz z pozostałymi zawodnikami Wisły na kwarantannę. Jak się czujesz?
Michał Daszek: – Dobrze. Nie mam żadnych symptomów, dwa razy dziennie mierzę też temperaturę. Nic na razie nie wskazuje na to, żebym miał wirusa. Jest okej.
– Jaka była twoja pierwsza reakcja na informację o kolejnej kwarantannie? Złość? Rozczarowanie?
– Wszystko po trochu. Głównie złość. Wiesz, to bardzo denerwuje... Głównie dlatego, że ledwo wróciliśmy do treningów i gry, coś udało się nam przez ten czas zbudować, a teraz znowu to zaprzepaścimy. Zaczęliśmy łapać formę, nasza gra powoli się zazębiała, a tu nagle bum! i na 10 dni do domu. Teraz znowu będziemy musieli zaczynać od nowa...
– Trudno nie być przybitym taką perspektywą.
– Niestety to dołuje, nie da się tego ukryć. Trudno jest spędzić tyle dni w domu w tak krótkim czasie. Wszystko komplikuje się też w kwestii treningów i samych meczów, a ich przecież nie graliśmy w ostatnich tygodniach zbyt wiele. W tej sytuacji można zejść psychicznie w dół. Trzeba się jednak też do tego przystosować. Takie mamy czasy, nic na to nie poradzimy. Pozostaje nam trenować w domu i jakoś przetrwać ten trudny okres.
– Rozmawiacie między sobą, zawodnikami, na temat tego co możecie zrobić, by grać częściej?
– Tak, oczywiście. Rozmawiamy między sobą, rozmawialiśmy też z trenerami i władzami klubu. Przede wszystkim się pilnujemy. Stosujemy się do ogólnokrajowych obostrzeń, ale mamy też takie swoje, klubowe, jak choćby unikanie galerii handlowych czy sklepów w godzinach szczytu. Staramy się minimalizować zagrożenie. Niestety, tak naprawdę tego wirusa można złapać wszędzie. Mamy zresztą w zespole chłopaków, którzy mają dzieci, które chodzą do szkoły. No ale mimo obostrzeń, mimo kontrolowania się i zmniejszania ryzyka, i tak trafiliśmy na kwarantannę po raz kolejny. Nie jest więc łatwo...
– A w kontekście całej ligi? Istnieje twoim zdaniem rozwiązanie, które pozwoli na to, by w danej serii rozgrywane były więcej niż dwa lub trzy spotkania?
– Jestem przekonany, że każdy z nas, zawodników, chciałby, by na jakiś czas zamknąć w jednym miejscu kilka drużyn i rozegrać tam więcej spotkań. Bądźmy jednak szczerzy – Superliga to nie NBA. Nikogo na to nie stać. W tej sytuacji nie pozostaje nam więc nic innego jak przekładanie meczów i rozgrywanie spotkań pomiędzy tymi, którzy są zdrowi. Trudno tu o złoty środek. Z jednej strony fajnie wygląda to w lidze polskiej w piłce nożnej, gdzie zawodnicy z pozytywnym wynikiem są izolowani, a reszta gra dalej. Nasz sport jest jednak sportem halowym, który odbywa się w zamkniętym obiekcie, przez co jak się domyślam nie można skopiować tego pomysłu u nas. Trudno znaleźć mi jakieś rozwiązanie. Mam nadzieję, że ludzie mądrzejsi ode mnie wymyślą coś w końcu, a my będziemy mogli grać i wejść w rytm meczowy.
– Brak meczowego rytmu, brak spotkań i tak długie przerwy w grze mogą niestety skutkować większą liczbą urazów. Masz obawy z tym związane?
– To działa w dwie strony. Z jednej, w trakcie tych przerw jesteśmy w stanie zaleczyć wszelkie świeże urazy, które wydarzyły się w ostatnich tygodniach. Nie ma co się oszukiwać – w trakcie kwarantanny głównie się oszczędzamy. Domowe treningi mogą być ciężkie, ale nigdy nie będą tak ciężkie, jak te z zespołem. Z drugiej strony nasz sport jest bardzo kontaktowy. Jeśli tego kontaktu nie ma – a przecież siedząc w domu nie ma na to szans – to pamięć mięśniowa zanika, co zwiększa ryzyko urazów. Myślę, że liczba kontuzji wzrośnie w niedługim czasie dość drastycznie. Pracując w domu cofamy się trochę do podstaw. To jest jakiś plus, w pewien sposób pomaga, ale nie rekompensuje utraty kontaktu na treningach czy w meczach.
– Przypuszczam, że na czas kwarantanny dostałeś rozpiskę treningów z klubu.
– Tak, całej drużynie przygotował ją trener przygotowania fizycznego Josep Espar, który dba o nasze samopoczucie w trakcie izolacji. Trenujemy dużo, plany ćwiczeń są dość ciekawe. Mi zresztą udało się już zgromadzić nieco sprzętu w domu, więc nie jest najgorzej, choć tak jak mówiłem – żaden taki trening nie zastąpi ćwiczeń na siłowni czy z resztą zespołu w hali.
– Dla ciebie ostatnie półtora roku to chyba wyjątkowo trudny okres w karierze.
– To prawda. Powiedziałbym, że to pechowy okres. Najpierw, w lipcu zeszłego roku, poddałem się operacji barku. Rehabilitacja po zabiegu przedłużała się, w efekcie czego ominęły mnie mistrzostwa Europy. Trudno, by mnie to cieszyło, choć z drugiej strony dzięki temu mogłem zaleczyć rękę do końca. Teraz mam pewność, że nic złego nie powinno się z nią wydarzyć, a to daje duży komfort. W lutym tego roku wróciłem do grania i było okej. Czułem się wtedy świetnie i dobrze mi się też grało. Forma szła do góry, ale w marcu rozgrywki zostały przerwane i wszystko stanęło. Potem rozpoczęliśmy przygotowania do nowego sezonu. Znowu czułem się dobrze, znowu moja forma była z tygodnia na tydzień lepsza, po czym na otwarcie ligi złamano mi nos podczas meczu w Szczecinie. Trafiłem na sześć tygodni "urlopu"... Teraz wróciłem, zagrałem jeden mecz i... kwarantanna. Trudno być optymistą, ale ja mimo wszystko staram się skupić na pozytywach: a więc cieszę się, że po takich przerwach byłem w stanie wrócić do niezłej formy. Mam nadzieję, że wkrótce będzie podobnie.
– To fakt, powroty miałeś jak dotąd doskonałe: w lutym w ligowym meczu w Tarnowie rzuciłeś 18 bramek, a przed kilkoma dniami w starciu w Lidze Europy – 12. Kolejny popis za kilka dni w meczach reprezentacji?
– Nie mam nic przeciwko!
– Myślę, że nic przeciwko nie mam też trener Patryk Rombel. Porozmawiajmy trochę o reprezentacji. Na razie jesteś na kwarantannie. Kiedy dołączysz do kadry?
– Cały czas czekam na informacje od sanepidu i władz związku. Jestem w kontakcie z kierownikami Wisły i kadry. Być może uda się skrócić okres kwarantanny, choć niewykluczone, że trzeba będzie czekać do końca. Ja, ale też pozostali kadrowicze z Wisły, czekamy na decyzję.
Nie jesteśmy zespołem, który może lekceważyć kogokolwiek. Nie ma znaczenia kto będzie naszym przeciwnikiem, w każdym meczu będziemy musieli szarpać się o zwycięstwo. Na takim jesteśmy etapie.
– Twoje ostatnie występy w reprezentacji to kwiecień 2019 i dwumecz eliminacji ME z Niemcami. Wtedy zagrałeś na środku rozegrania. Teraz, po tej przerwie i zmianach, jakie zaszły w kadrze, trener Rombel wciąż traktuje cię jako środkowego?
– Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że najuczciwiej będzie, gdy wypowie się trener. Jesteśmy cały czas w kontakcie, zresztą przez ten okres mojej nieobecności również się kontaktowaliśmy. Rozmawiamy na temat taktyki, ale też mojego samopoczucia. Znam swoje zadania w drużynie. Jestem przygotowany do gry i bardzo chcę pomóc chłopakom. Będąc całkowicie szczerym: stęskniłem się za tym, by zagrać z orzełkiem na piersi.
– Zapytałem o twoją pozycję nie bez powodu, bo przecież we wspomnianym niedawnym meczu Ligi Europy, w którym rzuciłeś 12 goli, grałeś na prawym rozegraniu.
– Tak, ale to wynikało z nieco innej koncepcji. Chodziło o założenia gry w obronie, gdzie ważną postacią był Przemek Krajewski. Potrzebowaliśmy go na boisku, w związku z czym ja zostałem przesunięty na rozegranie. Muszę przyznać, że jeśli miałbym grać w drugiej linii, to właśnie na prawym rozegraniu. To pozycja, na której czuję się dobrze, zresztą grałem na niej przez wszystkie kategorie juniorskie i młodzieżowe. Na skrzydło przesunięto mnie, oczywiście z racji wzrostu, dopiero jak trafiłem do Kwidzyna. Paradoksalnie wciąż mam większy staż na rozegraniu niż na skrzydle, ale oczywiście nie w rozgrywkach seniorskich.
– Żałujesz, że przesunięto cię z rozegrania na skrzydło?
– Brakuje mi centymetrów. Może gdybym urodził się w Hiszpanii, to miałbym większe szanse na grę w drugiej linii, ale też mam świadomość, że jeśli chcesz być bocznym rozgrywającym na światowym poziomie, to 190 centymetrów wzrostu to minimum. W innym przypadku nie będziesz w stanie rzucić z drugiej linii, znad bloku. W Płocku istotny jest jeszcze jeden aspekt – na środku rozegrania mamy takiego zawodnika jak Niko Mindegia, który gra fantastycznie. Przy nim wszystko jest łatwiejsze, a my we dwóch dobrze się też dogadujemy i nawet jeśli mielibyśmy grać o 3 w nocy, to szło by nam tak samo.
– Wracając do moich występów na środku rozegrania – staram się grać na przyzwoitym poziomie na tyle, ile mogę. Wiadomo, że to trudne, zwłaszcza gdy nie grasz na tej pozycji na co dzień w klubie. W trakcie tygodnia czy dwóch zgrupowania trudno o wypracowanie konkretnych zachowań. Myślę, że grając na tej pozycji jestem w stanie zaskoczyć przeciwników, ale tylko na jakieś krótkie momenty meczu, może pięć minut lub kilka akcji. Zupełnie inaczej grasz w obronie, gdy masz przed sobą niskiego, ale dynamicznego środkowego, a inaczej, gdy stoi przed tobą wysoki gość z rzutem z drugiej linii. To jakiś wariant.
– Mówiłeś już, że przez kontuzję barku ominęły cię mistrzostwa Europy w styczniu tego roku. Jak śledziło ci się mecze Polaków w roli kibica?
– Niezbyt dobrze. Ta nagła zmiana perspektywy nie jest łatwa, czułem jakieś ukłucie w sercu, że nie ma mnie tam z zespołem, że nie mogę im pomóc. Piloty latały po ścianach. Ciężko ogląda się mecze, znając tych wszystkich chłopaków i wiedząc, na co ich stać. Zwłaszcza w momentach chwilowej niemocy. Człowiek chciałby wtedy wejść na boisko, coś zmienić, pomóc. To trudniejsze niż gdy jesteś na ławce, bo wtedy wiesz, że jeśli tylko wejdziesz, to będziesz mógł spróbować coś zmienić. Ale przed telewizorem? Nie ma szans. W ogóle jakbym miał opisać te mistrzostwa jednym słowem, to powiedziałbym: niedosyt.
– Mówisz o swojej perspektywie czy reprezentacji?
– I to, i to. Fajnie graliśmy. Widać było, że coś tam powstaje, buduje się i szkoda, że skończyło się tylko na trzech meczach. Brakowało nam zimnej krwi, którą mam nadzieję uda się nam zdobyć już wkrótce. Jeśli chodzi o takie turnieje, to podstawową sprawą jest doświadczenie. Nas długo nie było na wszelkiego rodzaju imprezach, doszło do potężnych zmian w składzie. W tej kadrze jest wielu młodych zawodników i właśnie doświadczenia brakuje nam najbardziej. Myślę jednak, że jesteśmy na dobrej drodze. Potrzebujemy czasu, ale tego zawsze jest za mało.
– Potrzebujecie czasu, potrzebujecie zgrania, a wszystko wskazuje na to, że podczas nadchodzących meczów ze Słowenią i Holandią trener Rombel po raz pierwszy w czasie swojej półtorarocznej kadencji będzie miał do dyspozycji praktycznie wszystkich najważniejszych graczy. Ten czas był dla kadry wyjątkowo trudny.
– Taki niestety jest sport. Nie da się tego uniknąć, można jedynie zaakceptować i starać się być przygotowanym. Zauważ, że trochę się przez ten czas pozmieniało. Mamy kilku zawodników, którzy fajnie grają w swoich klubach. Choćby Maciek Gębala – teraz to fundament Lipska w obronie i ataku. Grają bardzo fajną piłkę w Bundeslidze. Na kole mamy teraz ciekawą rywalizację. Jest Maciek, jest Dawid Dawydzik i Kamil Syprzak, są też inni, jak choćby Patryk Walczak w Vardarze. Grają w dobrych klubach, ale przede wszystkim – grają dużo i dobrze. Patrząc personalnie, jesteśmy teraz mocniejsi jako reprezentacja.
– Trener Rombel ma teraz w kim wybierać. Kamil Syprzak odżył w PSG, w reprezentacji pojawili się wspomniany Dawid Dawydzik, ale też choćby Michał Olejniczak i Szymon Sićko.
– A to przecież nie wszystko, bo na prawym rozegraniu masz Maćka Majdzińskiego, Pawła Paczkowskiego, ale i Rafała Przybylskiego i Michała Szybę. Jest rywalizacja. Myślę, że jesteśmy na takim etapie, że nikt nikomu nie będzie miał za złe, jeśli nie pojedzie na styczniowe mistrzostwa świata do Egiptu, bo ktoś okaże się lepszy od niego w danym momencie. O to zresztą w tym chodzi – zdrowa rywalizacja pcha nas wszystkich do przodu. Mam tylko nadzieję, że zdrowie będzie nam teraz dopisywać.
– Wspomniałem już, że zagracie wkrótce ze Słowenią i Holandią. Trzecim grupowym rywalem są Turcy. Awans wywalczą dwa zespoły plus trzeci, o ile zgromadzi sporo punktów. Jak oceniasz wasze szanse?
– To wyrównana grupa. Moim zdaniem, o ile będziemy wszyscy zdrowi, a na to w końcu się zanosi, i przy okazji będzie wystarczająco dużo czasu, by się zgrać, to myślę, że jesteśmy w stanie wygrać z każdy. Szczególnie u nas, w Polsce. I tak będziemy podchodzić do tych meczów. W żadnym wypadku nie chcę pompować balonika, bo choćby Słowenia to rywal klasy światowej i mecze z nią będą bardzo trudne, ale ten sezon pokazuje, że niespodzianek jest sporo i każdy wynik jest możliwy. My musimy się skupić na sobie. Ważne będzie zgranie, bo w klubach gramy w różnych systemach. Trzeba będzie znaleźć tu złoty środek, ale o to się nie martwię, bo trener Rombel na pewno dołoży wszelkich starań, byśmy byli przygotowani. Wtedy wyniki przyjdą same.
– Mam poniekąd wrażenie, że ta grupa jest nieco zdradliwa. Czysto teoretycznie: Holendrzy i Turcy nie są rywalami z pierwszego szeregu światowego szczypiorniaka, ale to też nie są zespoły, które można zlekceważyć.
– Wiesz, moim zdaniem my nie jesteśmy zespołem, który może lekceważyć kogokolwiek. Nie ma znaczenia kto będzie naszym przeciwnikiem, w każdym meczu będziemy musieli szarpać się o zwycięstwo. Na takim jesteśmy etapie. Historia pokazuje, że przegrywamy czy remisujemy z rywalami, z którymi teoretycznie nie powinniśmy. Dlatego jestem przekonany, że nikt w kadrze nie pozwoli na zlekceważenie kogokolwiek. Trener też na to nie pozwoli. Nieważne czy to będzie Turcja, czy Holandia. Ci drudzy mają zresztą ciekawy skład, z fajnym środkowym z Tuluzy. Będzie ciężko, zwłaszcza na wyjazdach.
– A awans w dużej mierze wywalcza się na boisku rywali.
– No właśnie. W domu jesteśmy w stanie wygrać z każdym, nawet ze Słowenią. Szkoda, że na razie grać będziemy bez kibiców, bo ich obecność zawsze nam pomaga. No ale dotyczy to każdego. Trzeba się przyzwyczaić i "łapać" punkty na wyjazdach.
– Pierwsza okazja 5 listopada w Celje.
– Dokładnie. Jak już mówiłem – to sezon niespodzianek, więc dlaczego miałoby się nie udać?
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.