Niestabilną sytuację w Stuttgarcie ma Marcin Kamiński. Polak balansuje między składem a ławką rezerwowych i jeśli na coś może liczyć to na... problemy zdrowotne kolegów.
Ubiegły sezon był tylko po części udany dla byłego stopera poznańskiego Lecha. Awansował co prawda z zespołem do Bundesligi, ale sam zagrał tylko w dziewięciu meczach. Był to w dużej mierze efekt przewlekłej kontuzji, której nabawił się jesienią. Po wyleczeniu zerwanych więzadeł krzyżowych wrócił jednak do jedenastki.
Tę edycję rozgrywek, już wśród najlepszych zespołów za naszą zachodnią granicą, rozpoczął w wyjściowym składzie. W przegranym 2:3 starciu z Freiburgiem zaprezentował się jednak kiepsko. Miał udział przy dwóch straconych bramkach i szybko został posadzony na ławce. W kolejnych trzech konfrontacjach spędził na murawie zaledwie minutę.
Na poważnie "Kamyk" powrócił do gry w ubiegły weekend. W trakcie piątkowego meczu z FC Koeln niecodziennych problemów zdrowotnych nabawił się Marc-Oliver Kempf. Po jednym ze starć z przeciwnikiem miał rozerwaną małżowinę uszną i musiał opuścić plac. Jego miejsce zajął właśnie Polak.
Tamten występ ma prawo zaliczyć do udanych, bowiem nie popełnił rażących błędów, dawał stabilizację w tyłach i starał się inicjować ataki. Czy to oznacza, że można się go spodziewać w składzie na kolejne spotkania? Mimo wszystko wątpliwe. Wciąż kontuzjowani są co prawda Waldemar Anton i Konstantinos Mavropanos, ale w poniedziałek do zajęć wrócił za to Kempf. I wiele wskazuje na to, że w piątek utworzy tercet stoperów z Pascalem Stenzelem i Atakanem Karazorem...
Clinton #Mola and Marc Oliver #Kempf train individually 🏃♂️#VfB pic.twitter.com/6SwR0cH1Z7
— VfB Stuttgart_int (@VfB_int) October 26, 2020