{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoczkowie na lodzie. "Lufa" Żyły i pochwała dla Stocha
Mateusz Leleń /
Nie pierwszy śnieg, a tory lodowe są zwiastunem zimy w skokach narciarskich. We wtorek polscy skoczkowie odbyli pierwsze treningi na tego typu najeździe. Zgrupowanie kadry narodowej potrwa w Zakopanem do czwartku.
Polacy mieli trenować na Wielkiej Krokwi już w poniedziałek, ale szanse na skakanie rozwiał halny – porywy wiatru sięgały 80 km/h. Prognozy na kolejne dni były co prawda lepsze, ale dalekie od idealnych. Dlatego zaczęło się poszukiwanie "okien pogodowych". Pierwsza próba? Niezbyt udana. We wtorkowy poranek zawodnicy byli w stanie skoczyć tylko raz.
– W przypadku najlepszych skoczków bardzo trudno ustawić najazd w takich warunkach. Dasz krótki, wiatr ucichnie i mamy 100 metrów. Z kolei wysoka belka może się skończyć przeskoczeniem skoczni. Dlatego łatwiej było skakać dziś juniorom i kombinatorom – tłumaczył nam pod skocznią trener Piotr Fijas. W końcu jednak aura uśmiechnęła się także do elity polskich skoczków.
Zawodnicy rozpoczęli skakanie o 15. Przez blisko półtorej godziny dwunastu zawodników oddało po pięć skoków. Byli wszyscy z grupy narodowej, oprócz Andrzeja Stękały. Do tego jeden "pozakadrowicz" – Jarosław Krzak. W zajęciach uczestniczyło też kilku juniorów. Na ich skoki belka wyraźnie wędrowała w górę – sięgając nawet 26. platformy.
Z niższych rozbiegów jeździli oczywiście najlepsi. W tym wypadku próbowano najazdów 18-20. Wszystko przy wyraźnym wietrze w plecy. Dla porównania w trakcie kwalifikacji Pucharu Świata 2020 i sile wiatru 1 m/s z tyłu skoczni, rywalizowano z belek od 16 do 18. Działo się to jednak w środku sezonu.
Kto z naszych prezentował się najlepiej? – Zawodnicy różnie reagują na przejście z torów ceramicznych na lodowe. Niektórzy potrzebują kilku skoków, aby się przestawić. Ale na przykład Kamil Stoch już praktycznie od pierwszej próby dobrze sobie radził – oceniał trener Michal Doleżal. Po jednym wyraźnie bliższym skoku mieli za to Dawid Kubacki i Piotr Żyła, ale trzeba pamiętać, o tym, że wiatr, choć umożliwił skakanie, to dorzucił też swoje trzy grosze.
– Piotrek, bo ty zaraz dostaniesz taką lufę jak w Szczyrku – słyszał ze sztabu szkoleniowego "Pieter", wyczekując długo na jedną ze swoich prób. – Ty nawet nie wiesz co to jest lufa – odpowiadał 33-latek, któremu wyraźnie dopisywał humor. Całkiem zadowolony po wtorkowych skokach był też Jakub Wolny – wydaje się, że wreszcie udało mu się wykonać progres po słabych startach w Letnim Grand Prix i Letnim Pucharze Kontynentalnym.
Na skoczni trudno dziś uniknąć tematu pandemii. Wiele znaków zapytania przed Pucharem Świata wiążę się z obostrzeniami. Polacy wciąż nie wiedzą na przykład, czy do Niżnego Tagiłu wyślą najmocniejszy skład. Sondowany jest pomysł delegowania tam rezerwowych. – Jeśli komuś wyszedłby pozytywny test, to czeka go dwutygodniowa izolacja - przynajmniej takie dostaliśmy informacje. A z Rosji w obecnych czasach nie jest łatwo wrócić, choć niby gospodarze wysłali pismo, że będą się starali to ułatwić – zauważa Adam Małysz, który ma dziś na głowie wiele pandemicznych zmartwień... Zdaje się, że o wiele więcej niż tych dotyczących spraw czysto sportowych.