Trener polskich biathlonistek Michael Greis ocenił, że gdyby z powodu pandemii koronawirusa w zawodach rozpoczynającego się 28 listopada sezonu Pucharu Świata nie było kibiców, to nie byłby problem dla jego podopiecznych. – Ale dla innych ekip może tak – dodał.
Przy pustych trybunach i bez fanów na trasie rywalizowano już pod koniec poprzedniej zimy w Novym Mescie w Czechach oraz w fińskim Kontiolahti, gdzie 28 listopada ruszy też kolejny sezon. Na razie nie wiadomo, czy kibiców na zawodach będzie mniej, czy nie będzie ich w ogóle.
Greis uważa, że dla jego podopiecznych to ma znaczenie drugorzędne, bo zwykle na zawody i tak nie przyjeżdżało wielu kibiców z Polski.
– Dla naszego zespołu to nie będzie wielka różnica. Oczywiście ogólna atmosfera zawodów nie będzie tak dobra, ale nasze zawodniczki są na tyle profesjonalne, że nie powinno im to przeszkadzać. To będzie miało większe znaczenie dla innych krajów, w tym Niemiec. Może nie w Kontiolahti, bo tam zwykle dużo osób nie przychodzi, ale już np. w Hochfilzen zazwyczaj było pięć czy dziesięć tysięcy niemieckich kibiców. Jak nie będzie nikogo, kto wspierałby dopingiem, nikt nie krzyknie "Hej!" po każdym strzale, reprezentanci tego kraju mogą odczuć różnicę. A my będziemy mogli skupić się na naszym strzelaniu i nic nie będzie nas rozpraszać – ocenił potrójny mistrz olimpijski z Turynu i zdobywca trzech złotych medali mistrzostw świata.
Greis zapewnił, że jest zadowolony z pracy Polek w okresie przygotowawczym. – Choć COVID-19 trochę zmienił plany naszych zgrupowań. W maju z powodu obostrzeń w ogóle nie było obozów, a potem kilka razy byliśmy w Dusznikach-Zdroju. Dziewczyny nie są przyzwyczajone, że przez tak długi czas są w Polsce. Mieliśmy tam jednak dobre warunki. Później trenowaliśmy na większych wysokościach w Obertilliach i ostatnio w Ramsau – relacjonował niemiecki szkoleniowiec.
Ostatnie zgrupowanie przed pierwszymi startami rozpocznie się 8 listopada w fińskiej Imatrze, dzień później pojawi się tam też kadra mężczyzn prowadzona przez Norwega Andersa Bratlego.
Polki pojadą tam w składzie: Monika Hojnisz-Staręga, Kamila Żuk, Kinga Zbylut, Karolina Pitoń, Joanna Jakieła i Natalia Tomaszewska. Początkowo w kadrze A było osiem zawodniczek, ale letnie mistrzostwa kraju we wrześniu oraz MP na nartorolkach na początku października posłużyły jako wewnętrzne eliminacje.
– Magdalena Gwizdoń i Anna Mąka nie dołączyły do zespołu w Ramsau, ale to nie znaczy, że na pewno nie dostaną szansy na występ w Pucharze Świata. Starsze zawodniczki mają większe doświadczenie, co jest przydatne na przykład w sztafecie, a młodsze mają jeszcze czas, żeby poprawić poziom – zaznaczył Greis.
Początkowo plany na listopad też były inne - miało się odbyć zgrupowanie w Szwecji, po którym zawodniczki miały przez kilka dni odpocząć w domu przed wyjazdem do Kontiolahti. Aby ograniczyć podróże i zminimalizować ryzyko zakażenia koronawirusem, treningi będą odbywać się w Imatrze, skąd obie kadry pojadą bezpośrednio na zawody.
– W Kontiolahti zostaną cztery najlepsze zawodniczki, dwie pozostałe pojadą do Obertilliach, gdzie dalej będą walczyć o miejsce. Chcę mieć cały czas taką możliwość zmian w składzie, żeby dać także innym szansę na wykazanie się i być może występ w zawodach – tłumaczył niemiecki szkoleniowiec.
W czwórce na pierwszą rundę PŚ prawie na pewno znajdą się Hojnisz-Staręga, Żuk i Zbylut.
– Monika jest na trochę innym poziomie niż reszta, dlatego od początku okresu przygotowawczego jedno miejsce jest dla niej zarezerwowane. Z czasem Kamila i Kinga okazały się lepsze od pozostałych. Ta trójka będzie rdzeniem zespołu – poinformował Greis.
Po zawodach 28-29 listopada druga runda PŚ także odbędzie się w Kontiolahti 3-6 grudnia. Następnie stawka przeniesie się do austriackiego Hochfilzen na zawody 11-13 oraz 17-20 grudnia. – Zakładając, że wszyscy będą zdrowi, na pierwsze dwa tygodnie wystarczą nam cztery zawodniczki. Zmiany wezmę pod uwagę dopiero przed Hochfilzen – zapowiedział Greis.
Kadra nie będzie miała okazji wrócić do domu i odpocząć aż do zakończenia drugiej rundy w Austrii. Kolejne zawody zaplanowano na 7-10 i 13-17 stycznia w Oberhofie. – Ja raczej lubię wrócić do domu na kilka dni po każdym zgrupowaniu, ale w obecnej sytuacji postanowiliśmy pojechać do Finlandii i tam zostać. Gdyby komuś było naprawdę ciężko, to możemy wziąć pod uwagę możliwość zmiany składu, ale rozmawiałem z dziewczynami, podchodzą do tego bardzo profesjonalnie. Poza tym nie chcę ograniczać liczby treningów na śniegu, na którym zajęcia udało nam się przeprowadzić dotychczas tylko trzy razy na lodowcu w Ramsau – wyjaśnił Greis.
W poprzednim sezonie Hojnisz-Staręga kilka razy zajęła miejsce w pierwszej dziesiątce, a zakończyła zmagania na 12. pozycji w klasyfikacji generalnej. Żuk i Mitoraj także miały udane starty, choć ich forma nie była tak równa.
– Nigdy nie wiadomo, czego należy się spodziewać w nowym sezonie. Moim zadaniem jest sprawić, żeby dziewczyny były gotowe na sto procent, a na razie wcale nie sądzę, że to już nam się udało. To będzie trochę dziwny sezon, dlatego skupiamy się po prostu na tym, żeby każda z zawodniczek się rozwijała. Widzę postępy, ale walka w Pucharze Świata jest bardzo zacięta i pokaże nam, gdzie tak naprawdę jesteśmy – przestrzegł Greis.
– Najważniejsze jest to, żeby wszyscy byli zdrowi, zadowoleni i pewni siebie. Pracowaliśmy też nad tym, żeby mieć odpowiednie podejście, to bardzo ważne. Wtedy na pewno poprawimy wyniki – zakończył.