W sobotę 31 października brytyjskie media poinformowały o śmierci 90-letniego Seana Connery'ego – jednego z najwybitniejszych aktorów w historii światowej kinematografii. Szkot dał się poznać widzom między innymi jako pierwszy odtwórca roli Jamesa Bonda w ekranizacjach powieści Iana Fleminga. Zanim stał się gwiazdą wielkiego ekranu czynnie uprawiał sport, a jako 23-latek był o krok od dołączenia do Manchesteru United.
Młody Connery był bardzo obiecującym skrzydłowym i grał w szkockim Bonnyrigg Rose. Wyróżniał się na tyle, że w 1953 roku zaproponowano mu testy w bardziej renomowanym East Fife. To w barwach tego klubu przyszły aktor zagrał przeciwko jednemu z lokalnych zespołów, któremu przyglądał się trener United Matt Busby. Menedżer Czerwonych Diabłów był pod wrażeniem i zaoferował 23-letniemu Szkotowi przejście do Manchesteru.
W tamtym czasie United było jednym z czołowych klubów w Anglii. W 1952 roku Czerwone Diabły zdobyły mistrzostwo kraju, ale potem przyszedł kryzys, który zakończył się zajęciem dopiero ósmego miejsca w sezonie 1952/53. Mimo sławy zespołu z Old Trafford Connery nie przyjął jednak propozycji Busby'ego. – Zdałem sobie sprawę, że czołowy piłkarz może być u końca kariery w wieku 30 lat, a ja miałem już 23 – wspominał po latach Szkot. – Zdecydowałem, że zostanę aktorem i okazało się, że to było jedno z moich najbardziej inteligentnych posunięć – dodawał.
Busby zwrócił uwagę na Connery'ego ze względu na jego siłę fizyczną i od razu zaproponował kontrakt w wysokości 25 funtów tygodniowo (w 2020 roku byłyby to 703 funty). W tamtym czasie szkocki aktor zajmował się już kulturystyką. Pozostał znany z dobrej kondycji do końca kariery. Zawsze był też wielkim fanem piłki nożnej, o czym przypomniał w 2005 roku, kiedy spotkał się z Ronaldinho.