Serie A. Karol Linetty wciąż bez zwycięstwa. Lazio wróciło z zaświatów
Karol Linetty (fot. Getty Images)
Paweł Smoliński
Choć Torino było o krok od zwycięstwa, to w ostatnich sekundach przegrało z Lazio 3:4 (2:1). Zespół Karola Linettego pozostaje jedną z dwóch drużyn Serie A, które nie wygrały jeszcze meczu. Polak rozegrał w niedzielę całe spotkanie.
Seria Skorupskiego trwa. 38. mecz z rzędu bez czystego konta
Przed meczem:
Piłkarze Marco Giampaolo liczyli w niedzielne popołudnie na ligowe przełamanie. W rozegranych dotychczas meczach w Serie A zdobyli zaledwie jeden punkt. Zwiastunem ich lepszej dyspozycji miało być spotkanie Pucharu Włoch z Lecce. Gracze z Turynu wygrali je 3:1 i chcieli powtórzyć taki rezultat w starciu z Lazio.
Rzymianie do niedzielnego meczu przystępowali w znacznie lepszych nastrojach, niż gospodarze. Wygrali ostatnie ligowe starcie z Bologną (2:1), a także pokonali Borussię Dortmund (3:1) i zremisowali z Club Brugge (1:1) w Lidze Mistrzów. To oni byli faworytami boju na turyńskim Stadio Olimpico.
Polak rozpoczął mecz w podstawowym składzie. Jak zwykle grał jako skrajny pomocnik w ustawieniu 4-3-1-2, typowym dla Giampaolo. Występował głównie bliżej lewej strony. Linetty od początku spotkania starał się włączać do ataków. W pierwszej połowie, obok Simone Verdiego, dryblował najczęściej w zespole. Raz próbował też uderzyć z dystansu. Po przerwie nie wyróżnił się jednak niczym nadzwyczajnym. To Lazio kontrolowało grę.
OCENA TVPSPORT.PL: 6/10
Jak padły gole?
15' (0:1) – po kwadransie gry na prowadzenie wyszli goście. Do piłki zagranej w pole karne dopadł Vedat Muriqi, który błyskawicznie przerzucił ją na drugą stronę "szesnastki". Tam przyjął ją Patric, który zgrał ją do Andreasa Pereiry. Ten uderzył z półwoleja, otwierając wynik meczu.
19' (1:1) – gracze Simone Inzaghiego nie cieszyli się jednak długo z prowadzenia. Cztery minuty po golu Pereiry wyrównał bowiem Bremer. Verdi dośrodkował z rzutu rożnego, a brazylijski defensor trafił po efektownym strzale głową. Było 1:1.
24' (2:1) – piłkarze Giampaolo poszli za ciosem. Nim na zegarze wybiła 25. minuta, prowadzili już 2:1. Strzelec pierwszego gola, Pereira, sfaulował we własnym polu karnym rozpędzonego Andreę Belottiego. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował "jedenastkę". Tę na bramkę zamienił sam poszkodowany. Torino prowadziło 2:1.
48' (2:2) – taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy. Po przerwie Inzaghi dokonał jednak dwóch zmian, licząc, że te przyniosą efekt. Tak też się stało. Lazio zaczęło drugą część od mocnego uderzenia. Tomas Rincon sfaulował Joaquina Correę, za co rzymianie otrzymali rzut wolny z dogodnej odległości. Do piłki podszedł Sergej Milinković-Savić, który sprytnym strzałem pokonał Salvatore Sirigu. Było 2:2.
87' (3:2) – choć w drugiej połowie dominowali goście, to gospodarze jako pierwsi zdołali zdobyć trzecią bramkę. W 87. minucie Sasa Lukić odebrał piłkę Wesleyowi Hoedtowi i znalazł się tuż przed Pepe Reiną. Minął zarówno bramkarza, jak i jednego z obrońców. Wydawało się, że zapewnił swojej drużynie pierwsze ligowe zwycięstwo.
90+5' (3:3) – gdy gracze Giampaolo świętowali już niemal premierowy triumf w tegorocznych rozgrywkach, Lazio ruszyło z atakiem ostatniej szansy. Ciro Immobile strzelił na bramkę Sirigu, lecz jego uderzenie zablokował Nicolas N'Koulou. Jak wykazała wideoweryfikacja, zrobił to ręką. Sędzia podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Immobile. Było 3:3.
90+8' (3:4) – bramka stracona w ostatnich sekundach. Wydawało się, że gorzej już być nie może. Wtedy z kolejnym atakiem ruszyli gracze z Rzymu. Do dośrodkowania z rzutu wolnego dopadł w polu karnym Felipe Caicedo. Ten skorzystał z zawahania obrońców i wpakował piłkę do bramki. Trafił na 4:3, kończąc strzelanie w tym szalonym meczu.
Jak jeszcze mogły paść gole?
56' – Belotti przedarł się lewym skrzydłem, wpadł w pole karne i podał wzdłuż linii pola bramkowego do rozpędzonego Verdiego. Choć ten dostał piłkę przed pustą bramką, to trafił w słupek.