Jest pierwszym snookerowym mistrzem świata z Antypodów w erze open. Dzięki 18 zwycięstwom w turniejach rankingowych jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem spoza Wielkiej Brytanii. Gdyby przy stole był tak nierozgarnięty jak w życiu prywatnym, o jakimkolwiek sukcesie mógłby tylko pomarzyć. Przed pierwszym półfinałem zawodów Champion of Champions warto poznać sylwetkę faworyta turnieju. Oto Neil Robertson – geniusz przy stole, "geniusz" poza nim.
Snooker na pierwszy rzut oka wydaje się sportem, w którym potrzebne jest analityczne myślenie i inteligencja. By uzyskać brejka, należy mądrze ustawiać białą bilę i przewidywać zagrania na kilka ruchów do przodu. Często w głowy zawodników próbują wejść realizatorzy transmisji, którzy wirtualnymi liniami sugerują, jakie zagranie chce wykonać dany zawodnik. W przypadku Neila Robertsona często zdarza się jednak wyjście poza schemat i zaskoczenie wszystkich, lecz nie siebie samego. Przynosi to bardzo dobre efekty: w 2010 roku "Robbo" został pierwszym australijskim mistrzem świata w erze open snookera, zaś 18 tytułów rankingowych to najbardziej okazały wynik spośród zawodników spoza Wielkiej Brytanii.
Australijczyk od lat mieści się w ścisłej czołówce najlepszych snookerzystów świata, a jego gra przyciąga uwagę kibiców podobnie jak... jego pozasportowe zachowania. I – w przeciwieństwie do Jimmy’ego White’a nie chodzi tu o ekscesy alkoholowe czy bogate życie erotyczne. Robertson to zadeklarowany weganin, który wystrzega się używek, a ze swoją żoną Mille jest od 2008 roku. Wierności dochowuje pomimo serdecznej przyjaźni z Johnem Terrym, który znany był ze skoków w bok.
I wish I could have a picture where I'm stood with both John Terry and Neil Robertson. Met one of them though😌💙 pic.twitter.com/IKAykwzdqI
— Ash Dawson (@AshDawson147) January 13, 2015
Robertson naraził się na wyśmianie przez internautów. "Co czułeś przy Titanicu?", "Może lepiej nie oglądaj Listy Schindlera", "Mamy nadzieję, że wiesz, że Park Jurajski to fikcja" – komentowano wpis. Nic dziwnego, że został on usunięty, podobnie jak późniejsze tłumaczenie Australijczyka, który na swoje usprawiedliwienie napisał, że do 21. roku życia mieszkał na Antypodach, gdzie nie mówiło się o katastrofie z 1986 roku. Coś nam się jednak wydaje, że ktoś nie przykładał się po prostu do lekcji historii. Podobnie było także z... geografią.
Zaledwie kilka dni po feralnym wpisie na temat serialu, Neil Robertson musiał wycofać się z turnieju World Open w Barnsley, bo... pojechał do drugiej miejscowości o tej samej nazwie i za późno się zorientował. W usprawiedliwieniach nie pomagał fakt, że "Robbo" co roku występował w tamtej miejscowości. Tym razem oddał mecz walkowerem. "Gdy zorientowałem się, że jest drugie Barnsley było za późno żeby dojechać do tego pierwszego" – napisał. I znów naraził się na drwiny.
When I realised there was a 2nd Barnsley it was too late to get to the other one🥴 Hopefully I’ll be able to either play or complete a match this season😢 pic.twitter.com/dmRezQfBvH
— Neil Robertson🌱 (@nr147) October 4, 2019
Neil Robertson going to Crawley next week. @nr147 pic.twitter.com/1Idk5C9uge
— SnookerBlog 🇫🇮🎱 (@CuePowerBlog) October 6, 2019