Jeszcze do niedawna trudno było sobie wyobrazić formację ofensywną biało-czerwonych bez duetu tworzonego przez Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Z każdym miesiącem napastnik Napoli oddala się jednak nie tyle od wyjściowego składu, co od pozycji pierwszego dżokera, który wchodziłby na plac.
Gdy selekcjonerem reprezentacji Polski był Adam Nawałka, system gry drużyny narodowej był dość klarowny. Podstawowe ustawienie 4-4-2 zapewniało równowagę między ofensywą a obroną, a ciężar zdobywania bramek ciążył na Lewandowskim i Miliku. Ten pierwszy grał wyżej i miał za zadanie finalizację akcji, drugi z kolei ustawiał się nieco głębiej i często dręczył rywala strzałami z dystansu. Funkcjonowało to co najmniej przyzwoicie przez długi czas, a pierwsze poważne pytanie dotyczące zestawienia ataku urodziły się, gdy fenomenalną formę na Półwyspie Apenińskim osiągnął Krzysztof Piątek. Zastanawiano się nawet, czy biało-czerwonych stać na grę trzema napastnikami i choć na dłuższą metę tego nie sprawdzono, to, tak czy owak, w kadrze pojawił się kolejny snajper mogący współpracować na placu z "Lewym".
Renoma Milika w reprezentacji długo była niepodważalna, ale od kilku miesięcy notowania tyskiego piłkarza dramatycznie pikują. Już na początku roku kalendarzowego okazało się, że Napoli zechce się go pozbyć, a i on sam nie krył chęci zmiany środowiska. Długo starano się sprzedać go do innego klubu, piłkarz romansował między innymi z Juventusem i Romą, ale ostatecznie został pod Wezuwiuszem. Został, ale Gennaro Gattuso go skreślił. W tym sezonie Milik nie tylko nie gra w barwach Azzurri, nie ma nawet możliwości trenować z kolegami. Co najmniej do stycznia może więc planować weekendy na wycieczki krajoznawcze, a w tygodniu owszem, dba o formę, ale w drużynie rezerw.
W spore turbulencje wpadła nie tylko jego klubowa przygoda, ale też ta reprezentacyjna. Na przestrzeni ostatniego roku tylko trzykrotnie zagrał w wyjściowym składzie biało-czerwonych. Zdobył w tym czasie zaledwie jedną bramkę, a środowy mecz z Ukrainą może znacznie oddalić go od składu. Dość niespodziewanie bowiem w pomyślnej konfiguracji znalazł się Piątek. W weekend wykorzystał kontuzję Jhona Cordoby, strzelił gola i dorzucił asystę w barwach Herthy, której będzie teraz podstawowym piłkarzem. Pokonał też ukraińskiego bramkarza i tym samym zasygnalizował Brzęczkowi, że jest w lepszej formie od pozbawionego rytmu meczowego Milika.
Aktualnie więc napastnik Napoli ma kilka problemów do rozwiązania. Przede wszystkim zimą musi znaleźć klub, który zapewni mu regularne granie. Po drugie powinien odbudować formę, a po trzecie powalczyć o naprawienie swojej sytuacji w kadrze. Aktualnie jest bowiem w hierarchii dopiero trzecim napastnikiem, a że Brzęczek preferuje grę jednym snajperem, okazji do występów Milika może być niewiele...