Można kadrze Jerzego Brzęczka zarzucać deficyt stylu i siermiężny sposób gry, ale efektywności już nie. To w dużej mierze bierze się z niezłej organizacji gry w defensywie, co jest wizytówką tej drużyny.
Pod względem gry w obronie kadencja truskolaskiego selekcjonera rozpoczęła się kiepsko. W pierwszych sześciu meczach ani razu kadra nie zachowała czystego konta i choć nie grała o poważną stawkę, to był to pewien kamyczek do ogródka. Gola biało-czerwoni stracili najpierw w meczu Ligi Narodów z Włochami, potem w sparingu z Irlandią, kolejno znów z Włochami w LN, trzy z Portugalią, jednego z Czechami i jeszcze jednego w rewanżu z Selecao. Łącznie więc osiem bramek w sześciu meczach. Kiepsko.
Z perspektywy trenera najważniejsze jednak, że ład i porządek zapanował w formacji defensywnej na najważniejsze jak dotychczas dla niego mecze – a zatem eliminacji mistrzostw Europy. Polacy awansowali z aż 25 punktami zdobytymi w 10 spotkaniach, stracili przy tym ledwie pięć goli. Cztery w dwumeczu ze Słowenią i jeden z Izraelem. Również jednak i w późniejszym okresie udawało się powstrzymywać ataki rywala. Nieźle wyglądało to zwłaszcza w ostatnich trzech meczach z Ukrainą (2:0), Bośnią i Hercegowiną (3:0) oraz Włochami (0:0).
Skuteczna postawa obrońców jest o tyle bardziej zaskakująca, że Brzęczek często żongluje personaliami. Tak naprawdę wciąż nie odnalazł pasującego mu lewego obrońcy, bo na tej pozycji wystawiani byli i Arkadiusz Reca, i Maciej Rybus, i prawonożny Bartosz Bereszyński. Zmienia się też regularnie obsada duetu stoperów, bo choć osią zespołu jest Kamil Glik, to czasem grywał z Janem Bednarkiem, a czasem widywaliśmy tam Sebastiana Walukiewicza. Szansę otrzymał też Paweł Bochniewicz.
Z tej perspektywy wygląda to jednak obiecująco i przy całym szeregu zarzutów pod adresem reprezentacji, wydaje się, że lepiej jeśli solidnie funkcjonuje defensywa, a braki można wskazywać w ataku. Rozgardiasz w tyłach na turnieju rangi Euro zostałby pewnie niewybaczony przez rywali, a dezorganizacja szybko skarcona. Tymczasem zgraną i komplementarną obroną w ostatnich spotkaniach dawaliśmy radę nie tylko z drużynami przeciętnej jakości, ale też z tymi najlepszymi – bo nawet gol stracony w starciu z Holandią wstydu nie przynosi.