Reprezentacja Polski przegrała z Włochami 0:2 w niedzielnym meczu Ligi Narodów. Po optymizmie, który wytworzył się po ostatnich spotkaniach kadry, znów pojawiło się rozczarowanie i krytyka. – To był najsłabszy występ biało-czerwonych od lat – nie ma wątpliwości Bogusław Kaczmarek, były trener ekstraklasowych klubów i asystent Leo Beenhakkera w drużynie narodowej.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jest pan zaskoczony tym, co wydarzyło się w niedzielnym spotkaniu?
Bogusław Kaczmarek: – Tak. Z Ukrainą kilka dni wcześniej zagrała zupełnie inna jedenastka. Nikt z tamtego meczu nie znalazł się w składzie na spotkanie z Włochami. Przerażający okazał się ten hurraoptymizm. Wygraliśmy z Finlandią, Bośnią i Hercegowiną oraz Ukrainą i szczęśliwie zremisowaliśmy z Włochami. Wszyscy zaczęli uważać, że już nikt nas nie zatrzyma. W środku pola zostaliśmy zdominowani. Rywale nie mieli Giorgio Chielliniego, Leonardo Bonucciego oraz dyrygenta, którym jest Marco Verratti. To i tak im nie przeszkodziło. Selekcjoner nie trafił ze składem. Sebastian Szymański rozczarował z Holandią i znów dostał szansę z mocnym zespołem. Nie wykorzystał jej. Jakub Moder chyba zachłysnął się tym, co działo się ostatnio wokół niego. Po młodych piłkarzach z Lecha Poznań wyraźnie widać, że mają problem z łączeniem gry w europejskich pucharach z Ekstraklasą czy kadrą. Ten nawał obciążeń jest dla nich trudny.
– Wcześniej dyskutowano o kłopocie bogactwa w środku pola. To spotkanie sprowadziło nas na ziemię?
– Liczyłem, że od początku zagra Jacek Góralski i byłem zdziwiony jego absencją. Z Ukrainą to on utrzymywał dyscyplinę w środku pola. Grzegorz Krychowiak, Karol Linetty i Moder nie tworzyli jednej całości. Nadzieja pojawiła się po wejściu Góralskiego w pierwszych pięciu minutach drugiej połowy. Wtedy zaczęło się dziać cokolwiek dobrego. Przez lata naszą mocą były skrzydła, ktore teraz zostały podcięte. Słabo grali też boczni obrońcy. Arkadiusz Reca albo zagrywał do Wojciecha Szczęsnego, albo zaliczał stratę i piłka lądowała na aucie. Dla mnie to nie jest obecnie zawodnik na pozycję lewego obrońcy. W klubie gra jako wahadłowy i ma za plecami trzech obrońców. To wygląda inaczej. Ten mecz pokazał też, że byliśmy słabsi technicznie. Włosi po stracie natychmiast doskakiwali do naszych graczy. W takim momencie liczy się szybkość reakcji, dokładność przyjęcia, zagrania. Kultura gry była po stronie Italii.
– Informacje o problemach w obozie Włochów uśpiły czujność naszych reprezentantów?
– Nawet jeśli uśpiły, to po pierwszych kilku minutach należało obudzić się z letargu. Włosi zafundowali nam trening biegowy, momentami przypominało to jedenastoosobowego hokeja, bo byliśmy zamknięci na swojej połowie całym zespołem. To był najsłabszy występ kadry od lat. Nadzieje były olbrzymie, apetyty rozbudzone... Od dawna siła tej drużyny uzależniona jest od Roberta Lewandowskiego. W niedzielę również on był sfrustrowany niemocą zespołu. Dobrze, że nie było VAR-u. Gospodarze mieliby dwa kolejne rzuty karne, a Polacy mogli dostać jeszcze jedną czerwoną kartkę.
– Wspomniał pan o braku jakości skrzydeł. Jak można rozwiązać ten kłopot?
– Dziwi mnie, że szansy nie dostał jeszcze Paweł Wszołek. Pomocnik Legii Warszawa idealnie wpisuje się w koncepcję gry kadry. Jest kreatywny, regularnie gra i ma dobre liczby. W obecnej sytuacji selekcjoner mógłby go sprawdzić. Przypomnijmy sobie najlepszy okres za kadencji Adama Nawałki. Jak wielkim atutem była wtedy współpraca Lewandowskiego z Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem. Znali się z klubu i ówczesny selekcjoner na zgrupowaniach tylko umacniał tę współpracę. To dawało efekty. Oczywiście, dzisiaj nie jest to już możliwe.
– Miesiąc temu, w Gdańsku, zremisowaliśmy z Włochami. Co takiego zmieniło się przez ostatnie tygodnie?
– Wiele zawdzięczamy stanowi murawy w Gdańsku. Boisko uratowało nas w kilku sytuacjach. Gdyby nie słaba nawierzchnia, Federico Chiesa mógł nas pokarać... Przy odrobinie szczęścia mogliśmy nawet wygrać. Wtedy wyróżniał się Verratti, który dzielił i rządził w środku. W niedzielę jego obowiązki przejęli inni.
– Po spotkaniu na Brzęczka znów spadła wielka krytyka. Jak ocenia pan pracę selekcjonera?
– Trener jest przede wszystkim rozliczany z wyników. Brzęczkowi udało się bez większych problemów awansować na Euro 2020, a więc zrealizował cel. W Lidze Narodów kadra miała popracować nad lepszym stylem. Dużym plusem jest to, że ostatnio pojawiło się wielu młodych. Musimy dokonywać wymiany, bo część naszych piłkarzy jest coraz bliżej końca kariery. Co do minusów, na pewno wciąż brakuje nam lewego obrońcy. Selekcjoner, podobnie jak wielu jego poprzedników, błądzi w poszukiwaniu odpowiedniego zawodnika na tę pozycję.
– Po spotkaniu wiele mówi się też o wywiadzie Roberta Lewandowskiego. Kapitan kadry długo zastanawiał się nad odpowiedzią na pytanie o plan na ten mecz...
– Myślę, że był jeszcze wzburzony po meczu. Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Wreszcie wyrecytował formułkę, która była nie dla wszystkich zrozumiała. Wiadomo, że po takiej wypowiedzi zaraz pojawią się dyskusje dotyczące relacji piłkarza z selekcjonerem. Myślę, że Robert był zaskoczony i nie miał pomysłu na odpowiedź. W końcówce spotkania Robert chciał przelobować i kopnął z połowy boiska na bramkę Włochów. Piłka poleciała wysoko nad poprzeczką. To także pokazało, jaki był sfrustrowany tym, co się działo.
– Lewandowski znów był osamotniony z przodu.
– Myślę, że czasami jest rozczarowany, bo z innymi piłkarzami gra w klubie, a z innymi w kadrze. Nie twierdzę, że reprezentanci Polski to słabi zawodnicy, bo radzą sobie w mocnych klubach. W Bayernie Monachium "Lewy" ma jednak po kilka okazji na mecz. Jest "obsługiwany" podaniami przez Serge'a Gnabry'ego czy Kingsleya Komana. Dostaje też prostopadłe piłki. Tego wszystkiego często brakuje w drużynie narodowej.
– W środę zagramy z Holandią. Co trzeba poprawić i jak zagrać, by nie było aż tak źle?
– Gorzej już chyba być nie może. Holendrzy mają swoje problemy. Stracili Virgila van Dijka i Mathijsa de Ligta, a więc defensywa jest mocno osłabiona. Oranje wygrali 3:1, ale mogli stracić więcej goli. Mam nadzieję, że po niedzielnym spotkaniu piłkarze Brzęczka odczują sportową złość. Niestety, ale lubimy popadać w skrajności. Albo jesteśmy w niebie albo smażymy się w piekle. Spotkanie z Holandią pokaże, w którym miejscu tak naprawdę jesteśmy. Trzeba odblokować skrzydła. Nie do końca rozumiem, czego dzisiaj mamy spodziewać się po Kamilu Grosickim i Arkadiuszu Miliku? Obaj nie grają w klubach, to musi wpłynąć na ich formę. I to widać na boisku. Liczę na to, że w środę Brzęczek pokaże, że zasługuje na to, by być selekcjonerem reprezentacji Polski.