| Siatkówka

Mariusz Wlazły: w Bełchatowie nie została mi złożona propozycja kontynuowania gry tylko zakończenia kariery

Choć Mariusz Wlazły w reprezentacji Polski nie gra od dawna, to wciąż kontynuuje karierę w lidze. Z powodzeniem występuje w zespole Trefla Gdańsk. W obszernej rozmowie z Sarą Kalisz zawodnik opowiedział o życiu nad morzem, swoich ambicjach, niespełnionych marzeniach i celach, jakie wciąż pozwalają mu walczyć na najwyższym poziomie.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
"Atmosferić" i dzieciństwo bez ojca. Libero walczy o Tokio

Czytaj też

Damian Wojtaszek

"Atmosferić" i dzieciństwo bez ojca. Libero walczy o Tokio

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Sześć lat zajęło mi, by umówić się z tobą na wywiad. Strasznie jesteś niechętny do rozmów. Dlaczego?
Mariusz Wlazły: – Ja niechętny do rozmów?

– Tak.
– Nie określałbym tego jako "niechętny do rozmów". Czasami życie tak się układa, że tego czasu nie jest zbyt dużo. Mam bardzo dużo pobocznych rzeczy, które staram się dopilnować osobiście. Te rzeczy świadczą o moim wizerunku, a lubię pilnować, by ten wizerunek nie był przypadkiem nadszarpnięty. Wiadomą rzeczą jest, że jeśli wydarzy się coś nieprzyjemnego, to trudno to potem wyprostować. I tak samo jest w tym przypadku. Jest wiele fajnych inicjatyw związanych z akcjami charytatywnymi, z moją fundacją, z dzieciakami, które wspieram. Tego jest bardzo dużo. Czasami trudno jest zaplanować cokolwiek innego, a zobowiązania, na które zdecydowałem się wcześniej, nie mogą też czekać w nieskończoność. Dlatego może też z tego powodu tak wyszło... Sześć lat? To dosyć długo...

Andrea Anastasi: ziścił się jeden z najgorszych scenariuszy. Forma zespołu? Zdarza mi się nie spać dużo
– Długo, długo... Ostatnie kilka miesięcy to dla ciebie okres zawirowań. Widzę cię w koszulce Trefla Gdańsk. Barwy się nie zmieniły, bo są nadal czarno-żółte. Jak inaczej czujesz się w tej koszulce niż przez ostatnie 17 lat w PGE Skrze Bełchatów?
– To są dwa różne miejsca. Oczywiście w każdym klubie gram o jak najwyższe cele. Nie powiem, że my tutaj w Gdańsku gramy tylko i wyłącznie po to, żeby sobie pograć. Mamy fajną drużynę, młodą, która zbiera doświadczenie z każdym meczem – czy to wygranym, czy przegranym. Na pewno to zaowocuje dla nich indywidualnie w przyszłości. Sądząc po umiejętnościach, wolach walki, charakterze czy motywacji, którą wszyscy tutaj mają, nie mogę powiedzieć, że walczymy o środek tabeli i to będzie satysfakcjonujące. Każdy z nas ma w sercu, że gra się o zwycięstwo i medale. Tak podchodzimy do każdego meczu. Wynik sportowy to jest oczywiście drugorzędna sprawa, bo na niego składa się wiele czynników, ale też nie mogę powiedzieć, że pod kątem różnic w celach tych dwóch drużyn jest coś innego. Jasne – miejsce jest inne, ludzie są inni. Nie mogę powiedzieć niczego złego o Bełchatowie, bo spędziłem tam bardzo dużo czasu. Praktycznie całą moją karierę zawodniczą byłem związany z tym klubem. Różnica w podejściu do mojej osoby w chwili obecnej jest jednak bardzo duża. Samo doświadczenie, które mogę przekazać młodym zawodnikom czy też podzielić się z różnymi pracownikami i członkami klubu, jest w Gdańsku odbierane z wielkim szacunkiem. Jestem zaskoczony, powiem szczerze, to bardzo miłe. Staram się wypełnić tu swoją rolę jak najlepiej potrafię.

"Atmosferić" i dzieciństwo bez ojca. Libero walczy o Tokio

Czytaj też

Damian Wojtaszek

"Atmosferić" i dzieciństwo bez ojca. Libero walczy o Tokio

Mariusz Wlazły (fot. PAP/Krzysztof Świderski)
Mariusz Wlazły (fot. PAP/Krzysztof Świderski)

– Mówi się, że panowie w pewnym wieku zmieniają całe swoje życie, odwracają je o 180 stopni, kupują super auta i zmieniają środowisko. Czy dla ciebie to też był taki moment, że powiedziałeś sobie: najwyższy czas na zmiany? Czy może planowałeś zakończyć kariery gdziekolwiek indziej niż w Bełchatowie?
– Żeby była jasność i żeby było to wyprostowane: powiem głośno i wyraźne, że chcąc grać w siatkówkę, nie mogłem kontynuować grania w Bełchatowie. Tam nie została mi złożona propozycja kontynuowania gry, tylko zakończenie kariery. To jest najważniejszy aspekt tego, że zmieniłem barwy klubowe. W dalszym ciągu siatkówka sprawia mi niezwykłą frajdę i czerpię z tego niezwykłą radość. To jest fajne, że po tylu latach mogę cieszyć się tym szczęściem na boisku. Oczywiście jest trochę dziwnie, bo brakuje kibiców na trybunach, ale i tak jest przyjemnie, bo mogę przenieść moje doświadczenie na młodych zawodników, którzy są na początku swojej kariery. Jeżeli choć w procencie mogę uczestniczyć w rozwoju ich karier, to dlaczego miałbym tego nie zrobić?

– Jak trenuje ci się pod okiem jednego z najlepszych twoich kumpli? Michał Winiarski w roli trenera jest bardzo wymagający i surowy dla swojego przyjaciela?
– Michał jest bardzo dobrym trenerem. Kilka razy zaskoczył mnie już w Gdańsku. Fajnie motywuje zespół do każdego meczu. Jest w tym niezwykle dobry. Znam Michała z trochę innej strony i wiem, że wiele rzeczy z trudem przechodzi mu przez gardło, a w tej pracy otworzył się na wiele aspektów. Jest mentorem i prowadzi cały ten orszak do każdego boju. To jest jego niezwykły plus. Duży plus pod kątem pracy czysto technicznej wniosła też współpraca z Roberto Piazzą, który chciał się podzielić swoim doświadczeniem trenerskim i wiele Michała nauczył. Chyba największy postęp jako pierwszy trener zrobił jednak w poprzednim roku w Gdańsku, gdy sam musiał prowadzić zespół. Wcielił się wtedy w inną rolę. Jeżeli jest się drugim trenerem, to główna odpowiedzialność spada na pierwszego szkoleniowca. Będąc pierwszym, nie można już unikać tej odpowiedzialności i wszystkie konsekwencje swoich decyzji trzeba traktować z podniesioną głową. Wiedziałem, że Michał ma do tego zdolności i że jeżeli będzie trenerem, to będzie dobrym trenerem. Teraz jednak widzę to na własne oczy. Michał bardzo przyjemnie mnie zaskoczył. Fajnie się z nim pracuje, ma to wyczucie i wie, kiedy trzeba przykręcić "śrubę", a kiedy odpuścić. Ma też podejście indywidualne do zawodników. Każdego traktuje na równi – czy to zawodnik pierwszej szóstki, czy wchodzący z ławki, czy zamykający skład – każdemu poświęca swoją uwagę. Dzięki temu cały zespół może być coraz lepszy. To charakteryzuje wielkich trenerów. Myślę, że Michał będzie bardzo dobrym trenerem, a z każdym rokiem będzie też zbierał doświadczenie.

Michał Winiarski (fot. PAP)
Michał Winiarski (fot. PAP)

– Ustaliliśmy już, że jest w tobie wielki głód grania, a siatkówka wciąż sprawia ci wielką przyjemność. To jest głód grania na poziomie bycia pierwszym atakującym zespołu, czy może – nie wypominając ci wieku – głód grania ze świadomością, że inaczej musisz przygotowywać się do treningu i inaczej rozkładać siły?
– Nie jestem typem zawodnika, który kalkuluje. Jeżeli coś robię, to robię to na maksa. W danym dniu ten maks może być trochę inny, niż będzie w następny dzień, ale zawsze staram się robić na tyle, na ile pozwala mi mój organizm. Jeśli przegram rywalizację sportową z lepszym zawodnikiem, to nie będę miał pretensji, że ktoś inny będzie grał za mnie. Wielkość zawodników poznaje się po tym, że przed jednostkę stawiają zespół. Zespół jest najważniejszy. To nie jest sport indywidualny, gdzie tylko i wyłącznie od jednej osoby zależy wynik, jakość i cele, które sobie stawiamy. To zależy od wszystkich indywidualności, które są w zespole. Jeżeli moją rolą będzie rola drugiego atakującego, to na to przystanę. Mam świadomość swojego wieku, umiejętności, doświadczenia i wykorzystuję to w pełni każdego dnia. Mecz rządzi się swoimi prawami, dochodzą adrenalina i emocje. Wtedy uczucia, które towarzyszą każdemu spotkaniu, są inne niż podczas treningów, ale ja też na każdym treningu daję z siebie maksa. Wiadomo, że mój organizm podejmuje w chwili obecnej wysiłek, bo nie mam 16 lat i regeneruję się trochę wolniej, ale to nie znaczy, że nie jestem stworzony do tego, by sprostać trudom sezonu. Doświadczenie i wieloletnia gra pozwoliła mi też na to, bym wypracował sobie mechanizm pracy nad sobą, jak i w zespole.

"Jak kobieta" znaczy słabiej? "Usłyszałam, że jestem jak Zagumny w spódnicy. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz"
– Jak dziwnie było zobaczyć za oknem morze, a nie bełchatowskie kominy?
– Miejsce jest bezapelacyjnie zupełnie inne. Biorąc na szali Gdańsk i morze oraz Bełchatów, centrum Polski i bliskość domu, to nie da się tego porównać w żaden sposób. Gdańsk to duże miasto, ma inne możliwości. Bełchatów był bardzo blisko mojego domu rodzinnego, więc każdą wolną chwilę mogłem spędzić czy to z moimi rodzicami, czy ze znajomymi. Tutaj nie mam jednak na co narzekać. Jeżeli mam słabszy dzień, to spędzam go na plaży, a mam tam blisko, bo raptem kilka minut drogi piechotą. Naprawdę, nie da się tego porównać. Jedyne, co zauważyłem teraz, gdy z zespołem podróżujemy po Polsce, to w Gdańsku rzeczywiście jest czyste powietrze. Ta różnica jest bardzo zauważalna.

(fot. PAP)
(fot. PAP)

– Twoja kariera jest bardzo bogata. Zastanawiałam się czy miałeś może przez te wszystkie latach jakąś zawodową szansę, z której nie skorzystałeś i tego żałujesz?
– Liczę się z konsekwencjami każdej decyzji, którą podejmuję. Wiem, co mnie czeka. Oczywiście nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć, bo nie jestem jasnowidzem, ale staram się przy podjęciu każdej pojedynczej decyzji rozważać plusy i minusy. Dlatego nie żałuję żadnej decyzji, którą podjąłem. Są marzenia, które każdy z nas posiada i po osiągnięciu których stawia sobie nowe. Mogą to być cele do zrealizowania, mogą to być cele, które nigdy nie zostaną zrealizowane. Kim byśmy jednak byli, gdybyśmy nie marzyli? Żylibyśmy bez celu, życie byłoby puste. Z każdym zdobytym przeze mnie sportowym medalem, stawiałem sobie kolejne cele, które chciałem osiągnąć. O tym też marzyłem. Jednego marzenia nigdy nie zrealizuję jako zawodnik, czyli nie zdobędę medalu olimpijskiego. Jestem o tym przekonany, że już nie dam rady (śmiech). Pogodziłem się jednak z tym. Wiem, że nie jest mi to dane. Największe swoje marzenie jednak zrealizowałem, bo chciałem usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego, a to możliwe jest tylko i wyłącznie po wygraniu jakiejś imprezy. Gdy wygraliśmy mistrzostwa świata w 2014 roku, moje marzenie się spełniło.

– W sumie skłamałam na początku, bo udało mi się raz zadać tobie jedno pytanie podczas wspólnego wywiadu po tym, jak wywalczyłeś dziewiąty tytuł mistrza Polski. Zapytałam wtedy: "co jest następnym twoim celem?", a ty odpowiedziałeś: "dziesiąte mistrzostwo Polski". Nadal jest to na twojej liście celów?
– Tak, oczywiście. Jakbym miał z tego zrezygnować, to w sumie niepotrzebnie grałbym nadal w siatkówkę. Grać po to, by tylko grać? W takim razie mogę przecież pograć sobie na boisku z synem, który swoją drogą ma spore umiejętności jak na swój wiek. Oprócz tej frajdy, którą mam z samego grania i z tego, że mogę uczestniczyć w czymś fajnym oraz że mogę przelać na kogoś innego swoje doświadczenie, to chcę wygrywać. To normalne! Jestem sportowcem i tak mój charakter został ukształtowany, że zawsze grałem o najwyższe cele. Zawsze też stawiałem sobie poprzeczkę jak najwyżej. Nie zawsze do niej doskakiwałem, ale kilka razy ją przeskoczyłem. Dziesiąte mistrzostwo Polski jest w zasięgu – nie wiem, czy w tym sezonie, bo ten sezon jest...

– ...ciekawy.
– Tu się zgodzę. Ten sezon będzie dziwny. Mam nadzieję, że rozegramy go do końca i że sytuacja unormuje się na tyle, że będziemy mogli zakończyć wszystkie mecze, a zdrowie zawodników będzie na tyle odporne, że doprowadzimy to do ostatniego meczu play-offów. Wtedy zakończymy sezon tak, jak powinniśmy, a nie jak w poprzednim sezonie.

(fot. PAP)
(fot. PAP)

– Wracając do twojej historii nie mogę nie zapytać o to z jakich największych klubów miałeś propozycje. Przez lata byłeś wierny Skrze, teraz jesteś wierny Treflowi, ale nie wierzę, że nie pojawiały się wielkie drużyny, które rywalizowały o Mariusza Wlazłego?
– Ja to zostawię dla siebie, bo nie lubię gdybać. Decyzje, które podjąłem, były dla mnie bardzo korzystne, bo pomogły w moim rozwoju sportowym i mentalnym. Miałem bardzo fajnych zawodników, z którymi mogłem grać i od których mogłem czerpać. Miałem też fajnych trenerów – od każdego mogłem się wiele nauczyć. Ale kluby, fakt – były czasy, że propozycje napływały do mnie z topowych klubów Europy. Zostałem jednak w Bełchatowie i może tak zakończmy.

– Mówiłeś o mistrzostwach świata, że był to dla ciebie wyjątkowy sukces. Co czułeś, kiedy polska kadra powtórzyła ten wynik cztery lata później?
– Pytanie jest dosyć proste, bo mógłbym jednym zdaniem powiedzieć, że czułem dumę. Innych uczuć nie było. Było ogromne szczęście i tak jak powiedziałem: duma, że miałem przyjemność z tymi chłopakami grać i nieraz rywalizować po przeciwnej stronie siatki. Wiele fajnych i szczęśliwych chwil razem spędziliśmy. Do czego jednak zmierzam... To był zupełnie inny turniej niż mecze przed mistrzostwami świata. Mecze przed mistrzostwami zawsze były owiane czymś takim, czego mi brakowało. Nie mówię, że sytuacja, która była przed mistrzostwami była niepotrzebna, bo dzięki niej zmieniło się dużo w sposobie traktowania reprezentantów Polski i w szacunku do tego, że reprezentuje się barwy narodowe. Myślę, że to wszystko, co się wydarzyło, było bardzo dla mnie bolesne, ale generalnie wyszło jednak z korzyścią dla wszystkich reprezentantów. To jest chyba największą wartością tego, co ja wtedy przeżyłem. Niewielu ludzi rozumiało, w czym tak naprawdę jest największy problem. Wielu ludzi wiedziało jednak, o co chodzi. Myślę, że tamta sytuacja była dla mnie na tyle bardzo nieprzyjemna, że nie mogłem im pomóc – bo było, co było – ale te uczucia z każdym meczem były bardzo mieszane. Cieszyłem się jak wygrywali, ale byłem też rozgoryczony, gdy przegrywali. Miałem smutek w sercu. W końcu przyszedł rok 2014, kiedy mogłem przede wszystkim pożegnać się z boiska z każdym kibicem i dać dużo emocji ludziom, którzy oglądali siatkówkę. Nasz zespół narodził się na tym turnieju i myślę, że cieszył wszystkich swoją grą, postawą, siłą walki i niezłomnością, którą niejednokrotnie pokazaliśmy w trudnych sytuacjach. To wszystko pozwoliło mi na to, że tę świadomą decyzję, którą podjąłem nie przed turniejem, a bardzo, bardzo, bardzo dawno temu, mogłem przeżyć w bardzo łagodny sposób. Po 2014 roku te uczucia, które były wcześniej, po prostu zniknęły. Wciąż identyfikowałem się z drużyną z każdym meczem, z każdym zwycięstwem i z każdą porażką, ale już w roli kibica, a nie członka zespołu. To było przełomowe przejście kończące raz na zawsze moją przygodę w reprezentacji.

(fot. Getty)
(fot. Getty)

– Które miejsce powinna zająć polska reprezentacja na igrzyskach w Tokio?
– Jak powiem, że pierwsze, to za chwilę usłyszę, że wywieram presję... (śmiech)

– Spokojnie, wywieramy ją wszyscy od dwóch lat.
– Myślę, że wszyscy myślimy podobnie: mamy naprawdę bardzo dobry zespół. Wilfredo [Leon] jest też ogromnym wzmocnieniem. Chciałbym jednak też zaznaczyć, by nie myśleć w kategorii jednego człowieka, który rozwiąże nam worek z medalami, dzięki czemu z każdej imprezy wrócimy z najwyższym trofeum. To bardzo, znakomity wręcz siatkarz, który robi różnicę, ale w siatkówkę gra się drużynowo, a nie indywidualnie. On może zrobić różnicę w ważnych momentach, ale by były te ważne momenty, musi być cały zespół. Nasi zawodnicy, ale też ci, którzy aspirują do wejścia do reprezentacji, są bardzo utalentowani. Dożyliśmy czasów, kiedy mamy z kogo wybierać. To nieszczęście dla trenera, ale szczęście dla nas, kibiców. Jakość drużynowa jest niezależna od konfiguracji, w jakiej gramy. Myślę, że mamy wszyscy nadzieję, że igrzyska się odbędą, a reprezentacja osiągnie na niej jak najlepszy wynik. Nie jestem jednak w stanie wytypować miejsca. Będę cieszył się z każdego zwycięstwa i przeżywał każdą porażkę.

– Zapytam przewrotnie: który polski atakujący robi na tobie największe wrażenie? Nie mówię tu tylko o reprezentacji, bo być może jest w tym gronie ktoś, kogo w kadrze nie ma.
– Oj... Jeśli kogoś wymienię, to nie chciałbym obrazić kogoś innego...

– Martwisz się o to?
– No tak, bo każdy zawodnik wykonuje pewną pracę. Jeden ma większe umiejętności, drugi mniejsze, ale one wynikają z wielu czynników: usposobienia, naturalności czy tego, że komuś pewne rzeczy będą przychodzić z wielką łatwością, a ktoś inny będzie potrzebował wiele czasu, by się czegoś nauczyć. Dlatego trudno kogoś wymienić, bo mogę pominąć niechcący kogoś i nie docenić pracy, którą wkładają. Na szczęście nie jestem selekcjonerem i nie muszę tego robić (śmiech).

Kewin Sasak (fot. PAP)
Kewin Sasak (fot. PAP)

– Nie pytam jednak jako selekcjonera, a jako Mariusza Wlazłego. Powiedz, że Kewin Sasak, to będzie klubowo!
– Kewin jest bardzo młodym zawodnikiem z wielkim potencjałem. To, co pokazał w Zawierciu, to próbka jego możliwości. On się jeszcze kształtuje i zdobywa to doświadczenie. Potrzebuje bardzo dużo grania i ogrania boiskowego. On to będzie wszystko miał. Ma przy tym fajną osobowość – jest pracowity, skromny i wie, do czego chce dążyć. Ma marzenia, które chce zrealizować. Biorąc to wszystko pod uwagę, przy skromności, którą posiada, na pewno poprowadzi go w dobrym kierunku. To, gdzie będzie za jakiś czas – rok, dwa czy pięć lat – nie jestem w stanie określić. Chciałbym, żeby grał jak najlepiej. Ma potencjał, ma możliwości, ma odpowiedni charakter. Myślę, że będzie się prezentował coraz lepiej z każdym kolejnym meczem.

– I nikogo więcej nie wymienisz?
– O Kewinie mogę wiele powiedzieć, bo widzę go na co dzień i wiem, jak pracuje. Znam wielu zawodników, ale tak jak mówiłem: nie chcę kogoś nie docenić, bo mógłbym być niesprawiedliwy w swojej ocenie. Na pewno numerem jeden w chwili obecnej jest Bartek Kurek, który przeżył niesamowitą przemianę, bo odnalazł się w krótkim czasie na tej pozycji. Ta przemiana zaowocowała złotym medalem mistrzostw świata i tytułem MVP. Ale to też gra na przestrzeni ostatnich lat. Jest też wielu innych: Maciek Muzaj, z którym też miałem przyjemność grać, gdy był młodym zawodnikiem. Wiedziałem, że ma potencjał i niezwykłe umiejętności. Jest wielu, wielu innych zawodników, których chciałbym docenić, ale zabraknie nam czasu...

Maciej Muzaj (fot. PAP)
Maciej Muzaj (fot. PAP)

– Zmierzając ku końcowi... Masz takie nastawienie: gram, dopóki będzie mi to sprawiało frajdę? Czy może nastawiasz się już na "życie po życiu"? Jaki jest twój plan na później?
– Gram, bo sprawia mi to frajdę. Jeżeli nie będzie mi to sprawiało frajdy, to nie będę grał w siatkówkę. To raczej normalne. Jeżeli gram w siatkówkę z własnego wyboru, nikt mnie do tego nie zmusił i funkcjonuję w różnych zespołach – oczywiście personalnych, bo klubowo byłem do tej pory w jednym – to musi mi to sprawiać niezwykłą radość, bo inaczej wypaliłbym się jako sportowiec i skończył karierę dużo wcześniej. Nie mogę nie wziąć jednak pod uwagę swojego organizmu, bo on też ma w obecnej chwili istotną rolę. Na razie czuję się dosyć dobrze fizycznie i nie doskwierają mi żadne urazy, które mogłyby skrócić moją karierę. Nigdy nie zakładałem, że będę grał dotąd, do kiedy będę musiał grać. Chcę zawsze robić w życiu to, co sprawia mi radość i to, co kocham, a nie to, co muszę robić.

– To co jako "życie po życiu"? Fotografia?
– Po części tak. Chciałbym też pracować z młodzieżą i z dzieciakami. Mam bogate doświadczenie, zbierane przez wiele lat. Chciałbym się nim podzielić z młodym adeptami siatkówki, ale też nie tylko z nimi. Kiedyś ktoś pomógł mi bezinteresownie na mojej drodze i chciałbym się tym samym odwdzięczyć. Uważam, że jeśli spotkało nas w życiu wiele pozytywnych sytuacji, to tym dobrem trzeba się też dzielić.

Zobacz też
Grajber-Nowakowska: liczby są za mną. Udałoby się upchnąć moje nazwisko [WIDEO]
fot. TVP

Grajber-Nowakowska: liczby są za mną. Udałoby się upchnąć moje nazwisko [WIDEO]

| Siatkówka 
Siatkarskie emocje w TVP Sport! Zbliżają się TAURON Giganci Siatkówki 2025 [WIDEO]
fot. TVP Sport

Siatkarskie emocje w TVP Sport! Zbliżają się TAURON Giganci Siatkówki 2025 [WIDEO]

| Siatkówka 
Marcin Komenda: kibice są niesamowici [WIDEO]
Marcin Komenda

Marcin Komenda: kibice są niesamowici [WIDEO]

| Siatkówka 
Rekordowy sezon PlusLigi. Prezes PLS podsumowuje sukcesy [WIDEO]
Artur Popko

Rekordowy sezon PlusLigi. Prezes PLS podsumowuje sukcesy [WIDEO]

| Siatkówka 
PlusLiga. prezes Bogdanki LUK Lublin: jeszcze do mnie nie dociera, że jesteśmy mistrzami Polski [WIDEO]
PlusLiga. Krzysztof Skubiszewski, prezes Bogdanki LUK Lublin, po wywalczeniu mistrzostwa Polski [WIDEO]

PlusLiga. prezes Bogdanki LUK Lublin: jeszcze do mnie nie dociera, że jesteśmy mistrzami Polski [WIDEO]

| Siatkówka 
Najnowsze
Wielki transfer reprezentanta Polski!? Padła konkretna kwota
Wielki transfer reprezentanta Polski!? Padła konkretna kwota
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Maxi Oyedele zmieni klub po zgrupowaniu reprezentacji Polski (fot: PAP)
"Lewy" niesłusznie krytykowany? Ekspert wini media
(fot. TVP)
"Lewy" niesłusznie krytykowany? Ekspert wini media
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Finowie przestraszyli się Holendrów. Czego mamy się spodziewać we wtorek?
Mecz Finlandia - Holandia (fot. PAP)
Finowie przestraszyli się Holendrów. Czego mamy się spodziewać we wtorek?
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
Sportowy wieczór (07.06.2025)
Sportowy wieczór (07.06.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (07.06.2025)
| Sportowy wieczór 
Finlandia – Holandia. Eliminacje mistrzostw świata 2026, Helsinki [MECZ]
Finlandia – Holandia. Eliminacje mistrzostw świata 2026, Helsinki. Transmisja online na żywo w TVP Sport (07.06.2025)
Finlandia – Holandia. Eliminacje mistrzostw świata 2026, Helsinki [MECZ]
| Piłka nożna 
Trwają el. MŚ 2026 w Europie. Sprawdź wyniki, terminarz i tabele grup
El. MŚ 2026. Sprawdź terminarz, wyniki i tabele grup (fot. Getty)
Trwają el. MŚ 2026 w Europie. Sprawdź wyniki, terminarz i tabele grup
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Hiszpańsko-argentyńska para wygrała French Open
Granollers i Zeballos (fot. Getty Images)
Hiszpańsko-argentyńska para wygrała French Open
| Tenis / Wielki Szlem 
image