Kiedy ciągle myślisz o wadze, tracisz siły mentalne. Robisz się pusty. Organizm nie jest przystosowany, żeby długo trwać w takim stanie – wyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Florian Liegl. Kilkanaście lat temu rywalizował z Adamem Małyszem, dziś wspomina tamte czasy. Opowiada o słynnym kombinezonie, nienaturalnej wadze, pracy z Hannu Lepistoe i szalonym Zakopanem.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Czym zajmujesz się obecnie? Który zespół prowadzisz?
Florian Liegl: – Pracuję z kadrą B, zespołem startującym w Pucharze Kontynentalnym. Znów! Przez sześć lat prowadziłem drużynę w Pucharze Kontynentalnym, potem przez rok jeździłem na Puchar Świata. Później zrezygnowałem, byłem tu, na miejscu, a obecnie ponownie opiekuję się kadrą B.
– W Pucharze Świata byłeś asystentem Andreasa Feldera?
– Tak, tak. Przez rok to ja mu pomagałem. Później zmienili się asystenci.
– Kiedy odszedł, miałeś nadzieję, że to ty zostaniesz trenerem kadry?
– Rok wcześniej odszedłem ze sztabu. Taki temat oczywiście się pojawił, ale wciąż jestem młody! Mam czas.
– Ale czujesz się już gotowy, żeby poprowadzić pierwszą kadrę? W Austrii albo innym kraju?
– Czemu nie? Chętnie! Tak myślę. Zacząłem pracować jako trener w 2007 roku. Mam już trzynaście lat doświadczenia, więc sądzę, że byłbym gotowy.
– Łatwiej byłoby ci pewnie w Austrii, bo macie dobrych skoczków? Łukasz Kruczek objął włoską kadrę, pojawiały się pewne oczekiwania, ale efektów brakło.
– Większość pracy musi być wykonana poniżej poziomu Pucharu Świata. Bo to absolutny szczyt, to wierzchołek góry, u podstaw której leży ogrom pracy. Jeśli pójdziesz do innego kraju, potrzebujesz jakiejś bazy. Skoczków, możliwości, warunków, pieniędzy. To najważniejsze. Możesz zostać pierwszym trenerem reprezentacji, ale nie wszystko zależy od ciebie. Liczy się też to, co dzieje się poniżej Pucharu Świata. Żeby osiągnąć sukces w obcym kraju, skoki muszą tam stać na dobrym poziomie na każdym szczeblu. Jeśli brakuje zawodników, młodzieży, już nie jest tak łatwo.
– W Austrii macie system, w którym ważną rolę odgrywa też trener klubowy. To ułatwia pracę w kadrze?
– Nigdy nie jest łatwo! Trzeba do sportu wciągać młodzież, a teraz to nie takie proste. Już nie! To jest dzisiaj ważniejsze ha ha! (przyp. Liegl pokazuje smartfona) Ale tak, nasz system jest bardzo dobry. Współpracujemy ze szkołami, klubami. Należy skoncentrować się na najniższym szczeblu, na sportowej edukacji dzieci. Wtedy nigdy nie zabraknie nowych zawodników. To kluczowe
– Mieliście chyba trochę problemów, kiedy odeszli Morgenstern, Loitzl, Koch, potem Kofler.
– To wcale nie była komfortowa sytuacja. Kiedy masz tak świetną drużynę, trudno się przebić innym skoczkom. Dla przykładu, David Unterberger wygrywał klasyfikację generalną Pucharu Kontynentalnego, zdobywał dodatkowe miejsca, ale nie startował w Pucharze Świata. Najgorszy zawodnik w kadrze prezentował poziom Top 15. Naprawdę ciężko było się wtedy przebić do pierwszego zespołu. Wielu zawodników kończyło kariery z dobrymi albo znakomitymi wynikami w Pucharze Kontynentalnym, a nigdy nie otrzymało szansy, by tak naprawdę pokazać w Pucharze Świata.
– A gwiazdy wiecznie skakać nie mogą.
– Jest szczyt, a później zazwyczaj dołek. I znów trzeba się wspinać. To proces falowy. Wystarczy spojrzeć na Niemców. Po czasach Martina Schmitta i Svena Hannawalda też nie dominowali.
– Przypuszczasz, że to samo może się zdarzyć w Polsce, kiedy odejdą Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła?
– Może. Trudno mi powiedzieć. Nie znam aż tak dobrze waszej sytuacji z młodzieżą. Ale ty mi powiedz!
– Rewelacyjnie nie jest. Od paru sezonów kadra w Pucharze Świata wygląda podobnie.
– Jeśli ktoś jest blisko, ciężko pracuje, w końcu przeskoczy na ten poziom. To taki cykl.
Tak szybko dostałem się na szczyt, że nie potrafiłem sobie poradzić z nową sytuacją. Z wagą, z aspektami fizycznymi, mentalnymi. Brakowało mi pewności siebie. Każdy powtarzał, że to zasługa wyłącznie kombinezonu. Wszystko działo się tak szybko, że za tym nie nadążałem.
– Dobrze to znasz. Sam trafiłeś do Pucharu Świata, kiedy Austria miała bardzo mocny zespół z Widhoelzlem, Goldbergerem, Hoellwarthem, Horngacherem.
– Wydaje mi się, że trafiłem na moment pewnej zmiany. Nie chcę powiedzieć, że wcześniej nie było takiego profesjonalizmu, ale sięgnęliśmy wtedy limitu. Alexander Pointner prowadził kadrę B i pilnował, żeby wszystko było wyśrubowane, doprowadzone do absolutnych granic. Mieliśmy zdolną młodzież, zdobywaliśmy medale w mistrzostwach świata juniorów, ale później nie byliśmy w stanie przeskoczyć tej różnicy dzielącej nas od Pucharu Świata. Alex to umożliwił. A resztę... możecie przeczytać w kronikach ha ha!
– Jak ważny był w tej układance Hannu Lepistoe? W Polsce też dawał szanse młodzieży, wprowadził do Pucharu Świata choćby Macieja Kota.
– Hannu nigdy nie przesadzał, nie sięgał tylko po doświadczonych skoczków. Kiedy Thomas Morgenstern debiutował w Pucharze Świata, miał szesnaście lat. Hannu był dla niego jak ojciec. Bardzo spokojny, zawsze zachęcał Morgiego "dasz radę, możesz to zrobić". Był jednym z najlepszych motywatorów, jakich spotkałem na swojej drodze. Kiedy tylko zobaczymy się na skoczni, podchodzi, zagaduje "hej, Flo", wciąż emanuje tą pozytywną energią. Dla mnie też był ważną postacią.
– Starał się stworzyć mieszankę wybuchową?
– Nie wiem. Nie pracował w Austrii aż tak długo. Trudno być pierwszym trenerem reprezentacji w systemie, w którym liczy się tylko zwycięstwo. Tak samo macie w Polsce. Trener nie dostaje za dużo czasu, musi być sukces. Akurat wtedy pojawili się młodzi skoczkowie, to dawało szansę na rywalizację między nimi a tymi bardziej doświadczonymi. I ci, i ci prezentowali wysoki poziom. Kwestią czasu było, kiedy młodzi się pokażą. Ale nie wszyscy potrafili utrzymać ten poziom przez lata. Ja nie potrafiłem. Podobnie Christian Nagiller.
– Wiesz teraz dlaczego nie byłeś w stanie?
– To w ogóle skomplikowana sytuacja. Jestem bardzo wysoki, a wtedy w skokach mieliśmy inne przepisy dotyczące długości nart. Najpierw regułę "80 centymetrów", a później 146% wzrostu. Nikt nie produkował tak długich nart. Najdłuższe miały 270-274 centymetry. Ale okazało się, że Blizzard mógłby zrobić dla mnie o 10 centymetrów dłuższe. Miały dużo ponad 280 centymetrów. Do tego doszły kombinezony z dużą powierzchnią. To wszystko razem dało te dziesięć procent, których brakowało mi, żeby dostać się do Pucharu Świata.
– A co stało się po roku?
– Znów zmieniły się zasady. Blizzard odszedł ze skoków, musiałem przerzucić się na inne narty. I już nie było tak samo. A poza tym, byłem nikim, a nagle zająłem piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Podobnie jak z Thomasem Diethartem. Tak szybko dostałem się na szczyt, że nie potrafiłem sobie poradzić z nową sytuacją. Z wagą, z aspektami fizycznymi, mentalnymi. Brakowało mi pewności siebie. Każdy powtarzał, że to zasługa wyłącznie kombinezonu. Wszystko działo się tak szybko, że za tym nie nadążałem. Później, w 2005 roku, w dobrej formie pojechałem na mistrzostwa świata do Oberstdorfu, ale nie dostałem szansy startu. No i wciąż problemy sprawiała mi waga.
– Nie było jeszcze reguły BMI. Musiałeś zbijać wagę.
– Brakowało mi energii. A wciąż mierzyłem się z porównaniami do tego jednego, udanego sezonu. Kiedy teraz na to patrzę, wiem, że mogłem dużo więcej wycisnąć z kariery. Ale za bardzo koncentrowałem się na tym, co nie do końca było istotne.
Ciągle koncentrowałem się na wadze, na chudnięciu, a nie na treningu, skakaniu. Nie myślałem o skokach tylko o tym, jak zbić wagę. (...) Ważyłem 70 kilogramów przy 194 centymetrach wzrostu.
– Czyli?
– Ciągle koncentrowałem się na wadze, na chudnięciu, a nie na treningu, skakaniu. Nie myślałem o skokach tylko o tym, jak zbić wagę.
– Ile ważyłeś przed wprowadzeniem reguły BMI?
– 70 kilogramów przy 194 centymetrach wzrostu.
– To nie jest normalna waga dla mężczyzny.
– Nie, też tak myślę...
– Miałeś anoreksję?
– Nie, aż tak źle nie było. Ale kiedy ciągle myślisz o wadze, tracisz siły mentalne. Robisz się pusty. Organizm nie jest przystosowany, żeby długo trwać w takim stanie. A tym bardziej, żeby zawodowo uprawiać sport. W młodym wieku za bardzo skupiasz się na mniej istotnych sprawach i te ważne uciekają. A przecież trening fizyczny, technika nie stają się mniej ważne. To nie było dla mnie łatwe... W wieku 23 lat powiedziałem sobie, że już wystarczy, trzeba poszukać czegoś innego w życiu.
– Twój umysł musiał odpocząć?
– Zrobiłem sobie rok przerwy. Na nowo skoncentrowałem się na tym, co naprawdę ważne. Rok później wystartowałem w Turnieju Czterech Skoczni i zakończyłem karierę. Było przyjemnie. Jeju, od tamtego sezonu minęło już prawie dwadzieścia lat. Dokładnie siedemnaście!
– Pamiętam ten sezon.
– Szmat czasu! Sporo się zdarzyło przez te lata.
– Sądzisz, że dzisiaj, po wprowadzeniu reguły BMI, miałbyś większe szanse utrzymać się w skokach?
– Nie mam pojęcia. Naprawdę, nie wiem. Skoki bardzo się zmieniły.
– Powiedziałeś, że na nartach dłuższych o 10 centymetrów wskoczyłeś do Pucharu Świata. Ile metrów zyskałeś na tej zmianie?
– Ciężko powiedzieć. Byłem na poziomie Pucharu Kontynentalnego, a nagle znalazłem się w Pucharze Świata. Dziesięć metrów? Może piętnaście?
– Sam o tym wspominałeś. Kiedy ktoś myśli o tobie, sezonie 2002/03, to od razu przed oczyma pojawia mu się kombinezon jak latawiec.
– To był ważny element całej tej układanki. Ale nie chodziło tylko o kombinezon. Był zrobiony ze starych, wysłużonych, wcale nie używałem najlepszego materiału, dzisiaj nikt nie chciałby w tym skakać. Ale wtedy nie mieliśmy innych możliwości. Sami je szyliśmy. A obniżony krok wyszedł przez przypadek. Dostałem taki kombinezon, był za krótki, więc go opuściłem. Dla nas liczył się kształt, wcale nie obniżony krok. To naprawdę stało się niechcący. Skoczyłem i okazało się, że tak jest dużo lepiej. Cała tajemnica. A dzisiaj każdy stara się obniżyć krok.
– Co powiedział Sepp Gratzer odpowiedzialny za kontrolę sprzętu, kiedy wszedłeś w tym kombinezonie?
– Byłem sprawdzany właściwie co drugi konkurs, przechodziłem też dodatkowe kontrole. W tamtych czasach stosowano inną metodę pomiaru. Trzeba było ściągnąć kombinezon, położyć na stole i dopiero wtedy mierzono. Zawsze spełniał wymogi.
– Czy inni skoczkowie starali się ciebie naśladować?
– Popatrz na to, co działo się w ostatnich siedemnastu latach w skokach. Wciąż mamy dyskwalifikacje z powodu obniżonego kroku. I wtedy wiesz, skąd się to wzięło!
– Mam na myśli sezon 2002/03. W Polsce mówiło się, że Adam Małysz musi mieć taki kombinezon jak Florian Liegl.
– Wyszło przypadkowo, ale to nie chodziło tylko o obniżony krok. To nie tak, że miałem szczęście, dostałem kombinezon i zacząłem latać. Praktycznie każdy z austriackiej kadry mógł mieć taki strój. Ale na przykład technika Martina Hoellwartha nie pasowała do tego kombinezonu. Z kolei Andreas Goldberger i przede wszystkim Andreas Widhoelzl skakali bardzo dobrze. Reszta już nie. Na pewno mi to pomogło, ale to nie kombinezon stał za wynikami. Do tego dłuższe narty, technika, no i może coś tam jednak potrafiłem!
– Wiele się nie zmieniło. Dzisiaj też wszyscy szukają lepszych nart, lepszego materiału na kombinezony.
– Jak w każdym sporcie. Popatrz na Formułę 1, na narciarstwo alpejskie. Tak wiele zależy od nart, strojów, w wyścigach od auta.
– Nie jesteś czasami zazdrosny, kiedy przypomnisz sobie, że wszedłeś do Pucharu Świata z Morgensternem i Koflerem? Miałeś jedną świetną zimę, oni przez lata zdobywali medale.
– Tak bywa! Cóż, powinienem skakać lepiej, ale tak się nie stało ha ha!
Kulm ograniczało się do skoków. Konkurs, po konkursie, wyjeżdżamy. A w Zakopanem przez dwa dni tylko ludzie, wszędzie ludzie. Gdzie byś nie poszedł, tam siedzieli kibice skoków. Coś niewiarygodnego! To dla mnie jedna z najbardziej niezwykłych rzeczy, jakie przeżyłem w karierze.
– Co najlepiej wspominasz z sezonu 2002/03? Zwycięstwo przed własną publicznością na Kulm czy dwa razy drugie miejsce w Zakopanem?
– Dwa drugie miejsca w Zakopanem były naprawdę fajne. To te czasy, kiedy pod skocznię przychodziły takie tłumy, że czułeś się prawie jak gwiazda rocka. Pamiętam, że miałem udać się na konferencję prasową, a ochrona torowała drogę do auta. Właściwie do limuzyny, która mnie zabierała. To było szaleństwo!
– Ale to na Kulm wygrałeś.
– Tam wszystko działo się tak błyskawicznie. Po raz pierwszy startowałem w lotach. Ledwo się zaczęły, a już był koniec. Nie starczyło czasu, żeby zdać sobie sprawę, co się dzieje. Nie wiem czemu, ale Zakopane zrobiło na mnie dużo większe wrażenie. Cała ta atmosfera... Kulm ograniczało się do skoków. Konkurs, po konkursie, wyjeżdżamy. A w Zakopanem przez dwa dni tylko ludzie, wszędzie ludzie. Gdzie byś nie poszedł, tam siedzieli kibice skoków. Coś niewiarygodnego! To dla mnie jedna z najbardziej niezwykłych rzeczy, jakie przeżyłem w karierze.
– Potem były mistrzostwa świata w Predazzo. Nie sądzisz, że tam już zaczęły się twoje problemy? Dwa razy upadłeś.
– To trudny czas. Stanąłem na podium tuż przed mistrzostwami w Willingen i tuż po nich w Oslo. Ale w Predazzo oczekiwania były bardzo, bardzo wysokie. Stawaliśmy na podium w każdych zawodach. Wygraliśmy wszystkie konkursy drużynowe poza tym jednym w mistrzostwach świata. Tam nie byliśmy w stanie pokonać Adama, nie byliśmy w stanie zdobyć medalu w drużynie, a ja jeszcze dwa razy upadłem. Na normalnej skoczni i w "drużynówce". Na dużej skoczni zająłem ósme miejsce, a mimo tego wypadłem najlepiej z Austriaków. To bardzo dziwna sytuacja. Może nie byliśmy za dobrze przygotowani mentalnie. Wcześniej przychodziło nam za łatwo. I nagle wyskoczył Adam, inni zawodnicy, przegonili nas, a my już nie poradziliśmy sobie z tą stresującą sytuacją. I okazuje się, że wracasz do domu bez medalu.
– Rywalizowałeś z Adamem w jego najlepszych czasach. Jak na to patrzysz po latach?
– Adam był nietykalny, jakby tkwił w innej sferze. Nie mieliśmy z nim bliskiego kontaktu na skoczni. Przebywał odseparowany, zwłaszcza w Zakopanem, bo po prostu musiał. Ale uważam go za naprawdę świetnego sportowca. Osiągał sukcesy, ale zawsze był przyjacielski, miły. To jedna z najwspanialszych postaci w skokach.
– Kto tak odseparowywał Adama?
– Już dobrze nie pamiętam. Tak to wyglądało zazwyczaj na dole skoczni. Ale wyobraź sobie, że na trybunach masz 40 tysięcy ludzi, a drugie tyle stoi poza skocznią. 80 tysięcy ludzi tylko dla Adama! To było szaleństwo!
– Mówisz, że czułeś się jak gwiazda rocka. Chyba znasz dobrze to uczucie. W końcu grasz w zespole Superpursuitmode.
– Ale na tak wielkich festiwalach nie występowałem. Nie mógłbym nawet, bo terminy trzeba zaklepać z rocznym wyprzedzeniem, a w mojej pracy nigdy nie wiadomo, gdzie i w który weekend będzie robota. Skoki to mój priorytet.
– Nie kusi cię scena, wielka publiczność? Jak w Zakopanem.
– Gdybym miał konkurs, musiałbym jechać do pracy. Tak nie da się podpisać żadnego kontraktu na występy. W międzyczasie, kiedy mam chwilę, możemy zagrać jakiś mały koncert zorganizowany prawie że na poczekaniu.
– Grasz na gitarze. Zresztą, wystarczy spojrzeć na ścianę za tobą...
– To nie moje ha ha! Tak, faktycznie gram na gitarze.
– Zastanawiałeś się kiedyś, czemu tylu skoczków ucieka w muzykę? Norwegowie, Finowie.
– Nie wiem, naprawdę nie wiem. W Finlandii sporo osób lubi muzykę, może dlatego? Ale nie potrafię odpowiedzieć!
– To wróćmy do sztuki. Latania. Jak pracowało się z Gregorem Schlierenzauerem?
– Znam go od wielu lat. Wiem, jaką jest osobą. Zawsze daje z siebie wszystko. To jeden z największych austriackich sportowców. I są ku temu powody. To było dobre doświadczenie, ale nie trwało długo. Pracowaliśmy tylko przez pięć tygodni i to w trudnej sytuacji, w trakcie sezonu. Gregor miał problemy, a my staraliśmy się w ciągu pięciu tygodni zrobić to, co Werner Schuster robi teraz już przeszło rok. Nasze szanse? To nawet nie było 50-50. Raczej 10 do 90, że w mistrzostwach świata u siebie, w Seefeld i Innsbrucku, zdobędzie medal. Jedyną nadzieję dawało wycofanie się z zawodów i podjęcie jakieś próby. Trudne przedsięwzięcie. A Gregor chyba wtedy nie był na to gotowy. Tak wiele wydarzyło się w jego karierze. Najlepszy skoczek świata, zwycięzca 53 konkursów Pucharu Świata, nagle nie wchodzi do drugiej serii. Trudno się z tym uporać. To były intensywne tygodnie. Gregor nawet wygrał konkurs drużynowy w Lahti, ale nie wystarczyło. Nie pojechał na mistrzostwa świata. Za to teraz dobrze sobie radzi.
– Musiał zrozumieć, że nie jest już najlepszym skoczkiem świata, tylko przeciętnym zawodnikiem?
– Gdyby tak się nie działo, wciąż skakałbym w Pucharze Świata. Janne Ahonen wciąż by wygrywał, Adam Małysz wciąż by wygrywał, Thomas Morgenstern też i tak dalej. Goldberger również albo Hannawald. Ale skoki rozwijają się bardzo szybko. Imponuje mi Kamil Stoch, bo przez tak długi czas potrafi utrzymywać wysoki poziom. Te skoki może wyglądają jak wszystkie Kamila, ale kryje się za nimi wiele zmian, to, jak się rozwinął. Patrzysz z boku i myślisz, że może tak skakać bez przerwy, a tak naprawdę musiał w to włożyć sporo pracy, poprawić wiele rzeczy, żeby wciąż być na szczycie.
– Co w ostatnich latach zrewolucjonizowało skoki? Szybkie przejście do lotu Ryoyu Kobayashiego?
– Ktoś wygrywa, każdy chce skakać jak on. Albo mieć kombinezon tego samego koloru. To nie takie proste. Nie wystarczy powiedzieć sobie, że teraz skopiujemy Ryoyu Kobayashiego. W skokach nie da się kopiować. Trzeba koncentrować się na własnych atutach, własnej technice, dochodzić do granic możliwości i wtedy porównywać się z rywalami. A kopiowanie? To nie najlepsze rozwiązanie.
– Myślisz, że Gregor Schlierenzauer z 2020 roku pokonałby tego z 2010
– Nie. Wszystko się zmieniło. Są krótsze narty, inne zasady. Skoki przeszły ogromną metamorfozę. Na większości skoczni występuje problem z belkami startowymi. Poprawiły się narty, kombinezony. Teoretycznie spadła prędkość, ale ona wcale nie spadła. Zawodnicy są jeszcze szybsi. Ruszają z najniższej belki albo trzeba dokładać nowe. Dziesięć lat temu startowali kilka belek wyżej i osiągali taką prędkość jak obecnie. Kiedy mówimy o rozwoju, to nie tylko technika. To dotyczy też kombinezonów, nart, butów. Na wszystko trzeba patrzeć jak na całość.
– Kiedy pracujesz z kimś takim jak Gregor, musisz zapomnieć, że to zawodnik, który wygrał 53 konkursy Pucharu Świata?
– Tak. Trzeba. Ale skoczek tego oczekuje. Nie chce słyszeć "jesteś najlepszy". Chce wiedzieć, co jest teraz, gdzie się znajdzie i co trzeba zrobić, żeby się tam dostać. A kiedy zaczniesz patrzeć w przeszłość? Już tam kiedyś byłeś. Czas myśleć o przyszłości.
– Myślisz, że przyjdzie dzień, w którym Gregor znów stanie na podium, a nawet wygra?
– Mam taką nadzieję. Nie powiem, że wiem, ale wierzę w to. Ciężko pracuje nad sobą, nie tylko na skoczni. Chce stawać się coraz lepszym człowiekiem i dobrze mu idzie. Zasłużył, żeby odnieść jeszcze jakiś sukces. Ale zobaczymy.
– Jak już o przyszłości... Kto będzie najlepszym skoczkiem w najbliższym sezonie?
– Nie mam bladego pojęcia. Nie mieliśmy porównania. Polscy skoczkowie, zresztą jak zawsze, wypadali bardzo dobrze podczas Letniego Grand Prix w Wiśle. Tyle. Ale już niedługo się przekonamy.
Rozmawiał Antoni Cichy
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.