Wojownik. Człowiek – orkiestra. Chłopak – dusza. W latach siedemdziesiątych pierwszy zapiewajło reprezentacji Polski. Boiskowy harpagan. Świetny piłkarz, a potem niezwykły trener. W Krakowie w wieku 71 zmarł Adam Musiał.
Adam Musiał lubił swoje życie i umiał z niego korzystać. Świetnie grał w piłkę i równie dobrze umiał się bawić. W 1974 roku jechał na mistrzostwa świata jako rezerwowy, ale w obliczu kontuzji Zygmunta Anczoka, wykupił abonament na grę z lewej strony defensywy drużyny Kazimierza Górskiego.
Trener Górski znał mocne i słabe strony Musiała. Wiedział, że musi go trzymać w stanie ciagłego pobudzenia. Po meczu z Włochami trener dał piłkarzom wolny wieczór, ale piłkarze mieli być w pokojach przed 23. Musiał, wraz z jednym kolegą nieco się spóźnił. W hallu spotkali trenera Górskiego. Kolega szybko uciekł do pokoju, a piłkarz Wisły wdał się z selekcjonerem w dyskusję. Trenerowi nie spodobała się woń alkoholu – zareagował bardzo ostro. Powiedział piłkarzowi, że wyrzuca go ze zgrupowania. Jak to? Teraz? W trakcie turnieju, tuż przed rozpoczęciem drugiej rundy? Musiał był przerażony.
Koledzy z zespołu prosili Górskiego, by zmienił zdanie. I ostatecznie udało się – Musiał nie zagrał tylko w spotkaniu ze Szwecją. A Kazimierz Górski przyznał się potem, że blefował i nie miał zamiaru wysyłać Musiała do kraju. Uznał jedynie, że drużynie potrzebny jest lekki wstrząs i postanowił wykorzystać nadarzającą się sytuację. Drużyna odetchnęła – Musiał był jednym z filarów drużyny, która niespełna dwa tygodnie później została trzecią drużyną świata. – Mecz ze Szwecją był naszym najgorszym podczas całego turnieju. Potem Adam wrócił do gry, a sytuacja do normy – wspomina Jan Tomaszewski.
Był kawalarzem. Andrzej Iwan w autobiografii ″Spalony″ pisał: ″Adam szybko zakumplował się z moim ojcem. Śpiewał mu: 'Łysych papą pokryjemy, to mistrzostwo zdobędziemy'. Ojciec był łysy″. Musiał nigdy nie odpuszczał i tego samego oczekiwał od kolegów z zespołu. Potrafił kopnąć takiego delikwenta w tyłek, a potem zgłosić trenerowi, by go zmienił, bo nie ma zamiaru zasuwać za dwóch. Był obrońcą, który piłkę czasem przepuścił, ale rywala – nigdy.
W 1973 na Wembley to po jego faulu sędzia przyznał Anglikom rzut karny. Musiał zagrał mimo kontuzji, która długo ukrywał przed Górskim. Po rozgrzewce uznano, że może zagrać tylko jeśli dostanie zastrzyk znieczulający. Zgodził się, choć groziło to nawet końcem kariery. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co się stanie w znieczulonym kolanie w ciągu 90-minutowego meczu. Było warto, bo przecież nic jak tamten mecz nie zbudowało naszej piłkarskiej świadomości. 1974 dopiero miał nadejść.
Stadion Śląski, czyli... holenderskie piekło
Stadion Śląski, czyli... holenderskie piekło
Śmierć kliniczna
Po mistrzostwach świata w 1974 roku dostał aż 60 procent rabatu na zakup BMW, więc grzech było nie skorzystać. Jeździł swoją beemką po Rynku Głównym w Krakowie z łokciem w oknie i lustrował kawiarniane ogródki. Ale BMW wywiodło go też na manowce – wkrótce doszło do groźnego wypadku. Piłkarz Wisły Kraków uderzył czołowo samochodem w ciężarówkę – w momencie zderzenia zaparł się nogami i – korzystając z siły uderzenia – złamał oparcie fotela. Dzięki temu manewrowi – wyrzuciło go na tylną kanapę. Właśnie tam znaleźli go ratownicy. Bez butów, bo te zakleszczyły się między pedałami. Obrażenia były pokaźne – piłkarz przeżył śmierć kliniczną, stracił kość w twarzoczaszce. Trzeba było ją przeszczepić z innych fragmentów ciała, a przedramię utrzymywały blachy skręcone śrubami. Koledzy z Wisły zaczęli wtedy mówić na niego ″blaszka″. Wypadek miał wielki wpływ na dalszą karierę. Musiał długo dochodził do siebie, zrezygnował z gry w kadrze, bo chciał, żeby szeroka publika zapamiętała go z najlepszych lat. Wkrótce po wypadku okazało się, że prowadził pod wpływem alkoholu – został skazany na grzywnę i dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Na boisku był agresywny, ale brutalny tylko wtedy, gdy nie mógł sobie z kimś poradzić. Czyli rzadko. Zazwyczaj wygrywał zdecydowaniem. Wiedział, co chce zrobić i w którym momencie. Najważniejsze był pierwsze wejście, by rywal zrozumiał, z kim ma do czynienia. Potem było już jak w kreskówce – tuman kurzu, z którego na koniec wyłania się Musiał z piłką. I zdziwiony rywal – bez piłki. Jeśli była potrzeba – za kolegę szedł jak w dym. Przy okazji meczu Wisły z RWD Molenbeek rywale ostro zaatakowali Stanisława Goneta. Musiał natychmiast ruszył z odsieczą – własnoręcznie wymierzył sprawiedliwość za co czekał go szybki powrót do szatni. Nie poprawiło to jego notowań u kolejnych trenerów Wisły i wkrótce musiał opuścić zespół Białej Gwiazdy. W wieku 30 lat trafił do Arki Gdynia, z którą zdobył Puchar Polski, w finale pokonując... Wisłę Kraków. Potem kopał jeszcze w Anglii i Stanach Zjednoczonych.
Jako piłkarz Arki przyjechał do Krakowa w ostatniej kolejce sezonu 1977/78. Wisła potrzebowała wygranej do przyklepania tytułu mistrzowskiego. Mecz miał być ustawiony – chodziło o to, by zawodnicy Arki – niewalczący już o nic konkretnego – po prostu odpuścili. – Piłkarze dogadali się między sobą. Krótko mówiąc: chodziło o pieniądze. Wisła miała zapłacić, ale tego nie zrobiła, więc trzeba było ich postraszyć za pomocą mnie. Przyjechałem na stadion w białej koszuli non-iron, pod krawatem, bo miałem nie zagrać, ale trener Steckiw poprosił mnie, żebym przebrał się w dres i wyszedł na rozgrzewkę. Gdy wiślacy mnie zobaczyli, to się przestraszyli i pieniądze od razu się znalazły – wspominał w 2018 w rozmowie z Onetem.
Nawałka o kadrze: radzimy sobie ze średniakami, ale...
Nawałka o kadrze: radzimy sobie ze średniakami, ale...
Zawsze umiał sobie radzić. Podczas kariery piłkarskiej zdrowie mu dopisywało, ale nie lubił okresów przygotowawczych. Dziś piłkarze trenują tylko na boisku, w latach siedemdziesiątych często ruszali w Tatry. A po górach Musiał biegać nie lubił.
– Jesteśmy w Zakopanem, mamy biec na Gubałówkę. No to wszyscy biegiem, a my zaraz nawrót i po bilety na kolejkę. Wyjeżdżaliśmy wyciągiem na samą górę, tam po piwku, papierosek. Zeszło tak z 40 minut aż przyleciał Kazek Kmiecik, który był akurat zawsze pierwszy, bo miał zdrowie. Ale nikt się nie mógł pokapować. Z powrotem też się wyciągiem wracało, tylko trzeba było wodę mineralną kupić i się trochę skropić, żeby wyglądało, że się człowiek spocił. Tak się wtedy sprawy załatwiało – mówił sześć lat temu w rozmowie z portalem Weszło.
Po zakończeniu gry w piłkę zajął się pracą w roli trenera. Zaczął oczywiście od ukochanej Wisły Kraków, z którą w 1991 roku zajął trzecie miejsce. ″Piłka Nożna″ uznała go wówczas Trenerem Roku. Pracował też w drugoligowej wówczas Lechii Gdańsk, Stali Stalowa Wola i GKS Katowice. Skończył, gdy uznał, że nie nadąża za młodzieżą. Stracił kontakt z piłkarzami – patrzył na nich przez pryzmat twardzieli z lat siedemdziesiątych i nie potrafił dostrzec materiału na piłkarza. Poza tym – na ławce wręcz zżerały go nerwy.
Wkrótce odnalazł się w Wiśle Kraków. Nowy właściciel klubu Bogusław Cupiał świetnie znał Musiała z czasów jego kariery piłkarskiej i koniecznie chciał go w klubie. Wisła powstawała wtedy na nowo – w odświeżonym budynku klubowym znalazło się miejsce na ″kanciapę″ dla Musiała. Był kimś w rodzaju kierownika obiektu, a przy okazji po prostu żywą legendą. Próbował zapanować nad wszystkim, co się dzieje na stadionie. Dobrze się w tym sprawdzał – nikt nie chciał mu podpaść. Oprowadzał też wycieczki szkolne, co początkowo nie wydawało się najlepszym pomysłem, bo dzieci po prostu się go bały. Wciąż był taki jak na boisku – zdecydowany i konkretny, a czasem opryskliwy. Z czasem jednak nabrał wprawy i wycieczki szkolne cieszyły się dużym powodzeniem. Musiał witał też VIP-ów, wszystkich wprowadzał na miejsce, a potem, gdy rozpoczynał się mecz, często... jechał do domu. Nowy świat piłki praktycznie zupełnie go nie pociągał.
W rozmowie z Onetem Musiał zdradził, że Cupiał pomógł mu w walce z nałogiem alkoholowym. – Nigdy nie zapomnę sytuacji, gdy przejął Wisłę i powiedział: "Adam, będziesz u mnie pracował, ale koniec z alkoholem". I od tego czasu wódki nie miałem w ustach, nawet na weselu syna się nie skusiłem. Nie wiem już nawet, jaki ma smak. To jego zasługa, że skończyłem z gorzałą. Prezes Cupiał nie tylko dał mi zarobić, ale i odzwyczaił mnie od alkoholu. Chwała mu za to – mówił w 2018 roku, w ostatnim w życiu wywiadzie.
Wtedy nie pracował już w klubie. Gdy Cupiał sprzedał klub, dla Musiała zabrakło miejsca. Poczuł się urażony, przestał przychodzić na mecze, oglądał je w domu, przed telewizorem. Zbiegło się to z wyraźnym pogorszeniem stanu zdrowia. Na jaw zaczęły wychodzić sprawy z kariery piłkarskiej – niezaleczone urazy, brak jakiegokolwiek monitoringu wysiłkowego, pewnie też ślady wypadku samochodowego. Stare sprawy przeciążeniowe powodowały coraz większe problemy z przemieszczaniem się. Musiał coraz rzadziej wychodził z mieszkania na drugim piętrze.
– Adam był wspaniałym chłopakiem i wspaniałym piłkarzem. Podczas mistrzostw świata, w drodze powrotnej do hotelu po kolejnych meczach w każdym z nas wciąż buzowały emocje. Adam potrafił to fantastycznie rozładować. Przyśpiewki, żarty. Dzięki niemu, przyjeżdżając do hotelu byliśmy już praktycznie zresetowani i mogliśmy myśleć o kolejnym meczu – wspomina Jan Tomaszewski. – A jaki był jako piłkarz? Jak miałeś grać przeciwko niemu, musiałeś pożegnać się z rodziną. Adam był średniego wzrostu, ale zadziora, krakus, skurczybyk był z niego niesamowity. No cóż, takie jest życie. Pan Kazimierz kompletuje u góry drużynę. Najpierw Kaziu, teraz Adam... – dodaje.
Henryk Kasperczak od nas dowiedział się o śmierci Musiała. – To był odważny, zadziorny człowiek, który świetnie wkomponował się do układanki trenera Górskiego. Świetny piłkarz i fantastyczny kolega. Chłopak dusza – mówi były trener Wisły Kraków. – Adam lubił na początku meczu postraszyć rywala ostrym wejściem. Jak grał przeciwko Stali Mielec to miał mnóstwo kłopotów z Grzesiem Lato. Zaraz na początku jednego z meczów ostro go zaatakował. Sędzia gwizdnął i pogroził palcem: ″to ostatni raz, gdy tak agresywnie zaatakował pan kolegę z reprezentacji″. I Adam musiał zbastować – dodaje Kasperczak.
Dziś Musiał pożegnał się ze światem. Zostawił kochającą żonę i dwóch wspaniałych synów. Maciej Musiał jest trenerem. Przez lata pracował w Wiśle, a ostatnio był asystentem u Kazimierza Moskala w ŁKS Łódź. Tomasz Musiał zaś to czołowy polski arbiter. Kiedyś, gdy jeszcze sędziował w IV lidze, schodząc z boiska usłyszał jak woła go jeden z kibiców: ″Musiał! Musiał!″. Obraca się i słyszy: ″Twój stary to był gość, a ty jesteś zwykły ch*j!″.
Adam Musiał na pewno był gościem. Bez niego świat polskiej piłki byłby o wiele mniej kolorowy.