Umarł Adam Musiał (w reprezentacji 34 razy w latach 1968-1974), żelazny gracz Orłów Górskiego ze złotej dekady (1972-82), który w tej jedenastce godnie zastąpił legendarnego Zygmunta Anczoka. Hasał po lewej obronie, wyprowadzając także zadziorne akcje zaczepne.
W Warszawie wystąpił w reprezentacji czterokrotnie. Debiutował w słynnym meczu z Niemcami – RFN, o awans do mistrzostw Europy (1:3, 10.10.1971). Po strzale Roberta Gadochy prowadziliśmy. W bramce po raz pierwszy stanął wtedy Jan Tomaszewski – wyklęty na dwa lata po puszczeniu trzech goli (dwoma skatował nas Gerd Mueller). Pamiętam go z meczu z Jugosławią (2:2, 13.05.1973). Byłem wówczas na Stadionie X-lecia (dziś Narodowym), gdy w pierwszym kwadransie huknął gdzieś z 30 metrów, bramkarz cudem obronił, a ja wrzasnąłem do nieznajomego sąsiada: – Panie, dla tej jednej akcji warto było przyjść na ten mecz. Tak kiedyś czytało się proste piękno – do dziś noszę mam je w oczach i sercu! Później były jeszcze dwa warszawskie mecze reprezentacji z Adamem Musiałem: z Grecją (2:0, 15.05.1974) i ostatni: znów z Niemcami – NRD (znów 1:3, 4.09.1974)...
Cóż powiedzieć, Panie Adamie – wędrujemy Pańskimi śladami, nieznaną do końca drogą, coraz częściej szukając radości i spełnienia w tym, co drzewiej bywało… Ufam, że kiedy dobry Pan Bóg zobaczy twój genialny strzał, którego wspomnienie jest moją dziś za Ciebie modlitwą, powie: – Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu: wejdź do radości twego Pana! (Mt 25,21.23).
* * *
Ks. Adam Zelga, proboszcz parafii pod wezwaniem bł. Edmunda Bojanowskiego na warszawskim Ursynowie. Autor cyklu felietonów "Konfesjonał sportu". Pasjonat futbolu. Był duszpasterzem kadry narodowej prowadzonej przez Jerzego Engela. Przyjaciel wielu reprezentantów Polski.