Przejdź do pełnej wersji artykułu

Arne Senstad, trener reprezentacji Polski piłkarek ręcznych: na mistrzostwa jedziemy w dużej mierze po doświadczenie [WYWIAD]

/ (fot. PAP / EPA) (fot. PAP / EPA)

Już niespełna dwa tygodnie zostały do startu mistrzostw Europy piłkarek ręcznych. Reprezentacja Polski zagra w fazie grupowej z Norweżkami, Niemkami i Rumunkami. Biało-Czerwone wystąpią osłabione brakiem trzech podstawowych rozgrywających. – Damy z siebie wszystko, ale w dużej mierze jedziemy na mistrzostwa po doświadczenie. Naszym głównym celem są przecież igrzyska w 2024 roku – mówi trener norweski Polek Arne Senstad.

Pobierz nową aplikację mobilną TVP Sport. Dostęp do sportu 24/7!

Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – Żyjemy w takich czasach, że na początek nie sposób nie zapytać pana o zdrowie. Jak się pan czuje trenerze?
Arne Senstad: – Dzięki, czuję się naprawdę dobrze. Tak jak powiedziałeś, to specyficzne czasy. Trudne czasy dla wielu ludzi. U mnie na szczęście wszystko jest okej. Moja rodzina również ma się dobrze, tak więc w normalny sposób przygotowywałem się do Euro.

Czytaj też:

Piłka ręczna. ME piłkarek ręcznych odwołane?! Duńczycy nie mają zgody rządu (fot. Getty)

ME 2020 piłkarek ręcznych. Groteskowa sytuacja w Danii. Organizatorzy czekają na decyzję rządu

– Tegoroczne mistrzostwa będą wyjątkowe i w ostatnich dniach towarzyszy im też wyjątkowe zamieszanie. W poniedziałek Norwegia, gdzie reprezentacja Polski miała rozgrywać swoje mecze, zrezygnowała ze współorganizacji Euro. Jest pan zaskoczony tą decyzją?
– Szczerze mówiąc nie, nie jestem. Spodziewałem się tego. Przez ostatnie kilka tygodni władze w Norwegii podejmowały wiele podobnych decyzji, które miały związek z pandemią. Jak wiadomo, od dłuższego czasu trudno też o organizację jakichkolwiek wydarzeń kulturalnych i sportowych. Po zeszłotygodniowym wystąpieniu pani premier i jej wątpliwościach co do tego, czy uda się zorganizować Euro w Norwegii, wyczytywałem między wierszami, że będzie to niemożliwe. Dlatego nie jestem zaskoczony. Zobaczymy teraz, czy Dania zdoła przyjąć wszystkie zespoły i zorganizować mistrzostwa u siebie.

– Ewentualne przeniesienie turnieju do Danii zmieni coś dla pana zespołu?
– Nie sądzę. Myślę, że dla dziewczyn i całego zespołu nie ma znaczenia czy pojedziemy do Norwegii, czy do Danii. To będzie to samo. Gdyby to był normalny turniej – mam na myśli to, że byłby rozgrywany w obecności kibiców, przy pełnych trybunach – miałoby to wyjątkowe znaczenie dla nas, trenerów z Norwegii. Wystąpić tutaj byłoby czymś fantastycznym. Ale teraz? Bez kibiców? Dla mnie i dziewcząt to żadna zmiana.

– Przyzwyczaił się pan już do piłki ręcznej bez kibiców?
– Nie jest to łatwe. Brakuje ich, ale to rezultat wszystkiego tego, co dzieje się dookoła nas. Myślę jednak, że jeśli popatrzymy na to z boku, nie tylko z perspektywy zawodowej czy biznesowej, to nie jest to rzecz, która ma obecnie takie duże znaczenie. Widzę też, jak reagują ludzie w naszym środowisku sportowym. Wiele osób jest zawiedzionych i rozczarowanych tym, że nie gramy. Moim zdaniem są jednak ważniejsze rzeczy niż to. Jeśli nie będziemy mogli grać – okej. Jeśli możemy grać bez kibiców – to również jest okej. Po prostu jestem zdania, że są od tego istotniejsze rzeczy.

Arne Senstad (fot. PAP) Arne Senstad (fot. PAP)

Czytaj też:

ME 2020 piłkarek ręcznych: Arne Senstad okroił kadrę. 22 zawodniczki powalczą o wyjazd na Euro

– Spodziewał się pan w listopadzie 2019 roku, że kolejne 12 miesięcy pracy z reprezentacją będzie tak trudne? Pandemia sprawiła, że rozegraliście ledwie dwa mecze, a w dodatku stracił pan dwie podstawowe zawodniczki...
– Zacznijmy od początku. Uważam, że mieliśmy bardzo udany start naszej współpracy. Spotkaliśmy się na zgrupowaniach, rozegraliśmy kilka meczów i powoli wprowadzaliśmy ten system, w jaki chcemy funkcjonować. Plan na 2020 rok był prosty: utrzymać to, rozwijać się, ale musieliśmy wszystko zweryfikować. W lecie tego roku coś jednak ruszyło. Mieliśmy zgrupowanie w Cetniewie, co prawda nie ze wszystkimi zawodniczkami, ale mogliśmy się spotkać. To były nasze pierwsze wspólne treningi od długiego czasu. Potem zagraliśmy dwa mecze ze Szwedkami. Pandemia utrudniała nam pracę, ale gorsze dla nas były kontuzje. Najpierw ze składu wypadła Karolina [Kudłacz-Gloc, doznała urazu barku – wyj. red.], a potem Monika [Kobylińska, uszkodziła kolano – wyj. red.]. Wcześniej straciliśmy Kingę [Achruk], która spodziewała się dziecka. Z tą trójką nasza praca wyglądałaby inaczej, bo to zawodniczki grające na wysokim poziomie. Bez nich musieliśmy się skupić na nieco innych rzeczach, a przede wszystkim – znaleźć dla nich zastępstwo.

– Miał pan trudności ze skompletowaniem składu na zgrupowanie przed Euro?
– W pewnym stopniu tak, bo nie mamy takiego bogactwa składu. Zwłaszcza tyczy się to rozegrania. Początkowo myśleliśmy jednak, że będziemy musieli znaleźć tylko jedną zawodniczkę do pierwszej siódemki, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że po ciąży Kindze będzie bardzo trudno wrócić do gry jeszcze przed mistrzostwami. Najpierw więc szukałem zawodniczki w jej miejsce. Wtedy jednak okazało się, że kontuzji doznała Karolina, więc musiałem znaleźć jeszcze jedną. W drugiej linii w pierwszej siódemce została nam wtedy tylko Monika. Pojechaliśmy do Szwecji i tam było widać pierwsze pozytywne sygnały, ale wtedy kontuzji doznała Monika... W Polsce jest wiele obiecujących zawodniczek, ale tylko trzy z nich – Karolina, Kinga i Monika – mają już to doświadczenie i grają na wysokim europejskim poziomie. To jest nasza bolączka. Mówiłem o tym już w poprzednich miesiącach, że musimy podnieść poziom rozgrywek w Polsce, by podnieść w ten sposób poziom gry zawodniczek. Myślę też, że zbyt mało Polek występuje w Europie. Widzieliśmy jak w poprzednim sezonie radziły sobie w europejskich pucharach kluby z Lublina i Lubina. To kolejny sygnał, że musimy podnieść poziom zespołów i szczypiornistek. Nie jest łatwo znaleźć nowe zawodniczki do reprezentacji, ale próbujemy. Część dziewcząt jest z nami od początku, część dołączy teraz i chcemy je sprawdzić jeszcze przed mistrzostwami.

Kinga Achruk (fot. PAP)

Czytaj też:

Koronawirus kontratakuje. Towarzyskie mecze Polek przed ME 2020 odwołane

– Te rozpoczną się już za mniej niż dwa tygodnie. Patrząc na te osłabienia, o których pan wspomniał, traktuje pan mistrzostwa jako pole do testów w kontekście kolejnych lat i imprez?
– Tak, w dużej mierze jedziemy tam po doświadczenie. Gdyby była z nami ta trójka nieobecnych, bylibyśmy w stanie walczyć na równi z Niemkami i Rumunkami. Teraz chyba każdy zdaje sobie z tego sprawę, że będzie o to o wiele trudniej. Oczywiście damy z siebie wszystko i być może będą to zacięte mecze, ale trzeba pamiętać o tym, że jesteśmy mocno osłabieni. Cieszy mnie to, że pracuję z tak zmotywowanym zespołem, tak chętnym do tego rozwoju. Dziewczęta dają z siebie wszystko. Pojedziemy na Euro walczyć, ale tak jak już mówiłem, dla nas będzie to przede wszystkim okazja, by zebrać doświadczenie z myślą o kolejnych latach. Naszym głównym celem są przecież igrzyska w 2024 roku. Mam nadzieję, że wykorzystamy teraz tę okazję. Do Danii pojedziemy walczyć.

– Nie obawia się pan, że koronawirus lub kontuzje odbiorą panu kolejne zawodniczki tuż przed mistrzostwami?
– Tak, oczywiście, że tak. Już teraz część zawodniczek nie może dołączyć do nas ze względu na koronawirusa. Dostałem we wtorek pierwsze sygnały o tym, że możliwe jest, że kilka kolejnych zawodniczek jest chorych. Cóż... W takich czasach przyszło nam żyć. Nic z tym nie można zrobić. Tak naprawdę nie wiemy, co przyniesie następny dzień. Ja jestem gotowy na zgrupowanie i Euro. Wiem, co mamy robić i chcę odpowiednio przygotować zespół do turnieju. Natomiast na to, co będzie się działo, będziemy reagować na bieżąco. Nic innego nie możemy poradzić. Zresztą w takiej sytuacji nie jesteśmy tylko my, ale wszyscy.

– Miejmy więc nadzieję, że limit pecha na ten rok pana zespół już wykorzystał. Oby było tylko lepiej!
– Dokładnie. Oby tak było!

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także