Gdy Edouard Mendy trafiał do Londynu, wielu zastanawiało się, co bramkarz tej klasy może dać Chelsea. Zespół Franka Lamparda miał przecież w składzie najdroższego golkipera na świecie. Choć Senegalczyk miał głównie wywierać presję na Kepie Arrizabaladze, to szybko przestał zadowalać się taką rolą. Gdy wskoczył do podstawowej jedenastki, to miejsca w niej nie oddał.
W bramce spisywał się znakomicie. Choć w swoim debiucie w Pucharze Ligi Angielskiej przegrał z Tottenhamem po rzutach karnych, to zaprezentował się na tyle dobrze, że zagwarantował sobie miejsce w składzie na nadchodzący mecz Premier League.
Spotkanie z Crystal Palace zaczął od pierwszej minuty, a Chelsea nie straciła gola. W kolejnej ligowej batalii Lampard postanowił dać szansę rehabilitacji Kepie. Ten zawodził go nie tylko na początku obecnego sezonu, ale i przez całe poprzednie rozgrywki.
Mecz z Southampton miał być okazją do tego, by Hiszpan pokazał pełnię swoich umiejętności. Odkąd w Londynie pojawił się Mendy nie mógł być już przecież pewny o miejsce w składzie. Choć Lampard wyciągnął do niego rękę, to ten nie skorzystał z szansy. Wpuścił trzy gole, po raz kolejny popełniając proste błędy.
W następnych meczach podstawowym bramkarzem był więc Mendy. I grał tak, jak powinien grać jego rywal – najdroższy bramkarz świata. W trakcie 852 minut, jakie spędził na boisku w barwach Chelsea, wpuścił zaledwie dwa gole. Rywale strzelali na jego bramkę 21 razy, a on skutecznie interweniował aż dziewiętnastokrotnie. Obronił więc dziewięćdziesiąt procent uderzeń. W dziewięciu meczach siedem razy zachował czyste konto.
Edouard Mendy has played nine Chelsea games.
— B/R Football (@brfootball) November 21, 2020
He’s kept a clean sheet in seven of them ⛔️ pic.twitter.com/9UfyIiUB6s