| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W lipcu w Stali Mielec uznano, że Dariusz Skrzypczak jest najlepszym wyborem i powierzono mu zespół beniaminka. W listopadzie prezes Bartłomiej Jaskot uznał, że to jednak nie jest to i bez ostrzeżenia zwolnił trenera ze stanowiska. Dwa tygodnie później Stal spadła na ostatnie miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. – Decyzja o zwolnieniu całkowicie mnie zaskoczyła – mówi Skrzypczak w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Ze Stali został pan zwolniony dwa dni przed urodzinami. Nietypowy prezent.
Dariusz Skrzypczak: – Nie traktuję to jak lepszy czy gorszy prezent. To był zwykły zbieg okoliczności.
– Mogliście mieć trochę więcej punktów, gdybyście mieli mniej pecha. W meczach z Wisłą Płock i Cracovią długo prowadziliście, by stracić gole w samych końcówkach.
– Zgadza się. Myślę, że nie będę nieskromny jeśli powiem, że w tych dwóch meczach straciliśmy po dwa punkty. Z przebiegu tych spotkań zasłużyliśmy na wygrane. Ale trzeba było to zaakceptować. Wygrywając te dwa mecze nasza sytuacja w tabeli byłaby o wiele korzystniejsza. Czuliśmy po tych remisach duży niedosyt.
– W ostatniej kolejce Stal przegrywała z Zagłębiem 0:2, a jednak zdołała doprowadzić do remisu. I już mówi się o charakterze nadanym tej drużynie przez Leszka Ojrzyńskiego. Ale i wy potrafiliście odwrócić losy meczu, bo przecież z Piastem Gliwice wygraliście 3:2, choć było już 1:2. Ta drużyna już wtedy potrafiła walczyć.
– Też jestem tego zdania. Widziałem, że zespół małymi kroczkami robi postępy. Nie w każdym meczu wyglądało to tak, jakbyśmy tego chcieli, ale akurat mecz z Piastem był dowodem tego, że jesteśmy na dobrej drodze.
– Potem jednak przyszła porażka 0:6 z Wisłą Kraków. Opowie pan o kulisach przygotowania do tego meczu? Mocno dopadł was wtedy koronawirus.
– Nie szukam usprawiedliwienia, ale ta sytuacja uniemożliwiła nam optymalne przygotowanie do meczu z Wisłą. Cały zespół trafił na kwarantannę. Dziesięć dni spędziliśmy w domach, a ja nawet dłużej. Przez dwa tygodnie nie miałem praktycznie żadnego wpływu na zespół. Oczywiście, cały czas byłem w kontakcie ze sztabem szkoleniowym i wszystko omawialiśmy, ale nie miałem styczności z zawodnikami. Zagrali mecz z Wisłą wkrótce po zakończeniu kwarantanny. Nie byliśmy przygotowani w stu procentach.
– To było widać gołym okiem. W który momencie tego meczu stwierdził pan, że to się nie może udać?
– Już po około dziesięciu minutach wiedziałem, że będzie bardzo ciężko. Jako trener ma się trochę doświadczenia, tego wyczucia, odpowiedniego spojrzenia na boisko. Było widać, że przeciwnik był przy piłce szybciej co najmniej o krok. To było bardzo wymowne. Wiedziałem, że ten mecz może się źle dla nas zakończyć.
– Pierwsza bramka padła w dziesiątej minucie. Już przed tą bramką widział pan, że się nie uda?
– Tak, już wcześniej. Bramka była potwierdzeniem tego, co wcześniej widziałem. Po piętnastu minutach chciałem zmienić dwóch zawodników, by dać drużynie nowy impuls. Ale to też nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Nie udało nam się, nie wiem z jakich powodów, przełożyć tego meczu. Optymalnie byłoby, gdybyśmy mieli dwa, trzy dni więcej na przygotowania. Ostatecznie jednak zaakceptowaliśmy tę sytuację i skończyło się 0:6. Po takim meczu ciężko się podnieść, ale udało nam się z tej sytuacji wyjść pozytywnie.
– Ile treningów grupowych odbyliście przed tym meczem?
– Jeśli dobrze pamiętam to we wtorek dostaliśmy zielone światło, a w środę byliśmy pierwszy raz na treningu. Mecz był w niedzielę.
– Jak się czuje trener odcięty od drużyny?
– Próbowaliśmy zachować się w tej sytuacji w optymalny sposób. Miałem już doświadczenie z Lecha Poznań, gdzie pracowałem jako asystent. Tam też przez miesiąc trenowaliśmy w domach, a kontakt z piłkarzami był za pomocą kamerek. Takie były wytyczne i trzeba było się do nich dostosować. Cieszyliśmy się, że trenujemy chociaż w ten sposób, ale widzieliśmy, że to nie jest szczyt możliwości.
– Jak potraktował pana koronawirus?
– Dostałem w kość dość mocno. Dwa tygodnie spędziłem w łóżku z wysoką temperaturą. Byłem bardzo osłabiony, do tego bóle ciała, mięśni. W teorii wiedziałem, co mnie czeka, ale i tak nie było łatwo. Przez ponad dwa tygodnie nie było mnie na treningu.
– Był pan w stanie myśleć o zespole, czy choroba tak nad panem zawładnęła, że nie było szans?
– Starałem się. Nie wiem, jak to wyszło, ale nie było łatwo.
– Mówi pan, że podnieśliście się po meczu z Wisłą, ale jednak przegraliście dwa kolejne spotkania.
– Oczywiście, wyniki końcowe nie były najlepsze, ale bardzo spodobała mi się reakcja zespołu. W meczu z Rakowem wyglądaliśmy zdecydowanie lepiej niż w spotkaniu z Wisłą. Fizycznie i organizacyjnie. Bardzo się z tego cieszyłem. A co do meczu z Wartą. Jeśli grasz tak długo z przewagą jednego zawodnika to powinieneś odnieść zwycięstwo. A na pewno nie przegrać. Tu nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia.
– Kiedy dostał pan pierwszy sygnał, że może stracić posadę?
– Nie było takiego sygnału. Kilka razy spotykaliśmy się z radą nadzorczą i panem prezesem. Rozmawialiśmy o zespole, co może być lepiej, w którym kierunku mamy iść. Po tych rozmowach nie miałem wrażenia, że może dojść do takiego ruchu.
– A więc został pan całkowicie zaskoczony?
– Tak.
– Jak to zostało panu przekazane?
– Po wtorkowym treningu spotkaliśmy się z członkiem rady nadzorczej i panem prezesem. To wtedy dowiedziałem się, że zostałem zwolniony z wszystkich obowiązków.
– Czytałem wypowiedzi prezesa Bartłomieja Jaskota i dwa wątki zwróciły moją uwagę. Po pierwsze prezes stwierdził, że zabrakło panu silniejszej ręki w stosunku do piłkarzy. Co pan na to?
– Zawsze wychodzę z założenia, że można coś zrobić jeszcze lepiej. Każdy trener ma swoją filozofię, swój sposób prowadzenia zespołu. Jeśli szef uważa, że miałem za słabą rękę wobec piłkarzy, to ja to akceptuję. Generalnie uważam, że mogło być lepiej ale mogło też być znacznie gorzej.
– Jest pan dla piłkarzy trenerem – kolegą? Stawia pan na koleżeńskie stosunki?
– Tak bym tego nie nazwał. To mają być stosunki oparte na zasadzie dialogu. Staram się – tak do tej pory robiłem – rozmawiać z zawodnikiem. Zapytać, jak się czuje, jak on to widzi, co jego zdaniem można poprawić w naszej grze. Zasady dialogu i partnerstwa. Nie koleżeństwa. Ostateczne decyzje ja podejmuje.
– A włącza pan czasem suszarkę a’la sir Alex Ferguson?
– O to najlepiej byłoby zapytać zawodników. Były momenty, gdy "suszarka" była włączona i to nie tylko na meczu, ale też podczas treningów. Jeśli uznałem, że tego wymaga sytuacja, to działałem w ten sposób. Przyjmuję zarzuty prezesa, ale ja w każdej sytuacji starałem się być sobą.
– I drugi wątek, który mnie delikatnie oburzył. Prezes powiedział, że jest pan człowiekiem honorowym sugerując w ten sposób, między wierszami, że powinien zrzec się pan reszty kontraktu lub odprawy. Jak pan to odebrał? I jak formalnie wyglądało wasze rozstanie?
– Też czytałem te słowa, ale my już wtedy byliśmy po rozstaniu. Wszystko było wyjaśnione. Rozmawialiśmy na ten temat i uważam, że rozstaliśmy się w przyjaznych stosunkach.
– I faktycznie uznał pan, że nie potrzebuje tych pieniędzy?
– Wolałbym tego nie komentować. Skończmy stwierdzeniem, że obie strony były zadowolone.
– Mnie to trochę bawi. Został pan zatrudniony przed sezonem. Mijają trzy miesiące i w Stali już pana nie chcą. Wygląda to na przyznanie się do błędu.
– Ja tak na to nie patrzę. Zwolnienie było dla mnie niespodzianką. Że tak szybko i bez wcześniejszych sygnałów ostrzegawczych. Ale czy błąd? Ja tak tego nie oceniam.
– Ale błędem nie było zatrudnienie pana. Błędem jest suma tych decyzji. Pańskie zatrudnienie i zwolnienie. Jeśli zatrudniam trenera, to jestem do niego przekonany, daję mu czas i pełne wsparcie.
– Do momentu zwolnienia miałem wrażenie, że tak właśnie się to odbywało. A potem dostałem wypowiedzenie.
– Przyszedł pan w miejsce Dariusza Marca, który został zwolniony po wywalczeniu awansu do Ekstraklasy. Dodatkowo próbowano wmówić, że jeden z jego asystentów miał coś na sumieniu. Nie wydało się to panu dziwne?
– Ja nie jestem politykiem. Jestem nauczycielem piłki nożnej i koncentruję się na typowo piłkarskich sytuacjach. Nie czuję się kompetentny, by tego typu decyzje oceniać.
– Ale przecież dla Stali rzucił pan pracę w Lechu. Nie żałuje pan teraz tej decyzji?
– Nie. To nie tak. Odchodząc z Lecha nie miałem jeszcze propozycji z Mielca. Poszedłem swoją drogą. Moim celem była praca na własną rękę, w roli trenera pierwszego zespołu. Prezes Stali Mielec przedstawił mi wizję prowadzenia zespołu , jaka jest koncepcja budowania drużyny. Przekonało mnie to i dlatego zdecydowałem się na Stal.
– A wedle mojej wiedzy, otrzymał pan ofertę Stali już wcześniej. Poza tym – spójrzmy na daty. 24 lipca odszedł pan z Lecha. Dzień później Stal grała ostatni mecz w sezonie, awans przyklepała już wcześniej. A 26 lipca w Stali doszło do kłótni na linii zarząd – trener Marzec, która de facto była już tylko szukaniem pretekstu do zwolnienia trenera. Decyzja o zwolnieniu Marca zapadła wcześniej.
– Potwierdzam, że propozycja z Mielca wpłynęła po odejściu z Lecha! Odchodząc z Lecha nie miałem żadnej oferty z innego klubu.
– Tego stwierdzenia pewnie też nie będzie chciał pan komentować. Nie uznał pan, że skoro pański poprzednik traci pracę mimo wywalczenia awansu to trafia pan do klubu rządzonego przez ludzi bez skrupułów? Którzy wkrótce w podobny sposób mogą potraktować także pana?
– Nie myślałem w ten sposób. W świecie piłki jestem od lat i byłem już w różnych sytuacjach. Nie czuję się kompetentny, by oceniać działania innych ludzi. Koncentruję się na pracy na boisku z zawodnikami.
– W jakim stopniu wizja przedstawiona panu przez Jaskota przed zatrudnieniem pokrywała się z rzeczywistością?
– Bardzo dużo rozmawialiśmy na ten temat. Z panem prezesem kontakt miałem codziennie. Nie czułem, że zaraz stracę pracę. Współpraca przebiegała normalnie i zgodnie z tym, co wcześniej ustaliliśmy. Długo szliśmy tą drogą.
– Uważa pan, że drużyna Stali jest wystarczająco silna? Czy może wciąż apelował pan o wzmocnienia?
– Apelowałem. Z różnych powodów. Mamy bardzo ciekawych, młodych napastników – Pawła Tomczyka i Łukasza Zjawińskiego. Obaj grają już w Ekstraklasie, ale w codziennej pracy powinni mieć obok siebie doświadczonego piłkarza, z jakością. Żeby mieli się od kogo uczyć. Dzięki temu w treningu mielibyśmy większą jakość, a ja jestem zdania, że jak trenujesz – tak grasz. Wysokiej jakości trening przekłada się na mecz mistrzowski. Doświadczony napastnik pomógłby w rozwoju kolegów, a przy okazji mógłby dać nam przewagę na boisku. Dlatego apelowałem, by ściągnąć zawodnika na "dziewiątkę". To był mój tok myślowy. Krótko przed rozstaniem udało nam się pozyskać środkowego obrońcę, Bożidara Czorbadżijskiego. Tu to samo – mieliśmy kilku perspektywicznych obrońców, którzy ciągle się rozwijają, ale Bułgar już teraz może być wiodącym piłkarzem i wzorem dla młodszych. Stal to zespół z potencjałem, a większość zawodników może być jeszcze lepsza. A jeśli udałoby się ten zespół wzmocnić, sukcesy mogą nadejść szybciej.
– Co pan wiedział o Czorbadżijskim przed dokonaniem transferu? W jaki sposób analizowaliście kandydatów do gry w Stali?
– Braliśmy pod uwagę wielu zawodników. W gronie sztabu ustalaliśmy, jaki profil zawodnika jest nam potrzebny. Potem staraliśmy się – na nasze możliwości – wybrać jednego czy dwóch zawodników i przedstawić te kandydatury panu prezesowi. Kandydaturę Czorbadżijskiego dostaliśmy od prezesa. W dzisiejszej dobie – dzięki usługom typu Wyscout czy Instat – jesteśmy w stanie szybko zweryfikować danego piłkarza.
– Wszystkie kandydatury pochodziły od prezesa?
– Różnie. Czasami przedstawiał je pan prezes, czasami my, trenerzy. Mamy własne kontakty i szukamy swoimi kanałami. Później siadamy do stołu i zastanawiamy się nad poszczególnym nazwiskami.
– Polskie kluby obchodzą Petteriego Forsella szerokim łukiem. Wy się nie wahaliście?
– To piłkarz, który ma w sobie to coś, co może zdecydować o wygranej w meczu na 0:0. Cieszyłem się, że Stal może tego zawodnika pozyskać. Przeanalizowaliśmy wszystkie "za" i "przeciw" i zdecydowaliśmy się go pozyskać. Dopiero teraz, w meczu z Zagłębiem zdobył pierwszego gola, ale wierzę, że to nie jego ostatnie trafienie.
– Stal utrzyma się w lidze?
– Dobre pytanie. Życzę tego wszystkim osobom w klubie, jednak konkurencja nie śpi. Nie będzie łatwo, ale oczywiście trzymam kciuki za Stal.
– Rok temu wrócił pan do polskiej piłki. Jak pan ocenia – z perspektywy tych kilkunastu miesięcy – to, co pan zobaczył?
– Dużo się zmieniło na lepsze. Przede wszystkim infrastruktura. Praktycznie w każdym mieście ekstraklasowym jest bardzo ładny stadion. Do tego wrażenie robią drogi dojazdowe, autostrady, hotele, możliwości wyżywienia. Nie da się porównać z tym co pamiętam sprzed 25 lat. Jakość boisk jest co najmniej bardzo dobra. Mecze są transmitowane w bardzo profesjonalny sposób. W lidze jest wielu utalentowanych piłkarzy. Większość klubów ma swoje akademie i umie z nich korzystać. Jeśli chodzi o poziom rozgrywek – bardzo duży nacisk kładzie się na stałe fragmenty gry, zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Co ważne, coraz więcej zespołów stara się grać w piłkę. Nie tylko wybijanie i walka. Rozgrywanie poprzez linię obrony, kultura gra – może być jeszcze lepiej, ale i tak jest nieźle. Problemem jest to, że młodzi piłkarze szybko wyjeżdżają na Zachód, ale takie są prawa rynku. Tyle wniosków w telegraficznym skrócie.
– A zarządzanie klubami?
– Za krótko jestem w Polsce, by na ten temat się wypowiedzieć.
– Dyplomatycznie. Jakie ma pan teraz plany i czy ma pan nadal otwarte drzwi do Lecha nadal?
– Odchodząc z Lecha powiedziałem "do zobaczenia". Jeśli powrót będzie możliwy to z pewnością wezmę to pod uwagę. Ale na dzisiaj w Lechu nie potrzebują trenera, bo jest nim Dariusz Żuraw.
– Czyli w roli asystenta już by się pan nie widział?
– Nigdy nie mów nigdy.
– Został pan w Polsce czy wrócił do Szwajcarii?
– Dziś jestem w Szwajcarii. Zwolnienie zbiegło się w czasie z kilkoma ciekawymi datami. 13. listopada ja miałem urodziny, 16. – moja córka, a 18. – mój syn. Miałem więc możliwość, by osobiście być na urodzinach dzieci. Tyle z tego dobrego.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.