{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Argentyna – Anglia na MŚ 1986: najważniejszy mecz Diego Maradony. "To było odzyskanie części Falklandów"
Marcin Iwankiewicz /
Ćwierćfinał mundialu 1986 przeciwko Anglii był najsłynniejszym występem w karierze Diego Maradony. I najważniejszym, bo Argentyna wciąż czuła ból po przegranej niedawno wojnie o Falklandy. – Przed meczem mówiliśmy, że nie można ze sobą łączyć tych dwóch spraw, ale to było kłamstwo. Nie myśleliśmy o niczym innym – przyznał później zmarły w środę "Boski Diego".
Dziś mecz Argentyna – Anglia o półfinał mundialu w Meksyku pamiętany jest przez pryzmat bramek Maradony. Drugiej absolutnie genialnej, nazywanej golem stulecia, gdy biegnąc z własnej połowy przedryblował pół zespołu rywali i umieścił piłkę w bramce. I pierwszej, słynnej "ręce Boga".
Ale wtedy stosunki między tymi krajami były bardzo napięte. Ledwie cztery lata wcześniej doszło do wojny o Falklandy, nazywane w Argentynie Malwinami. Konflikt toczący się od 2 kwietnia do 14 czerwca 1982 roku (to data zakończenia walk, formalnie skończył się sześć dni później) do dziś budzi spory historyków. Z jednej strony rozpoczął się inwazją rządzonej przez wojskową juntę Argentyny na należące do Wielkiej Brytanii wyspy na Atlantyku. Z drugiej strony Falklandy znajdują się niecałe 500 kilometrów od wybrzeża Ameryki Południowej, a od Londynu prawie 13 tysięcy. W czasach po zakończonej już teoretycznie epoce kolonializmu panowanie nad tak odległymi terytoriami budzi wątpliwości.
Nie wdając się w politykę, Brytyjczycy po wysłaniu floty i sił desantowych odbili wyspy, mając 255 zabitych, 775 rannych i tracąc 115 jeńców, 24 helikoptery, dziesięć myśliwców i kilka okrętów, w tym dwa niszczyciele i fregatę. Po stronie argentyńskiej straty były większe – 649 zabitych, 1657 rannych i 11313 jeńców, 25 helikopterów, 35 myśliwców, kilkadziesiąt innych samolotów oraz dziewięć okrętów, w tym krążownik i łódź podwodną.

W Argentynie po porażce upadła junta i kraj wrócił na drogę demokracji, ale rana dalej bolała. Mundialowe zwycięstwo, odniesione przez piłkarzy cztery lata później, stało się powodem do dumy i symbolem. Jego wpływ na Anglię z oczywistych powodów nie był tak duży. Po meczu raczej nie mówiło się i do dziś się nie mówi o kontekście politycznym, tylko o ręce Maradony. Ewentualnie o jego cudownej drugiej bramce. Temat Falklandów, jeśli w ogóle się przewijał, to na bardzo dalekim planie.
Widać to nawet teraz na okładkach tamtejszych gazet wydanych po śmierci Maradony. Większość z nich oczywiście jej dotyczy, ale, szczególnie w tabloidach, temat symbolizuje słynne zdjęcie, na którym widać, że zdobył bramkę ręką. "W rękach Boga" – to tytuł z "Daily Mail". "Maradona w rękach Boga w wieku 60 lat" – to z kolei "Daily Star". Małymi literami, bo zdecydowanie większymi główny tytuł "Gdzie był VAR, kiedy potrzebowaliśmy go najbardziej?".
Ból wywołany tamtym golem Anglia czuje od ponad 34 lat. "Odkładając na bok skalę błędu sędziów, którzy nie zauważyli najsłynniejszego zagrania ręką w historii, tłumaczenia Maradony, że to zadziałała 'ręka Boga', były skandaliczne same w sobie. Minęły ponad trzy dekady, a on wciąż odmawia przeprosin i nie przejawia żadnego żalu z powodu tamtego sportowego szwindlu"* – można było przeczytać w opiniotwórczym "The Independent" przy okazji MŚ 2018.
A Maradona nie przeprosił, bo nigdy tego zachowania, zaprzeczającego zasadom fair play, nie żałował. – To było jak ukraść Anglikowi portfel – przyznawał później, bez cienia skruchy i zażenowania. "Boskiemu Diego" nieraz zdarzyło się bowiem w karierze zagrać nieczysto, a szczególnie w tym meczu cel jego i drużyny uświęcał środki.
"To było jak pokonanie kraju, a nie zespołu piłkarskiego. Choć przed meczem mówiliśmy, że nie ma on nic wspólnego z wojną o Malwiny, wiedzieliśmy, ile dzieciaków tam zginęło i że zgnietli nas jak małe ptaszki" – pisał w wydanej w 2010 roku autobiografii "El Diego".
"To był nasz rewanż, to było... odzyskanie części Malwin. Przed meczem mówiliśmy, że nie można ze sobą łączyć tych dwóch spraw, ale to było kłamstwo. Kłamstwo! Nie myśleliśmy o niczym innym niż to. Gówno prawda, że było to tylko kolejne spotkanie" – zapewniał Maradona.
Fani czystego sportu, bez polityki, mogą się tylko cieszyć, że nie był trochę starszy i cztery lata wcześniej jego pozycja w szatni nie była tak mocna. Na mundialu 1982 Maradona nie był jeszcze liderem reprezentacji. A ta w trakcie przygotowawczych sparingów wieszała na płocie baner z hasłem "Las Malvinas son Argentinas" (Falklandy to Argentyna). Walki osiągnęły wówczas szczytową fazę i dopiero w drugim dniu turnieju w Hiszpanii podpisano zawieszenie broni, a wojna formalnie skończyła się w jego ósmym.
Ani przed imprezą, ani w jej trakcie nie było jednak tematu jej bojkotu, o co później miał do siebie pretensje Daniel Passarella. – Źle się stało, że zagrałem w MŚ 1982. Mnóstwo dzieciaków zginęło na Malwinach i ja, jako kapitan, powinienem był jakoś powstrzymać nas przed wyjściem na boisko – żałował wybitny stoper. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że krewki Maradona, gdyby już wtedy był liderem, nakłoniłby zespół do jakiejś formy manifestacji, z pełnym bojkotem mistrzostw włącznie.
Szczęśliwie podczas finałów MŚ 1982 nie doszło też do meczu Argentyńczyków z Anglikami. Sytuacja była wówczas o wiele bardziej napięta, a wojna dotknęła argentyński futbol o wiele mocniej niż to się na pierwszy rzut oka może wydawać.
Zdecydowaną większość sił walczących po jej stronie na Falklandach tworzyli poborowi urodzeni w roku 1962, którzy dopiero co zakończyli przeszkolenie w ramach obowiązkowej służby wojskowej. Andres Burgo wylicza w książce "El Partido" traktującej o ćwierćfinale z 1986 roku, że wśród nich było dwunastu zawodników klubów profesjonalnych. Gdy dodamy do tego kluby półprofesjonalne i amatorskie, mowa o wielokrotności tej liczby.
Burgo rozmawiał m.in. z weteranem Oscarem Rebastim, który przed powołaniem do wojska był piłkarzem San Lorenzo. – Gdy to się skończyło i wróciłem do kraju, rozmawiałem w bazie z chłopakami o naszych kolegach, z którymi przechodziliśmy przeszkolenie. Wyglądało to tak: "Pamiętasz tego? Nie żyje. A tamtego? Też nie żyje" – wspominał.
W kadrze na MŚ 1986 znalazło się aż sześciu zawodników z rocznika 1962. – Jestem przekonany, że grali z Anglią tak, jak ja bym grał, do ostatniego tchu – podkreślał Rebasti.
I tak pewnie było. – Ścięli mi włosy i codziennie musiałem stawiać się w bazie, by podpisać się na liście gotowych do wysłania na wojnę. Nie zliczę, ile razy myślałem o tym, że na nią pojadę – przyznał Hector Burruchaga, rocznik 1962, zdobywca bramki na wagę mistrzostwa świata. Jego przed walką uratował status, bo już wówczas był gwiazdą Independiente.
Także w 1962 roku urodził się Hector Enrique, pomocnik mistrzowskiej kadry. On miał za to szczęście, bo ówczesna pozycja piłkarza ledwie drugoligowego Lanus mogła nie wystarczyć. – Nie wysłali mnie, ponieważ miałem niski numer poborowy – opowiadał.
Mecz z Anglią nie należał do brutalnych, choćby w porównaniu z tym poprzednim Argentyny. W spotkaniu 1/8 finału z Urugwajem nie brakowało brzydkich zagrań, by wspomnieć tylko wejście Enzo Francescoliego w bramkarza Nery'ego Pumpido i obrońcę Oscara Garre, po którym doszło do kilkuminutowych przepychanek. Maradona faulowany był wielokrotnie, a jeszcze więcej razy, dzięki szybkości i balansowi ciała, uniknął brutalnych wślizgów. Choćby dwukrotnie w jednej akcji w drugiej połowie, gdy po jego podaniu do pustej bramki nie trafił Pedro Pasculli, wcześniej strzelec jedynego gola meczu.
Ćwierćfinał z Anglikami był dobrym widowiskiem, w którym zespoły skupiły się przede wszystkim na piłce. Inaczej wyglądało to niestety poza boiskiem. I na Estadio Azteca, i w jego okolicach doszło do wielu starć angielskich chuliganów z argentyńskimi.
Te dawne animozje odżyły po dwunastu latach przy okazji pamiętnego starcia w 1/8 finału MŚ 1998, wygranego przez Argentyńczyków po dogrywce. Cztery lata później Anglicy zrewanżowali im się w fazie grupowej mundialu w Korei i Japonii. Rywalizacja toczyła się już jednak w czysto sportowej atmosferze.
Ale argentyńscy piłkarze co jakiś czas przypominają o Falklandach, np. przy okazji meczu towarzyskiego ze Słowenią przed MŚ 2014, gdy znów pokazali transparent "Las Malvinas son Argentinas". FIFA ukarała wówczas federację symboliczną grzywną 30 tysięcy franków szwajcarskich. Symboliczną, bo za brak obecności jej piłkarzy na przedmeczowych konferencjach w trakcie MŚ w Brazylii kara była... dziesięć razy wyższa.
Falklandy nadal należą do Wielkiej Brytanii. Teraz jednak, w odróżnieniu od 1982 roku, utrzymuje ona na nich stały i kosztowny garnizon lądowy, morski oraz powietrzny.
*Wszystkie tłumaczenia w tekście są autorstwa podpisanego.