Dziewięć lat temu stał na podium konkursu drużynowego Pucharu Świata razem z Adamem Małyszem. Mógł być jego następcą, ale popadł w tarapaty, skusiły go alkohol i inne używki. Tomasz Byrt udzielił w "Przeglądzie Sportowym" mocnego wywiadu, w którym opowiedział, jak zmarnował karierę.
W 2011 roku w wieku osiemnastu lat pojechał na mistrzostwa świata do Oslo, po nich stanął na podium "drużynówki" w Lahti. Był w jednej drużynie nie tylko z Małyszem, ale też Kamilem Stochem i Piotrem Żyłą. W 2012 roku startował jeszcze parę razy w zawodach na najwyższym poziomie, zdobył srebro mistrzostw świata juniorów z zespołem. I tyle.
Kolegom z tamtej "drużynówki" w Lahti szło coraz lepiej, zaczęli zdobywać medale, a o nim słuch zaginął. Kiedy tylko pojawiały się nowe wiadomości, to raczej negatywne. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Byrt opowiedział o pokusach, błędach i używkach.
– Myślałem: ee, tak mi super idzie, to może nie muszę tyle harować, może to już będzie tak cały czas? No i gdy tak pomyślałem, wkrótce potem zacząłem przegrywać. Nie tylko na skoczni – mówi otwarcie o swoim podejściu.
Pokusy okazały się zbyt mocne. Ile miał lat, kiedy po raz pierwszy sięgnął po wódkę? – Piętnaście lat, ale nie na obozie ani przy treningach, tylko koło domu. Ze starszymi chłopakami piłem pod stołem w lokalnym barze. Zamykam oczy i pamiętam to jak dziś. A potem kolejna, kolejna... Tylko dla jasności, ja nigdy nie byłem typem, który jeździł od imprezy do imprezy, odstawiał balet za baletem. Miałem jednego ziomka, z którym spędzałem masę czasu. Dużo fajnych rzeczy mnie nauczył, ale skurw... pokazał też te złe. To, co kusiło. Omotał mnie. W dodatku na tyle miał gadane, że okradł mnie na dwadzieścia tysięcy i zniknął. Ot, moja młodość – wyznaje po latach.
Alkohol to nie wszystko. Skusiły go też dużo mocniejsze używki. Na pytanie o narkotyki odpowiada prosto z mostu: – Mówiłem, że nie ma tabu. Jak już się spotkaliśmy, to gadajmy. I co do narkotyków, niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który jest tego nieciekawy, kto nie ma żadnego nałogu. I ty masz, wy macie, i ja w takie wpadłem. Nie ze wszystkich nałogów do dzisiaj się wypisałem, po prostu nie umiem. Palę pety, klnę jak szewc, Alinka mówi mi w domu, żebym przestał też pić ten browar. A ja faktycznie, wracam z pracy i strzelę jedno, dwa. Oczywiście, że wolałbym tego nie robić. Co mam powiedzieć jeszcze, wymieniać substancje? Trudno się wyplątać z syfu, w który wpadasz. Próbuję – przyznaje szczerze Byrt.
Jego ojciec też był skoczkiem. Zależało mu, żeby syn radził sobie jak najlepiej i na skoczni, i w życiu. – Ja tak myślę, że będę go do końca życia przepraszał. Mój brat odebrał sobie życie, ja tyle lat go zawodziłem. W gimnazjum zostawałem w klasie tyle razy, że w końcu trafiłem do jednej z o dwa lata młodszym Kubą Wolnym. A tata mimo to się nie odwrócił, dźwigał ten krzyż. I dalej mi pomaga. Wciąż jest tyle spraw, których bez jego wsparcia za żadne skarby bym nie dał rady załatwić. Jak się mu za to wszystko odpłacić? – opowiada blisko 30-letni były skoczek reprezentacji Polski.
Następne