Po siedmiu latach, 301 meczach i 200 golach Edinson Cavani odszedł z Paris Saint-Germain. Wypuszczono go po cichu, tylnymi drzwiami. Teraz los dał mu szansę, by głośno o sobie przypomniał.
Początek zeszłego sezonu stracił przez kontuzje. Środek – przez pandemię i przerwanie sezonu we Francji. Końcówkę – przez własną dumę. I uprzedzenie. Wiedział, że to będzie dla niego prawdopodobnie ostatni sezon w Paryżu, dlatego chciał odejść już zimą. Był dogadany z Atletico Madryt. W klubie uznali jednak, że wolą po sezonie puścić go za darmo, ale mieć go w zanadrzu na fazę pucharową Ligi Mistrzów.
Przed Final Eight w Lizbonie, w czasie przerwy w rozgrywkach zaproponowano mu przedłużenie umowy o dwa miesiące, do końca sierpnia, ale piłkarz się na to nie zgodził. Obraził się, że nie chcą go na dłużej, a w tym samym czasie podpisują czteroletnią umowę z Mauro Icardim.
Podobną propozycję dostali Thiago Silva i Thomas Meunier. Brazylijczyk na nią przystał, Belg nie. On był już jednak dogadany z Borussią, której piłkarzem został od 1 lipca. PSG nie chciało płacić za jego dwumiesięczne wypożyczenie, zwłaszcza, że nie wiedziało jeszcze wtedy, że zajdzie aż do finału.
Gdyby Cavani to wiedział, być może zostałby w zespole na nieco dłużej i pomógł w starciu z Bayernem. A tak oglądał decydujące mecze ze swojego urugwajskiego ranczo. Ostatni mecz w barwach PSG rozegrał w marcu. Nie było hucznego pożegnania, łez ani pamiątkowej patery.
Kibice w Paryżu, dla których był idolem przez ostatnie siedem lat, mieli prawo czuć rozgoryczenie. "Przez te wszystkie lata PSG płaciło mu całkiem nieźle – jeszcze niedawno zajmował czwarte miejsce na liście płac – więc szkoda, że nie zdobył się na przedłużenie umowy o te kilka miesięcy" – ocenił jeden z nich, autor tekstu na stronie PSG Talk.
Cavani and PSG ultras ♥️ pic.twitter.com/WEjSFfiMvw
— footballnews (@footynews34) May 18, 2019
Słowo przeciwko słowu
360 tysięcy funtów tygodniowo – taką "tygodniówkę" miał gwarantować Cavaniemu ostatni kontrakt w Paryżu. Dyrektor sportowy PSG, Leonardo, tłumaczył później, że chciał zatrzymać go na dłużej, ale nie na takich warunkach. – Odbyliśmy z nim i z Silvą szczerą rozmowę. Nie mogliśmy zapewnić im tego, co chcieli. To był problem natury finansowej, ale i pokoleniowej.
Mając w zanadrzu Icardiego zrezygnował więc z "El Matadora". – To nie była łatwa decyzja. Być może to był błąd – zastanawiał się. Wydaje się jednak, że kolejne tygodnie przyznały mu rację. Cavani był dostępny za darmo, ale jakoś nie rzuciły się po niego wielkie firmy. W prasie pojawiały się pogłoski o Atletico (znów), Benfice czy Gremio Porto Alegre, ale nie przekładało się to na żadne konkrety.
Wiek i liczne kontuzje (od początku 2018 roku Transfermarkt naliczył ich aż 12) nie były jedynymi problemami urugwajskiego snajpera. Niby był dostępny za darmo, ale jednak zatrudnienie go wiązało się z ogromnymi kosztami. Manchester United, który ostatecznie sięgnął po niego w ruchu ocenianym przez angielskich komentatorów za nieco paniczny, zapłacił 10 milionów euro prowizji dla jego agentów, a sam Cavani kasuje na Old Trafford 200 tys. funtów tygodniowo. Sporo, zwłaszcza że dopiero w listopadzie nadawał się do gry w większym wymiarze czasu.
Merci, merci, MERCIhttps://t.co/nIa7AOocIR
— Edi Cavani Official (@ECavaniOfficial) October 5, 2020
Każdy medal ma jednak dwie strony. PSG też zabrakło klasy w całej sytuacji. Zwracał na to uwagę Silva, który po przejściu do Chelsea opisał jak wyglądały rozmowy z Leonardo i stwierdził, że nie tak powinno się traktować jego – kapitana, ale i najlepszego strzelca w historii klubu, czyli Cavaniego właśnie. Dostali telefon od dyrektora sportowego w czasie przerwy spowodowanej pandemią i postawiono ich przed faktem dokonanym: możecie przedłużyć kontrakt o dwa miesiące, ale potem się żegnamy.
Już wcześniej relacje były napięte. Szefowie wyraźnie faworyzowali młodszych Neymara i Kyliana Mbappe. Gdy chorująca matka Cavaniego przyleciała do Paryża na leczenie, w klubie mieli pretensje, że zdarzało mu się spóźnić na trening.
Dlatego kibice są podzieleni. Na pewno wizerunku klubu w tym sporze nie poprawiła "jedenastka wszech czasów" PSG, którą przedstawiono w sierpniu. Pojawili się w niej między innymi Mbappe i Neymar, a zabrakło Cavaniego, do którego byli zdecydowanie bardziej przywiązani. W przeciwieństwie do tej dwójki, nigdy nie budził kontrowersji, nie flirtował publicznie z innymi klubami, był lojalny i pracowity.
Potwierdza to... Thomas Tuchel. – Edi zawsze był gotów dawać wszystko dla drużyny. Można na nim polegać 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Możesz zadzwonić do niego w środku nocy, a on będzie gotowy, by znów atakować i bronić, atakować i bronić... – wspominał przed środowym meczem z United.
W weekend Cavani wszedł z ławki w przerwie meczu z Southampton, przy wyniku 2:0 dla Świętych. W 45 minut zdobył dwie bramki i zaliczył asystę, dzięki czemu goście wygrali. Powoli zaczyna pokazywać to, za co pokochali go w Palermo, Neapolu i Paryżu.
– Mam nadzieję, że nie pokaże tego w środę. Naprawdę nie musi, mógłby zrobić sobie małą przerwę – żartował Tuchel. Ale Cavani właśnie na to czeka – by pokazać PSG, że pozbyło się niewłaściwego człowieka. A że piłka kocha ironię, to jego następca – Icardi – prawdopodobnie nie zagra, bo... od półtora miesiąca leczy kontuzję.
.@GNev2 has explained where Edinson Cavani remains "the best" in the game after he led #MUFC to a last-gasp comeback win at Southampton...����
— Sky Sports Premier League (@SkySportsPL) November 30, 2020