| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Nie zawracam sobie głowy kwestią korony króla strzelców. Stawiam na brak egoizmu i zespołowość, a że czasami w Ekstraklasie zostają bolesne wspomnienia... Tak już bywa w fizycznej lidze – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Tomas Pekhart, najskuteczniejszy gracz Legii Warszawa. W sobotę mistrzowie Polski zagrają z Lechią Gdańsk. Transmisja meczu na antenie Telewizji Polskiej.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Jak czuł się 31-letni piłkarz, który dostał powołanie do reprezentacji po tak długiej przerwie?
Tomas Pekhart– Od poprzedniego meczu w kadrze minęło siedem lat… Byłem bardzo szczęśliwy, że ponownie otrzymałem powołanie do reprezentacji Czech. Inna sprawa, że wyszło niezbyt szczęśliwie patrząc na okoliczności związane z koronawirusem. Wierzę, że wkrótce znowu będę miał okazję pokazania się na zgrupowaniu. Doszło do zamieszania z testami, ale wcześniej rozmawiałem z selekcjonerem. Jaroslav Silhavy chciał mnie sprawdzić, ale ostatecznie musiałem wracać do klubu. Pozostało skupić się na pracy w Warszawie i skoncentrować na piłce.
– Rozmowa o koronawirusie staje się po tylu miesiącach wręcz nudna, ale byłeś bohaterem sytuacji związanej z Covid–19. Cała sprawa była jedną z najdziwniejszych w karierze?
– Prawdopodobnie tak. Test, który wskazywał, że jestem zakażony, nie miał wiele wspólnego z prawdą. Wielu graczy miało bardzo podobny wynik do mojego, ale oni mogli grać. Druga próba była już właściwie oznaczona i rezultat był negatywny. Nie wiem, czy błędny był test, czy powodem była ludzka pomyłka, ale nie byłem zakażony koronawirusem. Szkoda, że ominęły mnie mecze w drużynie narodowej, a także spotkanie w lidze z Lechem Poznań.
– Twoja żona nie była rozczarowana? Przyznałeś w przeszłości, że przerwa na mecze reprezentacji to czas, w którym możecie spędzić ze sobą więcej czasu.
– Pogodziła się z tym, że po tak długim czasie wróciłem do reprezentacji. Nagle musiałem wyjechać, byłem nieobecny, ale świetnie rozumie, że to wielka duma. Cieszyła się, że znowu mam szansę zagrać w barwach drużyny narodowej. Jesteśmy razem od szesnastu lat, znamy się doskonale. Faktycznie, przerwy były momentami, w których można było odpocząć, bo na ogół dostawaliśmy nieco więcej wolnych dni. Bardzo lubimy podróżować z rodziną. Kiedy grałem w Grecji i miałem trzy dni urlopu, ruszaliśmy zwiedzać choćby okoliczne wyspy. To dawało nam wielką przyjemność i pozwalało na odpoczynek.
– Wiele się zmieniło w kadrze przez siedem lat twojej nieobecności?
– Skończyła się złota generacja czeskiej piłki. Reprezentacja potrafiła grać dobrze, ale oczekiwania przekraczały czasem realizm. Jestem przekonany, że mamy teraz zespół pełen jakości. Zakwalifikowaliśmy się na mistrzostwa Europy i będziemy chcieli osiągnąć jak najlepszy wynik. Ostatnie rezultaty pokazywały, że stać nas na dobrą grę. Wygraliśmy przy tym grupę w Lidze Narodów, a zespół ma szkoleniowca, który chce rozwijać kadrę.
– Powołanie do kadry pokazało, że transfer do Legii był właściwym ruchem?
– Zdecydowanie, ale zmieniły się też okoliczności. W poprzednich klubach też miałem dobre sezony, strzelałem gole, ale powołanie nie nadchodziło. Ostatnio zdobyłem kilka bramek, choć w przeszłości mogłem być najskuteczniejszym graczem AEK-u, także wielkiej drużyny, ale nie otrzymywałem szans. Może teraz pomaga bliskość lig? Selekcjoner na pewno ma sporo szans, by obserwować mnie na polskich boiskach.
– To szerokie pytanie, ale co zmieniło się w Legii po zmianie trenera? Czesław Michniewicz odcisnął już swoje piętno na drużynie?
– Nie chciałbym porównywać obu trenerów, bo prezentują kompletnie różny styl. Czesław Michniewicz jest szkoleniowcem, który wiele czasu poświęca na analizę. Regularnie mamy spotkania, na których z pomocą materiałów wideo omawiamy przeróżne detale. Wszystko rozwija się z czasem, nie można było od razu oczekiwać diametralnych zmian. To naturalne, choć każdy był rozczarowany, że nie awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Europy. Każdego dnia pracujemy na treningach nad schematami i rozegraniem akcji.
– Nie zmienia się to, że wciąż dostajesz wiele podań ze skrzydeł, zwłaszcza od Juranovicia czy Mladenovicia.
– Jeśli masz w składzie gracza o mojej charakterystyce, to nie jest ważne, jak to zrobisz, ale kluczowe pozostaje, by zagrać piłkę w moim kierunku. To daje szansę, by stworzyć groźną sytuację i oddać strzał. Staram się jak najlepiej adaptować do sytuacji i zamieniać je na jak największą liczbę goli.
– Bycie liderem klasyfikacji strzelców dodatkowo motywuje czy tworzy presję?
– Szczerze mówiąc, nie zawracam sobie tym głowy. Miejsce w tej klasyfikacji nie jest dla mnie ważne. Istotniejszy jest fakt, by zdobywać bramki, które będą dawały punkty i zwycięstwa całej drużynie. Byłoby fajnie zostać królem strzelców, ale teraz? Emocjonowanie się takim wyścigiem nie jest dla mnie ważne. Kluczowa jest drużynowa nagroda na koniec sezonu w postaci mistrzostwa Polski.
– Pan skromny?
– Nie można być egoistą, grając w drużynie. Zespołowość jest bardzo ważna, bo wszyscy pracujemy na sukces. Myślę, że to część filozofii budowania zespołu w Legii. Wszyscy gracze mają komponować się tak, by drużyna działała jak najlepiej.
– Po bramce zdobytej w meczu z Piastem Gliwice, wielu zastanawiało się nad znaczeniem twojego gestu. Rozważano liczbę, jakiś ukryty symbol. Co to faktycznie oznaczało?
– To dedykacja dla mojej córki. Ma na imię Noelia, a ja po prostu pokazałem pierwszą literę jej imienia. Nie pierwszy raz użyłem tego gestu, choć wcześniej nikt go chyba nie uchwycił. Wiem, że rozważano, że to siódemka, nawet pytano mnie o to po meczu, ale znaczenie nie było tak skomplikowane.
– Był w tym sezonie jakiś przeciwnik, który zdecydowanie zapadł ci w pamięć? Był szczególnie trudny?
– Specyfika ligi jest taka, że wiele drużyn stawia przede wszystkim na twardą defensywę. Często kończę mecze nieco obolały, kilka razy kopnięty. Trzeba być gotowym na fizyczną walkę i boiskową agresję. Przyznaję, jest kilka drużyn, które zostawiają nieco bolesnych wspomnień.
– Takie opinie na Legii pojawiały się choćby po meczach z Cracovią.
– Nie chciałem tego mówić, ale… faktycznie gra się z nimi trudno. Czasami można to odczuć, ale nie jestem jedynym piłkarzem Legii, który schodzi z boiska obolały. Sporo na ten temat mógłby powiedzieć Luquinhas, którego rywale często starają się zatrzymać faulem. W jednym ze spotkań z Cracovią trudno było mówić o zachowaniach mających wiele wspólnego z fair play czy boiskową walką, ale bywa i tak. Nie zmienia to faktu, że zawsze trzeba walczyć do końca o wygraną.
– Ostatni mecz z Piastem był specyficzny. Legia dominowała przez 90 minut, statystyki pokazywały jej przewagę, ale skończyło się remisem 2:2.
– Byliśmy rozczarowani wynikiem. Przed meczem słyszałem o niekorzystnej serii w spotkaniach Legii z Piastem. Szkoda, że nie udało nam się jej przełamać. Rozgrywaliśmy dobre zawody, ale po strzelonych golach, coś zaczynało stopować naszą grę. Powinniśmy dążyć do kolejnych bramek, zabić mecz i zmierzać po zwycięstwo. W zamian daliśmy wyrównać gościom. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy swoich szans. Sam mogłem zdobyć bramkę po jednym z dośrodkowań, ale fantastycznie między słupkami zachował się golkiper. Skończyło się tak, że mieliśmy poczucie straty dwóch punktów. Piast mógł się cieszyć z remisu, ale pracujemy nad tym, by nie popełniać podobnych błędów. Tak jest choćby w aspekcie stałych fragmentów gry.
– Remis z Piastem pozwolił podtrzymać serię i Legia ma teraz osiem meczów z rzędu bez porażki. To buduje pewność siebie?
– Tak. Jeśli gra się dobrze, nie przegrywa i na ogół wygrywa, to musi to pozytywnie wpływać na pewność siebie. Wierzę, że idziemy we właściwym kierunku, a przy tym nasza gra rozwija się zgodnie z ideą trenera Michniewicza. Ostatnie mecze pokazały, że prezentujemy się coraz lepiej, ale wciąż możemy się rozwijać.
– W sobotę Legia zagra z Lechią Gdańsk. Strzeliliście w lidze tyle samo goli, choć cechą gości jest wiele trafień po stałych fragmentach gry.
– To dobry zespół, zwłaszcza na własnym stadionie. Nie grałem w ostatnim meczu naszych drużyn, bo dostałem wcześniej wolne i mogłem skupić się na leczeniu. Jestem przekonany, że w sobotę nie będzie łatwo, ale nasz cel jest jasny – zdobyć trzy punkty. Nie zamierzamy rozmyślać nad spotkaniem z Piastem, bo to nie pomoże w myśleniu o kolejnych wyzwaniach. Legia chce walczyć o mistrzostwo Polski, a tylko wygrane mogą nas do tego przybliżyć.
– Zaaklimatyzowałeś się w pełni w Warszawie?
– Wiele osób pyta mnie o Warszawę, a ja zawsze mam skojarzenie, że jest bardzo podobna do Pragi. Do tego dochodzi podobna mentalność ludzi. Wraz z rodziną polubiliśmy mieszkanie w stolicy Polski, choć koronawirus nieco pokrzyżował nasze plany dotyczące zwiedzania. Mieszkam dwadzieścia minut od centrum, ale zdążyłem już znaleźć ciekawe miejsca do spacerowania z żoną, córką i naszym psem. Nie potrzebuję wiele specjalnych lokalizacji. Wystarcza mi park czy las, by cieszyć się wolnym czasem, wraz z ich towarzystwem.
– Jak widzisz swoją przyszłość w Legii? Niedługo minie rok od transferu, ale postrzegasz Warszawę jako miejsce mogące obfitować w stabilizację?
– Nie wszystko zależy ode mnie. To też pytanie do osób decyzyjnych w klubie. Piłka jest nieprzewidywalna i nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Jestem szczęśliwy w Legii, bo atmosfera w szatni jest świetna i ma się poczucie przebywania w wielkiej rodzinie. Lubię spędzać czas z kolegami z drużyny.
W sobotę (5.12) Legia zmierzy się na własnym stadionie z Lechią w spotkaniu PKO Ekstraklasy. Rywalizacja rozpocznie się o godzinie 20:00. Transmisja na antenie TVP Sport, a także na TVPSPORT.PL oraz w aplikacji mobilnej.
1 - 1
Korona Kielce
1 - 1
Pogoń Szczecin
2 - 3
GKS Katowice
1 - 0
Piast Gliwice
2 - 2
PGE FKS Stal Mielec
1 - 1
Śląsk Wrocław
2 - 3
Motor Lublin
2 - 1
Widzew Łódź
1 - 2
Cracovia
2 - 0
Puszcza Niepołomice