Krzysztof Głowacki miał 12 grudnia zmierzyć się z Lawrencem Okoliem o pas mistrza świata federacji WBO w wadze junior ciężkiej. Niestety, Polak przegrał z koronawirusem i ostatecznie zastąpi go Nikodem Jeżewski. – Nigdy w życiu tak źle się nie czułem – przyznał w rozmowie z TVPSPORT.PL. Więcej o boksie w piątkowym magazynie "Ring TVP Sport". Transmisja od 22:05 w TVP Sport, TVPSPORT.PL i aplikacji mobilnej TVP Sport.
RAFAŁ MANDES, TVPSPORT.PL: – Miło widzieć uśmiech na twojej twarzy. Jak się czujesz?
KRZYSZTOF GŁOWACKI: – Najgorsze już za mną, wracam do zdrowia i dlatego wreszcie humor lepszy.
– Dochodziły do mnie głosy, że bardzo ciężko przechodziłeś koronawirusa.
– Oj tak, to była masakra. Wirus dopadł mnie podczas najdłuższych 12-rundowych sparingów, w ogóle najcięższych treningów, w momencie, gdy organizm był najmocniej eksploatowany. Nigdy w życiu tak źle się nie czułem. Przechodziłem wcześniej nieraz grypę, czy anginę, miałem świnkę i ospę, ale tak źle nie było.
– Jakie to były dokładnie dolegliwości?
– Wiele ich było. Strasznie kręciło mnie w łokciach, głowa pękała, do tego potężna gorączka. Smaku i węchu nie mam do tej pory i to naprawdę dziwne uczucie – jeść trzeba, a nic nie czujesz. Choć i to ma swoje plusy.
– Jakie?
– No na przykład jak trzeba posprzątać po zwierzakach i nie wiesz co sprzątasz (śmiech). Ale wracając już poważnie do tematu, to nigdy też nie odczuwałem takiego bólu. Zwłaszcza w klatce piersiowej, nie mogłem oddychać. Do tego zatkane zatoki i dosłownie zaklejony nos. Raz wlałem całą tubkę kropli do nosa, a i tak nic to nie dało. Próbowałem łapać powietrze ustami, spanikowałem, zacząłem biegać po domu i uderzać się w klatkę, by tylko złapać oddech. To był taki najgorszy moment, największy kryzys, to było około 3 w nocy. Wybiegłem aż na podwórko i w końcu trochę tego powietrza złapałem. Nikomu tego nie życzę.
– Na szczęście teraz jest już lepiej.
– Tak. Już od poniedziałku czuję się elegancko, roznosi mnie energia. Nie mogę jednak na razie jeszcze wychodzić. Nikt na mnie żadnej kwarantanny nie narzucił, bo testy i wszystko inne robiłem prywatnie, ale siedzimy z ukochaną razem w domu i się nie ruszamy, tak z rozsądku, żeby innych nie zarażać.
– Zanim miałeś pozytywny wynik testu, to czułeś, że będziesz chory?
– Tak. W piątek (27 listopada, red.) na sparingu źle się czułem. Miałem przeboksować dziesięć rund, ale po szóstej nie mogłem już wytrzymać. Ręce i barki bardzo piekły, a nogi to czułem jakby każda ważyła po sto kilogramów, nie mogłem zrobić kroku w przód. Następnego dnia w sobotę (28 listopada, red.) nadal czułem się źle, ale przyjechałem na trening. Na nim pojawił się także mój promotor Andrzej Wasilewski, którzy przyjechał z testami. Wynik był negatywny, wróciłem do domu i praktycznie nic nie robiłem. W poniedziałek (30 listopada, red) poszedłem normalnie na trening, kolejny test i wtedy wynik był już pozytywny.
– Mimo tych problemów ze zdrowiem brałeś pod uwagę wyjazd do Anglii, gdyby jednak kolejny test dał wynik negatywny?
– Pewnie, znasz mnie, jestem wojownikiem i ja chciałem jechać. Kolejny test zrobiliśmy w czwartek (3 grudnia, red.), też był pozytywny i niestety trzeba było odwołać walkę. Gdyby jednak był negatywny, to ja bym chciał lecieć. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że tych kilka dni nic praktycznie robiłem, nic się nie ruszałem.
– Fizycznie jest już coraz lepiej, ale psychicznie trudno będzie się po tym podnieść?
– Daj spokój, tragedia, ale nie ma się co załamywać. Trzeba myśleć pozytywnie choćby nie wiem co. Federacja WBO fajnie się zachowała, będę walczyć z wygranym i to mnie trzyma na duchu. Chodzi mi po głowie to, że ponad rok przygotowań poszedł na marne, jednak najważniejsze, by zdrowie wróciło. W piątek chcę zrobić kolejny test, potem prześwietlenie płuc i jak wszystko będzie ok, to wracam do treningów. No bo ile można siedzieć w domu? Nosi mnie, chyba zaraz zrobię walkę z cieniem, ale pójdę do garażu i poprzerzucam sztangi.
– Wspomniałeś o federacji WBO. To miłe, że tak cię potraktowali.
– Bardzo fajne zachowanie. Nie wiem, czy inna federacja by tak samo postąpiła. Jak już wspomniałem – to mnie trzyma na duchu. Gdyby teraz w sobotę była walka o pas, to byłbym załamany, bo w boksie nigdy nic nie wiadomo i może już nigdy bym o tytuł nie powalczył. Załamałbym się, nie wiem, czy to nie byłby koniec mojej kariery. A tak wiem, że ta walka o tytuł będzie i to super wiadomość.
– Ostatecznie w ringu zastąpi cię Nikodem Jeżewski.
– Super. Fajnie, że mu się tak trafiło, że i tak miał dzień wcześniej boksować, więc był w formie itd. Ja na jego miejscu też bym pojechał. Teraz tylko wykorzystać szansę, wszystko w jego rękach. Niech wygra, a potem ze mną o tytuł, to byłaby piękna historia. Trzymam za Nikosia kciuki bardzo mocno. Niech obija jego doły, zakręca w prawo, żeby uniknąć jego prawego i może go trafi. Łatwo się mówi tak z boku, ale mam nadzieję, że da radę.
– To na koniec jeszcze wróćmy do koronawirusa. Do tej pory nie wierzyłeś, że istnieje. Wspominałeś o spisku itd.
– Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie wierzyłem, nie wierzyłem, a teraz bach i go mam. Teraz nie ma się już co śmiać, ale czort tam, najważniejsze, by się wykurować. Mam jednak apel do innych – trzymajcie się mocno, uważajcie na siebie i naprawdę dbajcie o zdrowie, bo jest jedno, a bez niego nie ma nic.
Następne