Z 24-godzinnym opóźnieniem, a potem jeszcze 50 minut po czasie. Testy lotów w Planicy wisiały na włosku, ale skocznia w końcu została sprawdzona. – Widzicie taką Letalnicę pierwszy i ostatni raz w życiu – śmiał się rzecznik MŚ Tomi Trbovc. Równolegle do hotelu w Kranjskiej Gorze dotarła reprezentacja Polski. Prosto na test. Dla Adama Małysza już dziewiąty od początku sezonu. – Nie za dużo tego? – rozkłada ręce.
Korespondencja z Planicy
Najpierw była obawa o śnieżyce i decyzja, żeby wszystko odłożyć z wtorku na środę. A potem trwająca niemal dobę nawałnica. Gdy organizatorzy w środę rano dojechali na miejsce, zobaczyli, że ich całe przygotowania skoczni do mistrzostw świata w lotach, załamali ręce. Chwilę później siedzieli już w ratrakach i przypinali narty do deptania świeżego śniegu. W końcu tę walkę wygrali. Nawet gęsta mgła, wobec której byli bezradni, 50 minut po planowanym rozpoczęciu skakania przez testerów postanowiła odpuścić. A przynajmniej na tyle, by dało się bezpiecznie latać.
W Planicy w końcu wszystko gotowe
Wystartowało 16 przedskoczków, każdy oddał po dwa skoki. Wśród nich wyjadacze, tacy jak m.in. Cene Prevc, i absolutni debiutanci. Najdalszy lot pierwszego dnia – Lovro Kos. Wylądował 225 m. Co nawet ważniejsze, nikt nie upadł, a to tutaj żadna oczywistość.
– Co z tego, że bez słońca, we mgle i bez publiczności. Latamy. Robienie tego tutaj, na najpiękniejszej skoczni świata, zawsze wywołuje te same emocje. Organizatorzy wykonali wielką pracę, żeby ubić ten cały puch. W moim odczuciu jest równo i bezpiecznie – mówił trzeci z klanu Prevców, który przez weekend z bliska będzie mógł oglądać, jak o medale walczą jego koledzy. Chwilę później podszedł do niego inny z przedskoczków. Debiutant. – Chłopie, to jest najpiękniejsze uczucie w moim życiu! – aż krzyknął.
To nic dziwnego. Każdy słoweński skoczek od dziecka marzy, żeby tu skoczyć. A same konkursy to dobro narodowe, ich organizacja to kwestia honoru.
– Tak trudnych przygotowań skoczni jeszcze nie widziałem. Koronawirus zmienił nam wszystko, ale co mieliśmy, poddać się? To nie po słoweńsku – Tomi Trbovc, czyli rzecznik prasowy imprezy ze szczęścia, że wszystko gotowe, chodził po skoczni w czapce św. Mikołaja. – Udało się nam. I z obostrzeniami, i ze śniegiem. Teraz pójdzie już z górki, mogę w końcu powiedzieć, że jesteśmy gotowi na MŚ – dodał.
Drugi trening przedskoczków za nami. Najdalej skoczył Lovro Kos - 225 metrów. #Planica2020 #skijumpingfamily pic.twitter.com/3fueKpWV0Q
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) December 9, 2020