| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Dwie szybkie bramki wystarczyły. W meczu 13. kolejki PKO Ekstraklasy Pogoń Szczecin wygrała z Wartą Poznań 2:1.
Pogoń otworzyła mecz w bardzo dobrym stylu. Portowcy szybko wyszli na prowadzenie, a zaraz je podwyższyli. Strzelanie rozpoczął Alexander Gorgon. Austriak popisał się świetnym strzałem zza pola karnego. Potem do głosu doszedł Luka Zahović – po jego uderzeniem głową było już 0:2.
Poznaniacy przez kolejne minuty przypominali boksera po ciężkim nokaucie. A Pogoń próbowała wykonać kolejne ciosy, tak jakby już w pierwszym kwadransie chciała rozstrzygnąć losy spotkania. Gospodarze nie potrafili wyjść z własnej połowy, a podopieczni Kosty Runjaicia wprawdzie nie kreowali zbyt wielu okazji, ale trzymali mecz pod kontrolą. Warta nie miała pomysłu na grę ze znakomicie zorganizowanym zespołem.
Dopiero w ostatnim kwadransie poznaniacy podjęli nieśmiałe próby sprawdzenia formy Dante Stipicy, ale poza kilkoma dośrodkowaniami w pole karne i niecelną głową Mateusza Kuzimskiego, w tej części pojedynku na więcej nie było ich stać.
Nie minęło 60 sekund drugiej odsłony, a "zieloni" zdobyli kontaktowego gola. Po rzucie rożnym piłka minęła kilku zawodników gości, a Michał Jakóbowski dołożył tylko głowę do nisko lecącej futbolówki.
Poznaniacy w końcu dołączyli do gry i mecz nabrał tempa. Warta zaczęła atakować większą liczbą piłkarzy, narażając się jednocześnie na kontry rywali. Po jednej z nich Gorgon trafił do siatki, ale podający Zahovic był wcześniej na pozycji spalonej.
Ataki szczecinian były zdecydowanie groźniejsze, Lis miał sporo pracy, nawet za swoim polem karnym, kiedy to wybijał piłkę głową. Poznaniacy atakowali natomiast zbyt chaotycznie, brakowało jakości i dokładności przy ostatnim podaniu; Dante Stipica nie miał zbyt wielu okazji do interwencji.
Runjaic co chwilę posyłał świeżych zawodników na boisko, z kolei opiekun beniaminka Piotr Tworek aż takiego komfortu na ławce nie miał.
W 80. minucie w polu karnym gospodarzy doszło do sporego zamieszania, ale w ostatniej chwili przytomnie zachował się Lis i jego drużyna ciągle mogła mieć nadzieję na zdobycie choćby punktu. W doliczonym czasie gry bramkarz Warty powędrował na pole karne rywala, lecz przegrał pojedynek powietrzny m.in. ze Stipicą. Szczecinianie w końcówce zwalniali grę, ta taktyka się opłaciła.