Czy gdybym zaczął trenować wcześniej mógłbym skakać w Pucharze Świata? Zdecydowanie tak! – przekonuje Dunstan Odeke, Ugandyjczyk, który trzydzieści lat temu zapragnął latać na nartach. Dla skoków przeprowadził się do Norwegii, gdzie wysłał go Pavel Mikeska, późniejszy trener Adama Małysza.
Mateusz Leleń (TVPSPORT.PL): – Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o skokach?
Dunstan Odeke (rekordzista Afryki w skokach): – Miałem jakieś osiemnaście lat i żadnych szans, aby samemu spróbować, bo mieszkałem w Londynie. Chłopak mojej siostry był jednak Niemcem, miał domek wczasowy niedaleko Garmisch-Partnekirchen. Znał ludzi w tamtejszym klubie. To tam pierwszy raz zobaczyłem skoki na żywo. Było lato, leżał igielit. Trener podszedł i powiedział: "ty też mógłbyś zająć się skokami". Tak to się zaczęło.
– Najpierw musiałeś jednak w ogóle trafić do Europy. Na świat przyszedłeś przecież w Ugandzie.
– Urodziłem się w Kampali w 1968 roku. Cztery lata później wyjechaliśmy do Europy. Dorastałem w Belgii, gdzie mój ojciec był ambasadorem. Potem była Wielka Brytania - tam poszedłem do szkoły z internatem i pokochałem sport. Najlepiej szło mi w moim ulubionym rugby, ale biegałem też na 100 metrów, grałem w piłkę nożną, całkiem długo trenowałem szermierkę. Robiłem chyba wszystko!
– Aż w końcu wkręciłeś się w skoki narciarskie.
– Narciarstwo poznawałem w trakcie ferii, gdy jeździłem slalomy. Ale potem było Garmisch-Partenkirchen, gdzie zobaczyłem i spróbowałem skoków. Po tym co tam przeżyłem, postanowiłem... przeprowadzić się do Norwegii. Tam czekały o wiele większe możliwości. Zapisałem się do klubu, mogłem skakać latem i zimą, nie tracić czasu na podróże. Do tego miałem trenera Geira Hammera.
– Pamiętasz swój pierwszy skok?
– Hmm... Próbuję sięgnąć pamięcią. To na pewno było w Garmisch-Partenkirchen. A skok? Mam w głowie taki na 16 metrów. Udało mi się wylądować. To było fantastyczne!
– Rodzina w Ugandzie wiedziała o twoich skokach?
– Tak, ale trudno im było to wszystko pojąć. Mówimy w końcu o kraju, gdzie nawet nie pada śnieg. Ludzie patrzyli na skoki i byli zaskoczeni wysokością. Słyszałem też, że skocznie wyglądają przerażająco.
– A jaki był największy obiekt, na którym skakałeś?
– Duża skocznia w Lillehammer.
– Wszelkie źródła wskazują, że jesteś rekordzistą Afryki w skokach narciarskich. Chyba, że... znasz jeszcze kogoś z tego kontynentu, kto skakał?
– Nie, wychodzi na to, że jestem jedyny. Nigdy nie słyszałem nawet o nikim innym.
– Chyba dobrze za to, że o tobie usłyszał Pavel Mikeska – w Polsce znany jako trener, który poprowadził Adama Małysza do pierwszego zwycięstwa w Pucharze Świata. Jak wyglądała wasza znajomość?
– Był dla mnie bardzo pomocny! To on przygotował mnie do pierwszych skoków, po wizycie w Garmisch-Partenkirchen zabrał na skocznie do Oberstdorfu. W końcu opowiedział o Norwegii. Wskazał, że to tam właśnie powinienem jechać, jeśli chcę więcej trenować. Dał mi kontakty do tamtejszych klubów. I rzeczywiście na miejscu zrobiło się łatwiej, bo przejazd ze skoczni na skocznię nie zabierał tyle czasu.
– Mikeska w rozmowie ze skijumping.pl chwalił twoje możliwości fizyczne.
– Cóż... Byłem dobrze przygotowany po tych wszystkich latach lekkiej atletyki i futbolu. Całe życie towarzyszył mi sport.
– Czy gdybyś zaczął trenować skoki wcześniej, miałbyś szansę trafić do Pucharu Świata?
– Zdecydowanie! Podejrzewam, że w Polsce na nartach zaczynają skakać już chłopcy. Gdy dorastasz możesz lepiej rozwijać swoje zdolności. Co innego, gdy zaczynasz mając 18 czy 19 lat, masz ograniczony dostęp do skoczni, a do tego musisz chodzić do pracy. Dlatego mogę powiedzieć: tak, gdybym zaczął wcześnie, mógłbym trafić do Pucharu Świata.
– Skoro jesteśmy przy najlepszych, to masz jakiegoś idola ze skoków?
– Noriaki Kasai. Uwielbiam jego technikę. Do tego oczywiście Adam Małysz. On był niesamowity! Miał wspaniałe umiejętności i wytrzymałość. Jeśli chodzi o Norwegów, to mogę jeszcze dorzucić Espena Bredesea i Bjoerna Einara Romoerena.
– Spotkałeś kiedyś któregoś z nich?
– Widywałem Bredesena, bo byliśmy członkami tego samego klubu. Kasaiego zobaczyłem natomiast na igrzyskach 1994 w Lillehammer.
– Nie mogłeś zostać olimpijskim przedskoczkiem?
– Niestety! W Norwegii trochę za dużo osób skacze na nartach, aby dostać szansę bycia przedskoczkiem na igrzyskach.
– Oglądasz zawody spod skoczni?
– Wciąż interesuję się skokami. Wielokrotnie byłem na zawodach w Holmenkollen. Wybrałem się też do Vikersund na loty narciarskie.
– Dziś jeszcze próbujesz skakać?
– Już nie. Mniej więcej dziesięć lat temu skoczyłem po raz ostatni. Po wspomnianym wypadku moje plecy nie mają się najlepiej. W ogóle ciężko mi było wrócić do wielu czynności, więc w skokach wybrałem emeryturę. Dziś biegam na nartach, gram w piłkę nożną. Jestem też ojcem dwójki dzieci, więc nie narzekam na nudę (śmiech). Pracuję w branży IT. Tworzymy laptopy, serwery, zajmujemy się wieloma informatycznymi kwestiami. Lubię moją pracę, mam wokół świetnych ludzi.