Wszyscy się denerwowaliśmy, czekaliśmy, jak to się skończy. Ktoś krzyczał "wygraliście", ktoś inny "Janne wygrał". Skończyło się tak, że obaj wygrali – tak jedyny Turniej Czterech Skoczni z dwoma zwycięzcami wspomina Vasja Bajc, który wtedy prowadził Jakuba Jandę. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada też, jak to jest mieć w domu mistrza olimpijskiego z Japonii.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Co roku wraz z nadejściem Turnieju Czterech Skoczni muszą odżywać wspomnienia sprzed piętnastu lat. I ogromne emocje.
Vasja Bajc: – To było coś niewiarygodnego. Przez cały Turniej Czterech Skoczni towarzyszył nam ogromny stres, presja. Spotykał się z tym zwłaszcza Jakub. Kiedy przyjeżdżasz do Bischofshofen jako jeden z kandydatów do końcowego zwycięstwa, musisz liczyć się z ciśnieniem. Ale te wspomnienia są wspaniałe.
– Pana też to musiało zaskoczyć. Osiem skoków, a na końcu Janda i Ahonen mieli po tyle samo punktów.
– Nikt się tego nie spodziewał! Nikt nie przypuszczał, że po ośmiu skokach Jakub i Janne będą mieli dokładnie taką samą notę łączną. Ale to liczby, wynik, który dostajemy na końcu. Przez długi czas Jakub prowadził, ale zaczynał się niecierpliwić, denerwować, a Janne wykorzystał doświadczenie z poprzednich lat. Im bliżej Bischofshofen, tym był mocniejszy. Starałem się uspokajać Jakuba, żeby skoncentrował się na tym, co powinien zrobić. Skończyło się pięknie, ale to nie jest normalne, żeby po ośmiu skokach mieć tyle samo punktów!
– To były szalone zawody. Jakub prowadził po pierwszej serii, w drugiej skoczył krócej i zaczęło się liczenie punktów. Ktoś w ogóle wiedział, o co chodzi?
– Stałem w gnieździe trenerskim i wiedziałem, że przed Jakubem trudne zadanie. Miałem tylko nadzieję, że nie słyszał, jak daleko skoczył Janne. Nie skoczył najlepiej, wszyscy się denerwowaliśmy, czekaliśmy, jak to się skończy. Ktoś krzyczał "wygraliście", ktoś inny "Janne wygrał". Skończyło się tak, że obaj wygrali. Oba zespoły, obaj zawodnicy mogli czuć satysfakcję. Wszyscy byli zadowoleni.
– Przed przyjazdem do Bischofshofen przyszło panu do głowy, że mogą zremisować?
– Pewnie, że nie! Przecież to praktycznie niemożliwe, żeby po ośmiu skokach dwóch skoczków miało identyczną notę, tyle samo punktów, co do jednej dziesiątej! Coś niesamowitego. Nie sądzę, żeby w ogóle komuś przyszło do głowy takie rozwiązanie.
– To była pierwsza taka sytuacja w historii.
– Zdarzyło się coś nowego. Tak jak nowością były cztery wygrane Svena Hannawalda. W sporcie cuda się zdarzają. Zwykliśmy mówić, że przy obecnym rozwoju nic nie jest niemożliwe, ale wciąż zdarzają się niezwykłe historie. Wszyscy uznali to za coś niesamowitego. A my z Jakubem po prostu oszaleliśmy ze szczęścia.
Powiedziałem, że nie chcę się w to mieszać, nie chcę jechać na igrzyska do Turynu i brać odpowiedzialności za to, co się dzieje. Koniec końców, jakoś się dogadali, ale było już za późno. Jakub nie skakał tak skupiony jak wcześniej.
– Co zatem wydarzyło się po Turnieju Czterech Skoczni? Podczas igrzysk w Turynie już się nie liczył.
– Pojawił się problem wewnątrz zespołu. Kiedy osiągasz sukces, nagle zewsząd pojawiają się ludzie, którzy chcą wetknąć nos we wszystkie sprawy, są najmądrzejsi, mają swoje rady, a niektórzy chcą rozpuścić zawodnika. W Czechach ludzie różnie zapatrywali się na to, federacja toczyła boje z menedżerem i ojcem Jakuba. Mnie, trenera, ta sytuacja przysparzała wiele stresu. Starałem się ją jakoś rozwiązać, ale nie dało się. Mogłem mieć tylko nadzieję, że Jakub będzie mnie słuchał, ale znalazł się w możliwie najgorszym położeniu. Z jednej strony bliskie mu osoby, ojciec, menedżer, a z drugiej działacze ze związku. Każdy naciskał na niego, a on już nie wiedział, kogo słuchać. To wszystko miało zły wpływ na jego formę, kondycję psychiczną.
– A wtedy ciężko myśleć o skokach.
– Pamiętam, że już nie trenował tak jak wcześniej. Nie był w ogóle skoncentrowany. Powiedziałem, że nie chcę się w to mieszać, nie chcę jechać na igrzyska do Turynu i brać odpowiedzialności za to, co się dzieje. Koniec końców, jakoś się dogadali, ale było już za późno. Jakub nie skakał tak skupiony jak wcześniej.
– Gdyby nie to, pewnie walczyłyby o medale.
– Oczywiście, żałuję, że tak się potoczyło. Wciąż mam złe wspomnienia na samą myśl o tej sytuacji. Robiliśmy wtedy w Czechach wszystko, co się tylko dało, żeby osiągać jak najlepsze wyniki. Takie coś nie powinno się zdarzyć w tamtym momencie. Trochę przypomina mi to zamieszanie w słoweńskich skokach, jakie wynikło podczas mistrzostw świata w lotach. Wystarczy zobaczyć, do czego to doprowadziło.
– Czuć żal w pana głosie.
– Trener zawsze żałuje, że uciekła jakaś szansa, że nie zrobiliśmy takiego wyniku, jaki był możliwy. W normalnej sytuacji Jakub zdobyłby kolejny medal, a przynajmniej o niego walczył.
– W Polsce Hannue Lepistoe pracował indywidualnie z Adamem Małyszem. Może taki zespół wokół Jakuba Jandy z panem w roli głównej byłby rozwiązaniem problemu?
– Nie, nigdy nie chciałem być osobistym trenerem Jakuba. Miałem w zespole sześciu chłopaków i całą energię przeznaczałem na pracę z nimi wszystkimi. Jakub skakał na wysokim poziomie, a z takim skoczkiem nie trzeba wielu rozmów, wyjaśnień. Musi być tylko chemia między nim a trenerem, a wtedy wszystko idzie jak z płatka. Szczerze mówiąc, bardziej koncentrowałem się, jak sprawić, żeby pozostali zbliżyli się do czołówki. Raz podczas spotkania Leos Skoda z federacji starał się przekonać mnie, bym przedłużył kontrakt do kolejnych igrzysk, ale powiedziałem, że nie chcę u nich pracować, jeśli nie rozwiążą wszelkich problemów. Jednocześnie, dostałem ofertę pracy u siebie, w Słowenii, więc nie zastanawiałem się długo. Wolałem wrócić do domu. A skoki w Czechach upadły.
Japończycy w ogóle nie mówili po angielsku! Kiedy przyjechałem w 1992 roku, żaden z nich nie potrafił. Może znali kilka zwrotów jak "thank you" czy "good morning", to wszystko (...) Uznałem, że to ja muszę się nauczyć japońskiego.
– Rozmawialiśmy o Turnieju, medalach. Jak zrobił pan z Jakuba skoczka czołówki światowej? Chodziło o ułożenie bioder po wyjściu z progu?
– Wcześniej przez dziesięć lat pracowałem jako trener w reprezentacji Japonii, a do tego zajmowałem się Kazuyoshim Funakim. Ba, mieszkał u mnie w Słowenii, spędzał tu jak najwięcej czasu, bo chciał być coraz lepszy. Kiedy zacząłem pracę u Czechów, technika Jakuba przypominała mi styl Kazuyoshiego. Spróbowałem poprawić jego technikę, pójść w stronę tego, co robił Funaki. Żeby po wyjściu z progu wykonywał rotację biodrami, ale miał za mało siły. Musieliśmy nad tym popracować. Dużo trenowaliśmy na mniejszej skoczni, żeby odbijał się w lepszym kierunku, przyjmował bardziej horyzontalną pozycję. To pomogło osiągnąć mu tak wysoki poziom. Ale bardzo ważne, żeby zawodnik ufał trenerowi, a trener zawodnikowi.
– Reprezentacja Japonii z lat 90. to historia skoków. Jak to było z Funakim? Przeprowadził się do pana?
– Tak. Zwyczajni ludzie, nawet zwyczajni sportowcy, nie wiedzą, jak to jest być przez 300 dni w roku tak daleko od domu. Albo pokonywać samolotem takie odległości jak Japończycy. Latali z Japonii do Europy, z powrotem do Japonii, potem znów do Europy. I czasami tak sześć czy siedem razy w trakcie sezonu, nie licząc nawet lata. Kazuyoshi razem z tamtejszą federacją uznali, że może przenieść się do Europy, żeby nie tracić energii ani czasu na podróże. Zbyt wiele stresu go to kosztowało, więc uznał, że przeprowadzi się do mnie. I dni, które przeznaczyłyby na podróże, mógł spędzać na treningach. To tylko pomagało.
– Mówimy o innej kulturze, całkiem innym języku. Jak się rozumieliście?
– Tak jak mówiłem, ważne, żeby zawodnik ufał trenerowi, a trener zawodnikowi. Muszą zawrzeć obustronną umowę, ustalić program, wizję rozwoju. Kazuoshi nigdy się nie sprzeciwiał, zawsze chciał robić to, co uzgodniliśmy i wykorzystywać przy tym całą energię.
– Mówił po angielsku?
– Nie, Japończycy w ogóle nie mówili po angielsku! Kiedy przyjechałem w 1992 roku, żaden z nich nie potrafił. Może znali kilka zwrotów jak "thank you" czy "good morning", to wszystko. W Japonii funkcjonowali trochę odizolowani. Dyrektor sportowy uznał w tamtym czasie, że powinni się trochę otworzyć, złapać kontakt z europejskimi zawodnikami. Zaczęli podróżować do Europy, nie tkwili tylko w Japonii. Kiedy już się ruszyli za granicę, powoli uczyli się zwrotów w angielskim czy niemieckim, ale nikt nie mówił płynnie. Z wyjątkiem Manabu Ono, wówczas pierwszego trenera.
– Jak w takim razie komunikował się pan z nimi? Mówimy o skokach, technice, a nie zamawianiu sushi w restauracji!
– Uznałem, że to ja muszę nauczyć się japońskiego. Poszedłem do szkoły w Słowenii. Lubię się uczyć języków, więc mówiłem, oni mnie poprawiali i w końcu się rozumieliśmy. Problem zniknął.
– Dla Kazuyoshiego to musiał być szok, całkiem inny świat. Wyszedł na ulicę w Słowenii, do nikogo nie mógł się odezwać. Nie czuł się jak obcy?
– To prawda. Ale chciał to zrobić, a skoro chciał, to wiedział, na co się pisze. Zresztą mieszkał u mnie, w moim domu. Zawsze miał kontakt ze mną, ja starałem się go uczyć europejskiego stylu życia. Tłumaczyłem mu, że to nie my dostosujemy się do japońskiego stylu życia, on musi do naszego. I szło mu coraz lepiej. Na końcu już rozumiał, jak postępować. Znaleźliśmy mu w Słowenii nauczyciela, który uczył się japońskiego, więc Kazuyoshi uczęszczał na prywatne lekcje. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, aż mówił naprawdę nieźle.
– Czy to pan prowadził go podczas Turnieju Czterech Skoczni w 1998 roku?
– Oczywiście! Od 1992 do 2002 roku byłem jednym z trenerów całej reprezentacji Japonii. A oprócz tego, byłem też osobistym trenerem Kazuyoshiego.
– Co wydarzyło się w Bischofshofen? To on mógł być pierwszy, a nie Sven Hannawald. Wygrał w Oberstdorfie, Ga-Pa i Innsbrucku.
– Oj, Japończycy mają sporo takich historii! Pamięta pan, że Yukio Kasaya też wygrał trzy pierwsze konkursy, a potem musiał wyjechać z Turnieju Czterech Skoczni i wracać do Japonii przygotowywać się do igrzysk. Japończycy mają swoje pomysły, decyzje, ale tacy są. Musimy to zaakceptować, nawet jeśli czasem nie rozumiemy.
– Spotkał się ze zbyt wielką presją, bo mógł zrobić to, czego nie dokonał Yukio Kasaya?
– Oczywiście, że tak było. Cały czas mówiło się o tym, co mógł zrobił Kasaya, co może zrobić Kazuyoshi. I nie wytrzymał tej presji.
– Zdobywał medale, wygrywał i nagle przestał błyszczeć. Co się stało??
– To, co zawsze. Kiedy przy zawodniku pojawiają się menedżerowie, rozpuszczają go, nie pozwalają myśleć o rozwoju. I tak było z Kazuyoshim. Przyszedł menedżer i rozmawiali tylko o pieniądzach, jakie kontrakty podpisać, ile da się na nich zarobić. I to oczywiście źle wpłynęło na jego rozwój, wyniki. Kiedy nie koncentrujesz się w stu procentach na tym, co robisz, prędzej czy później przestaniesz osiągać sukcesy.
– Na świątecznym stole pewnie słoweńskie jedzenie, ale nie wierzę, że nie podpatrzył pan, jak Kazuyoshi przyrządzał japońskie potrawy.
– No pewnie! Kiedy u mnie mieszkał, uczyłem się, jak przygotowywać jedzenie. I muszę przyznać, że uwielbiam japońską kuchnię. Kiedy tylko mam okazję coś kupić albo pójść do japońskiej restauracji, to idę. A w domu czasem robię sushi. To pozostałość tamtych czasów. Jestem miłośnikiem japońskiego jedzenia, japońskiej kultury. Zawsze, kiedy się zobaczymy, wspominamy dawne chwile.
Rozmawiał Antoni Cichy
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.