| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet

Prezes "w szpilkach" – 35 lat Romana Jaszczaka i Medyka Konin w ostatnim bastionie męskiego szowinizmu

Roman Jaszczak z paniami pierwszego wyboru (fot. KKPK Medyk Konin)
Roman Jaszczak z paniami pierwszego wyboru (fot. KKPK Medyk Konin)
Paweł Klama

Rok 2020, choć naznaczony pandemią, jest jak każdy zbiorem urodzin, jubileuszy i rocznic. To także 35-lecie Romana Jaszczaka i Medyka Konin. Dwóch naczyń połączonych. Jedno jest pewne, bez tego pierwszego nie byłoby drużyny. Trener i prezes nie gryzie się w język, no to sprawdzamy.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Paweł Klama, TVPSPORT.PL: – Dzień dobry!
Roman Jaszczak: – Choć nie widać tego przez telefon, kłaniam się.

– Zawód wyuczony to elektryk maszyn i urządzeń górnictwa odkrywkowego.
– Konin od zawsze jest związany z górnictwem, więc jako młody chłopak, nie tylko ja, marzyłem, żeby iść do szkoły branżowej.

– Chyba też tak było trzeba?
– I tak i nie, chciałem tam iść, ale już wcześniej wiedziałem, że pójdę do technikum górniczego, a później na AWF. Do tej pory pamiętam, jak bardzo wychowawczyni namawiała mnie, że skoro chcę studiować wychowanie fizyczne, to powinienem iść do liceum. Zrobiłem po swojemu. Najwidoczniej już wtedy miałem swoje zdanie i zostało tak do dziś.

– Po kolei. Nie od razu pan w "szpilkach chodził", co poza Koninem nie jest powszechnie znane.
– Region jest zorientowany. Dalej nie było potrzeby się tym chwalić. Pozycja bramkarza, trzeci poziom rozgrywek, więc żadnym wielkim piłkarzem nie byłem. Choć w naszej grupie grały takie zespoły, które dziś występują w Ekstraklasie.

– A co po technikum?
– Od razu po szkole przestałem być piłkarzem amatorem. Jako uczeń grałem w LZS "Zjednoczenie" skąd przeniosłem się do Zagłębia Konin, później był Górnik, potem Aluminium, a dziś znów Górnik Konin. Dostałem też nakaz pracy, czyli mniej więcej tak, jakby dzisiejsi piłkarze lub piłkarki dostały "lewy" etat.

– Jak bardzo "lewy"?
– Dostałem etat w Kopalni Węgla Brunatnego, która była głównym, dzisiaj powiedzielibyśmy sponsorem i tam udawałem się tylko raz w miesiącu po wypłatę a pracę miałem na stadionie, tzn. trenowałem i grałem w piłkę nożną.

– Trzeba było odebrać osobiście.
– Nie było wtedy kont, zakład pracy nie przelewał pieniędzy tak jak teraz. Trzeba było jechać i pokwitować osobiście.

– I będąc tym piłkarzem z "lewym" etatem…
– Zacząłem studiować zaocznie i uczyć w Szkole Podstawowej nr 1 w Koninie.

– Etat za etat, bo raczej nie był to kolejny.
– W 1980 r. zrezygnowałem z tego "lewego". Byłem jedynym zawodnikiem, który nie pracował w kopalni, tylko jako nauczyciel wychowania fizycznego. Ponadto studiowałem zaocznie na AWF w Poznaniu.

– Praktyka rzecz najważniejsza.
– Cztery lata w szkole podstawowej. Tam prowadziłem klasy sportowe piłki nożnej chłopców. Udało się paru wychować na graczy.

– Proszę się pochwalić...
– Prowadziłem drużynę juniorów młodszych i trenowałem bramkarzy. Zawsze przychodziło do mnie na zajęcia indywidualne trzech, między innymi Andrzej Woźniak. Absolutnie nie mówię, że sam go wychowałem, ale miałem w tym mały udział, co mnie cieszy. Dwa lub trzy lata wspólnych treningów.

– Trzeba też pamiętać o kadrze trampkarzy starszych województwa konińskiego. Bite cztery lata.
– Razem z trenerem Bieleckim, którego byłem asystentem. Był koordynatorem całej kadry. Pod jego opieką była starsza grupa, a pod moją ta młodsza.

– Grzebiąc dalej w archiwach. Lata 1982-1983. Tur Turek.
– No tak i to w podwójnej roli. Jako asystent trenera i jako zawodnik. Ponownie trzeci poziom rozgrywek. Udałem się tam z różnych powodów, o których wolałbym nie wspominać. Niemniej jednak trafiłem ponownie do trenera Bieleckiego.

– No i docieramy tam, gdzie wszystko się zaczęło. Zespół Szkół Medycznych.
– 1984 rok. Wtedy wydawało mi się, że to będzie awans zawodowy. Była szkoła podstawowa, później Medyk, w skład którego wchodziło liceum medyczne i klasy pomaturalne.

– Zaskoczenie?
– Kiedy trafiłem do "Medyka" w sierpniu okazało się, że jest tam czterysta uczennic, sto nauczycielek, pan dyrektor i ja. To był dla mnie szok.

– Pojawia się Roman Jaszczak i co się dzieje?
– W Medyku panował "Łucznik" i pan Czesław Jakowicz. To był jedyny sport, łucznictwo, oczywiście sport pozaszkolny, który tam uprawiano.

– Dywanik?
– Tak u pana Jakowicza. Trener był doświadczony, wziął mnie na rozmowę, przekazał informację, że w szkole sportem numer jeden jest łucznictwo. Ma dwie dziewczyny w kadrze i nie zapomnę do końca życia, jak mi opowiadał historię, kiedy to jedna czy nawet dwie z jego zawodniczek wystrzelały "gwiazdę fita"*. Nic mi to nie mówiło i do dzisiaj nie mam pojęcia co to oznacza.

* Gwiazdy Fita przyznawane są za przekroczenie wyniku punktowego we wskazanych zawodach łuczniczych w konkurencji "ŁAB" (mężczyźni 90, 70, 50 i 30 m, kobiety 70, 60, 50 i 30 m odpowiednio na dystansie długim "ŁA" do tarcz 120 cm i na dystansie krótkim "ŁB" do tarcz 80 cm). Poszczególne progi punktowe określono na poziomie 1000, 1100, 1200, 1300 i 1400 pkt. z 1440 pkt. możliwych do uzyskania w tej konkurencji. Podkładki gwiazd odpowiadają kolorom tarczy od białego poprzez czarny, niebieski, czerwony i żółty.

– Trudny charakter po raz kolejny dał o sobie znać?
– Odpowiedziałem mu, że może do tej pory tak było, jednak od dziś numer jeden to Szkolne Igrzyska Sportowe.

Pierwsze zdjęcie zespołu Medyk Konin w historii, maj 1985. (fot. KKPK Medyk Konin)
Pierwsze zdjęcie zespołu Medyk Konin w historii, maj 1985. (fot. KKPK Medyk Konin)

– Magda Gessler ma "Kuchenne Rewolucje", Roman Jaszczak ma te sportowe...
– Można tak powiedzieć. Zacząłem sondować szkołę, organizując turnieje międzyklasowe. Liceum było pięcioletnie, więc pięć poziomów, na każdym po trzy klasy. Rozpoczęło się od siatkówki, na którą zgłosiły się tylko trzy klasy, na koszykówkę podobnie, a na piłkę ręczną jeszcze mniej.

– Piłka nożna była ostatnią deską ratunku?
– Kiedy ogłosiłem turniej przeżyłem szok, bo zgłosiło się piętnaście klas. To był sygnał, na który czekałem, młodzież była spragniona czegoś nowego.

– To musiał być impuls do działania.
– Niech pan sobie wyobrazi, że w piątej klasie te dziewczyny miały po dwadzieścia lat, a bawiły się równie świetnie, jak młodsze koleżanki. Wtedy zacząłem prowadzić dwa razy w tygodniu treningi.

– Początki w listopadzie 1984 roku, a pół roku później pierwszy turniej.
– Rozgrywki halowe w Kleczewie, ku naszemu zdumieniu, wygraliśmy. Turniej był wtedy organizowany przez LZS. W finale pokonaliśmy mistrzynie Polski juniorek w hokeju na trawie - "Agrotechnikę" Strzałkowo.

– Dostaje pan kolejne impulsy, jak na starej karcie telefonicznej, takiej do budki.
– To nas zmotywowało. W poniedziałek po turnieju przyjechaliśmy do szkoły, zrobiliśmy zebranie i postanowiliśmy założyć drużynę, którą nazwaliśmy SKS "Medyk". Zresztą nie było wyboru, bo na szkołę w regionie mówiło się po prostu - Medyk.

Marzena Maląg przy piłce. (fot. KKPK Medyk)
Marzena Maląg przy piłce. (fot. KKPK Medyk)

– Kobieca drużyna o profilu medycznym, a za chwilę pierwsze reprezentantki w kadrze narodowej.
– Marzena Maląg i Mariola Kubacka. Marzena trafiła do kadry narodowej seniorek, a Mariola do młodzieżowej reprezentacji Polski. Co ciekawe, Marzena była jedyną piłkarką z II ligi, która była powoływana do seniorek.

– Pierwsze sukcesy. A kulisy? Jak w tamtym czasie wyglądało tworzenie struktur klubu piłkarskiego?
– Początkowo wyglądało to śmiesznie. Dziewczyny nie miały pojęcia o grze w piłkę, a o taktyce i sposobie poruszania się po boisku już nie wspomnę. Chodziłem po boisku, ustawiałem je, brałem za rękę, pokazywałem dosłownie wszystko. Pierwsze mecze z chłopakami kończyły się porażkami po 0:30.

– Pierwsza taktyka?
– RÓJ – tam, gdzie piłka, tam wszystkie. Trzeba było tłumaczyć, że tak nie można, że nie na tym to polega. Utrzymanie ustawienia na boisku było najtrudniejsze. Ale w końcu udało się.

– Udało się przyszłym piłkarkom przekazać, jak to się teraz mówi – "know how", a potem był kolejny szczebel.
– Zgłosiliśmy się do drugiej ligi, bo w kraju była I liga i dwie grupy II ligi. Po raz kolejny z pomocą przyszedł trener Jędrzej Bielecki. Gdzieś wyczytał, że w kraju mamy prawdziwe rozgrywki ligowe. My nie mieliśmy o tym pojęcia! Bardzo mi pomogli ludzie z Teofilowa Łódź, a szczególnie śp. Andrzej Siejka. Zaprosili mnie do siebie do domu, objaśnili też, jak to wszystko w Polsce wygląda.

– Długo trzeba było czekać?
– Nie tak długo, już w maju dostałem informację, że jest miejsce. Jakiś zespół zrezygnował. Siedziba związku była wtedy w Sosnowcu. Pojechałem, zawiozłem zgłoszenie, zarejestrowałem zawodniczki i zaczęliśmy grać.

– Region koniński. Roman Jaszczak jest instytucją. Trener, założyciel, prezes, działacz…
– Na początku tak nie było. Jak szedłem z workiem piłek na plecach, które przywoziłem maluchem, to pukali się w czoło i szeptali:  "Jaszczak zwariował".

– Przez piłkę nożną kobiet?
– Oczywiście, że ze względu na dziewczyny. Po pierwsze wtedy o piłce nożnej pań praktycznie nikt w Polsce nie wiedział, a po drugie po prostu krzywo na to patrzono – nie wiem dlaczego?

– Ale był to już wtedy związek na całe życie.
– Wszystko poświęciłem piłce nożnej kobiet. Mój przyjaciel, psycholog Marek Lemański, zawsze mówił, że zainwestowałem w piłkę nożną kobiet i na tym wygrałem. Sam byłem świadkiem, jak wielu zrezygnowało po drodze z różnych powodów a część dlatego, że szybko zorientowali się, że z tego nie będzie pieniędzy. Nadal nie ma lub są niewielkie. Ja mam etat w Zespole Szkół Górniczo-Energetycznych w Koninie jako nauczyciel – trener w Oddziałach Mistrzostwa Sportowego, w klasach licealnych.

– Czym się różni piłka nożna kobiet wtedy i dziś. Organizacyjnie i w społecznym odbiorze?
– Wtedy to była tylko przygoda a dziś, porównując to do mojej przygody zawodnika, mamy profesjonalizm. 


– Zamieniam się w słuch.
– Kiedyś na przykład, żeby pojechać na mecz, musieliśmy zbierać złom, także z przeznaczeniem pieniędzy na pierwsze koszulki. Tak sobie jeździliśmy z wózkiem po różnych miejscach Konina. Dzisiaj o takich rzeczach zawodniczki nie myślą. A na terenach pokopalnianych, czyli tak zwanych hałdach, sadziliśmy drzewka, żeby mieć możliwość zorganizowania transportu na mecz lub pojechania na zgrupowanie treningowe.

– Dziś prawie wszystko podane mają na srebrnej tacy...
– Dziś albo płacą rodzice, albo ktoś inny wykłada pieniądze. Zawodniczki takimi rzeczami się nie interesują. Są autobusy, są stroje, są zgrupowania, są treningi i nikogo nie interesuje, skąd na to się biorą pieniądze. Pozostały fantastyczne wspomnienia, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Żeby grać trzeba było na wszystko ciężko, naprawdę ciężko, zapracować.

– Jeśli mnie słuch nie myli, to nadal pana to wzrusza.
– Jak sobie przypomnę, jaką mieliśmy wtedy atmosferę w drużynie, to tak. Pamiętajmy, to było kilkanaście dziewcząt, nie mieliśmy klubu jako takiego. Dziś Medyk Konin ma osiem drużyn na każdym poziomie rozgrywek. Zatrudniamy trzydzieści dwie osoby. Wiele męskich klubów nam zazdrości organizacji i struktur. Jesteśmy profesjonalnym klubem i z tego powodu duma mnie rozpiera. A jak wracam do czasów, kiedy to wszystko się zaczynało, to wzruszenie powraca. To chyba naturalne.

– Dziś profesjonalizacja, a kiedyś pasja.
– Wtedy wszystko było oparte na pasji. Tamtej atmosfery nic nie zastąpi. Dziś trzeba mieć ułożone wszystko od A do Z. Wszystko musi być załatwione na wczoraj. Zawodniczki oczekują kontraktów, każdy czegoś oczekuje. Dziś Roman Jaszczak sam sobie z niczym nie poradzi.

– Człowiek orkiestra, ale… jednak nie do końca.
– Wtedy tak, dzisiaj już nie. Dzisiaj tylko kieruję, zarządzam. Trzeba mieć fizjoterapeutów, lekarzy, trenerów przygotowania motorycznego, taktycznego, bramkarzy, podologa, dietetyka. Kiedyś byłem sam wszystkim. Od sprzątaczki po wszelkie funkcje organizacyjne, trenerskie, fizjoterapeutyczne, z naklejaniem plasterków włącznie.

– Wróćmy do odbioru, my słyszymy się dobrze, ale jak to było wtedy, z tym społecznym? Słynna praca na temat braku szkodliwości piłki nożnej kobiet mówi wiele.
– Zacznijmy od tamtego grona pedagogicznego Zespołu Szkół Medycznych. Było przeciwne temu, aby dziewczyny trenowały piłkę nożną. Niejednokrotnie podczas rad pedagogicznych nauczycielki wskazywały na wiele innych dyscyplin, które mogłyby uprawiać nasze dziewczyny.

– Na przykład?
– Choćby gimnastyka artystyczna, pojawiło się również łyżwiarstwo figurowe.

– Przeprowadzono więc kontratak...
– Zebrałem publikacje poparte naukowymi dowodami, potwierdzające choćby to, jak szkodliwe może być lądowanie na twardy lód, bądź lądowanie po wyskoku. Mam tu na myśli obciążenia stawów biodrowych, kolanowych, a przecież gimnastyka również nie do końca jest idealna. Też powołałem się na panią Teresę Folgę, śliczną kobietę. Czytałem, że miała ogromne rotacyjne skrzywienie kręgosłupa, kilka operacji i groził jej wózek inwalidzki. Musiałem każdy swój ruch udowadniać, musiałem wykazywać, że piłka nożna nie jest szkodliwa dla zdrowia uczennic naszej szkoły! A uprawianie wielu innych dyscyplin grozi poważniejszymi kontuzjami, bo piłka nożna, jeśli chodzi o ryzyko jest dopiero na 22. miejscu z bodajże wtedy 48 dyscyplin olimpijskich.

– Sport to zdrowie, niezależnie od dyscypliny.
– Trzeba było walczyć o swoje, a były próby zlikwidowania mojej sekcji. Wielu miało problem ze mną i z zespołem.

– Z niższych czy wyższych pobudek?
– Nie wiem, naprawdę, może głównie z tym, że coś mogło nam się udać. Czasami wspominając mówię, iż jest taka metoda nauczania "pójdź za mną". Te dziewczyny szły za piłką nożną i myślę, że może za mną trochę też. Przetrwaliśmy, aż do dziś.

Medyk Konin zdobywa tytuł halowego mistrza Polski, rok 1998. Z prawej strony Roman Jaszczak (fot. KKPK Medyk)
Medyk Konin zdobywa tytuł halowego mistrza Polski, rok 1998. Z prawej strony Roman Jaszczak (fot. KKPK Medyk)

– Czyli nie tylko za mundurem panny sznurem, ale także za… dresem.
– Może i tak, chociaż wolę myśleć, że raczej za pasją.

– W kontrze do dziś...
– Kiedyś, jeszcze na studiach, uczono mnie, że trener powinien być przykładem, pokazywać drogę.

– To dlaczego młody Roman postanowił być inni niż wszyscy. Jedni odradzali, drudzy otwarcie się sprzeciwiali, jeszcze inni nie akceptowali.
– Chyba do dziś jestem troszeczkę uparty. Taki byłem i chyba już będę do końca.

– Kontra do teraźniejszości. Trochę będziemy podróżować w czasie, ale bez "De Loreana".
– Trzeba jednak mieć zdanie. Dziś również, szczególnie wtedy, gdy się jest przekonanym do swoich racji.

– Chyba się domyślam, w jakim kierunku zmierzamy.
– To raczej nie moja wina, że nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego wielokrotny mistrz Polski, uczestnik żeńskiej Ligi Mistrzyń, dostaje tyle samo pieniędzy, co zespół grający na czwartym poziomie rozgrywkowym w piłce męskiej. I to od wielu instytucji. Od PZPN po samorządy. Potrafi mi może pan to wytłumaczyć? Jeszcze nikt nie zdołał.

– Piłka nożna tylko dla mężczyzn?
– Być może, dlatego nie wszyscy akceptują rzeczywistość.

– W język się pan nie gryzie.
– No nie. Jednak tacy, czy inni, nie potrafią zrozumieć, że dziś na futbol kobiet mamy mniej pieniędzy niż 10 lat temu.

– Tacy czy inni, czyli kto?
– To proszę posłuchać. Będąc selekcjonerem kadry w latach 2011-2013 i delegatem na Zjazd PZPN w tamtym czasie mam wiedzę, jak pewne rzeczy wyglądają od środka. Budżet PZPN wynosił wtedy sześćdziesiąt milionów złotych, a kobieca piłka otrzymywała dwa i pół miliona.

– Jak wygląda to dziś?
– Budżet to trzysta milionów złotych. Sześć i pół miliona przeznacza się na żeńską piłkę. Było 4 proc. budżetu, teraz jest dwa razy mniej. Żeńska piłka otrzymuje dwukrotnie mniej środków. Nie może gonić męskiej, bo dysproporcja wzrosła przez ostatnie lata kilkakrotnie, a przecież wtedy mieliśmy tylko trzy reprezentacje, trzy poziomy rozgrywek i trzy tysiące piłkarek. Dziś mamy cztery reprezentacje, pięć, a w przypadku niektórych województw nawet sześć poziomów rozgrywek i 30 tysięcy piłkarek. To kiedy tak naprawdę otrzymywaliśmy więcej środków, wtedy czy dziś?! Jasne, że 10 lat temu.

– Królowa nauk nie kłamie.
– No właśnie, a niektórzy dalej zaprzeczają faktom.

– Wbrew logice.
– No, ale tak jest. Wystarczy porównać środki jakimi dysponowała piłka męska w tamtym czasie, a jakimi dysponuje obecnie. Łączy nas piłka pozostaje pustym hasłem, a powinna być wspólnym interesem.

– W piłce nożnej kobiecej niech działają pasjonaci, robią swoje i coś tam im wpadnie? Trochę pozostawieni sami sobie, bo decyduje ktoś inny.
– Odpowiem w ten sposób. Tylko raz przeprowadzono demokratyczne wybory selekcjonera kadry narodowej kobiet. Natomiast w ostatnich latach, nie chcę tu użyć mocnych słów, zostają nim znajomi prominentnych działaczy. Bo jak wytłumaczyć fakt, że trenerem reprezentacji jest się kilkanaście lat, nie odnosząc ani jednego sukcesu.

– Spadochroniarz?
– W męskiej piłce jest rotacja. Bywało, że jak ktoś miał przerwę w zawodzie, to dostawał kadrę kobiet. Coś porobi, trochę dorobi, dopóki nie pojawi się coś fajniejszego do wzięcia.

– To dlaczego Jaszczak walczy ciągle z wiatrakami? Żeby udowodnić coś sobie, czy może komuś innemu, skoro trafił już na ławkę rezerwowych.
– Selekcjonerem i prezesem się bywa i trzeba to zaakceptować, a jak ktoś tego nie potrafi to ma problem. Ja takiego nie mam. Robię swoje, to co kocham i jestem szczęśliwym człowiekiem. Kiedyś ktoś zapytał mnie, czemu nie zmieniłem zajęcia? A po co mam to robić?

– A tak właściwie, to dlaczego, skoro co chwilę ktoś podkłada kłody pod nogi?
– Po trzydziestu sześciu latach pracy, a za chwilę sześćdziesięciu trzech na karku, bo zakładałem drużynę w wieku dwudziestu sześciu, to co miałbym właściwie teraz robić? Kocham to, co robię, a dla mnie piłka nożna jest jedna. Nie ma męskiej, damskiej. Niektórym dziwnie to brzmi, ale tak jest. Może po prostu nie chcę w życiu robić niczego innego.

– Dosyć spory bagaż doświadczeń.
– Trochę się chyba na tym znam. Choć dziś się okazuje, że jednak nie do końca. 


– Kto jest mądrzejszy?
– Młodzież. Trenerzy, trenerki, którzy wyszli spod moich skrzydeł, ale to chyba jest naturalne. 30 lat temu wydawało mi się, że wszystko wiem… Niech już może tak będzie, że mam ten swój klub i tak będę sobie pracować do końca życia. Mam tylko jedno marzenie, żeby Medyk po mnie przetrwał.

– Potrzeba następcy, najlepiej takiego koronowanego.
– Ciągle na niego czekam. Tylko nie wiem, czy znajdzie się taki, który będzie chciał poświęcić całe życie. Nie da się bowiem działać w ten sposób, że ktoś przyjdzie jak do stałej pracy, punkt ósma i punkt szesnasta wyjdzie do domu. Ja najczęściej jestem w klubie o ósmej, wychodzę koło dwudziestej. Czasami, jak trzeba, to i dłużej siedzę.

– Nadal nie gryzie się pan w język...
– Nie, nie. Ja mówię tylko prawdę, którą trzeba powiedzieć.

– Jedno nie wyklucza drugiego.
– Tu mnie pan ma. Ta prawda boli, najczęściej tych słuchających.

KKPK Medyk z pierwszym brązowym medalem w Ekstralidze, 1997 rok (fot. KKPK Medyk)
KKPK Medyk z pierwszym brązowym medalem w Ekstralidze, 1997 rok (fot. KKPK Medyk)

– Ta prawda jest komuś nie na rękę, a przecież życie potwierdza pańskie słowa?
– Jeśli coś jest rzetelne, to nie rozumiem, jak można próbować to podważać. Choć teraz Medyk nie odnosi tak ogromnych sukcesów jak kilka lat temu, to jednak dorobek mówi sam za siebie. Teraz jesteśmy w czołówce krajowej. Ja sobie nie mam nic do zarzucenia.

– To po co te kłody?
– W 2017 roku miałem do dyspozycji budżet bliski 1,2 mln złotych, a rok później jest już tylko na poziomie 700 tys. zł. W piłce żeńskiej to ogromna różnica. Musiało to się odbić także na wynikach.

– Z roku na rok będzie pod górkę.
– Z Medyka odeszło trzynaście zawodniczek, to duży problem. Śmiało mogę powiedzieć, że jest wiele klubów, którym groziłby wtedy upadek. Medyk ciągle jest, ciągle zdobywa medale, choć kosztują one dużo więcej wysiłku, a ja jestem przecież coraz starszy.

– To kiedy zaczęło to boleć, nie pana oczywiście…
– Kiedy w 2015 roku zdobyliśmy mistrzostwo, to wygraliśmy turniej kwalifikacyjny do Champions League, graliśmy w 1/16 fantastyczny dwumecz z Glasgow. Kiedy zdobywaliśmy puchar i mistrzostwo krajowe do lat 19, do lat 16 i tak dalej... Były spektakularne sukcesy, więc zlikwidowano Licealny Ośrodek Szkolenia PZPN, a w wyniku reorganizacji oświaty zlikwidowano Szkołę Mistrzostwa Sportowego razem z gimnazjum. Na dodatek wycofał się sponsor tytularny i tak dalej i tak dalej. Przez trzy lata straciliśmy połowę budżetu.

– Jaszczakowe prace, wie pan co mam na myśli?
– Straciłem kilka funkcji, bo niektórych sukcesy bolały. Takie jest moje odczucie. Byłem delegatem, przewodniczącym Wydziału Piłkarstwa Kobiecego w Wielkopolsce, trenerem koordynatorem w Wielkopolskim Stowarzyszeniu Sportowym, gdzie pozostawałem przez szesnaście lat. Mógłbym tak wymieniać dalej, ale chyba szkoda naszego czasu.

– Pierwsze skrzypce zaczyna grać żal.
– Oczywiście, choćby dlatego, że młodzieżowa kobieca piłka upadła. Wielkopolska, która była numerem jeden w Polsce. Żeby była jasność, nie mam żalu dlatego, że przestałem być przewodniczącym, czy kimś tam jeszcze innym. Mam żal, że pozbywając się mnie, nie brano pod uwagę względów sportowych, rezultatów. Wielkopolskie kadry dziewcząt nie są już mistrzyniami kraju, bo zmieniano kategorie itd., itp.

– Jakie kategorie?
– Chociażby grup wiekowych. Ja miałem inne podejście do szkolenia, decyzyjni dzisiaj inne, ale jakoś to inne nie przynosi efektów. Ani na arenie międzynarodowej, ani krajowej. To samo tyczy się kadr młodzieżowych, które odbijają się od ściany mając do dyspozycji dużo większe środki finansowe niż kiedyś.

– Kolesiostwo?
– Niech kobiecą piłką zarządzają ci zajmujący się na co dzień kobiecą piłką. Kiedyś Jerzy Engel podczas konkursu na selekcjonera kadry powiedział mi, że nie odważyłby się prowadzić kadry narodowej kobiet, bo się po prostu na tym nie zna i za to go szanuję.

– To dla kogo jest ta kobieca piłka?
– Odpowiedź jest banalnie prosta. Kobiecą piłką powinny zajmować się osoby, które w tej piłce są zawodowo i się po prostu na tym znają. Słyszał pan, aby jakiś trener z żeńskiej piłki zajął się facetami?

– Może wykaże się niewiedzą, ale nie.
– A w siatkówce?

– Teraz pan przejął mikrofon. Świat siatkówki jest dla mnie obcy.
– A w koszykówce?

– Jaszczak w ofensywie...
– To już odpowiadam. W piłce nożnej nie. Natomiast w siatkówce i w koszykówce nikt nie ma z tym problemu, aby dany szkoleniowiec prowadził raz zespół męski, innym razem żeński. W piłce nożnej to nie ma miejsca. Choć raz był wyjątek. Robert Góralczyk z kadry narodowej kobiet przeniósł się do Polonii Bytom, ale długo to nie potrwało.

– Czyli piłka nożna dla mężczyzn, pod męskimi rządami, pod męskim okiem.
– Ja to nazywam ostatnim bastionem męskiego szowinizmu.

– Ping pong, ale prezesem Medyka Konin jest nadal mężczyzna.
– No tak, a co ja miałem robić, jak w Zespole Szkół Medycznych było ponad czterysta dziewczyn.

– No cóż...
– Proszę tego źle nie odebrać, ale wtedy uważałem się za najlepszego wuefistę na świecie. Byłem młodym człowiekiem mającym przed sobą życie.

– A plan na życie?
– Plan też był i nikt nie był w stanie mnie od niego odwieść. Jeśli był plan, to musiał zostać zrealizowany. Koniec, kropka. Miałem pewien przypadek uczennicy, która przyszła do Medyka tylko na rok, bo nie dostała się na medycynę i to są właśnie jej słowa – żeby utrwalić wiedzę, przetrwać.

– Przetrwała?
– Po roku nie poszła na medycynę, została w szkole i poszła na AWF. Jest wuefistką, uczyła później moją córkę.

– No to może Jaszczak też była kobietą?
– Mam żonę, dwójkę wspaniałych dzieci i wnuczkę, no ale zakręciłem się na tę piłkę kobiecą i tu pewnie główną rolę odegrały cechy charakteru, dążenie do celu i tak już zostało.

– Charakter dyrygenta.
– Kiedy pojawiły się sukcesy, to utwierdziłem się w tym, że to co robię, robię dobrze i nic nie zmieniałem. Bo po co, chyba jednak miałem rację?

– Dowody wskazują na to jednoznacznie. Czy od tamtej słynnej pracy odbiór piłki kobiecej w regionie się zmienił?
– Tak jak powiedziałem, kiedyś twierdzono, że Roman to wariat, a dziś się mówi, że Jaszczak to człowiek instytucja. Myślę, że zapracowałem na zmianę opinii .

– Skoro Medyk jest wizytówką miasta, które szczyci się kobiecą piłką, to czy mężczyźni nie uważają się za pokrzywdzonych? Trzecia liga, czwarty poziom rozgrywek, taki sobie Górnik Konin.
– Nie jestem ulubieńcem ich kibiców i działaczy Górnika, ponieważ uważają, że dotacja, jaką Medyk otrzymuje od władz miasta, mogłaby trafić do nich i pozwoliłaby im grać w II lidze.

– Każdemu wedle zasług...
– Każdy ma tyle, ile sobie wypracuje. W Koninie jest regulamin przyznawania środków samorządowych na sport. Każdy ma swoje zdanie. Ja uważam, że sukcesem jest sam fakt, że taki regulamin jest. W wielu regionach kraju pieniądze rozdaje się bowiem uznaniowo.

– Niemniej pojawiają się głosy, że Medyk jest uprzywilejowany w regionie.
– Dostajemy tyle samo pieniędzy, co Górnik grający na czwartym poziomie rozgrywek. Za chwilę będą na piątym, to o jakim uprzywilejowaniu ktoś chce mówić. Jeśli reprezentant Ekstraligi, wielokrotny mistrz kraju dostaje tyle samo środków, co klub walczący o przetrwanie, to wracamy do tego, co powiedziałem odnośnie związku krajowego. Pokrzywdzony może czuć się jedynie Medyk. Warto podkreślić, że istniejemy w dużej mierze dzięki samorządowi. Miasto przekazuje środki na ok. 60 proc. naszych potrzeb. Gdyby nie samorząd, to Medyka by nie było, choćbym nie wiem co robił.

– Samorząd i miasto dbają o to, żeby Medyk miał dobrą przyszłość, ale jednocześnie mówi pan o pewnej niesprawiedliwości. Odniosę się do przykładu z PZPN.
– Nie, nie, nie! Mówię o tym samym, o niesprawiedliwym podziale kasy klubu kobiecego w stosunku do męskiego. Kiedyś było tak, że jeszcze Aluminium Konin miało na stare pieniądze sto miliardów złotych, a Medyk miał jeden. Pierwszoligowy klub versus Ekstraligowy. Teraz jest po równo, a powinno być na odwrót. Wiem jednak, że tak się do końca nie da i trzeba się cieszyć z tego co jest...

– A Jaszczak ciągle chce reformować, ciągle chce zmieniać. Podobnie było po pierwszym tytule mistrzowskim. Spełnienie, ale i niedosyt.
– Wie pan, co wtedy miałem w głowie? Uświadomił mi to kolega psycholog, bo powiedział, że jestem jedynym człowiekiem na świecie i chyba jeden z konińskich dziennikarzy to sprawdził, który doprowadził drużynę piłkarską od założenia szkolnej, po przejściu wszelkich możliwych szczebli, do tytułu mistrzowskiego w najwyższej klasie rozgrywkowej, z udziałem w Champions League włącznie. Czyli chyba można śmiało mówić o spełnieniu?

– A niedosyt?
– Zaraz po dwumeczu z Glasgow, przegranym po dogrywce, ale także po kolejnym dwumeczu 1/16 Ligi Mistrzyń z Brescią, przegranym tylko przez mniejszą liczbę bramek zdobytych na wyjeździe. Jednak tych spełnień było trochę więcej, chociażby 4500 widzów na trybunach konińskiego stadionu.

– Wizytówki pan tworzy, również nieskromne, bez podziału na futbol damsko-męski. Klub, który doszedł najdalej na arenie międzynarodowej.
– Dobrze, że pan to powiedział. Byli tacy, których to zabolało.

– Sam pan powiedział, że zrobiono wiele, żeby zespół znacznie uszczuplić, żeby nie powiedzieć, osłabić...
– I powtórzę, dużo zrobiono, żeby wiele zawodniczek klub opuściło. Takim małym wyjątkiem był wyjazd Ewy Pajor, na który było zielone światło i pełne nasze poparcie. Uważałem, że jeszcze rok w Medyku mogła zostać. Przetrwała pierwszy rok w Niemczech, teraz jest europejską gwiazdą.

– Również nie mogę gryźć się w język. Część piłkarek wyjechała, odeszła z klubu. Czy czasem nie jest tak, że jeśli zespół przebija się na arenę międzynarodową raz, drugi, to zaczyna być podglądany, a najlepsze zawodniczki wyciągane z niego?
– To nawet nie o to chodzi. Mam żal, że w regionie, ale i w kraju, nie znalazły się osoby gotowe nas wesprzeć, żeby skład utrzymać, zrobić go mocniejszym. Znów rozbijamy się o finanse. W tamtym czasie Medyk miał mały budżet, a gdyby ktoś nas wspomógł, to byśmy grali w ćwierćfinale Ligi Mistrzyń. Nie raz, a systematycznie... Mogliśmy mieć fantastyczny zespół kobiet, za wielokrotnie mniejsze pieniądze, niż robi się to w Europie i na świecie.

– Kiedyś Medyka porównano do Turbine Poczdam.
– Zrobił to Michał Listkiewicz na 20-leciu klubu w rozmowie z ówczesnym prezydentem Konina. Niemiecki klub Turbine, wielokrotny mistrz Bundesligi, działający w 80-tysięcznym mieście był odpowiednikiem Konina. Powiedział wprost, że miasta nie stać na ekstraklasowy klub męski, bo nigdy nie będzie na to odpowiednich środków finansowych w grodzie wielkości Konina. Niestety, miał rację. A odpowiednia inwestycja w Medyka mogła przynieść podobny efekt jak w Poczdamie.

– "Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że żeby robić coś dobrze, po pierwsze trzeba to kochać, a po drugie się na tym znać" – to pańskie słowa, uniwersalne, wciąż aktualne.
– Te słowa padły dawno, jeszcze w Zespole Szkół Medycznych, kiedy chciałem udowodnić, że piłkarki nożne są dużo sprawniejsze fizycznie, niż przedstawicielki innych dyscyplin. Dotyczyło to w tym przypadku grających w piłkę ręczną. Nie znaliśmy do końca zasad, sędziowie nas często karali, śmiali się, ale moje zawodniczki miały ogromną przewagę motoryczną nad rywalkami i wygrywały, bo… kochały wygrywać.

KKPK Medyk, zdobywczynie Pucharu Polski, 2017 rok (fot. KKPK Medyk)
KKPK Medyk, zdobywczynie Pucharu Polski, 2017 rok (fot. KKPK Medyk)

– Powiedział pan również, że praca trenera w męskiej i żeńskiej drużynie jest inna. Obowiązują bowiem inne zasady komunikacji. Znowu ma znaczenie rola psychologa w sporcie. Mowa o tym, że w żeńskiej piłce nożnej nie ma pan prawa oczekiwać wdzięczności...
– No, niestety tak jest, a nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Proszę o wyjaśnienie...
– Uświadomiono mi, że wszystko rozbija się o psychikę kobiet. Sam nie umiałem sobie uzmysłowić, że można przywieźć dziewczynę, która ma 15 lat i pochodzi z małej miejscowości, potem trenować ją, załóżmy dziesięć lat, a na koniec dowiedzieć się z telewizji, że odchodzi z klubu grać za granicę. Widziałem się z taką tuż po meczu, który był jej ostatnim w sezonie, więc pytam, czy miała zamiar do mnie przyjść? I tu nie chodzi nawet o to, żeby podziękowała. Pytam, czy ciężko było się spotkać, powiedzieć: "trenerze dostałam taką i taką propozycję i odchodzę". Powiedzieć chociaż "do widzenia"? Na co wzruszając ramionami odpowiedziała: "pewnie w końcu bym przyszła". Nie potrafiłem zrozumieć tego, jak osoba, dla której tyle zrobiłem, tak się może zachować...

– Psycholog z telefonem do przyjaciela...
– Właśnie, dopiero specjalista sprawił, że zaakceptowałem fakt, że ona nie mnie zawdzięcza to wszystko, ale sobie. Psycholog mi mówi, że ty ją tak naprawdę tylko inspirowałeś, kierowałeś, mówiłeś to i to, ale to ona walczyła, to ona osiągnęła sukces. Ja nie mam prawa oczekiwać od kogokolwiek wdzięczności, bo to co robię, to robię tak naprawdę dla siebie, a nie dla nich. Dla swojej pasji, zadowolenia, psychiki, jakkolwiek by to nie zabrzmiało.

– Proces długofalowy?
– To wszystko trzeba sobie poukładać w głowie, ale najpierw trzeba mieć tego świadomość. Mnie się to udało po kilku spotkaniach, rozmowach. Natomiast od tamtej pory minęło kilka lat, a życie się jeszcze bardziej zbrutalizowało. Pieniądz zaczyna rządzić kobiecą piłką, pojawiają się kombinacje i inne sprawy. Największe zło to menedżer. Jest to słowo, którego wolałbym nie znać.

– Pijawki? Ponoć żyć się z nimi nie chce, ale żyć bez nich nie można...
– Jak nie można?! Skoro sam dla zawodniczek jestem w stanie załatwić fajny klub i nie wezmę za to ani złotówki! Menedżerowie nie zawsze mają dobre intencje i dobro zawodniczki nie zawsze jest dla nich ważne, często namawiają dziewczyny do złych rzeczy tylko po to, aby osiągnąć korzyść.

– Te grzeszki to?
– Na przykład nakłaniają do rozwiązywania kontraktów z winy klubów. Kłamią, podpowiadają kruczki prawne, co i jak obejść. Wszystko po to, aby mogły odejść bez ekwiwalentu za wyszkolenie. Za Ewę Pajor pieniądze wziął menedżer, który zobaczył ją w telewizji i jak jej powiedział - zakochał się w jej grze. Ewa była u nas 10 lat i jeżeli jakiekolwiek pieniądze się należały to Medykowi, a nie jemu.

– Trochę nam się maluje obraz człowieka walczącego z całym światem, a jeśli tak, to dlaczego nadal piłka nożna kobiet jest obudowana w stereotypy, w męskie ramy, jest pod męską ręką.
– Ostatni bastion męskiego szowinizmu, pokazanie swojej pozycji...

– To dlaczego to się nie zmienia?
– Mentalność i stereotypy zmienia się latami. To walka z wiatrakami.

– To jak pan Roman kruszy ten mur?
– Uważam, że kobieta ma takie samo prawo grać w piłkę nożną i robić tysiąc innych rzeczy na tym samym poziomie co mężczyzna i na równych warunkach. Ten problem jest w całym żeńskim sporcie, różny w zależności od dyscypliny. Podam przykład.

– Wraca pan do ataku...
– Długo nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego moje nie zdobywają wyróżnień w plebiscytach organizowanych przez konińskich dziennikarzy. Dlaczego piłkarka nie może takiego plebiscytu wygrać?! A zawodniczka tenisa stołowego z regionu, występująca w drugiej lidze go wygrywa. Dlaczego, kiedy w Polsce pojawił się kobiecy boks, to po roku pani wygrywa plebiscyt lub dostaje inne wyróżnienie? Spędziłem wiele czasu na dyskusjach z lokalnymi dziennikarzami, z którymi często mamy różne zdanie.

– Wniosek końcowy?
– A taki, że fajnie jest pójść na starcie bokserskie kobiet i oglądać jak się biją, krew się leje, a facetom się to podoba. Pewne dyscypliny panie mogą uprawiać, niektóre wręcz powinny, a na piłkę nożną kobiet patrzy się krzywo. A zresztą, o wszelkich plebiscytach mam swoje zdanie. Regulaminy ustalają organizatorzy. Czytelnik lub widz ma jeden głos, a dziennikarz tysiąc. Niejedną rozmowę na ten temat już prowadziłem.

– Żadnego miejsca dla piłkarki na podium nie było?
– Kiedyś chyba Natalia Chudzik była druga, ale później zmieniono zasady. Zrobiono plebiscyt na najlepszego i najpopularniejszego. Jeden z nich wygrała moja podopieczna. Kobiecy boks fajnie się ogląda, więc niech walczą, trenują, niech się biją. Kobietom w piłkę grać nie wolno i basta. Nie ten poziom, nie ta liga.

– Kiedy zmiany?
– Kiedy zmieni się podejście na górze i to nie tylko w kraju. Gdzieś dzieje się to szybciej, a u nas wolniej. Bez zmian na szczycie nie będzie zmian na dole.

– Odejdźmy od tego. Dla zdrowia. Kobiecej piłki w Koninie by nie było bez pana Romana, ale i Jaszczaka nie byłoby w żeńskiej piłce, więc tu gdzie jest, bez kobiet. Anna Gawrońska to jedna z kluczowych postaci w pana działalności piłkarskiej, prezesowskiej oraz sportowej.
– Anna Gawrońska jest podobna do mnie. Kocha piłkę nożną, piłka jest dla niej całym światem.

– A jej historia w Medyku?
– Zacznijmy od tego, że Ania przez długie lata nie dostawała zgody rodziców na grę w piłkę nożną. Dopiero jak zaczęła licencjat w Poznaniu, to zapisała się do Ateny Poznań. Grała tam bodajże dwa lata, później przyszedł gorszy czas dla klubu, a że byłem w stałym kontakcie z trenerem Januszem Stępczakiem, to usłyszałem o niej.

– Pojechał pan po nią do Poznania...
– Pojechałem, rozmawiałem. Ania skończyła zdobywanie wykształcenia, była już trenerem. Jednocześnie okazała się pasjonatką, tak jak i ja. Mieliśmy i mamy bardzo podobne podejście do futbolu kobiet. Dogadaliśmy się bez problemu. Reszta jest historią. Ma dom w Koninie, aktywnie działa i zostanie w Medyku jako trener. Nadal jednak czekam na kogoś, kogo uda mi się wychować na prezesa.

– Jak może być prezes i trener Jaszczak, to może być trener i prezes Gawrońska?
– Ania na razie deklaruje, że nigdy nie będzie prezesem. Myślę, że spędzi całe życie na boisku, bo jest do tego stworzona.

– Prezes starej daty, następcy na horyzoncie brak, a pięćdziesiątka klubu coraz bliżej. W tym roku trzydziestopięciolecie Romana Jaszczaka i Medyka Konin. Jak zmienił się pan na przestrzeni tych lat? Jak kobieca piłka zmieniła trenera i prezesa...
– Zmieniałem się razem z nią. Skoro piłka nożna kobiet zaczęła się profesjonalizować, a co za tym idzie zawód trenera, to nie też nie miałem innego wyjścia. Kolejne studia, kursy, studia podyplomowe I i II stopnia, licencja UEFA, chociaż...

– Znowu pod górkę?
– Koledzy z męskiej piłki, którzy byli ze mną na kursie, otrzymali licencję UEFA Pro, a ja tylko UEFA A. Do tej pory w PZPN nikt nie jest mi w stanie tego wytłumaczyć.

Roman Jaszczak, (fot. KKPK Medyk)
Roman Jaszczak, (fot. KKPK Medyk)

– Wróćmy do charakteru...
– Kiedyś byłem nieśmiały. Działania, które można nazwać walką, spowodowały, że się przełamałem. Na pewno wszystkie te lata, różne przeciwności skutkowały tym, że stawałem się coraz bardziej uparty i konsekwentny. Myślę, że dziś jestem człowiekiem dojrzałym, stabilnym. Trudno jest się jednak samemu oceniać. Jedno się nie zmieniło, ciągle walczę o kobiecy futbol.

– Końca nie widać...
– Walka nakręca, być może dlatego, że moja drużyna często zajmowała drugie miejsce powodowało chęć bycia jeszcze lepszym. Jak było wicemistrzostwo, to chciało się być mistrzem i tak dalej. Jednak na pewno pozwoliło mi to nabrać pewności siebie. A niełatwo jest być trenerem i prezesem jednocześnie.

– Ale pan osamotniony nie jest, bo przecież mamy obecnie dyrektora i trenera w jednej osobie...
– Fakt, ale piłka męska już nie jest dla mnie.

– Z rozwojem osobistym, rozwojem klubu, sukcesami, nie było propozycji, aby opuścić Konin?
– Były i to niejedne, chociażby oferta objęcia stanowiska trenera w jednym z klubów w Rosji.

– Co zadecydowało o pozostaniu?
– W dużej mierze sprawy rodzinne i organizacyjne. Po pierwsze musiałbym wziąć roczny urlop bezpłatny w szkole, a do tego sprawowałem wtedy kilka funkcji. Gdybym wyjechał, to w perspektywie życia byłaby to tylko chwila. Wróciłbym może po roku, może po dwóch latach i musiałbym wiele spraw układać od nowa. Po analizie "za" i "przeciw" decyzja mogła być jedna i żadne pieniądze by tego nie zmieniły.

– Życie również to zweryfikowało...
– Chociażby to, że nie zostałbym nigdy selekcjonerem kadry narodowej. Gdybym wyjechał, to by się nie wydarzyło, bo wszystko zbiegło się w czasie.

– Zaczęliśmy tę rozmowę od elektryka maszyn i urządzeń górnictwa odkrywkowego. Konin to typowe miasto przemysłowe z czasów bloków z wielkiej płyty i kultu pracy dla dobra ogółu. Jak zmienił się?
– Konin jest inny, niż był kiedyś jako miasto przemysłowe i wojewódzkie. Po reformach administracyjnych podupadł, znacząco spadła rola przemysłu, pozamykano zakłady takie jak huta aluminium, która zatrudniała tysiące. Konin stał się spokojniejszy, cichszy. Jedyne, co się nie zmienia, to nasz stadion, na którym jesteśmy dzięki uprzejmości MOSiR-u od 25 lat.

To może coś dopowiem...


– Proszę...
– Medyk zaczynał na trawniku o powierzchni trzydzieści na dwadzieścia metrów, w kształcie przypominającym trójkąt. Nigdzie indziej nie chciano nas wpuścić. Dopiero później, po kilku latach pan Franciszek Grey, ówczesny dyrektor Cukrowni „Gosławice” wpuścił nas bezpłatnie na boisko. Jedyne, co musiałem robić, to o obiekt dbać, kosić trawę i takie tam. Robiłem to sam, łącznie z sypaniem linii i zakładaniem siatek przed meczem. Konin jako miasto dla kogoś w moim wieku jest jednak dobrym miejscem do życia..

– Jakie wyzwania ma jeszcze Roman Jaszczak w tym spokojnym mieście?
– Odzyskać tytuł, zagrać w Lidze Mistrzyń, ale o to będzie trudno, bardzo trudno, nie tak jak kiedyś. Jaszczak i Medyk to uczciwa i rzetelna praca. Od rana do wieczora. Dalej w przyszłość już nie wybiegam.

– 35 lat w jednym zakładzie pracy, a więc wszystkiego najlepszego!
– Bardzo dziękuję. Jeśli przy okazji tego jubileuszu sam mógłbym sobie coś życzyć to może tego, aby Medyk był europejskim klubem, żeby stadion się zapełniał, a polska kobieca piłka była silniejsza, kiedy mnie już nie będzie…

Gra dla PSG, kibicuje Barcelonie, a uwielbia...
Paulina Dudek (fot. GettY)
Gra dla PSG, kibicuje Barcelonie, a uwielbia...

Zobacz też
Świetne wieści dla mistrza Polski ws. europejskich pucharów
Radość piłkarek z Katowic (fot. GKS Katowice kobiety).

Świetne wieści dla mistrza Polski ws. europejskich pucharów

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Poznaliśmy rozstrzygnięcia w piłkarskiej Ekstralidze kobiet
Ekstraliga (fot. MediaNews)

Poznaliśmy rozstrzygnięcia w piłkarskiej Ekstralidze kobiet

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Polski zespół powstał 4 lata temu. Teraz zagra na najwyższym szczeblu i mierzy w LM
Radość piłkarek Lecha Poznań UAM wraz z kibicami (fot. Radosław Laudański)
polecamy

Polski zespół powstał 4 lata temu. Teraz zagra na najwyższym szczeblu i mierzy w LM

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Mistrz Polski znany dwie kolejki przed końcem sezonu!
GKS Katowice z tytułem mistrzyń Polski (fot. 400mm.pl)

Mistrz Polski znany dwie kolejki przed końcem sezonu!

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Liderki nadal niepokonane! Szesnaste zwycięstwo z rzędu
Piłkarki GKS-u Katowice są nie do zatrzymania (fot. 400mm

Liderki nadal niepokonane! Szesnaste zwycięstwo z rzędu

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
To już koniec! Klub wycofał się z rozgrywek, PZPN potwierdza
Trener drużyny z Częstochowy Szymon Mlynek (fot. 400mm.pl/Anna Langowska)

To już koniec! Klub wycofał się z rozgrywek, PZPN potwierdza

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Górniczki się nie zatrzymują! Udany debiut trenera
Piłkarki Górnika prezentują wysoką formę na początku rundy wiosennej (fot. 400mm)

Górniczki się nie zatrzymują! Udany debiut trenera

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Trwa dominacja GKS-u. Dwunaste zwycięstwo w sezonie!
GKS Katowice zanotował kolejne zwycięstwo (fot.

Trwa dominacja GKS-u. Dwunaste zwycięstwo w sezonie!

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Polski klub poznał rywali w europejskich pucharach
Piłkarki Pogoni Szczecin są mistrzyniami Polski (fot. 400mm)

Polski klub poznał rywali w europejskich pucharach

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Zapadła decyzja. Polskie kluby dostaną pieniądze od PZPN-u!
Cezary Kulesza, stadion Pogoni Szczecin (fot. PAP)

Zapadła decyzja. Polskie kluby dostaną pieniądze od PZPN-u!

| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Polecane
Najnowsze
Nauczyciel z Nowej Zelandii pogrążył milionerów [WIDEO]
Nauczyciel z Nowej Zelandii pogrążył milionerów [WIDEO]
| Piłka nożna 
Piłkarze Auckland City sensacyjnie zremisowali z Boca Juniors. Historycznego gola dla Nowozelandczyków zdobył Christian Grey (fot. Getty Images)
Sportowy wieczór (24.06.2025)
Sportowy wieczór (24.06.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (24.06.2025)
| Sportowy wieczór 
Niewiadoma, Majka... Gwiazdy na starcie kolarskich mistrzostw Polski [WIDEO]
(fot. Getty Images)
Niewiadoma, Majka... Gwiazdy na starcie kolarskich mistrzostw Polski [WIDEO]
| Kolarstwo / Kolarstwo szosowe 
Po marzenia! X Mistrzostwa Świata Dzieci z Domów Dziecka [WIDEO]
Mistrzostwa świata dzieci z domów dziecka
Po marzenia! X Mistrzostwa Świata Dzieci z Domów Dziecka [WIDEO]
| Piłka nożna 
Upadek spadkowicza z 1. ligi. Prezes zwolnił wszystkich... mailem [WIDEO]
(fot. Kotwica Kołobrzeg)
Upadek spadkowicza z 1. ligi. Prezes zwolnił wszystkich... mailem [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Polskie kluby patrzą na Zachód. Będą jak Man City i Red Bull? [WIDEO]
(fot. Legia Warszawa)
Polskie kluby patrzą na Zachód. Będą jak Man City i Red Bull? [WIDEO]
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Niespodzianka w meczu Bayernu. Znamy kolejną parę 1/8 finału KMŚ [WIDEO]
Na głównym planie: Leandro Barreiro i Joao Palhinha (fot. Getty Images)
Niespodzianka w meczu Bayernu. Znamy kolejną parę 1/8 finału KMŚ [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Do góry